Różne dyscypliny w różny sposób radzą sobie z pandemią koronawirusa. Jako jedni z ostatnich o organizację wydarzeń sportowych walczą właściciele polskich i światowych federacji mieszanych sztuk walki. W sporcie, gdzie trudno szukać jednego organu nadrzędnego jak FIFA czy UEFA, każda z organizacji szuka własnej drogi na przetrwanie trudnych czasów. Transmitowanie gal bez udziału publiczności nie jest rozwiązaniem dla każdego...
Kłopoty federacji MMA w związku z koronawirusem przybierają różne formy. Wszystkich w mniejszym lub większym stopniu dotyczą ograniczenia dotyczące organizacji wydarzeń sportowych i liczby osób przebywających w jednym miejscu. W niektórych przypadkach w grę wchodzą jeszcze inne czynniki.
Kilka dni temu wydawało się, że niemal bez szwanku z obecnej sytuacji może wyjść UFC. Najpotężniejsza organizacja MMA na świecie posiada własne studio telewizyjne w Las Vegas, gdzie bez udziału publiczności miały odbyć się gale przeniesione z Londynu, Ohio i Columbus. Zanim do tego doszło, gubernator stanu Nevada zaostrzył obowiązujące obostrzenia – zamiast 50, obecnie nie można tam organizować zgromadzeń powyżej 10 osób, co uniemożliwia przeprowadzenie gali MMA. Obecnie Dana White desperacko walczy o doprowadzenie do gali UFC 249. Niestety, niemal na pewno nie dojdzie do wyczekiwanej od lat w środowisku walki Chabiba Nurmagomiedowa z Tonym Fergusonem o pas wagi lekkiej. Rosjanin utknął w swojej ojczyźnie i poinformował, że nie może opuścić kraju.
Gala bez publiczności? Nie każdy ma taką możliwość
Gale bez udziału publiczności nie są opcją dla wszystkich. Jak powiedział TVPSPORT.PL Artur Ostaszewski, menadżer m.in. startującego w UFC Bartosza Fabińskiego czy też walczącego pod szyldem ACA Piotra Strusa, niektóre organizacje są bardziej uzależnione od wpływów z biletów od innych. – Są takie federacje, które mają kilka niezłych nazwisk, ale karty walk uzupełniają lokalnymi zawodnikami, dobranymi konkretnie pod daną galę, wywodzących się z tamtejszych klubów. Dla nich organizacja wydarzeń bez publiczności, na przykład w systemie pay-per-view, nie ma wielkiego sensu – stwierdził. Aby przetrwać, niektórzy muszą skupić się na szukaniu innych źródeł przychodów. – Przykładem mogą być organizacje bazujące na wsparciu jednego, silnego sponsora, lub też lokalnych samorządów – dodaje.
Już teraz wiadomo, że gal bez publiczności nie zamierza transmitować wywodząca się z Rosji ACA, która ma zakontraktowanych wielu Polaków, w tym wspomnianego Strusa czy też Daniela Omielańczuka. – Przełożyliśmy trzy gale. Wstępnie zakładamy, że mają odbyć się latem, choć sytuacja jest oczywiście dynamiczna i na bieżąco śledzimy sytuację – powiedział nam menadżer ACA na Europę, Baysangur Edelbiev. Jedna z odwołanych gal była zaplanowana na 24 kwietnia na warszawskim Torwarze, a w walce wieczoru Strus miał zmierzyć się z Rafałem Haratykiem. – Prowadzimy rozmowy z ludźmi zarządzającymi Torwarem. W grę wchodzi termin w okolicach sierpnia-września – skomentował Edelbiev.
Due to the ban on mass events, we are postponing tournaments in Moscow, St. Petersburg and Warsaw to new dates.
— ACAMMA (@ACA_League) March 17, 2020
ACA 106 in St. Petersburg will be held on August 21, ACA 107 in Moscow on July 24, in Warsaw the date will be known later. All previously purchased tickets are valid! pic.twitter.com/wOCoT3uYuy
Jednocześnie zaznacza, że władze federacji nie rozważają pójścia drogą UFC i transmisji gal bez udziału publiczności. – W ich przypadku sprawa jest o tyle wygodna, że większość osób, nie tylko zawodników, przebywa na terenie USA. Współpracujemy z fighterami, sędziami czy członkami komisji z całego świata, więc byłoby to bardzo trudne pod względem logistycznym. Co więcej, w Rosji kwarantanna dopiero co się zaczęła – można powiedzieć, że w porównaniu z Polską są trzy tygodnie "w plecy". Musimy czekać na rozwój wypadków – uargumentował Edelbiev.
Zawodnik musi walczyć
Część wydarzeń największych organizacji została przełożona, niektóre całkowicie odwołane. Azjatycki gigant, ONE Championship, początkowo chciał transmitować gale bez udziału publiczności, jednak po pewnym czasie władze zdecydowały się na odwołanie wszystkich imprez do końca maja. Amerykańska PFL poinformowała kilka dni temu o rezygnacji z sezonu 2020. Organizacja ta przeprowadza turnieje MMA w formule pucharowej, a zwycięzca otrzymuje czek w wysokości miliona dolarów.
W tym roku o triumf i odebranie mistrzowskiego pasa z rąk samego Mike'a Tysona miał walczyć Marcin Held. W tym momencie znalazł się pod ścianą. Na pandemii tracą oczywiście nie tylko federacje, ale i zakontraktowani w nich zawodnicy.
Przepisy poszczególnych organizacji różnią się między sobą, jednak w większości z nich fighterzy mają zagwarantowaną minimalną liczbę walk, jaką w ciągu roku musi zaoferować im federacja. W ACA, podobnie jak w UFC, są to minimum trzy starcia. Baysangur Edelbiev zapewnia, że te zapisy pozostaną uhonorowane. – Planujemy w tym roku doprowadzić do piętnastu imprez. Póki co odbyły się tylko dwie, więc będziemy musieli podkręcić tempo w drugiej połowie roku. Wrócimy pewnie do modelu z 2017 roku, gdy potrafiliśmy zorganizować nawet pięć-sześć wydarzeń w ciągu dwóch miesięcy. Nasi matchmakerzy pracują na pełnych obrotach i wciąż pracujemy nad kolejnymi zestawieniami. Nie zostawimy zawodników na lodzie – kończy Edelbiev.