Niejeden reżyser mógłby podjąć się zekranizowania filmu na jego temat. Zapomniany przez rywali, wrócił do łask po nieprawdziwej informacji o jego śmierci. Miruts Yifter – etiopski mistrz, nazywany przez niektórych męczennikiem. Największe zawodowe sukcesy święcił 40 lat temu w Moskwie.
Gdyby nie on, świat najprawdopodobniej nigdy nie dowiedziałby się o "królu biegów" – Haile Gebrselassie. Przed laty siedmioletni Etiopczyk siedział w domu z tatą, uważnie słuchając radiowej audycji. Dziennikarze relacjonowali wydarzenia z igrzysk olimpijskich w Moskwie. Haile tego dnia pierwszy raz usłyszał o rodaku, który zdobył dwa olimpijskie złota. Historia Mirutsa Yiftera do "kolorowych" jednak nie należy.
Zła nowina
W listopadzie 2016 roku w mediach pojawiła się mrożąca krew w żyłach informacja: "Yifter nie żyje". Wielu uwierzyło i zaczęło składać kondolencje. Jak się później okazało wiadomość rozpowszechniona w Etiopii nie była prawdziwa. Taki splot wydarzeń przyczynił się do tego, że sportowe środowisko na nowo przypominało sobie o dawnym mistrzu. Ten, w opisywanym momencie, przebywał w szpitalu w Kanadzie, ale jego stan określano jako stabilny. Nie zmienia to faktu, że z całego świata płynęły słowa wsparcia i otuchy. W placówce pojawiały się dziesiątki dziennikarzy. Starzy znajomi przybywali z wielu części globu. Linia telefoniczna nie stygła
– W dniu, kiedy ogłoszono, że zmarł, szpital otrzymywał zapytania przez cały dzień. Nie mogliśmy poradzić sobie z rozmowami, w końcu zaczęliśmy kierować te telefony bezpośrednio na jego oddział. To było niesamowite. Nie zdawałam sobie sprawy, jak znany był – mówiła jedna z pielęgniarek, która tego dnia pełniła dyżur. Inne koleżanki dodawały, że przez kolejne dwa-trzy dni do Yiftera w odwiedziny przychodziły setki osób.
Zamieszanie związane z nieprawdziwą informacją trwało kilkadziesiąt godzin. Stacje telewizyjne i serwisy informacje rywalizowały o tego "newsa". Po czasie, do niedowiarków, przemówił sam poszkodowany. Oznajmił, że choruje (miał zapadnięte płuco), nie czuje się najlepiej, ale nadal przebywa w szpitalu i "jeszcze nie wybiera się na drugi świat". Po tej przemowie ruch w placówce jeszcze się zwiększył. Jak to określał personel medyczny "korytarz i sala pacjenta pękały w szwach".
– Ludzie z Waszyngtonu, Nowego Jorku i Kalifornii pojawili się u mnie. Sportowcy mówili mi, że jestem ich inspiracją. Wielu nazywało mnie bohaterem. Czuję się szczęśliwy w tym trudnym czasie. Bycie kochanym to coś niezastąpionego, czego nie można kupić za pieniądze, mogę tylko dziękować za to Bogu. Ludzie z całego świata dzwonili do mnie. Haile, Kenenisa (Bekele – przyp. red.). Pocieszali mnie i zachęcali do walki. Dzwonili też moi byli koledzy z zespołu. Kiedy odezwał się Mohammed Kedir (biegacz długodystansowy – przyp. red.), był bliski płaczu do telefonu. Przecież kilka godzin wcześniej usłyszał, że odszedłem na zawsze. Okropna historia – relacjonował w jednej z ostatniej rozmów z mediami.
Lekarze robili co mogli, ale sił byłemu złotemu medaliście igrzysk starczyło do 22 grudnia. Jak mawiał, chciał, by ludzie czerpali naukę z jego egzystencji i byli szczęśliwi. W życiu Yifter nie brakowało przygód i niecodziennych sytuacji.
Nie bał się żadnej pracy
Źródła podają, że urodził się 15 maja 1944 toku w okolicach miejscowości Adigrat. Trudno wskazać konkretne położenie. Sam nie pamiętał dokładnego adresu, pod którym przyszedł na świat. Według spisanych wiadomości początkowo nazywał się inaczej. Po czasie sam przybrał imię Miruts. Żył w biedzie. Starał się łączyć koniec z końcem. W młodzieńczych latach podjął się kilku zawodów. Nie wybrzydzał. Pracował w fabrykach, jako kierowca powozów. Trafił także do wojska. Stacjonował w służbach lotniczych.
Właśnie tam, przez przypadek, napotkał grupę trenujących biegaczy. Stwierdził, że chciałby do nich dołączyć. Na początku zawodnicy nie byli przekonani, ale zmienili zdanie. Uprosił kapitana Gudinę Kotu, lidera ekipy, by pozwolił mu na wspólne treningi.
Przekonywał, że jest odpowiedzialny i zawsze wypełnia polecenia. Zachwycał podczas wewnętrznych rywalizacji na bieżni. Szybko zaproponowano mu wzięcie udziały w regionalnych i krajowych zawodach. Niedługo później, na życzenie szkoleniowca kadry narodowej Negussiego Roby, który zachwycił się jego talentem, przeniesiono go do kwatery głównej etiopskich sił powietrznych. Tam bez większych kłopotów ćwiczył w ciszy, spokoju i skupieniu. Lepszego scenariusza nie mógł sobie wymarzyć.
Nie zaczął uprawiać sportu jako młodzieniaszek. Gdy dołączył do reprezentacji, był już po dwudziestce. Nigdy nie umiał określić dokładnej daty. – Nie liczę lat. Ktoś może ukraść moje kury, ktoś może ukraść moje owce, ale nikt nie ukradnie mi mojego wieku – mówił. Unikał pytań dziennikarzy dotyczących tej kwestii. Podkreślał, żeby skupiali się przede wszystkim na jego talencie i patrzyli na motywację, którą posiada i która nim kieruje. Biegał dla kraju, nie dla pieniędzy i atencji. – Jestem pewny siebie. Mogę rywalizować z każdym. Dajcie mi kogokolwiek. Wygram z nim – lubił powtarzać. Największe sukcesy święcił w Moskwie, ale do stolicy wschodniego mocarstwa prowadziła długa i kręta droga...
Król jeszcze przed igrzyskami
Na piedestale znalazł się jeszcze przed startem w igrzyskach. W 1977 roku w Pucharze Świata, okazał się bezkonkurencyjny na pięć i dziesięć kilometrów. Na następnej imprezie tej rangi (1979 rok) powtórzył to osiągnięcie. Traf chciał, że w tamtych zmaganiach zabrakło Lasse'a Virena, który na tych dystansach zdobywał złota igrzysk w Monachium i Montrealu. Yifter, by udowodnić, że jest najlepszy musiał wygrać i z nim.
Okazja nadarzyła się w 1980 roku. W Moskwie nie był skory do rozmów z dziennikarzami. Unikał ich jak ognia. Ci nie odpuszczali, ale nie osiągnęli zamierzonego celu. Nie zmienia to faktu, że starty sprzed czterdziestu lat zapamiętał do końca życia. Nareszcie mógł wznieść ręce w geście triumfu i powiedzieć sobie, że jest najlepszy w stawce. Wspomniany Viren? Zajął odległą pozycję. Podium było niedoścignionym marzeniem.
– Odniosłem wiele zwycięstw, ale to na 10 000 metrów było najlepszym z dotychczasowych. Byłem zdeterminowany, żeby na igrzyskach pobiec cztery najlepsze biegi w karierze. Modliłem się o to. Byłem w stanie nawet oddać życie za taki sukces. Ludzie wciąż uważają, że to zaskakujące, że mężczyzna w okolicach czterdziestki może rywalizować i wygrywać z ludźmi, z których wielu jest o 10 lat młodszych. Niektórzy twierdzą, że brałem doping, ale to bzdura – mówił "złapany" przez prezenterów telewizyjnych
Miał swój wyjątkowy styl biegu. Dostał pseudonim "The Shifter". Przez większość dystansu utrzymywał bliski kontakt z najgroźniejszych rywali. Na ostatnim "kółku" włączał szósty bieg. Zdolność do zmiany tempa była określana mianem "kosmicznej". Najczęściej finiszował w samotności, bez większego stresu.
– Rozmawialiśmy o tym z trenerami i ćwiczyłem przyśpieszenie właśnie na dystansie 300 metrów jako strategię zarówno na 5000, jak i 10000 metrów. 300 metrów do mety to idealny moment. Nie za późno, nie za wcześnie. Najpierw skupiałem się na tym, jak biegną rywale. Na pięć okrążeń przed końcem zaczynałem decydować o tym, co muszę zrobić. Pojawiało się napięcie, ale zanim oni zdążyli podjąć działanie, wykonywałem ruch – tłumaczył.
W 1980 roku taka taktyka poskutkowała dwukrotnie. Jak podał Sebastian Warzecha (dziennikarz serwisu kierunektokio.pl), Yifer miał ponad 252 startów w karierze. Wygrał co najmniej 221. Trudno dziwić się, że przylgnęło do niego miano najlepszego biegacza globu minionych lat. Gdy po zakończeniu igrzysk wracał do kraju, przyjęto go z honorami. Był idolem dla młodzieży. Dziesiątki tysięcy rodaków wybiegło na ulice. Sam otrzymał nowy samochód i willę. W tej historii jest jednak mroczniejsza strona. Mistrz w kolejnych latach doświadczał także przykrych sytuacji.
Treningi w więzieniu
Z władzami walczył już zdecydowanie wcześniej. W igrzyskach zadebiutował w 1972 roku (cztery lata wcześniej trenował z kadrą, ale wtedy nie pojawił się na najważniejszej imprezie czterolecia). Podczas pierwszego startu w Monachium zajął trzecią pozycję. Zamiast świętowania i gratulacji, czekała na niego bura i pretensje od sztabu szkoleniowego. Ci liczyli, że niemal na pewno osiągnie sukces jak Abebe Bikila, dwukrotny mistrz olimpijski w maratonie. Musieli jednak przełknąć gorzką pigułkę, a to nie był koniec złych informacji.
W rywalizacji na 5000 metrów w ogóle nie pojawił się na starcie. Zaczęło się szukanie winnych. Większość twierdziła, że sam odmówił startu, bo był obrażony. Wtedy głos zabrał biegacz. – Trenerzy zaprowadzili mnie do strefy mieszanej, żebym się rozgrzał, po czym mnie zostawali. Potem się spóźnili, przez co nie wystartowałem – mówił. Nie brakowało też plotek. "Trenerzy zapomnieli o zawodniku, ale wszystko działo się jeszcze przed dojazdem na stadion, gdzie Yifter nie dotarł. Zapłakanego i zagubionego biegacza znalazł kolega po fachu", głosiła jedna z nich.
Kurz opadł, biegacz się odnalazł, ale emocje u etiopskich kibiców nadal sięgały zenitu. Po powrocie w rodzinne strony nikt nie miał zamiaru słuchać tłumaczeń. Yifter został zamknięty w więzieniu. Nie miał możliwości, by się bronić. Sytuacja była bardzo dynamiczna. Nie mógł się poddać. Po latach wspominał: – Myśleli pewnie, że takim sposobem złamią moją miłość do biegania. Mylili się. Według doniesień w treningach mieli mu pomagać strażnicy. Inaczej byłby skazany na zakończenie kariery. Dobrze, że tak się nie stało.
Skąd ta Kanada?
Mimo licznych sukcesów w kolejnych latach jego życie nie należało do łatwych. Bał wrócić się do ojczyzny. Wpadł na pomysł, by osiedlić się w Kanadzie. O azyl za Oceanem Atlantyckim poprosił w 1998 roku. Był przekonany, że w rodzinnym kraju ponownie zostanie zamknięty w więzieniu, że rząd Melesa Zenawiego nie da mu funkcjonować w spokoju. Nie chciał ryzykować. W tamtym okresie w Etiopii takie sytuacje były normą. "Setki więźniów politycznych zatrzymano i wtrącono do aresztu bez procesów. Wielu z nich torturowano, pozbawiano sensu życia" – można wyczytać w raportach "Amnesty International".
Na tym kłopoty się nie kończyły. Przed zamieszkaniem w Ameryce Północnej Yifter stracił pracę. Zwolniono go ze stanowiska trenera narodowej kadry w biegach. Został również dotkliwie pobity przez służby bezpieczeństwa. Nikt nie robił afery. Informacje nikogo nie dziwiły. Po tych wydarzeniach nie wytrzymał. Nerwy puściły. Padło na Toronto.
W mieście, w którym siedzibę ma między innymi zespół NBA, Raptors, czekało na niego spokojniejsze życie, mieszkanie i prawnik, walczący o jego godziwe funkcjonowanie. Wspólnie pojawili się w gabinecie kanadyjskich mecenasów. Po czasie otrzymał pozwolenie na pozostanie w kraju.
Jeszcze przed wydaniem ostatecznego werdyktu zawodnik spotykał się z dziennikarzami. Ci jak jeden mąż powtarzali, że na jego ciele widać było liczne siniaki i zadrapania. Z prześladowaniem musiał radzić sobie sam. Nie chciał narażać rodziny, która ukryła się w Etiopii.
– Przez całe moje życie biegałem dla Etiopczyków i mojej ukochanej flagi. Powód, dla którego opuściłem kraj, jest taki, że wyedukowani ludzie, ludzie utalentowani, zostali usunięci przez rząd, z powodu ich etnicznych korzeni. Zwolniono ich. Widzę tych ludzi i ich dzieci na ulicach, żebrzących. Nie jestem w stanie spokojnie tego obserwować. Rząd postępuje źle – mówił i nawiązywał między innymi do przyjaciela, Mamo Wolde (mistrza olimpijskiego w maratonie z 1968 roku – przyp. red.). Ten spędził w więzieniu kilka lat. Powód? Udział w morderstwach, którym zaprzeczał. Rządzący zatuszowali sprawę i o niej "zapomnieli".
– Głęboko, bardzo głęboko boli mnie, że musiałem opuścić rodzinny kraj i rodzinę. To niesamowicie smutne. Brak mi słów, by to opisać. Kocham swój kraj, dlatego wciąż noszę na stroju jego flagę – przekazywał Mirutsa, który w Kanadzie odbił się od dna i po raz kolejny został zatrudniony jako trener.
Szkolił nie tylko piłkarzy. Na tapecie znaleźli się także piłkarze. – W Kanadzie dobrze mi się żyje, ale nic nigdy nie będzie tu takie, jak w Etiopii – stwierdził jeszcze przed śmiercią.
Już nigdy nie wrócił do kraju. Ostatnim sportowym akcentem było pełnienie funkcji chorążego reprezentacji podczas IO w Pekinie...
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.