{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Koszykówka w stolicy Hitlera. Jak Polacy otarli się o medal na igrzyskach olimpijskich w 1936 roku
Dawid Król /
Polska koszykówka nigdy nie była tak blisko medalu olimpijskiego jak przed wojną. Berlin 1936 roku kojarzymy z Adolfem Hitlerem, nazistowskimi gestami i Jessem Owensem, ale właśnie wtedy narodził się olimpijski basket, a biało-czerwoni wzięli udział w premierowym i dziwacznym turnieju, zajmując najwyższe miejsce spośród europejskich drużyn. Jak do tego doszło?
Jarosław Zyskowski z tytułem MVP skróconego sezonu
Koszykówka dość długo czekała na wejście w poczet sportów olimpijskich. Piłka nożna czy hokej dostąpiły tego zaszczytu wcześniej, ale w przeciwieństwie do basketu realnie istniały jeszcze przed spisaniem ich zasad. Z rzucaną dyscypliną było inaczej, pojawiła się dopiero, gdy wymyślił ją pewien Kanadyjczyk...
Niech przestaną się nudzić
James Naismith stworzył koszykówkę, pracując jako nauczyciel wychowania w Springfield w Massachusetts. Przy zatrudnieniu nakazano mu wymyślenia zajęcia dla uczniów narzekających na nudę w salach gimnastycznych. I tak powiesił w niej dwa kosze, do których mieli rzucać. Pierwszą grę przeprowadził 21 grudnia 1891 roku, a 15 stycznia 1892 roku opublikował zasady gry w koszykówkę. Tutaj zaczęła się mająca trwać ponad 40 lat droga do igrzysk olimpijskich.
Czytaj też:

Zmiany w koszykarskim kalendarzu. Wiemy, kiedy polscy koszykarze zagrają o igrzyska w Tokio
Początkowo gra musiała wyglądać komicznie z perspektywy dzisiejszego widza. Nie można było kozłować piłki, ruch był dozwolony tylko bez niej, a mimo to było kontaktowo. Kiedy w 1904 roku w Saint Louis koszykówka po raz pierwszy spotkała się z igrzyskami olimpijskimi jako sport pokazowy, dużo bardziej przypominała znaną obecnie na całym świecie dyscyplinę.
Systematycznie zmieniane zasady pozwalały na kozioł, a co najważniejsze zespoły nie były już dziewięcio-, ale pięcioosobowe. Koszykówka rosła na popularności, nie pomagał jednak brak profesjonalizacji, istniał wprawdzie przodek dzisiejszej NCAA, a od 1898 do 1904 roku funkcjonowała pierwsza liga zawodowa NBL, ale to było za mało.
Koszykówka na tenisowym korcie
Dopiero powstanie FIBA w 1932 roku przyśpieszyło sprawę. W dwa lata później spisano międzynarodowe przepisy gry, w trzy rozegrano pierwsze mistrzostwa Europy, a w cztery wprowadzono dyscypliną na igrzyska olimpijskie. W latach trzydziestych koszykówka przypominała już dyscyplinę graną w pierwszej dekadzie NBA, ale nie w Berlinie. Już w 1939 roku wyglądało to tak:
Parkiet towarzyszył koszykówce niemal od początku, w Berlinie zdecydowano się jednak na eksperyment. Po raz pierwszy i jedyny w historii turniej tej rangi rozegrano na... tenisowej mączce. Nie zraziło to zainteresowanych, bo basket rósł dobrze na każdym gruncie, nabierał na popularności, a w 1936 roku był najliczniej reprezentowanym sportem zespołowym na igrzyskach, zagrało 21 zespołów, a wcześniej dwa się wycofały.
Sama gra na mączce nie przysparzałaby tylu problemów, gdyby mecze odbywały się wewnątrz hali, ale i tutaj FIBA zdecydowała się na eksperyment. Mecze były rozgrywane na wolnym powietrzu na berlińskim Tennis Stadium, a boisko było narażone na kaprysy pogody. W razie deszczu spotkania nie były przekładane, murawa zamieniała się w błoto, w efekcie gra stawała się bardzo utrudniona.
"Wielka piątka" i wielkie szczęście
Wśród 21 zgłoszonych drużyn znaleźli się Polacy. Podporą reprezentacji było pięciu zawodników poznańskiego KPW (Kolejowe Przysposobienie Wojskowe) – Florian Grzechowiak, Zdzisław Kasprzak, Ewaryst Łój, Janusz Patrzykont i Zenon Różycki. Indywidualnie najbardziej wyróżniał się jednak Paweł Stok z Wisły Kraków. 23-latek już wtedy był nazywany jednym z najlepszych koszykarzy w Europie, a formy nie zgubił także po wojnie, kiedy w 1946 roku został najlepszym strzelcem Eurobasketu. Prywatnie był inteligentny, wszechstronnie wykształcony, skończył na UJ historię, geografię i germanistykę.
Czytaj też:
Adam Waczyński o konflikcie z PZKosz: najbardziej zawiodłem się na trenerze Taylorze [WYWIAD]
W tamtym okresie reprezentacja Polski rzeczywiście osiągnęła historyczny wynik i była drużyną mocną, co potwierdziły kolejne mistrzostwa Europy w 1937 i 1939 roku, na których zajęła czwarte i trzecie miejsce, ale w Berlinie miała więcej szczęścia niż umiejętności.
Początek nie należał do Polaków. W pierwszej rundzie trafili na Włochów, z którymi przegrali w dwóch połowach 28:44. Przewidziano jednak pierwszą rundę pocieszenia dla przegranych, ale biało-czerwoni nie musieli w niej grać. Trafiając na wolny los, automatycznie awansowali do drugiego etapu.
I tym razem wygrana nie przyszła, bo biało-czerwoni musieli uznać wyższość Japończyków, przegrywając 31:43. Wtedy nadeszła kolejna runda pocieszenia i realny rywal zamiast wolnego losu – Łotwa, mistrz Europy z 1935 roku i nadal faworyt meczu. Polacy sprawili niespodziankę i wreszcie wygrali 28:23.
W trzeciej rundzie czekała Brazylia. Polacy utrzymali passę i pewnie wygrali 33:25. Kiedy gra w strefie medalowej była bardzo blisko, do orzełka znów uśmiechnął się los – skandal wokół meczu... piłki nożnej. Biało-czerwoni trafili bowiem na Peru, które wdało się w otwarty spór z Austriakami, rodakami Hitlera.
Peru świetnie radziło sobie w turnieju piłkarskim. W ćwierćfinale po emocjonującym meczu i dogrywce pokonało Austrię 4:2. Wtedy zaczęły się jednak zarzuty rywali – Latynosi mieli atakować ich fizycznie, a jeden z ich kibiców miał wbiec na murawę z rewolwerem. FIFA nakazała rozegranie tego meczu ponownie za zamkniętymi drzwiami, a w ramach protestu cała peruwiańska reprezentacja olimpijska wróciła do kraju. Tak Polacy przeszli czwartą rundę walkowerem i znaleźli się w półfinale.
Tutaj limit szczęścia i umiejętności się skończył. Polacy dostali lanie od Kanadyjczyków – 15:42, różnica klas. Koszykówka nie powstała w Kraju Klonowego Liścia, ale błyskawicznie tam zawędrowała. Nad Wisłą pojawiła się kilkanaście lat później i dopiero zaczynała organizować. Tego nie dało się ot tak nadrobić. Ameryka Północna zatriumfowała także w spotkaniu o trzecie miejsce, gdy lepszy okazał się Meksyk (26:12).
Szansa na historyczny medal została zmarnowana. Historyczny także z powodu jego wręczenia, do którego zaangażowano Naismitha. Kanadyjczyk przyjechał do III Rzeszy, wierząc, że złote krążki wręczy swoim pobratymcom. W finale nie zobaczył jednak ani triumfu rodaków, ani ładnej koszykówki.
Mecz ze Stanami Zjednoczonymi rozgrywano w fatalnych warunkach. Na otwartym stadionie padał deszcz, mączka tenisowa zamieniła się w błoto i tak przez całe spotkanie. Kozłowanie było niemożliwe, efektowna gra, efektywna również. Ograniczono się do minimum, a USA ostatecznie zatriumfowało nad Kanadą 19:8. Problem mieli też kibice, bo nie przygotowano miejsc siedzących, a cała tysięczna widownia musiała stać i moknąć.
FIBA i MKOl nigdy nie wpadły już na tak szalony pomysł jak rozgrywanie turnieju koszykarskiego na naturalnej nawierzchni, z odkrytym dachem. Powtórzono za to błąd z przeszłości, pozwalając na igrzyska w państwie totalitarnym...