To mógłby być kolejny dzień w biurze, mecz na boisku lub sklepowy obchód. I nagła, wymuszona, zmiana rytuałów. Pozostaje refleksja i docenianie tego co było. Sobota to przecież Bundesliga, Ekstraklasa, a potem nocny boks. Pewnie solidarnie, tym razem bez podziałów, wszyscy chcemy powrotu do "życia zastępczego". Nie tylko ze względu na umiłowanie sportu, ale przede wszystkim z potrzeby normalności.
Przełożone mistrzostwa Europy w piłce nożnej, igrzyska olimpijskie, odwołane dziesiątki imprez pięściarskich w ostatnich tygodniach. Wychodząc poza obszar sportu, bo on przecież nie jest teraz najważniejszy, w życiu codziennym jest jeszcze więcej punktów, których do normalnych nie zaliczymy.
Zastanawiam się, czy można ironizować ze sportu w czasie pandemii? Nie, bo to ważna gałąź gospodarki, miejsce zatrudnienia nie tylko zawodników ze znanymi twarzami, ale też szeregowych pracowników administracji i tak dalej… I rywalizacja tak często postrzegana w kategoriach kultu.
Tragicznie zmarły chorwacki koszykarz Drazen Petrović opowiadał, że nie ma życia bez miłości do basketu, bo o nim myśli, gdy wstaje i z nim kończy dzień. Warto poznać Petrovicia i jego jugosłowiańskich kompanów w filmie "Bracia" emitowanym w TVP Sport. Wzruszające kino na kanwie wojny na Bałkanach. Nawet w narastającym konflikcie sport był wspólnym mianownikiem, ale niestety również zapalnikiem. I to pozostaje przestrogą.
Okno na świat? Uchylasz, policja przejeżdża, a z megafonu słyszysz apel o pozostanie w domu dla bezpieczeństwa swojego i najbliższych. "W związku z ogłoszoną epidemią…". Brzmi ponuro, budzi skojarzenia, ale należy i trzeba się stosować. To nie jest czas dla tych, którzy lubią być w opozycji do zdrowego rozsądku.
Tym bardziej dziwi więc lekkomyślność tych, których głos jest słyszany donośniej. Aleksandr Usyk, były absolutny mistrz świata wagi junior ciężkiej, mówi o tym, że sposobem na koronawirusa jest odpowiedni zasób świeżego powietrza, a panika jest niewspółmierna do zagrożenia. Nie sądzę, by akurat on wynalazł szczepionkę. Z drugiej strony czytam przygnębiające raporty z Włoch czy Hiszpanii. Sportowa wielkość nie zwalnia z myślenia i odpowiedzialności za słowo!
Boks i pandemię można zilustrować kartką z kalendarza. Dokładnie 28 lat temu Lennox Lewis spotkał się z Shannonem Briggsem w obronie mistrzowskiego tytułu WBC wagi ciężkiej. W pierwszej rundzie był na krawędzi niespodziewanego nokautu, cudem broniąc się przed deskami. Przetrwał, by w sposób zimny i wyrachowany znokautować rywala. Oby scenariusz powtórzył się w naszym pojedynku z tym niewidzialnym oprychem.