| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Crvena zvezda czy Partizan mają mniejsze budżety od Legii Warszawa, a jednak potrafią regularnie występować w europejskich pucharach. Pieniądze nie grają. W Serbii – w czasach koronawirusa – tylko w trzech klubach obcięto pensje piłkarzy, za to jeden wypłacił trzy kolejne wypłaty z góry – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Mirko Poledica, prezes serbskiego związku piłkarzy. W przeszłości był zawodnikiem między innymi Lecha Poznań i Legii Warszawa.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Jak w Serbii wygląda walka z koronawirusem?
Mirko Poledica: – Całe Bałkany są poddane kwarantannie. Wszystko wygląda podobnie jak w Polsce, choć zasady są nieco ostrzejsze. Od poniedziałku do piątku można przebywać poza domem tylko do godziny 17:00. Kiedy trwa weekend, trzeba pozostać w miejscu zamieszkania. Całkowity zakaz wychodzenia obowiązuje też cały czas osoby powyżej 65 lat. Zawieszono też wszystkie rozgrywki sportowe. Nikt nie jest przyzwyczajony do takich obostrzeń. Rośnie frustracja i depresja, bo jest piękna pogoda, a trzeba zostawać w domach. Tym, którzy wyjdą, grozi nawet trzyletni wyrok.
– O sile przepisów przekonał się Aleksandar Prijović, który złamał rządowe zalecenia.
– Przyznał się do winy i został skazany na trzy miesiące aresztu domowego. Wszystko przez to, że nie było go w pokoju hotelowym, a wybrał się do lobby. Dwa lata temu strzelił gola, dzięki któremu pojechaliśmy na mistrzostwa świata. Teraz musiał zmierzyć się z wymiarem sprawiedliwości. Każdy obawia się kar, bo są już ludzie, którzy dostali wyroki skazujące na rok czy nawet trzy lata w więzieniu. Sprawy sądowe odbywają się szybko. Na ulice po godzinie 17:00 wychodzą głównie ludzie, którzy mają pozwolenia od policji.
– Kłopoty z prawem miał tez Luka Jović.
– To temat z początku kwarantanny. Jović przyleciał do Serbii z Hiszpanii i… nie dostał informacji, że przylatując z innego kraju, trzeba poddać się kwarantannie przez dwa tygodnie. Nie było wtedy zakazu przebywania na ulicach, ale… akurat jego nie powinno tam być. Musiał zapłacić karę finansową, podobno przekazał także 50 tysięcy euro na zakup respiratorów. Ale to też czarna strona piłki nożnej. Kiedy jesteś zawodnikiem wielkiego klubu, to każdy rozpoznaje cię na ulicy. Inna sprawa, że Serbia nie jest krajem, w którym demokracja jest idealna. Nasz prezydent, Aleksandar Vucić, przypomina Slobodana Milosevicia. Ludzie po prostu się obawiają.
– Mocne porównanie. Zwłaszcza, gdy mowa o Miloseviciu, który był oskarżany o zbrodnie przeciwko ludzkości.
– Nie pamiętam za swojego życia takiej sytuacji w serbskiej polityce, jaka jest teraz. Jeśli nie głosujesz na obecnego prezydenta, możesz stracić pracę. Za czasów Milosevicia opiekował się resortem informacji publicznej. Zamykano wtedy gazety czy telewizje, które nie były przychylne rządowi. W trakcie wojny mówił, że za jednego zabitego Serba trzeba odpłacić się śmiercią stu muzułmanów. Wiele się zmieniło w naszej polityce. W 2003 roku, gdy akurat grałem w Lechu Poznań, zabito premiera Zorana Dindicia. To był punkt zwrotny. Teraz warto mieć zdjęcie karty do głosowania z odpowiednio zaznaczonym nazwiskiem. W jednym z miast, obecny prezydent wygrał mając 98 procent poparcia. Ogólnie zwyciężył zbierając około 60 procent głosów. Stąd biorą się choćby porównania do Kim Dzong Una.
– Porozmawiajmy też o sporcie. Liga w Serbii jest zawieszona, a jak wygląda ogólna sytuacja?
– Minął już miesiąc, odkąd piłkarze nie trenują i nie rozgrywają meczów. Wszyscy przebywają i ćwiczą w domach. Pozostawało pytanie, co będzie z płatnościami, a na razie w naszej piłce sytuacja jest nieco inna. W Serbii są tylko dwa prywatne kluby. Reszta należy do miast, które dają pieniądze. Nie ma za to praktycznie żadnych kwot z praw telewizyjnych czy biletów. Dodatkowe wpływy notują ci, którzy grają w europejskich pucharach. Crvena zvezda czy Partizan dostały już pieniądze od UEFA. Te dwa kluby i Radnicki Nisz podpisały z zawodnikami porozumienia w kwestii obniżenia pensji o 50 procent. Są też dobre przykłady. Większość klubów płaci normalnie, a Cukaricki Belgrad przelały graczom trzy wypłaty za kolejne miesiące.
Crvena zvezda płaci pewnemu graczowi ponad milion euro za sezon. W innych klubach piłkarze otrzymują na przykład dwa tysiące euro. W Serbii jest wielu dobrych zawodników, ale nie ma dużych pieniędzy. W Polsce kluby otrzymują spore kwoty od telewizji. Nasze kluby nie mają wielkich budżetów, a przy tym zainteresowanie ligą nie jest duże. Jeśli Crvena gra w Lidze Mistrzów, to na stadionie będzie komplet. Ale niech zagrają trzy dni później w krajowych rozgrywkach, to będzie je oglądało kilkaset osób. Nie ma zaufania do ligi, bo ta zmagała się z aferą związaną z ustawianiem meczów. Bilet na mecz w Serbii kosztuje około dziesięciu złotych, a i tak zainteresowanie nie jest duże. Czasem dochodzi do dziwnych sytuacji. Potrafiliśmy zwalniać selekcjonerów, którzy akurat awansowali na wielką imprezę...
– Serbia ma teraz selekcjonera, który idealnie wpisuje się w politykę. Ljubisa Tumbaković nie poprowadził Czarnogóry w meczu z Kosowem ze względów światopoglądowych. Zwolniono go i szybko dostał pracę w swoim kraju.
– W Serbii wszystko jest związane z polityką. Nie możesz być selekcjonerem, jeśli nie odpowiadasz komuś pod tym względem. Obecny prezes serbskiej federacji był w przeszłości... ochroniarzem aktualnego prezydenta kraju. Wszystko jest możliwe. W Polsce prezesem jest Zbigniew Boniek. To człowiek z wielkim nazwiskiem, którego poznaje cały świat. U nas prezes nie zna choćby angielskiego... Przynajmniej mamy dobrych zawodników, którzy szybko odchodzą na zachód. Wystarczy zagrać dobrą rundę czy sezon w Partizanie czy Crvenej i od razu klub może zarobić kilkanaście milionów euro. To główne dochody zespołów piłkarskich. Cukaricki sprzedały Slobodana Tedicia po kilkunastu miesiącach do Manchesteru City. Dla Anglików trzy miliony euro nie są wielkimi pieniędzmi, ale dla takiego klubu z Belgradu to potężna kwota. Mamy mnóstwo zawodników za granicą...
– Co liga, to gra w niej Serb...
– Jesteśmy chyba jedynym krajem, który ma poza granicami kraju więcej profesjonalnych piłkarzy, niż w samej Serbii. Jako prezes związku piłkarzy wiem, że w innych ligach występuje ponad tysiąc Serbów. W naszym kraju zarejestrowanych jest 600 zawodników. Mamy zawodników w Hiszpanii czy Anglii, ale też w Mongolii, Tadżykistanie lub w Wietnamie. Wszędzie tam gracze mogą zarobić na przykład pięć tysięcy dolarów, a koszty życia są bardzo małe. Najlepsi odchodzą do topowych lig, a inni emigrują do rozgrywek na całym świecie. Serbów nie brakuje także w Polsce. Jakiś czas temu przygotowywałem umowę rozwiązania kontraktu Stefana Scepovicia, który nabawił się kontuzji i nie grał w Jagiellonii Białystok. Szkoda, bo to dobry zawodnik.
– Pojawiają się informacje, że ograniczenia będą znoszone, a liga ma szansę wrócić na boiska?
– Pojawił się pomysł, by piłkarze zaczęli normalne treningi 15 maja. Za nami już 26 kolejek, a do rozegrania pozostało jedenaście meczów. To taka sama sytuacja jak w Polsce. Być może liga będzie się kończyła w czerwcu oraz w lipcu. Są różne rozmowy, jestem też w kontakcie z FIFPro, ale nie ma ostatecznej decyzji odnośnie powrotów rozgrywek ligowych.
– FIFPro uczestniczy w rozmowach z ECA i FIFA na temat obecnego kryzysu. Jakie są wnioski tych rozmów?
– Dziwiłem się na przykład, gdy czytałem, że FIFA rekomenduje obniżanie zarobków. Tak nie było i nie będzie. Przedstawiciele FIFA stwierdzili jedynie, że musimy być solidarni. Regularnie kontaktuję się ze wszystkimi stronami i rozumiem kluby. Nie zmienia to faktu, że trzeba rozmawiać ze środowiskiem zawodników. Obowiązkiem każdej federacji jest wysłuchanie przedstawiciela piłkarzy, którym w Polsce jest Euzebiusz Smolarek z PZP. Niestety, w wielu krajach pomija się dialog z graczami. FIFA nie wydała jednak rekomendacji, że trzeba obniżyć zarobki. Można to zrobić, jeśli pozwalają na to przepisy w danych krajach, ale jeśli takich nie ma, to zgoda piłkarzy jest niezbędna. Jednostronnie? To niemożliwe. Każdy zawodnik w Serbii, który zgadzał się na cięcia wypłat, musiał podpisać odpowiednie dokumenty.
– Obecne ustalenia są już finalne czy można spodziewać się dalszych rozmów wszystkich stron?
– FIFPro regularnie dyskutuje o sprawach zawodników z UEFA i FIFA. Pojawiło się kilka dokumentów czy zaleceń, ale wciąż trwa dialog na wiele różnych tematów. W tej chwili wszyscy zmagamy się z problemem dotykającym cały świat.
– Rynek transferowy może się zmienić czy można spodziewać się kolejnych Serbów w Polsce?
– Polska zawsze będzie atrakcyjnym rynkiem dla Serbów. Dodatkowo gracze nie są drodzy. Crnomarković kosztował Lecha 300 tysięcy euro. Jest oferta – może być sprzedaż. Wszyscy szukają pieniędzy, szansy zarobienia na zawodnikach. Wybitni odchodzą za miliony, ale da się kupić dobrego gracza za mniejsze pieniądze.
– Wciąż ma pan kontakt z kolegami z polskiej ligi?
– Przede wszystkim jestem w kontakcie z Aleksandarem Vukoviciem. To mój przyjaciel od wielu lat. Wpływ na to ma też fakt, że jesteśmy z jednego kraju. Więzy z innymi nieco się poluzowały, ale mam do nich wiele szacunku. Spotkałem w Polsce świetnych ludzi. Dariusz Dudek, obaj Sokołowscy czy Jan Mucha, z którym wspólnie teraz pracujemy wokół FIFPro. To dobrzy ludzie. Jestem pewien, że gdybyśmy się teraz spotkali, to chętnie wypilibyśmy piwo. Ale wiele szacunku mam do całego polskiego narodu, który ma świetną mentalność, a przy tym wielką pasję do sportu. Zresztą nie jest to tylko moje zdanie. Serbowie mają wiele szacunku do Polaków.
Byli piłkarze Legii to teraz poważni działacze ;). Pance Kumbev, Mirko Poledica i Jan Mucha na zjeździe FIFPro. pic.twitter.com/bIHdPVXXhG
— Piotr Kamieniecki (@PKamieniecki) November 27, 2018
Tumbaković pracował kiedyś w Partizanie przez siedem lat. Budował klub, miał wyniki. Partizan sprzedaje mnóstwo zawodników, mowa o 500 milionach euro zarobku. Ten szkoleniowiec stawiał na młodych zawodników, a jego zespół stylem gry mógł przypominać zespoły Pepa Guardioli. Wtedy graczem belgradzkiej ekipy był Vuković. Teraz w jego filozofii widzę, że chce, by Legia grała w piłkę. Bardzo mi się to podoba, bo potencjał jest duży. To klub, który potrzebuje jeszcze nieco szczęścia w kwalifikacjach europejskich pucharów. Musi mieć taką pozycję w kraju, jaką w Niemczech ma Bayern Monachium. Polska ma dobrych zawodników, co najlepiej widać po jej reprezentacji. U nas też nie brakuje świetnych graczy, ale jest pewna różnica: regularnie jeździcie na mistrzostwa Europy czy świata. A Serbia? Nie potrafimy zagrać na czempionacie kontynentu.
– Teraz szansa jest. Wystarczy pokonać Norwegię.
– To prawda, ale to rywal, który doskonale spisuje się na własnym stadionie. Norwegowie nie przegrali nawet z Hiszpanią. Mamy lepszą drużynę, ale zobaczymy, co się stanie. Kiedy gra się tylko jeden mecz, to nawet teoretycznie słabszy zespół może okazać się lepszy. Nie wszystko jest oczywiste. Serbska liga jest słabsza od polskiej, a jednak to nasze kluby lepiej radzą sobie w europejskich pucharach.
– Widoczna jest regularna obecność w Lidze Mistrzów czy Europy.
– Niecałe dwa lata temu Crvena potrafiła wygrać 2:0 z Liverpoolem. Partizan również potrafi dobrze sobie radzić. To dwa najmocniejsze kluby w Serbii. Mam przekonanie, że obie te drużyny byłyby faworytami w walce o mistrzostwo Polski. Pozostałe zespoły są jednak słabe. Widoczna jest wielka różnica w poziomie. Taka niespodzianka jak w przypadku Piasta Gliwice nie jest możliwa w Serbii. Inna sprawa, że w mniejszych drużynach nie brakuje dobrych zawodników, którzy mogą wzmocnić te czołowe ekipy. Czasami o wyższe miejsca walczy Vojvodina Nowy Sad, ale to bardziej rywalizacja o trzecią lokatę. To klub, który doskonale szkoli. Jego wychowankami są Mihajlović, Milinković-Savić, Krasić czy Jovanović. Wiele dla rozwoju klubu zrobił Vujadin Boskov, najlepszy trener w historii Serbii, który prowadził potem choćby Real Madryt.
– Wzajemna belgradzka rywalizacja pomaga obu klubom we wkraczaniu na wyższy poziom?
– Raz mistrzem może być Crvena, raz Partizan. Teraz lepszy zespół ma Crvena, która przed zatrzymaniem rozgrywek wyraźnie prowadziła w tabeli. Ma w składzie wielu młodych i utalentowanych zawodników. To najlepsza inwestycja, która przynosi dużą stopę zwrotu. Nie zmienia to faktu, że serbskie kluby potrafią grać w Lidze Mistrzów, choć mają niższe budżety niż Legia. W przypadku Crveny mowa o 25 milionach euro. Partizan ma jeszcze niższy budżet, bo to kwota w okolicach osiemnastu milionów euro.