Gdyby życie toczyło się normalnym rytmem, Hugo Gaspar w tej chwili prawdopodobnie odbywałby kolejny siatkarski trening. Zawodnik Benfiki Lizbona musiał jednak w pełni poświęcić się drugiej pracy i w ostatnich dniach nie ściąga lekarskiego fartucha. – Musiałem zostawić rodzinę, by nie narażać ich zdrowia – powiedział w reportażu przygotowanym przez "Diario de Noticas".
W ostatnich latach 37-letni atakujący, mierzący 201 centymetrów wzrostu, łączył grę w reprezentacji Portugalii i Benfice Lizbona z byciem lekarzem rodzinnym w Centrum Zdrowia Travessa de Saude. Polscy fani doskonale pamiętają go zapewne z grudniowego spotkania Ligi Mistrzów. Gaspar poprowadził swój zespół do sensacyjnego zwycięstwa 3:1 nad VERVĄ Warszawa ORLEN Paliwa i otrzymał statuetkę MVP. Teraz głowę zaprząta mu nie sport, a pomoc chorym.
– W tej chwili jestem jedynie lekarzem, poświęcam się temu w dwustu procentach – przyznał. Kolejne tygodnie będzie musiał spędzić sam, bo ze względu na możliwość zakażenia koronawirusem zdecydował się opuścić rodzinę. – Chcę ich chronić. Na podobny krok zdecydowało się większość moich kolegów, lekarzy, pielęgniarek i osób pracujących w służbie zdrowia. Nie będzie mnie z rodziną trzy lub cztery tygodnie. Dobrze, że jest technologia, która pozwala na kontakt z dalszych odległości. Jednak kiedy ma się małe dzieci, nie da się tego zastąpić – dodał ojciec trzy i siedmiolatka.
Gaspar w karierze grał też w rozgrywkach Serie A i w 2005 roku w Sisleyem Treviso zdobył mistrzostwo oraz Puchar Włoch. Na koncie ma też wiele medali rozgrywek w Portugalii, a z reprezentacją w 2007 roku wywalczył srebrny medal Ligi Europejskiej, podczas której zostały wybrany na pozycję najlepszego atakującego. Jego Benfika była też liderem ligi portugalskiej, ale rozgrywki zostały zawieszone na początku marca. U dwóch kolegów Gaspara z pracy wykryto koronawirusa, przez co siatkarz musiał odbyć 14-dniową kwarantannę przed powrotem do gabinetu lekarskiego.
– Sport jest teraz na dalszym planie. Musimy zrobić wszystko, żeby zatrzymać pandemię. W przeciwnym wypadku szkody będą ogromne. Ludzie myślą, że choroba jest daleko od nich, ale w każdej chwili może zapukać do ich drzwi. Zazwyczaj reagujemy dopiero, gdy czujemy zagrożenie na własnej skórze. W tym wypadku trzeba działać wcześniej – tłumaczy w rozmowie z portugalskimi mediami.
Gaspar, który miał okazję grać na włoskich boiskach, odniósł się też do sytuacji w Italii, która nie radzi sobie z pandemią. Liczba ofiar rośnie tam w zastraszającym tempie. – Nie miałem okazji porozmawiać z nikim bezpośrednio, ale śledzę wydarzenia dzięki mediom. Jest tam dramatycznie i wskaźniki śmiertelności zdecydowanie przekraczają to, co widzieliśmy w innych krajach. Zareagowali za późno i stali się bardzo podatni. Boję się, że możemy mieć w Portugalii podobny problem, bo jesteśmy jednym z krajów o najstarszej populacji. Żaden kraj nie był na to przygotowany. Teraz rozumiem, dlaczego Chiny, Japonia czy Korea podejmowały wręcz dyktatorskie decyzje – zauważył.
Siatkarz w miejscu w którym pracuje także będzie musiał stykać się z osobami, które są potencjalnymi nosicielami wirusa. – Ośrodki zdrowia będą teraz zajmować się pacjentami podejrzanymi o zakażenie COVID-19. To wszystko ma coraz większe rozmiary, więc szpitale nie są już wydajne. Jako lekarze jesteśmy na pierwszej linii frontu i wiemy, że wiele się od nas wymaga. Jeśli sytuacja się pogorszy, będzie jeszcze większe zapotrzebowanie na lekarzy i personel medyczny – dodał.
Mimo ogromu obowiązków Gaspar nie zapomina, że wciąż jest czynnym sportowcem i stara się w wolnych chwilach dbać o formę. – Kiedy byłem na kwarantannie poświęcałem minimum godzinę dziennie na ćwiczenia. Jako sportowiec naprawdę muszę być ostrożny. Dbałem jednak o bezpieczeństwo i higienę w domu, przestrzegałem zaleceń. Doszło do sytuacji, w której nawet nieświadomie, opiekując się, możemy kogoś zarazić – powiedział.
Dziennikarze zapytali też siatkarza, czy nie żałuje decyzji o zostaniu lekarzem. – Kiedyś miałem dobrą ofertę, ale zrezygnowałem z obawy, że zostanę wyrzucony ze studiów. Przedłożyłem medycynę na sport i nie mam wątpliwości, że zrobiłem słusznie – zakończył.