| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Piłkarskie gwiazdy błyszczące pełnym blaskiem na boiskach Ekstraklasy nie zawsze potrafią dowieść swej klasy po transferze na Zachód. W ostatnich latach było wiele takich przypadków, a najbardziej pamiętne umieściliśmy w naszym czwartkowym topie (link poniżej). Teraz czas na argumenty drugiej strony – top 10 piłkarzy, którzy grają za granicą równie dobrze co kiedyś w Polsce.
Kryteria są trzy. Po pierwsze, bierzemy pod uwagę transfery z ostatnich czterech-pięciu lat. Wcześniejsze czasy to już zamierzchła przeszłość w piłkarskiej rzeczywistości. Inna była wtedy Ekstraklasa, inne były wymagania. Po drugie, mówimy o postaciach, które były naprawdę kluczowe w swoich zespołach. Nie o piłkarzach solidnych, tylko bardzo się wyróżniających. Po trzecie, liczą się transfery do lig wyraźnie lepszych od polskiej.
Trzyosobowa ławka rezerwowych
Dlatego m.in. w top 10 nie znalazł się Marco Paixao, który owszem – w Polsce był jednym z najlepszych napastników, a kapitalne strzeleckie występy kontynuuje w tureckim Altay SK. W zeszłym sezonie zdobył 29 bramek w 33 meczach (!), w tym – 17 w 27. Jego klub gra jednak tylko w drugiej lidze tureckiej, a wcześniej brat Flavio nie poradził sobie w Sparcie Praga.
Również Damian Kądzior świetnie spisuje się w barwach Dinama Zagrzeb. Jego liczby naprawdę imponują, ale czy liga chorwacka jest dużo lepsza od polskiej? Raczej tylko pod względem kwot za jakie sprzedaje piłkarzy... Poza tym Kądzior w Ekstraklasie był wyróżniającym się zawodnikiem Górnika (przez sezon), ale czy nazwalibyśmy go gwiazdą? Niekoniecznie. Dlatego musi zadowolić się miejscem na ławce.
Zresztą podobnie jak Kamil Wilczek – kolejny snajper co się zowie. Ale zanim rozstrzelał się w Broendby Kopenhaga zupełnie "odbił się" od włoskiego Carpi. Poza tym, on wyjeżdżał z kraju już pięć lat temu.
Jan Bednarek
Przypadek absolutnie wyjątkowy. Pierwszy od czasu Roberta Warzychy polski piłkarz z pola, który poradził sobie w Premier League. – Nie przyjechałem tu, by siedzieć na ławce – mówił nam po rekordowym transferze do Southampton, ale na początku musiał się uzbroić w cierpliwość. Miejsce w pierwszym składzie wywalczył pod koniec 2018 roku, po objęciu Świętych przez Ralpha Hasenhuettla. I nie oddał go do dziś. Ma już 57 występów w Premier League i dwa gole, co czyni go najlepszym, polskim strzelcem w lidze angielskich bogaczy. Wcześniej, w Lechu był podstawowym stoperem tylko przez jeden sezon. Przełomowe dla jego kariery okazało się wypożyczenie do Górnika Łęczna.
Bartłomiej Drągowski
Niepokorny i bardzo utalentowany bramkarz, który od 17. roku życia był numerem jeden w bramce Jagiellonii. Trudno było, żeby nie uderzyła mu "sodówka". Zdarzały mu się dziwne zachowania na boiskach Ekstraklasy, miał na pieńku z kibicami innych drużyn, ale w bramce nieraz dokonywał cudów. Bardzo młodo wyjechał do Fiorentiny i choć dwa lata spędził w drużynach juniorskich, to cały czas, konsekwentnie twierdził, że wie, co robi. Wyszło na jego. Po kapitalnym zeszłym sezonie na wypożyczeniu w Empoli wrócił do Violi i na dobre stanął w bramce. Jego konkurent, Alban Lafont, musiał salwować się powrotem do Francji. Dzisiaj "Drążek" to jeden z najlepszych bramkarzy Serie A. A ma przecież tylko 22 lata.
Ondrej Duda
Transferowy majstersztyk Legii. Przyszedł w 2014 roku za 400 tysięcy euro, odszedł dwa lata później za ponad 4 miliony. W Ekstraklasie grywał nierówno – gdy mu się chciało, był najlepszy. Ale nie zawsze mu się chciało. Po transferze do Bundesligi los sprawdzał jego cierpliwość. Pierwsze dwa sezony stracił przez poważne kontuzje, ale w trzecim odpalił. Strzelił 11 goli, dołożył 6 asyst i był jednym z najlepszych pomocników w jednej z najlepszych lig Europy. W styczniu 2020 r. wybrał się na wypożyczenie do Norwich. Rozegrał siedem meczów w pierwszym składzie, ale dalsze plany popsuła pandemia. Dziś kariera 36-krotnego reprezentanta Słowacji znów jest na lekkim zakręcie.
Guilherme
Trafił do Legii – tak jak Duda – w 2014 roku, ale został w Warszawie dwa lata dłużej, dzięki czemu zaznał przygody w Lidze Mistrzów. Przecież to on strzelił gola na wagę zwycięstwa ze Sportingiem w ostatniej kolejce fazy grupowej. W Ekstraklasie nie miał może oszałamiających liczb, ale jego gra bardzo cieszyła oko. – To jeden z tych magików, dla których kibice przychodzą na stadiony – mówił nam kiedyś muzyk Pablopavo, sympatyk Legii. Żyleta pokochała go z wzajemnością. Odszedł w środku sezonu do Benevento – ostatniej drużyny Serie A. Po spadku przeniósł się do Turcji, gdzie po świetnym sezonie w Malatyasporze trafił do walczącego o mistrzostwo Trabzonsporu. I do przerwy w rozgrywkach również w Trabzonie błyszczał.
Karol Linetty
Wielu mamy w Serie A rodaków, ale niewielu odgrywa w swoich klubach tak kluczową rolę jak Linetty. Rzadko zdarza się również, by wyjeżdżający z Polski piłkarz z marszu wchodził do pierwszego składu silnego, zachodniego zespołu. A tak było w przypadku wychowanka Lecha, który nie spieszył się z wykazdem, ale w 2016 roku dołączył do Sampdorii jako w zasadzie – mówiąc brzydko – "gotowy produkt". Dziś ma na koncie grubo ponad setkę meczów w Serie A, kilka w roli kapitana. Przez te cztery lata wielu pomocników przewijało się przez drużynę z Genui, ale pozycja Karola pozostawała niezmiennie silna. I tylko szkoda, że od dawna jest niewykorzystany w reprezentacji...
Nemanja Nikolić
Niepozorny napastnik strzelił 40 bramek w 56 meczach Ekstraklasy. Strzelił też kluczowe, pięć goli w eliminacjach, które dały Legii awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Archetyp klasycznej dziewiątki w styczniu 2017 roku za trzy miliony euro odszedł do Chicago Fire, by spełnić swój american dream. Jego drużyna nie należała do potentatów MLS, ale nie przeszkodziło to Nikoliciowi strzelić ponad pół setki gol w lidze bez wątpienia silniejszej niż Polska. Już w pierwszym sezonie został jej królem strzelców, grał u boku takich piłkarzy jak Bastian Schweinsteiger czy Nicolas Gaitan. W lutym tego roku postanowił jednak wrócić do MOL Vidi (dawny Videoton) – klubu, z którego w 2015 r. trafił do Legii.
Vadis Odjidja-Ofoe
"Zostań w Warszawie! Hej Vadis, zostań w Warszawie!" – skandowali kibice Legii podczas mistrzowskiej fety Legii na koniec sezonu 2016/17. Vadis tylko się uśmiechał, ale w lipcu wyjechał do Olympiakosu. W Pireusie mu nie wyszło, ale po transferze do KAA Gent znów pokazuje swoje najlepsze oblicze. Choć gra nieco bliżej własnej bramki niż w Ekstraklasie, to i tak notuje świetne liczby. Jest kapitanem swojej drużyny i jednym z najlepszych pomocników ligi belgijskiej. Szkoda, że w Polsce spędził tylko sezon, ale to wystarczyło, by kibice zapamiętali go jako być może najlepszego obcokrajowca na naszych boiskach w XXI wieku.
Krzysztof Piątek
W sezonie 2016/17 Piątek strzelił w Ekstraklasie 12 goli, dokładnie tyle, co Nikolić. Rzecz w tym, że Węgier odszedł do Stanów w połowie sezonu. W barwach Cracovii "Pistolero" był jednym z lepszych napastników w Polsce, ale nikt nie nazwałby go gwiazdą pokroju Vadisa. Wiele goli strzelił z karnych aż latem 2018 roku za 4,5 mln euro kupiła go Genoa. Sześć miesięcy później Milan zapłacił za niego 35 mln, a po kolejnym roku – Hertha za 24 mln. Piątek sam pewnie wolałby, żeby tych przejść nie było aż tak za dużo, ale pod względem kwot transferowych osiągnął poziom stratosferyczny, zarezerwowany dla najlepszych. Żaden piłkarz na tej liście nie może się z nim równać również pod względem rozpoznawalności w Europie i szeroko rozumianego "hype'u", który teraz jednak mocno przygasł. Czas ponownie go wzniecić...
Aleksandar Prijović
Skoro był "Niko", to musi być i "Prijo". Na boisku rzadko tworzyli duet, choć w teorii idealnie by się uzupełniali. O ile Nikolić był królem Ekstraklasy, to Prijović najlepiej czuł się na europejskich arenach. Serbski odpowiednik Zlatana w polskiej lidze strzelił tylko 13 goli, ale widać było, że "ma to coś". Po półtora roku w Legii odszedł za prawie 3 mln euro do PAOK-u Saloniki i szybko rozkochał w sobie Greków. W tamtejszej lidze zdobył aż 34 bramki, a klub zarobił na nim aż 10 mln euro, gdy przechodził do arabskiego Al-Ittihad. Ostatnio mówiło się o jego powrocie do Europy, ale oczekiwania finansowe charakterystycznego snajpera na pewno przerastają obecne możliwości Wojskowych.
Karol Świderski
Kończymy napastnikiem, który został następcą Prijovicia w PAOK-u. W Ekstraklasie Świderski płynnie się rozwijał, ale nie był znany z wyjątkowej skuteczności. – Ma duży talent, ale cały czas czekamy aż go pokaże – mówił nam Ireneusz Mamrot, wówczas trener Jagiellonii. I "Świderek" pokazał go, ale już na obczyźnie. Po zimowym transferze strzelił w Grecji wiosną cztery gole, a w obecnym sezonie już 10. Choć ostatnio nieco zwolnił obroty, to i tak zdążył pokazać, że najlepiej czuje się na środku ataku. Wyróżniamy go przede wszystkim za szybką adaptację. Bo dla młodych, polskich piłkarzy nie jest to norma...