Start podczas igrzysk olimpijskich w Tokio miał być zwieńczeniem sportowej kariery. Halowa mistrzyni świata w skoku wzwyż musi przełożyć plany na kolejny rok. Pytanie, czy 34-latka wytrzyma i spełni marzenia o zdobyciu medalu na najważniejszej lekkoatletycznej imprezie. – Znowu trudno jest się zmotywować i wyjść na trening – mówi Kamila Lićwinko w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Pandemia koronawirusa COvid-19 skomplikowała plany wszystkim polskim lekkoatletom. W tym gronie nie zabrakło Lićwinko. Po macierzyńskiej przerwie najpierw wróciła do rywalizacji w mistrzostwach świata w Doha, następnie chciała podsumować bogatą w sukcesy karierę podczas igrzysk w Japonii. Już teraz wie, że marzenia o olimpijskim medalu będzie musiała odłożyć o kolejnych kilkanaście miesięcy.
Koronawirus a reżim treningowy
– Kolorowo nie jest. Mimo wszystko trzeba organizować zastępczy trening. Na horyzoncie nie widać ani możliwych startów, ani początku sezonu. Niektórym może nawet przydał się taki czas na regenerację organizmu. U mnie jest nieco inaczej. Na co dzień mam dużo wolnego. Reżim treningowy byłby wskazany! Sytuacja na to nie pozwala. Szkoda narażać zdrowie i życie. Siedzimy z rodziną w domu i czekamy na rozwój wydarzeń – stwierdziła.
W 2019 roku w Katarze zajęła piątą lokatę. Była z niej zadowolona, choć zapewniała, że stać ją na walkę o czołową trójkę. Dobre występy kontynuowała także na początku 2020 roku. Sezon halowy należał do bardzo udanych. Nie obyło się bez kontuzji.
Badania wykazały, że pojawił się uraz przyczepu mięśnia błoniastego. Decyzja była konkretna – odpuszczenie kolejnych startów w hali. Na jej szczęście HMŚ w Chinach zostały przełożone. Zawodniczka po kilkunastu dniach rehabilitacji i spokoju powróciła do pełni zdrowia. – Miałam dwa tygodnie przerwy. Mięsień wrócił do pewnej sprawności. Mogę ćwiczyć bez dyskomfortu – dodała.
Halowa mistrzyni świata z Sopotu w lutym została włączona do grupy sportowej wspieranej przez polski koncern paliwowo-energetyczny Orlen. Jest spokojna o komfort przygotowań w kolejnych tygodniach.
– Decyzja o przełożeniu igrzysk nie była super wiadomością. Na pewno znowu trudno jest się zmotywować i wyjść na trening. W tym momencie może być tak, że będziemy się przygotowywać do czegoś, co w ogóle nie zostanie przeprowadzone. Dziwny sezon. Liczę jednak, że większość startów w kolejnych miesiącach zostanie przeprowadzonych zgodnie z planem. Jeśli nie, pozostaje czekać między innymi na Tokio – kontynuowała.
Nie myśli o końcu kariery
W gronie biało-czerwonych to m.in. ona i dyskobol Piotr Małachowski liczyli na udane zwieńczenie startów na międzynarodowych arenach. Sytuacja komfortowa nie jest, ale Polka nie zamierza się załamywać. Na tę chwilę nie widzi przeciwwskazań, by kontynuować karierę. – Trudno było poukładać wszystko w głowie. Do tego dochodzi logistyka, opieka nad dzieckiem. Sama nie wiem, jak potoczą się kolejne miesiące. Już przed tym rokiem było wiele niewiadomych. Myśli o zakończeniu kariery nie ma. Cały czas wierzę, że chociaż w Polsce uda się przeprowadzić jakieś zawody. Trening do tej pory wychodził dobrze, wszystko się układało. Szkoda to zaprzepaścić – zapewniła.
Ból głowy w kolejnych miesiącach będzie miał jej trener, Michał Lićwinko. Harmonogram wydarzeń i kalendarz startów zostały wywrócone do góry nogami. – Michał (mąż zawodniczki – przyp. red.) z tygodnia na tydzień modyfikuje plan przygotowań. Co przepracujemy, to wprowadza drobne zmiany. Układa ćwiczenia, by można je było zrealizować na własnym podwórku. Możliwości są okrojone. Nie ma opcji, by pójść na siłownię czy do COS-u. Trening siłowy albo wytrzymałościowy jest ograniczony – zakończyła.
Igrzyska w 2021 roku potrwają od 23 lipca do 8 sierpnia.
Następne