Wielu żużlowych kibiców myślało, że to primaaprilisowy żart. Hans Nielsen, ówczesny mistrz świata, 1 kwietnia 1990 roku zadebiutował w Motorze. Tamten dzień wspomina Witold Miszczak, ówczesny kierownik redakcji sportowej TVP 3 Lublin. Przy okazji przypomina, że Lublin przecierał nie tylko żużlowe szlaki. Już kilkanaście lat wcześniej w Starcie Lublin zagrał koszykarz, który próbował bez skutku podbić NBA. W Polsce kojarzony także z występu w filmie "Miś".
1 kwietnia 1990 roku zapisał się w sportowej historii Lublina. 30 lat temu w plastronie Motoru pojechał żużlowy mistrz świata – Hans Nielsen. Jak doszło do jego zatrudnienia, jaka atmosfera panowała w mieście i wreszcie jak Duńczyk spisał się w debiucie? Oddajmy głos Witoldowi Miszczakowi, ówczesnemu kierownikowi redakcji sportowej TVP 3 Lublin, którego wysłuchał Tomasz Jasina.
– Pomysłodawcą był kierownik Motoru – Tadeusz Supryn. Rozmowy z Nielsenem prowadził z kolei Janusz Kaczmarek, znany sędzia żużlowy z Poznania. Pomogło to, że znał się wcześniej z Duńczykiem. Debiut zaplanowano 1 kwietnia 1990 roku, ale informacja pojawiła się kilka tygodni wcześniej. Nie wszyscy uwierzyli. Nic dziwnego, skoro mecz był wyznaczony w prima aprilis...
Na stadionie pojawiło się ponad 25 tysięcy kibiców. Kto nie zmieścił się na trybunach, oglądał mecz z... góry. Wokół rosły topole i kibice wchodzili na nie, żeby zobaczyć mistrza świata.
O randze wydarzenia niech świadczy fakt, że na Okęciu mistrza świata powitała nie tylko delegacja z Lublina, ale także Milicja Obywatelska (kilka tygodni później przekształcona już w Policję). Miała eskortować go najpierw do hotelu, a później na stadion.
– Miasto od rana było okupowane przez ludzi, którzy stali wzdłuż ulic. Oczy wszystkich były skierowane w stronę Warszawy, skąd miał przyjechać Nielsen. Na stadionie pojawił się około 1,5 godziny przez meczem. Rywalem Motoru był tego dnia ROW Rybnik, brązowy medalista ubiegłego sezonu – wspomina Witold Miszczak.
Ile osób pojawiło się 1 kwietnia 1990 roku na stadionie? Oficjalnie mógł pomieścić około 10-12 tysięcy widzów. Chętnych było jednak o wiele więcej. – Myślę, że na stadionie pojawiło się wtedy ponad 25 tysięcy kibiców. Kto nie zmieścił się na trybunach, oglądał mecz z… góry. Wokół rosły topole i kibice wchodzili na nie, żeby zobaczyć mistrza świata.
Jak na mistrza świata przystało, Duńczyk nie zawiódł na torze i poprowadził Motor do ligowego zwycięstwa 50:40. – Spisał się prawie doskonale. Prawie, bo przegrał jeden wyścig – wyprzedził go Eugeniusz Skupień. Zdobył w sumie 14 punktów i wywołał euforię na trybunach. Niesamowicie zmobilizował także innych żużlowców Motoru. Tyle samo punktów zdobył Dariusz Śledź, dziewięć plus bonus Jerzy Głogowski, a cztery Jerzy Mordel.
Pierwszy był koszykarz znany z filmu "Miś"
Hans Nielsen miał duży wpływ na całą drużynę nie tylko w tym meczu. – W pierwszym sezonie pojechał w czterech spotkaniach Motoru, ale już w kolejnym – w dziewięciu. Z nim w składzie drużyna zdobyła w 1991 roku wicemistrzostwo Polski. Niewiele brakowało do złota… Szkoda, ale srebro i tak było wielkim sukcesem.
Wkrótce śladami Motoru poszły inne drużyny i również sięgnęły po utytułowanych żużlowców z zagranicy. To jednak Lublin przetarł szlak i zapisał się w historii. Zresztą nie po raz pierwszy… Zaczęło się w latach 70. W koszykarskiej drużynie Startu Lublin pojawił się wtedy Amerykanin Kent Washington. Kibice mogą go pamiętać także z epizodu w filmie "Miś" i cytatu Ryszarda Ochódzkiego "Jak byłem młody to też grałem w kosza".
– Był ewenementem, kimś nowym i niespotykanym w tamtych czasach w Polsce. Z racji wzrostu i kontuzji bez szans w NBA, ale u nas świetnie się odnalazł. Potrafił bawić się koszykówką i sprawiał kibicom wiele radości. A wracając do Nielsena... Chciałbym go jeszcze kiedyś zobaczyć na żużlowym motocyklu. Wiem, że obiecał żonie, że już nigdy nie wsiądzie, ale może zmieni zdanie. Takie mam marzenie.