| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn

Artur Siódmiak: nie stroniłem od imprez czy bójek. Znalazłem jednak spokój [WYWIAD]

Artur Siódmiak to srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata w piłce ręcznej, jeden z "Orłów Wenty" (fot. PAP)
Artur Siódmiak to srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata w piłce ręcznej, jeden z "Orłów Wenty" (fot. PAP)

Kiedy klub nie płaci jest tragedia. Gdy przez pół roku nie dostaje się pieniędzy, kończą się też oszczędności. Nasza hala nie była ogrzewana, więc w zimie trenowaliśmy w czapkach i dresach. Było tak biednie, że po ćwiczeniach nie można było się wykąpać, ponieważ klub oszczędzał na wodzie – mówi w TVPSPORT.PL o trudnych początkach kariery Artur Siódmiak, srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata w piłce ręcznej, jeden z "Orłów Wenty". Były obrotowy między innymi pracuje z trudną młodzieżą w ramach działań Stowarzyszenia Akademii Sportu.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Pomysł na powrót sportu. "Czekamy na zielone światło"

Czytaj też

Danuta Dmowska-Andrzejuk (L) zapewnia, że ministerstwo sportu jest gotowe na proces powrotu sportu do normalności (fot. Pap / Getty)

Pomysł na powrót sportu. "Czekamy na zielone światło"

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Co pan teraz robi?
Artur Siódmiak
: – Siedzę na zapomnianej działce, na której nie przebywałem od bardzo długiego czasu – byłem zbyt zajęty sprawami zawodowymi. Firmy stanęły i mojej też to nie ominęło, więc wyjechałem cztery tygodnie temu do Borów Tucholskich. Teraz bawię się w cieślę, stolarza, murarza, wykonuję typowe prace remontowo-budowlane. Muszę też zbudować pomost. Nie odczuwam skutków koronawirusa poza tym, że czekam aż moja firma będzie w stanie wrócić do normalnej pracy. Rozwój sytuacji wpływa zarówno na Molotekę, jak imprezy, które mamy zaplanowane. Liczę na to, że w czerwcu, lipcu, sierpniu i wrześniu będzie można prowadzić działalność gastronomiczno-sportową na plażach. Mam też nadzieję, że pod koniec kwietnia dostaniemy zgodę na budowanie stadionu.

Hitowy transfer stał się faktem. Michał Jurecki wraca do Superligi
– Poluje pan i mieszka w szałasie?
– Nie, nie poluję. Chodzę po lasach, bawię się w survival, który zawsze lubiłem. Uczę się również nowych rzeczy – na przykład rąbania drewna, stolarki. Nie jest dla mnie również problemem kąpiel w chłodnym jeziorze, ponieważ w okresie zimowym morsuję. Wieczorami siadam natomiast przy ognisku i relaksuję się.

– Jest pan tam sam?
– Tak, ale czasem na chwilę przyjeżdżają do mnie znajomi. Odwiedziły mnie nawet dziewczyny z biura, obgadaliśmy biznesowe sprawy, ale także zaleciłem im odmóżdżanie w postaci pracy fizycznej na działce. Dla osób, które w obecnych czasach od miesiąca pracują zdalne w czterech ścianach, takie zadania są dobrym oderwaniem od rzeczywistości.

– Przez cztery tygodnie samotności można się sobą nie znudzić?
– Nie mam dnia, w którym bym się nudził. Codziennie mam co robić. Chcę przyjechać tu też po świętach i dokończyć pracę – działka jest naprawdę zapuszczona.

Jestem sam i mi to nie przeszkadza. Jedyny kontakt z innymi osobami mam raz, dwa razy w tygodniu, kiedy jadę do marketu budowlanego lub po zakupy spożywcze. Na miejscu mam też dwóch lokalnych znajomych, których widuję bardzo rzadko. Bimberku zdążyliśmy się jednak napić (śmiech).

– Kiedy miał pan ostatnio taką przerwę od życia?
– Chyba nigdy. To niesłychany reset mózgu. Sytuacja wokół jest trudna, ale mimo to jestem naładowany pozytywną energią. Niezależnie od tego jak rozwiną się kwestie zawodowe, wezmę to na klatę i będę szedł dalej. Zminimalizowałem oczekiwania wobec życia, jednak nie wpłynęło to na moją ambicję. Jeśli świat na to pozwoli, rzucę się ponownie w wir pracy. Mam nadzieję, że w sezonie letnim będzie jej bardzo dużo, choć nie jest wykluczone, że ten okres będzie dziwny. Jeśli tak się stanie, wyjadę do Borów i będę tu siedział.

– Kiedyś powiedział pan, że do piłki ręcznej potrzebni są "niegrzeczni" chłopcy. Pan był taki za dzieciaka?
– Zaskoczę wszystkich, ale prywatnie jestem raczej spokojnym, ułożonym typem… misia, który nie wadzi nikomu. Nie jestem zaczepny. Wiedziałem jednak, że jeśli nie ma się charakteru do sportu, a w szczególności do piłki ręcznej, szanse na sukces są małe. Na mojej pozycji czasami trzeba być mało "fair". Na boisku "zadziorność" traktowałem jednak jako element pracy. Z końcowym gwizdkiem meczu stawałem się zupełnie innym człowiekiem.

W moim życiu miały miejsce różne epizody, nie stroniłem od imprez czy bójek. Nie byłem jednak niegrzeczny, a dość żywy. Tak jest do dziś. Myślałem, że w trybie życia, który prowadzę przez ostatnie lata, nie będzie miejsca na spokój. Okazało się, że udało się go znaleźć.

Pomysł na powrót sportu. "Czekamy na zielone światło"

Czytaj też

Danuta Dmowska-Andrzejuk (L) zapewnia, że ministerstwo sportu jest gotowe na proces powrotu sportu do normalności (fot. Pap / Getty)

Pomysł na powrót sportu. "Czekamy na zielone światło"

W moim życiu miały miejsce różne epizody, nie stroniłem od imprez czy bójek. Nie byłem jednak niegrzeczny, a dość żywy. Tak jest do dziś.

– Chciał pan być bankowcem?
– Nie chciałem, ale musiałem. Bankowiec to jednak za duże słowo. W Wybrzeżu Gdańsk nie płacono. Wszystko zaczęło się sypać. Kiedy zalegano nam z wypłatami ponad sześć miesięcy, zacząłem robić kursy na bankowca, brokera i ubezpieczyciela. Później krótko się tym zajmowałem i trenowałem amatorsko.

Agnieszka Jochymek zakończyła karierę. W 2013 roku zagrała z kadrą piłkarek ręcznych w półfinale MŚ
– Jak wyglądało życie sportowca bez wypłaty?
– Tragedia. Gdy przez pół roku nie dostaje się pieniędzy, kończą się też oszczędności. Nasza hala nie była ogrzewana, więc w zimie trenowaliśmy w czapkach i dresach. Było tak biednie, że po ćwiczeniach nie można było się wykąpać, ponieważ klub oszczędzał na ciepłej wodzie! Jadłem raczej skromnie i rozsądnie planowałem każdy wydatek.

Z Marcinem Lijewskim czasami zostawaliśmy mistrzami tygodnia i przez pierwsze siedem dni po wypłacie żyliśmy jak królowie. Przez resztę miesiąca wbijaliśmy zęby w ścianę. W środowe wieczory chodziliśmy do restauracji "Cristal" w Gdańsku Wrzeszczu i niejednokrotnie mieliśmy bardzo duży kłopot, żeby wstać nazajutrz na trening o 9:45! Często przewracaliśmy się o linie na rannym treningu (śmiech). Niekiedy nie mieliśmy nawet na paliwo do mojego Golfa, którym jeździliśmy w ramach oszczędności w kilka osób. Choć nie głodowałem i nie musiałem żebrać, sytuacja nie była najłatwiejsza. Jestem jednak wdzięczny za tak trudny etap kariery. To fantastyczny i dający do myślenia czas.

– Miał pan moment, w którym zwrócił się do rodziców z prośbą o pożyczkę?
– Kilkukrotnie. Nie miało to jednak miejsca w okresie, o którym przed chwilą rozmawialiśmy. Od czasów nastoletnich zarabiałem, dlatego finansowo udało mi się utrzymać nawet w czasie, gdy mi nie płacono. Pożyczki były związane z inwestycjami biznesowymi. Wszystko oddałam.

– Czym się zajmowali rodzice?
– Moja mama pracowała w szpitalu, na izbie przyjęć. Była pielęgniarką. Ojciec to z zawodu ślusarz, spawacz, mechanik i złota rączka. Bardzo pracowity, prawy człowiek.

– Nie pochodzi pan z bogatego domu, prawda?
– Wywodzę się z domu, w którym się nie przelewało. Nigdy nie było przepychu, ale również skrajnej biedy. Pamiętam jednak, że ojciec tyrał na trzy etaty, by zapewnić nam godny byt. Kiedyś tuż przed Bożym Narodzeniem z bratem i rodzicami dzieliliśmy banana na cztery części, by spróbować jak smakuje, takie były czasy. Od młodych lat uczono mnie pracy. Bardzo duży udział miała w tym moja rodzina ze wsi, której pomagałem przy wykopkach i żniwach. Od siódmej klasy pracowałem w lasach i jako goniec – chwytałem się każdej roboty. Tak zostałem wychowany.

– Na co pan wydał pierwsze zarobione pieniądze?
– Większe na Malucha. To było moje pierwsze auto. Zakupiłem je w liceum. Za tę "żółtą pszczołę” zapłaciłem 1500 złotych.

– Jak pana rodzice zareagowali na chęć zostania piłkarzem ręcznym?
– Jako dziecko powiedziałem mojej nauczycielce na lekcji, że chcę być prezydentem Polski!

– Wszystko przed panem.
– Im byłem starszy, tym bardziej zmieniały mi się marzenia odnośnie do przyszłości. Chciałem zostać policjantem i strażakiem. Sportowcem stałem się z przypadku. W młodości biegałem i skakałem dość żywo. Kiedy miałem 10 lat zauważył to trener i powiedział, żebym zaczął trenować piłkę ręczną. Byłem duży, postawiono mnie więc na kole i zostałem w drużynie. Następnie wzięto mnie do reprezentacji szkoły, później do klubu.

Artur Siódmiak zajmuje się trenowaniem młodzieży, często z trudnych środowisk (fot. PAP)
Artur Siódmiak zajmuje się trenowaniem młodzieży, często z trudnych środowisk (fot. PAP)

Na jednym z obozów pojawił się trener Zygfryd Kuchta. Zajmował się drużyną młodzieżową. Dostrzegł mnie i pojechałem na zgrupowanie kadry. Był to dla mnie pierwszy bodziec do tego, by pomyśleć o piłce ręcznej jako sposobie na życie. Wszystko potoczyło się tak, że nawet będąc juniorem jeździłem na rozgrywki seniorskie.

Zmiany w Azotach Puławy. Nowy trener rezygnuje z kapitana i dwóch reprezentantów Polski
– Kiedy pomyślał pan o piłce ręcznej jako o swoim zawodzie?
– Na samym początku popisywałem śmieszne kontrakty, grałem za tak zwaną paczkę frytek. Zawodowy sport zaczął się we Francji. W Polsce graliśmy za bardzo małe pieniądze.

– Ile się wtedy zarabiało?
– Moja pierwsza pensja w Wybrzeżu Gdańsk wynosiła 750 złotych. Opłacano mi też mieszkanie. Kiedy odchodziłem z klubu zarabiałem chyba niecałe 4000 złotych. To nie były pieniądze, które pozwalałyby mi myśleć o pełnym zawodowstwie. Żyłem z nich godnie, ponieważ byłem studentem, ale nie można było o nich mówić, jako o podstawie budowania stabilnej przyszłości.

– Co pan studiował?
– Dwa lata studiowałem na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Jednocześnie zacząłem psychologię, ale nie dałem rady. Na trzecim roku przeniosłem się do Gdańska, gdzie również wstąpiłem na AWF.

– Nie widział się pan w szkole?
– Absolutnie nie! Kiedy grałem, nie miałem możliwości łączenia zawodów. Teraz chcę pracować z dziećmi, ale w nie w szkolnym wymiarze. Założenie akademii mojego nazwiska, zajęcie się marketingiem, bycie menadżerem, organizowanie eventów i treningów – to mi pasuje. Nie chciałbym wracać do zapachu szatni, nocnych powrotów z meczów, czy do mierzenia się z kontuzjami. Rozmawiałem o tym ostatnio z Lijkiem, który obecnie z powodzeniem prowadzi zespół Górnika Zabrze. Bycie dobrym trenerem to ciężki kawałek chleba, ogrom obowiązków i wyrzeczeń oraz duży stres i odpowiedzialność. Nie tylko jeździ się na treningi, ale jednocześnie jest się odpowiedzialnym za cały zespół, taktykę, czyli praktycznie żyje się piłką ręczną 24/h. Nie wyobrażam sobie tego. Wolę być ekspertem telewizyjnym. Etap szatni mam już za sobą.

– Wracając do lat studenckich, słyszałam, że były one dość bujne. Nie zapytam więc, co było w pana lodówce, a czego nie było.
– Prawie nic nie było (śmiech). W akademiku w Poznaniu wyrabialiśmy nawet naszą własną wódkę-cytrynówkę! Czasami w weekend wyjeżdżałem na mecz do Wągrowca, a kiedy wracałem na stoliku w pokoju widziałem pieniądze i karteczkę, na której napisano, ile alkoholu ode mnie wzięto. Kwoty zawsze się zgadzały!

Czasami jeździliśmy też do Berlina i handlowaliśmy zdobytymi rzeczami. To było bardzo fajne! Poza tym imprezowałem, spotykałem się z dziewczynami, a kariera się rozwijała.

– Robi pan dużo rzeczy, ale nie da się uciec od tego, że większość ludzi kojarzy pana z jednym meczem i jednym rzutem. Można być tym zmęczonym?
– Nie, nie jestem tym zmęczony. Kiedy po meczu wróciliśmy do pokoju, Lijek powiedział "Coś ty Siudym narobił!". Odpowiedziałem mu, że ktoś musiał wziąć odpowiedzialność za sytuację i być bohaterem (śmiech).

Choć czasami czuję, że rozmawianie o tym to trochę odgrzewanie kotleta, mimo wszystko cieszy mnie to, że kibice nie zapomnieli. Mam nadzieję, że kiedyś zaczną kojarzyć mnie z innych powodów. A może tak być, bo pamięć ludzka bywa krótka. Jakiś czas temu zaprosiłem Piotra Gruszkę na jeden z moich eventów do Płocka. Był akurat po "Tańcu z Gwiazdami" i kiedy przechodziliśmy koło hali dzieci zaczęły go pokazywać palcami, mówiąc, że idzie słynny tancerz. Ubaw po pachy (śmiech)!

W akademiku w Poznaniu wyrabialiśmy naszą własną wódkę-cytrynówkę! Czasami w weekend wyjeżdżałem na mecz do Wągrowca, a kiedy wracałem na stoliku w pokoju widziałem pieniądze i karteczkę, na której napisano, ile alkoholu ode mnie wzięto. Kwoty zawsze się zgadzały!

TOP parady sezonu Superligi. Wybierz najlepszą! [WIDEO]
(fot. PAP / 400mm.pl)
TOP parady sezonu Superligi. Wybierz najlepszą! [WIDEO]

Chciałabym być zapamiętany z tego, co teraz robię. Cieszę się, że wiele osób wie, że pomagam dzieciakom, jestem dobrym organizatorem, promuję sport i mam własną knajpę. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś powie, że reprezentant Polski wyszedł spod mojej ręki.

Kolejne reprezentantki Polski przedłużyły kontrakty z MKS Perła Lublin
– Siada pan z Filipem i Leną (dziećmi Artura – przyp. red.) i opowiada, że tatuś był kiedyś na ustach całej Europy?
– Moje dzieci bardzo nie lubią rozgłosu i medialności tego, co robię. Staram się chronić życie prywatne. Miałem propozycje udziału w programach rozrywkowych, ale zazwyczaj odmawiałem, ponieważ kiedyś córka mi powiedziała, że jeśli będę tańczył na wizji, to będzie niezły obciach. Krępuje się nawet, kiedy ktoś poprosi mnie o autograf w jej obecności (śmiech).

Raz zaprosiłem jej szkołę do udziału w dużym wydarzeniu sportowym. Na sali były setki osób w koszulkach z nazwiskiem Siódmiak, a ona czuła się bardzo dziwnie. Mój syn kiedyś trenował piłkę ręczną, ale skończył grać w dużej mierze przeze mnie. Był obiecującym leworęcznym zawodnikiem, miał papiery nawet jak Lijewski. Stwierdził jednak, że z takim nazwiskiem trudno mu będzie grać uprawiać tę dyscyplinę, bo zawsze będzie porównywany do mnie. Było mu też trochę głupio przed kolegami, że trenuje u taty w akademii i koniec końców zrezygnował. Nie ingerowałem w to, lecz zaakceptowałem.

– Często spędza pan z nimi czas?
– Staram się jak najczęściej.

– Żałuje pan, że jest go za mało?
– Żałuję czasu, który nam uciekł. Mój syn ma już 18 lat i tracę z nim kontakt. Nie mamy wspólnych zainteresowań. Próbuję do niego dotrzeć od kilku lat, ale nie mogę. Potrafię wychowywać i edukować innych, a nie umiem tego zrobić z moim własnym dzieckiem. Jest to efekt zaniedbań rodzicielskich sprzed lat. Nie spędzałem z nim tyle czasu, ile powinnienem. To się odbiło na naszych relacjach. Szewc w dziurawych butach chodzi.

Jeśli chodzi o moją córkę, mam z nią fajny kontakt. Kończy ósmą klasę, staje się kobietą i za niedługo będzie przychodzić do mnie tylko po kasę (śmiech).

– Wracając do piłki ręcznej, co udało się panu ugrać "rzutem Siódmiaka"?
– Otworzył bramy niebios i piekieł. Pomógł mi w kwestiach biznesowych. Niekiedy jednak hejt dawał o sobie znać. Ludzie mi mówili, że nie jestem dobrym piłkarzem ręcznym i karierę zapewnił mi przypadek. Wychodzę jednak z założenia, że miarą sukcesu jest liczba wrogów. Tych mam bardzo dużo i to mnie cieszy. Ciężko pracowałem na wszystko i wiele poświęciłem, by być w miejscu, w którym jestem. To nie był łut szczęścia.

Nie zmienia to faktu, że większość reakcji na moją osobę jest pozytywna. Czasami nie płaciłem za obiad w restauracji, innym razem za kawę lub paliwo.

– Na boisku był pan typowym "łamiszczęką"?
– Bywały sytuacje, w których grałem nieczysto. Po meczu zawsze jednak przepraszałem. Zazwyczaj z rywalami godziliśmy się ponad podziałami. Przyznaję, że byłem typowym zadaniowem.

– Usłyszał pan kiedyś od trenera, że ma odsunąć od gry danego zawodnika?
– Tak. Byłem od tego, by "załatwić" rywali. Nie byłem wirtuozem piłki ręcznej, a wyrobnikiem od czarnej roboty. Jeśli trzeba było kogoś wykluczyć z meczu, użyć siły, zazwyczaj zgodnie z przepisami, to to robiłem. Czasami zdarzało się złamać komuś nos, ale na pewno nie celowo. Moja pozycja na boisku wymagała tego, by grać twardo. Tak jak już powiedziałem, piłka ręczna to nie jest sport dla grzecznych chłopców.

Artur Siódmiak podczas meczu Polska - reszta świata (fot. PAP)
Artur Siódmiak podczas meczu Polska - reszta świata (fot. PAP)

– Co robiono, by grał pan mimo kontuzji?
– Ogólnie leki przeciwbólowe i blokady szczególnie pod koniec kariery były na porządku dziennym. Kiedyś na mistrzostwach dostałem kolanem nieco powyżej kości biodrowej. Zdrętwiała mi noga, nie byłem w stanie nią ruszać. Kilka zastrzyków i mogłem grać dalej. Innym razem, na turnieju przedolimpijskim, wystąpiłem w trzech meczach ze złamanym palcem u nogi, o czym Bogdan Wenta nie wiedział. Pamiętam, że w spotkaniu ze Szwecją przez pierwsze piętnaście minut znieczulenie podane przez lekarza było tak duże, że nie czułem nogi od kolana w dół. Dziwne uczucie. Później wszystko wróciło do normy. Raz grałem ze złamanym żebrem, innym razem zerwałem więzadła w kostce. Diagnoza wskazała na sześć tygodni przerwy, lecz już po tygodniu byłem na boisku na blokadzie w tejpie.

Kto nowym asystentem Tałanta Dujszebajewa w PGE VIVE Kielce? Krzysztof Lijewski i Mariusz Jurkiewicz w gronie kandydatów
Byłem graczem najczęściej korzystającym z usług fizjoterapeutów, to pewne.

– Więcej zawdzięcza pan Bogdanowi Wencie czy Marcinowi Lijewskiemu?
– Z Marcinem przyjaźnimy się do dziś, a z Bogdanem mamy bardzo dobry kontakt. Bez nich nie byłoby mnie w kadrze.

– Ale z Marcinem historii było chyba więcej?
– Do Gdańska przyjechał jako żółtodziób. Nauczyłem go życia.

– Jak?
– Skończył liceum i wyjechał z domu. Wcześniej obiadki przygotowywała mu mama. Był jej wychuchanym synkiem. Kiedy go poznałem, potrafiłem już gotować i prowadzić samodzielne życie. Lijek tego nie umiał. Brałem go na przyjęcia, biliśmy kotlety, nauczyłem go robić zupę, razem piliśmy wódkę i trenowaliśmy.

– Czy piłka ręczna istniała wtedy bez alkoholu?
– Bezapelacyjnie nie. Na pewno nie w naszym wydaniu (śmiech). Nie byliśmy uzależnieni, ale żyliśmy wieczorami. Kiedy kariera była bardziej poważna, to i zabawy pojawiały się dużo rzadziej.

Czy piłka ręczna istniała wtedy bez alkoholu? Bezapelacyjnie nie. Nie byliśmy uzależnieni, ale żyliśmy wieczorami. Kiedy kariera była bardziej poważna, to i zabawy pojawiały się dużo rzadziej.

Legendarna pogoń biało-czerwonych. ME 2012: Polska – Szwecja [MECZ]
fot. Gettyimages
Legendarna pogoń biało-czerwonych. ME 2012: Polska – Szwecja [MECZ]

Zobacz też
Sławomir Szmal o szansach naszej kadry na wielkim turnieju
Sławomir Szmal (fot. PAP)

Sławomir Szmal o szansach naszej kadry na wielkim turnieju

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Bracia Jureccy trenerami reprezentacji Polski!
Michał Jurecki (na zdjęciu z prawej) dołączył do sztabu reprezentacji Polski U21 prowadzonej przez Bartosza Jureckiego (na zdjęciu z lewej) (fot. PAP / EPA)

Bracia Jureccy trenerami reprezentacji Polski!

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
ME piłkarzy ręcznych: kiedy mecze Polaków? Sprawdź terminarz
ME 2026 piłkarzy ręcznych: kiedy mecze reprezentacji Polski? Z kim zagrają w EHF Euro 2026?

ME piłkarzy ręcznych: kiedy mecze Polaków? Sprawdź terminarz

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Polscy piłkarze ręczni poznali rywali na Euro 2026!
(fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP)

Polscy piłkarze ręczni poznali rywali na Euro 2026!

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Polacy poznają dziś rywali na Euro. Grupa "śmierci" niemal pewna
Polscy piłkarze ręczni poznają w czwartek rywali na przyszłorocznych ME (fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP)

Polacy poznają dziś rywali na Euro. Grupa "śmierci" niemal pewna

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Polacy jadą na Euro! Wiemy, do którego koszyka trafili
Andrzej Widomski (fot. PAP)

Polacy jadą na Euro! Wiemy, do którego koszyka trafili

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Szalony mecz Polaków o Euro. Decydował ostatni rzut! [WIDEO]
Polscy piłkarze ręczni pokonali Rumunię 30:29 i awansowali na mistrzostwa Europy (fot. Paweł Bejnarowicz / ZPRP)

Szalony mecz Polaków o Euro. Decydował ostatni rzut! [WIDEO]

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Polacy pod ścianą. Awans albo... kompromitacja, jakiej nie było
Polscy piłkarze ręczni i

Polacy pod ścianą. Awans albo... kompromitacja, jakiej nie było

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Kompromitacja Polaków w debiucie nowego selekcjonera!
a

Kompromitacja Polaków w debiucie nowego selekcjonera!

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Polscy szczypiorniści grają w el. ME. Zobacz terminarz meczów
Kiedy mecze reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych w 2025 roku? [TERMINARZ]

Polscy szczypiorniści grają w el. ME. Zobacz terminarz meczów

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Polecane
Najnowsze
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę [MECZ]
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę [MECZ]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę (#1)
Polka wyeliminowana! Uległa czołowym deblistkom świata
Katarzyna Piter (fot. Getty Images)
nowe
Polka wyeliminowana! Uległa czołowym deblistkom świata
| Tenis / WTA (kobiety) 
1. liga nie dla KKS. "Będziemy mieć o to do siebie pretensje" [WIDEO]
fot. TVP
1. liga nie dla KKS. "Będziemy mieć o to do siebie pretensje" [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Legia Warszawa ma nowego trenera! To były selekcjoner kadry
Edward Iordanescu został trenerem Legii Warszawa. To były selekcjoner reprezentacji Rumunii (fot: Getty)
Legia Warszawa ma nowego trenera! To były selekcjoner kadry
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę [SKRÓT]
Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę: Wieczysta Kraków – KKS Kalisz [SKRÓT]
Wieczysta Kraków – KKS Kalisz. Betclic 2 Liga, 1/2 finału baraży o 1. ligę [SKRÓT]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Pazdan: jesteśmy w grze! [WIDEO]
Michał Pazdan (fot. TVP SPORT)
Pazdan: jesteśmy w grze! [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Świetna oglądalność meczu Polska – Gruzja w Telewizji Polskiej!
Pierwszy mecz Polaków na Euro U21 miał bardzo wysoką oglądalność w Telewizji Polskiej (fot. PAP)
Świetna oglądalność meczu Polska – Gruzja w Telewizji Polskiej!
| Piłka nożna / Reprezentacja U21 
Do góry