21 lat temu Dorota i Mariusz Siudkowie zdobyli ostatni jak do tej pory medal mistrzostw świata dla polskiego łyżwiarstwa figurowego. Śladem ikon tej dyscypliny w naszym kraju chce iść ich 10-letni syn Ryszard, który odnosi już pierwsze sukcesy. – Ma ogromne ambicje. Próbujemy je nieco tonować i to chyba najtrudniejsze w szkoleniu własnego dziecka – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL Mariusz Siudek.
Mateusz Górecki, TVPSPORT.PL: – Zacznijmy od początku. Skąd w panu narodziła się miłość do łyżwiarstwa figurowego?
Mariusz Siudek: – Wszystko bardzo często zaczyna się od rodziny. To mama lub tata muszą przyprowadzić dziecko na zajęcia, bo to sport wczesnej specjalizacji. Zaczyna się w wieku 4-5 lat, więc trudno mówić o świadomej decyzji zawodnika. Tak było w moim przypadku. Siostra jeździła na łyżwach i oglądałem ją na zawodach. W końcu trenerka zachęciła mnie, żeby też spróbował. Przyszedłem na lodowisko i tak przepadłem. Żonę miłością do łyżwiarstwa zaraził z kolei jej tata, który przez pewien okres był nawet sędzią. Zdaje się, że kuzynka też uprawiała ten sport.
– W sercu jest też hokej.
– To pasja od małego dziecka. Wychowałem się w Oświęcimiu, gdzie hokej jest bardzo popularny. Sam byłem kibicem tamtejszej drużyny. Teraz, z racji miejsca zamieszkania, jestem fanem klubu z Torunia. Od trzech lat bawię się też w to amatorsko, gram w jednym z zespołów. Ponadto jestem w reprezentacji artystów polskich.
– Pamięta pan pierwszy trening z przyszłą żoną? To była miłość od pierwszego wejrzenia?
– Znaliśmy się dużo wcześniej. Oboje startowaliśmy w konkurencji par sportowych, ale mieliśmy początkowo innych partnerów. Kiedyś nasze duety wystartowały w zawodach we Francji. Jedna z sędziów z Warszawy zasugerowała, że powinniśmy spróbować wspólnej jazdy. Był to rok przed zimową Uniwersjadą. Oboje byliśmy studentami, więc mielibyśmy możliwość na nią pojechać. W Hiszpanii zdobyliśmy srebro i postanowiliśmy kontynuować treningi. Bardzo szybko pojawiła się też miłość, właściwie po dwóch tygodniach byliśmy parą.
– Trochę to trwało, zanim się znaleźliście.
– Wszystkie zmiany budzą niepokój, ale Dorota była już moją piątą partnerką. Miałem świadomość, że aby osiągnąć sukces w tej dyscyplinie, trzeba próbować różnych rzeczy i szukać optymalnego zestawienia. Rzadko zdarza się tak, że trafia się za pierwszym razem.
– Bycie parą na lodzie i poza nim to duże wyzwanie?
– Na szczęście nauczyliśmy się odróżniać sprawy związane ze sportem i to, co działo się w naszym życiu prywatnym. Nie przenosiliśmy stresów związanych z łyżwiarstwem do domu i na odwrót. Po powrocie do mieszkania dużo rozmawialiśmy jednak na tematy "zawodowe", analizowaliśmy starty i treningi. Pracując w duecie pojawiają się oczywiście różnice zdań i bywały sytuacje, kiedy się pokłóciliśmy. Wszystkie spory staraliśmy się jednak zostawiać na lodzie. Z takim podejściem do sprawy bycie parą w życiu prywatnym bardzo nam pomogło. Gdybym miał dziewczynę lub żonę w Polsce, która nie byłaby łyżwiarką, nie wiem czy zdecydowałbym się na wyjazd do Kanady, gdzie bardzo długo trenowaliśmy.
– Chciałbym cofnąć się do wyjątkowego momentu, czyli państwa zaręczyn.
– Wszystko wydarzyło się na bankiecie, po mistrzostwach świata w Nicei. To miała być kameralna, skromna uroczystość, ale ktoś się wygadał. Zrobiło się głośno, ale to i tak było nasze święto.
– Ponad dwie dekady minęły już od pierwszych sukcesów, które odnieśliście na arenie międzynarodowej. Które trofea są najcenniejsze?
– Trudno powiedzieć. Każdy kolejny medal i sukces uważa się za najważniejszy. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy najbardziej cieszył mnie pierwszy krążek mistrzostw Europy czy podium mistrzostw świata. Wszystkie sprawiły ogromną radość. Na pewno mistrzostwa świata i ME w Warszawie dostarczyły najwięcej emocji. Występ przed własną publicznością był niezwykłym przeżyciem. Tym bardziej, że zdobyliśmy medal i był to praktycznie ostatni start w naszej karierze.
– Mistrzostwa Europy w Warszawie odbyły się trzynaście lat temu. Od tego czasu czekamy na podobne zawody. Skoro inni mogą, to dlaczego my nie?
– To raczej pytanie do działaczy. Z punktu widzenia zawodnika możliwość startu we własnym kraju jest niesamowitym doświadczeniem. Kiedy zaczęliśmy z Dorotą odnosić sukcesy, marzyliśmy o imprezie rangi mistrzowskiej w Polsce. Gdy pojawiła się informacja, że ME zostaną rozegrane w Warszawie, byliśmy już na etapie rezygnowania ze sportu. Postanowiliśmy jednak odłożyć zakończenie kariery, by móc pojechać w Warszawie.
– Ważnymi momentami w państwa karierze były też olimpijskie starty.
– Każde igrzyska to wiele wspomnień i emocji, ale też ogromny stres przed zawodami. Zawsze jest w głowie myśl, że poprawić będzie można się dopiero za cztery lata. Tak naprawdę z żadnego startu nie jesteśmy w stu procentach zadowoleni. Miejsca były niezłe, ale przytrafiały się nam błędy i nie były to najbardziej udane występy. Zawsze pozostawał niedosyt. W pewnym momencie przychodzi ta świadomość, że jedzie się na ostatnie igrzyska w życiu. Wtedy presja jest dużo większa.
Duży sens ma stwierdzenie, że w igrzyskach liczy się udział. Przebywanie w jednym miejscu i czasie z największymi osobistościami światowego sportu jest czymś niezwykłym. Wszyscy są tam równi, nie ma podziału na lepszych i gorszych. Podczas igrzysk w Nagano, gdzie debiutowałem, w trakcie kolacji dosiedli się do nas Wayne Gretzky i Mario Lemieux. Było to dla mnie coś wielkiego, jako dla kibica hokeja. To powtarzało się podczas każdych kolejnych igrzysk. Nagle na stołówce czy w autokarze spotykaliśmy ludzi, których wcześniej znaliśmy tylko z telewizji.
– Kibice za każdym razem bardzo liczyli na medal.
– Na pewno chcielibyśmy go mieć. Jadąc do Turynu, na nasze ostatnie igrzyska, myśleliśmy o tym, że jest szansa znaleźć się na podium. Ostatecznie się nie udało, ale mimo to czujemy się spełnieni. Trzykrotnie wystartowaliśmy w imprezie tej rangi i za każdym razem byliśmy w najlepszej dziesiątce. Każdemu sportowcowi życzę, żeby mógł tego doświadczyć.
– W Salt Lake City był pan z kolei chorążym reprezentacji.
– Było to podwójnie ważne. Pary sportowe startują zazwyczaj w pierwszych dwóch dniach igrzysk, czyli zaraz po ceremonii otwarcia. Cztery lata wcześniej nawet na nią nie poszliśmy i oglądaliśmy ją w wiosce olimpijskiej na telewizorze. Dużo mówiło się o klątwie i o tym, że chorąży nie zdobywają medalu. Dla mnie nie miało to znaczenia. Czułem zaszczyt, że mogłem nieść polską flagę.
– W światowej stawce mówiło się, że Dorota i Mariusz to mistrzowie podnoszeń.
– Od zawsze, bez względu z którą partnerką jeździłem, bardzo lubiłem podnoszenia. Wymyślaliśmy nawet własne, by nie powielać schematów. Tak zostało do dziś. Prowadzimy duże międzynarodowe seminarium dla par sportowych, gdzie właśnie zajmujemy się podnoszeniami.
– Były niebezpieczne momenty?
– Mieliśmy w zasadzie dwa groźne wypadki. Jeden podczas zawodów – wyglądał bardzo drastycznie, ale nic złego się nie stało. Do drugiego doszło w trakcie treningów w Warszawie. Szykowaliśmy się do wyjazdu na zawody mistrzowskie i podczas wykonywania programu upadłem. Dorota spadła ze znacznej wysokości na głowę. Została zabrana do szpitala, gdzie założono jej 30 szwów na łuku brwiowym i szesnaście na kolanie. Kiedy tylko wyszła, poszliśmy na lód i wykonaliśmy to podnoszenie, które nie wyszło. Te elementy powtarza się tak wiele razy, że wypadki są nieuniknione. Łyżwiarstwo figurowe to sport w którym się upada. To, co widzi kibic, jest produktem finalnym i tam potknięcia zdarzają się naprawdę rzadko.
– Mimo upływu lat to wciąż pana nazwisko jest synonimem łyżwiarstwa figurowego w Polsce. Czują państwo popularność?
– Praktycznie całe życie trenowaliśmy w Oświęcimiu, a później przez jakiś czas także w Kanadzie. Po zakończeniu kariery zdecydowaliśmy się przenieść do Torunia. Liczba osób, która nas tutaj rozpoznawała, była dla mnie szokująca. Nigdy nie byliśmy związani z tym miastem, ale okazało się, że ludzie tutaj interesują się sportem. Od zawsze najpopularniejszy był żużel, ostatnio pojawiły się też koszykówka, siatkówka czy hokej. Wciąż często ktoś nas zaczepia, pyta o zdjęcia i autografy. Dotyczy to głównie nieco starszego pokolenia, bo z młodzieżą jest już trochę gorzej. W Oświęcimiu, gdzie jest około 40 tysięcy mieszkańców, nasza rozpoznawalność jest bardzo duża. Tam pamiętają nas nawet młodzi ludzie.
– Część naszych najlepszych łyżwiarzy, jak Anna Rechnio lub Grzegorz Filipowski, pracują za granicą. Od zawsze wiedzieliście, że zostaniecie w kraju?
– To zawsze było nasze marzenie, by wrócić do Polski i pracować z naszą młodzieżą. Na pewno na zachodzie, w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie pieniądze są lepsze i nawet nie da się tego porównać. Tam trenerów łyżwiarstwa są jednak setki. U nas ich brakuje, mamy też niewystarczającą liczbę lodowisk. Kiedy dostaliśmy propozycję od Marka Kaliszka, by pracować w klubie MKS Axel w Toruniu, warunki dogadaliśmy błyskawicznie i po powrocie z Kanady zaczęliśmy przygodę, która trwa już trzynaście lat.
– W Toruniu trenuje m.in. państwa syn, Rysio.
– Nawet nie pamiętam tego momentu, kiedy po raz pierwszy wszedł na lód. Miał roczek, może półtora. W zasadzie kiedy tylko zaczął chodzić, dostał swoje pierwsze łyżwy. Nigdy nie było, nie ma i nie będzie takiej sytuacji, że będziemy naciskać go na treningi łyżwiarskie. Chcieliśmy jedynie, by był aktywny fizycznie. Rysio poza wizytami na lodowisku pływa, biega i jeździ na rowerze, więc sport jest dużą częścią jego życia. Bardzo chce być łyżwiarzem i ma ogromne ambicje. Próbujemy je nieco tonować i to chyba najtrudniejsze w trenowaniu własnego dziecka. Gdyby w Toruniu był inny trener, któremu moglibyśmy powierzyć jego szkolenie, byłoby na pewno łatwiej.
– Wyzwaniem jest zwracanie uwagi synowi?
– To nie jest tak trudne, jak właśnie hamowanie ambicji. Rysio zawsze chce zrobić dużo więcej, niż może i potrafi. Trzeba go uspokajać, żeby cykl treningowy został zachowany i iść odpowiednią drogą. Syn najbardziej lubi skakać, nie boi się upadków. Patrząc na to, jak kręci piruety, wydaje mi się, że jest dużo lepszy niż rówieśnicy.
– Słyszałem, że podczas treningów zwraca się do państwa w nietypowy sposób.
– To dość zabawna historia. Kiedy po raz pierwszy pojawił się w szkółce łyżwiarskiej i nie potrafił wstać po upadku, wołał: "mamusiu, tatusiu". W tamtej sytuacji akurat go nie słyszeliśmy, bo trenowaliśmy z naszą grupą. Dopiero kiedy krzyknął "pani Doroto!", żona usłyszała i podniosła go. Od tego momentu, kiedy pracujemy z nim na lodowisku, jesteśmy "panią Dorotą" i "panem Mariuszem". Zawodnicy, którzy przyjeżdżają z zagranicy i nie znają nas, są mocno zdziwieni, kiedy dowiadują się, że Rysio jest naszym synem.
– W domu zdarzają mu się pomyłki?
– Nie, choć łyżwiarstwo wzbudza w nim taką reakcję. Bywa, że dzwoniąc do mnie, gdy jestem na wyjeździe, mówi: "tatusiu, na treningu pani Dorota powiedziała, że bardzo ładnie". Myślę, że to zdrowe podejście.
– Nie boi się pan, że wchodzi do łyżwiarstwa ze stygmatem w postaci nazwiska?
– Nie mamy wielkiego ciśnienia i jego wyniki nie są najważniejsze. Chcemy, żeby sport nie był mu obcy i żeby robił to, co lubi. Łyżwiarstwo mu się podoba, więc będziemy pomagać mu w rozwijaniu tej pasji. Nie zamierzamy jednak wywierać na nim presji, że musi osiągnąć sukces. Na tym poziomie i w tym wieku zainteresowanie mediów jego osobą jest bardzo miłe.
– Wciąż czekamy w Polsce na takie sukcesy, które stały się udziałem pana i pani Doroty.
– Dostępność do lodu to duży problem. Każde podstawowe ćwiczenie podczas seminariów wykonujemy przez 15-20 minut. Jeśli w ciągu dnia możemy skorzystać z lodu przez 45 minut, czy nawet dwukrotnie dłużej, to nie mamy czasu na takie ćwiczenia. Potrzeba jest dużo większa liczba godzin spędzonych na lodzie. W Toruniu sytuacja i tak jest dobra, bo zawodnicy mogą korzystać z dwóch tafli. Trzeba się dzielić obiektem w hokeistami, zawodnikami short tracku, łyżwiarzami synchronicznymi. Lodowisko jest zajęte praktycznie od 6 rano, nawet do północy. W pozostałych ośrodkach w Polsce sytuacja jest jeszcze trudniejsza.
– Kibice, którzy na co dzień nie śledzą łyżwiarstwa figurowego mogą zastanawiać się, dlaczego na mistrzostwa Europy wysyłamy kadrę, w której większość zawodników nie urodziła się w Polce.
– Jest to rozwiązanie, którego teraz próbujemy. Mamy m.in. Katię Kurakową, która jest absolutnie fantastyczną solistką. Liczę na to, że jej występy sprawią, że kolejni zawodnicy będą wchodzić na wysoki poziom. W mistrzostwach Europy zajęła dziesiąte miejsce, dzięki czemu za rok będziemy mogli wystawić dwie zawodniczki. Z kolei w mistrzostwach świata juniorek była siódma i to daje nam po dwie zawodniczki w każdych zawodach cyklu Junior Grand Prix, czyli będzie szesnaście miejsc startowych. Wcześniej mieliśmy tylko trzy miejsca, o ile nie było zawodów cyklu w Polsce. Dzięki temu młodzi zawodnicy będą mieli szansę rywalizować w zawodach na światowym poziomie. Jeśli uda się to wykorzystać, będzie to krok w dobrą stronę.
– W zasadzie na palcach jednej ręki możemy policzyć kraje, które nie stosują takiego rozwiązania.
– Zgadza się. Z kolei zawodnicy chociażby z Rosji, którzy nie łapią się do reprezentacji swojego kraju, szukają krajów, w barwach których mogliby występować. Robienie tego rozsądnie, na pewno powinno pomóc. Mówię tu o solistach, bo w parach sytuacja jest zupełnie inna. W krajach mniej rozwiniętych łyżwiarsko trudno jest złożyć parę sportową czy taneczną.
– Od dłuższego czasu głośno jest o młodych zawodniczkach, które bardzo szybko kończą kariery.
– Zdecydowanie jestem za podniesieniem wieku w kategoriach seniora. Jestem za tym, żeby startować mogli osiemnastolatkowie, czyli po prostu dorośli ludzie. W tej chwili mamy sytuację, w której 15-latki startują wśród seniorek i znikają po dwóch-trzech latach, często kończą kariery. Poziom trudności elementów i obciążenie psychiczne są tak duże, że młodzi zawodnicy nie wytrzymują. Władze międzynarodowe powinny się nad tym zastanowić.
– Zapytam jeszcze o pana koronną konkurencję. Od kilku lat zmagania par sportowych nie są nawet rozgrywane podczas mistrzostw Polski.
– Mamy zawodnika, Piotra Wiśniewskiego, który startował jako solista, ale zawsze marzył o występowaniu w parach sportowych. Próbował z różnymi dziewczynami, ale albo zbyt szybko urosły, albo zdecydowały się na zakończenie kariery. Przez Katię udało nam się skontaktować z Rosjanką Anfisą Sewastianową. Przyjechała do nas z Moskwy i po pierwszych treningach spodobało jej się, choć wcześniej nie miała styczności z tą konkurencją. Mamy za sobą już pierwsze starty, ale to bardzo niebezpieczna konkurencja. Piotr i Anfisa jeżdżą ze sobą tylko kilka miesięcy, a leczyli już złamanie palca, wyrwanie kciuka i inne urazy. To nauka cierpliwości. W parach sportowych trzeba przeczekać trudne momenty, naukę nowych elementów. W kolejnym sezonie chcielibyśmy, żeby ta para startowała w cyklu JGP i powalczyła o mistrzostwa świata juniorów.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.