W trakcie mistrzostw świata w Chinach po parkiecie biegało czternastu Polaków. Dwunastu koszykarzy i dwóch sędziów. Koronawirus zmienił sytuację każdego z nich. Prawdopodobnie najmocniej wpłynął na los arbitrów – Wojciecha Liszki i Michała Proca. Nie ma meczów, nie ma nominacji, nie ma pieniędzy.
Trwający okres spędzają jak większość. Siedzą w domu i myślą o tym, co może przynieść jutro. – Bardzo się ucieszyłem kilka dni temu, gdy w cyklu Classic Games na Facebooku FIBA zobaczyłem spotkanie Turcja – USA z mundialu. Mecz pamiętny, nasza decyzja o faulu dała wolne, po których Amerykanie doprowadzili do dogrywki. To super wspomnienia, ale trzeba myśleć o przyszłości – opowiada Liszka, który w trakcie mistrzostw świata sędziował też między innymi Grekom i odgwizdał piąty faul Giannisa Antetokounmpo w starciu z Czechami.
Od ich ostatnich występów mija kilkanaście dni. Proc wybiegł na parkiet w Sopocie w ramach Polskiej Ligi Koszykówki, a Liszka uczynił to w Burgos – w spotkaniu Ligi Mistrzów. Obecnie wiadomo już, że krajowa ekstraklasa zakończyła sezon. Europejskie Puchary mogą jeszcze wrócić, ale arbiter ze Szczecina nie wierzy w taką ewentualność. – Trzeba patrzeć realistycznie. Odwołano igrzyska i konsekwentnie inne organizacje będą musiały podążać tą ścieżką. Kilka dni temu sekretarz i prezydent FIBA wydali oświadczenie, że nie podejmą się wysłać sportowców tam, gdzie nie wysłaliby własnych dzieci. Myślę, że ta idea będzie przyświecać organizatorom. Spójrzmy nawet na ligę chińską. Miała ruszyć 1 kwietnia, potem 15 kwietnia, ostatecznie termin przesunięto na maj – zauważa.
Brak spotkań w ich przypadku oznacza po prostu brak zarobków płynących z tego tytułu. – Dla sędziów takich jak ja, którzy w większości budżet domowy opierają o sędziowanie, powstał duży problem. Jesteśmy odcinani od dużej części przychodów – zaznacza Proc. – Wszyscy, którzy nie mają innej pracy, pozostali w tej chwili bez źródeł dochodów. Nie ma umów, które sankcjonowałyby nasz związek z organizacjami – wtóruje mu Liszka.
Dziś w najlepszym położeniu są ci arbitrzy, którzy prowadzą inną działalność. Tyle tylko, że połączenie pracy z sędziowskim fachem udaje się niewielu. Liczne wyjazdy, zwykle co trzy dni, zamykają możliwość zatrudnienia w wielu firmach. – Od kilku lat jest duże ciśnienie, abyśmy skupiali się na profesjonalizacji w stu procentach. Staramy się więc poświęcać całe życie, aby dostarczyć jak najlepszy serwis zawodnikom. Sytuacja z koronawirusem pokazuje jednak, że ciężko stać na jednej nodze, gdy nie ma ona odpowiednich fundamentów – analizuje Liszka.
– Prowadzę małą działalność, chodzi o bazy danych. Daje mi to poczucie komfortu, choć też znikomego, bo nie wiadomo co dalej z gospodarką – ocenia Proc i dodaje: – W tej chwili intensywnie rozsyłam CV. Szukam pracy na przeczekanie, jak wróci koszykówka to będę myślał jak to połączyć, a jak się nie uda to praca na pewno przegra. Daje mi to wszystko do myślenia. W ogóle życie teraz stało się puste. Nie ma basketu, nie mogę iść na mecz mojej córki, która gra w kosza. Tego mi żal – przyznaje. W ten sposób uczestnik mundialu, należący do grupy czołowych arbitrów w jednej z najbardziej popularnych gier zespołowych na świecie, musi rozglądać się za nowym zajęciem.
U Liszki sytuacja wygląda nieco inaczej. – Szukam alternatywy zarobkowej i staram się utrzymać formę. Nie spoglądam tak daleko w przyszłość, bo nie wiemy co się stanie. Na pewno dla każdego zabezpieczenie bytu rodziny będzie nadrzędne. Dla nas koszykówka to pasja, coś co kochamy robić, ale teraz musimy myśleć jak zapewnić pieniądze naszym najbliższym – zaznacza arbiter, który poza sędziowaniem zaangażowany jest w branżę hotelarską, która również cierpi ze względu na pandemię. – Sytuacja nie jest łatwa, nie wiemy jaki świat wyłoni się po tym wszystkim. Prowadzę firmę i wierzę, że przetrwa kryzys. Po każdej burzy wychodzi słońce – stwierdza z nadzieją.