| Siatkówka

Resovia, wyrzucenie z kadry, depresja i mistrzostwo świata. Krzysztof Ignaczak: potrafię powstać z popiołów

Krzysztof Ignaczak to mistrz świata w siatkówce z 2014 roku (fot. PAP)
Krzysztof Ignaczak to mistrz świata w siatkówce z 2014 roku (fot. PAP)

Umiem się wywracać i upadać, a następnie podnosić. Nauczyło mnie tego boisko. Życie niekoniecznie jest ciągle falą wznoszącą. Wiedziałem, że praca w Resovii nie będzie łatwym kawałkiem chleba, i że wiązać się będzie z dużą odpowiedzialnością – mówi w TVPSPORT.PL Krzysztof Ignaczak, mistrz świata w siatkówce. Nie tak dawno był prezesem Asseco Resovii Rzeszów, w której jako zawodnik spędził dziewięć lat. Przez bardzo słabą dyspozycję zespołu złożył jednak rezygnację. Obecnie "Szyje sport na miarę".

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Coach, biznesmen… W kadrze sukcesy, w klubach dorabiają

Czytaj też

Jak wygląda siatkówka klubowa w USA? (fot. Getty)

Coach, biznesmen… W kadrze sukcesy, w klubach dorabiają

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – "Mam czterech suflerów w głowie i oni niekoniecznie dają mi dobre rady" – to powiedział mi pan cztery lata temu. Jak się mają?
Krzysztof Ignaczak: – Ewoluują z dnia na dzień (śmiech)! Na poważnie, to tych z głowy przestałem już słuchać. Kiedy zostałem prezesem Asseco Resovii Rzeszów, pojawili się za to obok mnie. Nie spodziewałem się, że aż tyle osób będzie mi służyć życzliwą radą (śmiech)!

Ceniłem podpowiedzi ludzi bardziej doświadczonych ode mnie czy prezesów z dłuższym stażem. Pomogli mi, kiedy klub był w trudnym momencie. Resovia pod względem organizacji i stabilności sponsora tytularnego jest jednym z najlepszych zespołów w historii polskiej siatkówki. Kibice są wierni i oddani, ale oczekują bardzo dobrych wyników. Wymagania mogą być zmorą – zarówno środowisko ekspertów, jak i fani siatkówki zawsze liczą na to, że drużyna zagra o medal, nie dając chłopakom czasu na zgranie.

– W jakim punkcie swojego życia pan jest?
– Jestem w kwiecie wieku (śmiech). Bycie prezesem dało mi dużą lekcję życia i pokory. Przyszedłem do klubu z wielkimi oczekiwaniami, lecz moja praca zakończyła się nie tak, jak sobie to wyobrażałem. Razem z Adamem Góralem uznaliśmy, że dla dobra klubu będzie lepiej, jeśli złożę rezygnację.

Włoskie media: Bartosz Kurek może zagrać w Chinach
Nie jestem człowiekiem, który będzie stał w miejscu. Jednym z planów jest rozwinięcie projektu "Szyjemy sport na miarę", który realizujemy z Marcinem Lijewskim i Cezarym Trybańskim. Trzecią edycję pokrzyżował nam koronawirus, ale i tak nadal szukamy partnerów, którzy podzielają misję aktywizacji sportowej dzieci i dorosłych. Chcemy spowodować, że ludzie, którzy zapomnieli co to radość z aktywności fizycznej, ponownie przekonają się do tego, że brzuch można zrzucić, i że da się przebiec 15 metrów bez zadyszki. Ważne jest to, że przy okazji pokażą swoim dzieciom, że sport jest jednym z ważniejszych elementów życia. Nie możemy zapomnieć, że lekarzem pierwszego kontaktu zawsze są rodzice, my, ludzie sportu, jesteśmy tylko wzmocnieniem sygnału, który powinni dać najbliżsi. Zamiast leżenia w niedzielę na kanapie i bycia władcą pilota można wybrać poznanie trzech dyscyplin: siatkówki, piłki ręcznej i koszykówki. Choć każdy z nas chce przyciągnąć do swojego sportu jak najwięcej osób, to naszym głównym celem jest zaznajomienie dzieci z ruchem i pokazanie im możliwości zabawy w aktywny sposób.

– To, jak rozwinęła się sprawa z Resovią, ciągle boli?
– Nie. Liczyłem na to, że uda mi się odbudować klub, i że będziemy w stanie powalczyć o najwyższe cele. Wiem, że dla niego zrobiłbym wszystko. Mam do siebie pretensje o to, że uległem presji wygrywania. W mojej głowie miałem inny plan na zespół. W tym momencie nie ma on już znaczenia.

– Patrzy pan na siebie, jak na człowieka, który zawsze spada na cztery łapy?
– Umiejętność spadania na cztery łapy zależy od naturalnych zdolności każdego człowieka.

– A że w defensywie był pan niezły, to i w życiu się poukładało.
– Umiem się wywracać i upadać, a następnie podnosić. Nauczyło mnie tego boisko. Życie niekoniecznie jest ciągle falą wznoszącą. Wiedziałem, że praca w Resovii nie będzie łatwym kawałkiem chleba, i że wiązać się będzie z dużą odpowiedzialnością.

Coach, biznesmen… W kadrze sukcesy, w klubach dorabiają

Czytaj też

Jak wygląda siatkówka klubowa w USA? (fot. Getty)

Coach, biznesmen… W kadrze sukcesy, w klubach dorabiają

Michał Winiarski, Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak w czasie dekoracji po zdobyciu mistrzostwa świata (fot. PAP)
Michał Winiarski, Paweł Zagumny i Krzysztof Ignaczak w czasie dekoracji po zdobyciu mistrzostwa świata (fot. PAP)

– Dwa razy wszedł pan do tej samej rzeszowskiej rzeki. Które pożegnanie z klubem bardziej bolało: zawodnicze czy prezesowskie?
– Pierwsze. Inaczej wyobrażałem sobie zakończenie kariery. W Rzeszowie spędziłem dziewięć lat. Liczyłem na to, że uda mi się grać w klubie przez dekadę, i że w ostatnim sezonie wzorem Pawła Zagumnego będę się żegnał z kibicami w każdej plusligowej hali w Polsce. Chciałem podziękować kibicom za tyle wspólnie spędzonych lat. Ostatecznie zostałem zaskoczony.

Mimo wszystko cieszę się, że zakończyłem karierę w takim momencie. Miałem oferty z innych klubów, ale doszedłem do wniosku, że dalsza gra nie będzie miała większego sensu – starych drzew się nie przesadza. W pewnym momencie przestałem też traktować siatkówkę jako pasję. Z różnych względów czułem jakbym na każdym treningu podbijał kartę, która była rozpoczęciem dnia w pracy. Uznałem, że lepiej w tym momencie zmierzyć się z tym, czego obawiają się wszyscy, czyli z odejściem od zawodowego uprawiania sportu. To było trudne.

Większość sportowców przez długi czas jest prowadzona za rękę. Ustalane są za nas plany dnia, sezony, kolejne wyzwania. Żyjemy tym, co narzucą nam w jakiejś mierze inni. Po zakończeniu kariery zawodnik budzi się i nagle zdaje sobie sprawę z tego, że jest w stu procentach odpowiedzialny za swój czas.

Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport: po pandemii głód sportu będzie ogromny
– Wszystko się wypaliło?
– Mimo to grałem z pełnym zaangażowaniem, dając z siebie wiele. Charakter sportowca to nieustanne dążenie do wygrywania, tego nie da się w sobie zdusić. Nie zmienia to faktu, że wychodzenie na trening sprawiało mi nieco mniej radości. W jakieś mierze na całej sytuacji zaważyła moja relacja z trenerem, ale nie chcę o tym nic więcej mówić.

– Prezesura w Asseco Resovii Rzeszów to była propozycja, której się nie odmawia?
– Szansa na prowadzenie takiego klubu może się zdarzyć raz w życiu. Dawałem z siebie wszystko – maksymalne zaangażowanie i wiedzę. Bardzo żałuję, że tak, a nie inaczej się to potoczyło.

Czy zrobiłbym coś inaczej gdybym mógł? W jakiejś mierze na pewno. Wiele czynników wpływa jednak na to, czy plany można wprowadzić w życie. Ludziom wydaje się, że prosto jest ułożyć skład. Budżet nie jest z gumy i we wszystkich klubach obowiązują finansowe "widełki”. Poza tym nie każdy zawodnik chce grać w danym zespole. Rywalizacja o tych najlepszych między klubami bywa bardzo duża.

Kiedy objąłem stanowisko prezesa, klika kontraktów było już podpisanych. Nie chciałem też przeprowadzać rewolucji, ponieważ w mojej ocenie stabilizacja składu drużyny sportowej jest podstawą do osiągnięcia sukcesu. Najważniejsze jest to, by zbudować między zawodnikami wzajemne zaufanie i specyficzną więź. Zmienienie kolejnych ośmiu czy dziewięciu graczy, nie rozwiązuje problemów drużyny, a jednocześnie wiąże się z dużym ryzykiem i znakiem zapytania, jak będzie funkcojonowała.

– Na ile skład zespołu budował pan, a na ile Adam Góral, prezes Asseco?
– Jako właściciel klubu miał wgląd w to, co się dzieje. Akceptował wszystkie "za" lub "przeciw". Sugerował pewne rzeczy.

– Zna się na siatkówce?
– Jest to człowiek sukcesu, który zbudował ogromny, dobrze prosperujący biznes. Sport nie rządzi się jednak tymi samymi prawami, co firma. Chciałem stworzyć grupę, która będzie drużyną nie tylko na boisku.

Szansa na prowadzenie takiego klubu może się zdarzyć raz w życiu. Dawałem z siebie wszystko – maksymalne zaangażowanie i wiedzę. Bardzo żałuję, że tak, a nie inaczej się to potoczyło.

– Jak bardzo wkurzały komentarze, że w Resovii panuje kolesiostwo i tylko dlatego Piotr Gruszka został trenerem zespołu?
– Zanim zatrudniliśmy Piotra, prowadziliśmy również rozmowy z innymi kandydatami. Jednym z nich był Vital Heynen, który na tamten czas nie chciał się wiązać z polską drużyną. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że może lepiej jest postawić na młodego, polskiego i perspektywicznego trenera. Liczyliśmy na to, że nabierze doświadczenia wraz z sukcesami drużyny, co w przyszłości poskutkuje powołaniem go na stanowisko selekcjonera kadry.

– Czy to prawda, że zawodnicy przychodzili do pana i skarżyli się na trenera?
– Nie, nie jest to prawda. Moje drzwi były jednak dla chłopaków otwarte. Rozmów prowadziłem bardzo dużo, szczególnie kiedy wyniki były dalekie od oczekiwanych. Późny przyjazd Komendy i Hoaga, brak czasu na zgranie zespołu, brak sparingów w pełnym składzie plus urazy, a następnie słaba forma psychiczna doprowadziły do katastrofy. Starałem się pomagać drużynie jak mogłem, zatrudniliśmy nawet psychologa. Niestety nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Mimo to wierzyliśmy w potencjał zespołu. Gwizdy w hali narastały, a zespół coraz gorzej grał "u siebie". Żaden z chłopaków nie narzekał jednak u mnie na trenera.

– Dużo rozmawiamy o budowaniu drużyny. Abstrahując od sportu, co panu najtrwalszego udało się zbudować?
– Domu nie budowałem, a zamki z piasku, które tworzyłem, nie należały do najtrwalszych (śmiech). Najlepiej wyszło mi chyba budowanie związku małżeńskiego. Z moją żoną jesteśmy parą już dwadzieścia lat.

Koronawirus a siatkówka. "Zarobki najlepszych siatkarzy znacząco się nie zmienią"
– Takiego budowania uczył pana ojciec – górnik i siatkarz?
– Mój tata ciężko pracował w kopali, a sport dla niego był ucieczką w inny świat. Chciałem być taki, jak on. Gdy zaczął prowadzić grupy młodzieżowe, pragnąłem, by zajął się i mną. Z perspektywy czasu wiem, że "rodzinne" trenowanie nie jest idealnym rozwiązaniem. Trudno jest oddzielić relację zawodnik-szkoleniowiec od ojciec-syn. Wymagał ode mnie dużo, nie potrafił mnie chwalić i raz po raz ganił, ponieważ chciał zrobić ze mnie dobrego siatkarza. Ja też nie pozostałem mu dłużny i przez mój temperament wyrzucał mnie z zajęć. Wtedy biegłem z płaczem do mamy (śmiech).

Myślałem, jadłem i żyłem siatkówką. Nie sądziłem, że stanie się ona moim źródłem utrzymania. Kiedy przychodziłem ze szkoły, odrabiałem zadanie domowe i męczyłem jedyną taśmę VHS z nagranym finałowym meczem Ligi Światowej Brazylia – Rosja. Podpatrywałam jak grali najlepsi i bardzo chciałem być na ich miejscu. Dziś wiem, że niezależnie od tego, czy by mi płacili, czy nie, grałbym w siatkówkę.

Obecnie sport dla młodych jest drogą do wzbogacenia się. Dla nas szokiem było zainteresowanie mediów i sponsorów, którzy pojawi się po zdobyciu mistrzostwa świata juniorów. Ojciec zasiał we mnie ziarnko miłości do sportu, a trener Mazur je podlał. Otworzył przed nami drogę do sportu, o którym nie śniło się naszym rodzicom.

– W pana dzieciństwie kibiców do hal ładowano "pod korek" i przez tłumy w czasie meczu woda skraplała się z sufitu. Jakie jeszcze "smaczki" pan pamięta?
– Mecze w Wałbrzychu to zawsze były spore wydarzenia. Przez nagromadzoną parę i brak wentylacji w hali woda skraplała się z sufitu, a siatkarze ślizgali się w trampkach po parkiecie. Ostatecznie część z nich grała na bosaka. Różnicy to wielkiej nie robiło, a przynajmniej zawodnicy nie kończyli rywalizacji z mnóstwem odcisków i ran. Dziś każda dyscyplina ma innowacyjne obuwie. Kiedyś w jednych butach trenowano w kilku dyscyplinach.

Zgrupowanie kadry Polski siatkarzy. Łukasz Żygadło, Krzysztof Ignaczak, Daniel Pliński, Wojciech Jurkiewicz, Łukasz Kadziewicz i Piotr Gacek słuchają trenera Raula Lozano (fot. PAP)
Zgrupowanie kadry Polski siatkarzy. Łukasz Żygadło, Krzysztof Ignaczak, Daniel Pliński, Wojciech Jurkiewicz, Łukasz Kadziewicz i Piotr Gacek słuchają trenera Raula Lozano (fot. PAP)
American dream, Will Ferrell, biblioteka i siatkówka

Czytaj też

Polskie siatkarki występują w lidze uniwersyteckiej, by zdobyć wykształcenie i umiejętności sportowe (fot. PAP, Getty)

American dream, Will Ferrell, biblioteka i siatkówka

– Ponoć pana tata sam wyszywał sobie numery na koszulkach.
– Pamiętam, że kiedyś pojechał na turniej za granicę z jedną koszulką, jednymi trampkami i milionem spodni na handel. Śmiał się, że wywiózł witaminę C i sprzedawał ją później jako tabletki antykoncepcyjne, więc boom populacyjny na Węgrzech był jego zasługą (śmiech).

Kiedy organizatorzy turnieju zobaczyli, w jakim stanie był ubiór sportowy zawodników Chełmca Wałbrzych, załamali ręce. Każdy z nich miał na koszulkach własnoręczne naszyte numery. Nie było jednego szablonu, więc wszystkie wyglądały inaczej. Ostatecznie dano im po komplecie od Mizuno. Kiedy wrócili do Polski, wszyscy patrzyli na ich stroje ze sporą zazdrością. Ten sprzęt towarzyszył im przez kolejne trzy lata. Ja też dostałem tę koszulkę, ale była ona wyłącznie do treningu, ponieważ za bardzo się sprała. Pamiętam jednak czasy, kiedy po zakończonym sezonie oddawało się stroje meczowe, by w kolejnych rozgrywkach ktoś inny mógł z nich skorzystać. To były lata, w których wszystko szanowano. Nie było postawy "bo się należy".

– Do kiedy przewijaliście video na kasetach VHS?
– Nawet w Bełchatowie przez pierwsze lata, kiedy Irek był trenerem. Pamiętam wiecznie zmęczonego Jacka Nawrockiego, który po nieprzespanej nocy spędzonej na wycinaniu "czasów" z nagrań, donosił nam kasety na odprawę. Mieliśmy do niego ogromny szacunek, ponieważ dzięki jego poświęceniu robiliśmy pierwsze analizy ustawień, rotacji czy ataków. Wcześniej wyglądało to tak, że puszczano nam taśmy, część z nas spała, inni grzebali w nosach i patrzyli po sobie.



Mistrz świata w siatkówce, Dawid Konarski: Liga Narodów ma wystartować około 20 sierpnia
– Przeżyliście trochę z Ireneuszem Mazurem. Był pan jednym z tych, którzy uciekali za młodu z jego treningów?
– Nigdy nie uciekłem. Kiedy napiszę książkę, jedna trzecia treści będzie poświęcona temu trenerowi. Cała nasza grupa zawdzięcza mu bardzo dużo. To człowiek z zasadami, charakterem i dużą wrażliwością. Każdy z nas trochę się go bał. Dziś się z tego śmiejemy i wspominamy, jak wyglądała praca za jego czasów. Zazwyczaj nam nie wierzy (śmiech). Wiem jednak, że niewielu współczesnych chłopców wytrzymałoby treningi z tym szkoleniowcem.

– Dziewięć godzin w hali.
– Proszę wybaczyć, ale mieliśmy jeszcze na tyle potencjału, by dołożyć do tego kolejne cztery godziny tańców (śmiech). Młody organizm wszystko zniesie.

– W 2010 roku nazwał go pan nawet swoim drugim ojcem.
– W pewnym momencie spędziłem z nim więcej czasu niż w domu. Z Irkiem jeździliśmy na obozy szkoleniowe, ponad pół roku spędzaliśmy w Zakopanem i Cetniewie. Kiedy przed maturą nauczyciele zobaczyli, ile mnie w szkole nie było, zastanawiali się, czy mnie sklasyfikować. Na szczęście miałem indywidualny tok nauczania, więc wszystko się poukładało.

– Najgorsza kara od Mazura?
– Chłosta (śmiech). Dostało mi się antenką, do dziś mam dziurę w łokciu! Teraz się z tego śmieję, a wtedy chciałem zrezygnować z treningów. Kiedy powiedziałam o tym ojcu, stwierdził, że jak wrócę do domu, wleje mi podobnie. Wolałem więc zostać (śmiech).

– Pamięta pan przewroty po całym boisku?
– Czyściliśmy parkiet! Irek miał bardzo dobry słuch, więc ile razy ktoś burknął pod nosem, reagował bardzo szybko. Jeśli we znaki dała mu się jednostka, konsekwencje ponosiła cała drużyna. Bardzo dobrze wspominam te lata. Nie byłem najsilniejszy i najwyższy, ale dzięki trenerowi bardzo się rozwinąłem. Starałem się nadrabiać determinacją i charakterem.

American dream, Will Ferrell, biblioteka i siatkówka

Czytaj też

Polskie siatkarki występują w lidze uniwersyteckiej, by zdobyć wykształcenie i umiejętności sportowe (fot. PAP, Getty)

American dream, Will Ferrell, biblioteka i siatkówka

Mieliśmy na tyle potencjału, by do dziewięciu godzin treningu dołożyć kolejne cztery godziny tańców (śmiech).

Bednorz: nie wyobrażam sobie, aby organizować teraz turniej siatkarski
fot. Getty
Bednorz: nie wyobrażam sobie, aby organizować teraz turniej siatkarski

– Humorem też? Widziałam roast Piotra Gacka z pana udziałem. Nie ciągnęło w tę stronę?
– Pamiętam jak kiedyś w Spale siedzieliśmy w sportowym gronie w restauracji. Z Pawłem Czapiewskim zaczęliśmy sypać kawałami jak z rękawa. W dwie i pół godziny daliśmy niezły popis, który poskutkował tym, że nasi koledzy odbyli wieczorny trening mięśni brzucha bez konieczności wstawania z krzesła.

Lubię być w centrum uwagi. Żona cały czas mi mówi, że nie potrafię usiedzieć na miejscu i nieustannie wychodzę na pierwszy plan.

– W czasach wielkiej rywalizacji, przyjaźń z Piotrem Gackiem była koniecznością czy dobrowolną decyzją?
– Kiedyś jeden z browarów reklamował się hasłem "Może nas wszystko poróżnić, ale łączy nas Żywiec". Chcieliśmy zadzwonić i powiedzieć, że idealnie nadajemy się do takiej kampanii, bo jak pójdziemy na piwo, zapominamy o wszystkim (śmiech).

Paweł Zagumny: mecze kadry w czasie sezonu klubowego? Ten pomysł bardzo pomógłby siatkówce
Nasza relacja była bardzo szczera. Lubiliśmy się, ale również rywalizowaliśmy – to była typowa walka samców o pierwsze miejsce w stadzie. Było wiele momentów, w których albo jeden, albo drugi był niezadowolony. Graliśmy w czasie, kiedy do składu brano tylko jednego libero, ponieważ w drużynie było tylko dwunastu zawodników. Czasami sam podcinałem gałąź, na której siedziałem, i wybór padał na Piotra. Dało nam to jednak wiele. Do dziś mamy ze sobą bardzo dobry kontakt, bo we wcześniejszych latach nie pokładaliśmy sobie nóg i nie wbijaliśmy szpilek w laleczki voodoo. Jednoczył nas jeden wróg, którym był Raul Lozano (śmiech). Wymagał od nas bardzo dużo.

– W 2006 roku nie pojechał pan na mistrzostwa świata tylko dlatego, że sportowo przegrał pan z Piotrem Gackiem?
– Tak mi się wydaje. O tym, czy tak było, będzie wiedział sam Raul.

– Afera alkoholowa z 2005 roku to największy kac życia?
– Z perspektywy czasu chyba tak. To była głupota. Zarówno ja, jak i kilku innych kolegów wyszliśmy z założenia, że "Mały Rycerz" nie będzie nami rządził. Chcieliśmy mu udowodnić, że to my jesteśmy silniejsi. Ostatecznie nas wyrzucił. Dobrze się stało, że postąpił tak, jak postąpił. Wszyscy zaczęliśmy na niego patrzeć inaczej, dotarło do nas, że idziemy w kierunku profesjonalnego uprawiania sportu. Postawił nas do pionu. Zmieniła się nasza mentalność. Od tego momentu wiedzieliśmy, że to selekcjoner decyduje o wszystkim.

– Był pan kiedyś bliżej zniszczenia czegoś, na co pracował pan lata?
– Chyba nie. To był cios dla mojej rodziny. Czułem, że ją zawiodłem. Moja przyszłość stanęła pod znakiem zapytania. Całe szczęście, że siatkówka nie była wtedy na pierwszych stronach gazet.

– Więc z kolegami uznaliście, że musicie zrobić wszystko, by się na nich pojawić.
– Dokładnie tak (śmiech). Mieliśmy parcie na szkło (śmiech).

– Często pytano wtedy o to, czy ma problem z takim stylem życia?
– Dziś w internecie wszyscy by o tym pisali. Wtedy nikt nie był w stanie stanąć ze mną twarzą w twarz i mnie o to zapytać.

– Co było dla pana najtrudniejsze?
– Brak powołania na mistrzostwa świata 2006, na którym polska kadra po raz pierwszy od wielu lat wywalczyła medal. Piotr wygrał ze mną rywalizację, a tego się nie spodziewałem. Do tamtego momentu wydawało mi się, że jestem murowanym kandydatem do podstawowego składu zespołu. Z dnia na dzień reprezentacja z moim konkurentem radziła sobie jednak coraz lepiej.

Polska kadra na igrzyskach olimpijskich w Atenach (fot. PAP)
Polska kadra na igrzyskach olimpijskich w Atenach (fot. PAP)

– Jak im się to udało?
– Rozmawiali i zadali mi pytania, na które musiałem odpowiedzieć sobie sam. W pewnym momencie chciałem zakończyć karierę, nie widziałem sensu walki po tym, jak kadra wygrała swój pierwszy ważny medal od lat beze mnie. Dziewięć miesięcy przygotowań, totalne wyżyłowanie organizmu i bieganie przez 40 minut po ciężkim treningu siłowym było naszą codziennością. Skoro nie wyszło mi, kiedy dałem z siebie aż tyle, to jaką mam gwarancję, że w końcu mi się uda?

Stąd też zrodził się pomysł na tatuaż o symbolice feniksa, który jest znakomitą alegorią do mojego życia. Potrafię powstać z popiołów.

– Chwilę wcześniej stracił pan przyjaciela, Arkadiusza Gołasia. Od tego czasu minęło 15 lat. Człowiek przyzwyczaja się do straty, czy bardziej przeraża to, że wspomnienia bledną? Myśli pan o tym?
– Cały czas. Arek był najbliższą mi osobą, rozumiał mnie w stu procentach. To był mój młodszy brat, którego nigdy nie miałem. Działaliśmy ze sobą na zasadzie instynktu i magicznej nici porozumienia. Mam nadzieję, że każdy ma takiego człowieka, z którym rozumie się bez słów. Dla mnie był nim Arek.

Piotr Nowakowski: nie liczę na to, że w czerwcu zaczniemy sezon reprezentacyjny
Czas zabiera nam wspomnienia. Ludzka psychika wypiera to, co sprawia ból. W głębi serca to wszystko jednak pozostaje. Kilka razy w roku staram się wyciszyć całkowicie i spędzić czas na odtwarzaniu wspólnych chwil. Ostatnio nawet natknąłem się na zdjęcia, które robił. Był naczelnym fotografem kadry. Myślałem o Atenach w 2004 roku, kolejnych Ligach Światowych, które spędziliśmy razem… Wspomnienia wróciły i wiem, że nigdy nie znikną całkowicie. Był mi za bliski, by tak się stało.

– Udało się panu znaleźć później kogoś równie bliskiego, czy takiej relacji nie da się zastąpić innymi?
– Zamknąłem swoje serducho na takie relacje. Nie udało mi się zbudować z nikim takiego kontaktu, to mechanizm obronny w głowie, nad którym nie mam kontroli. Choć mam kilka osób, które mogę nazwać swoimi przyjaciółmi, boję się dopuścić je bliżej. Nie otwieram się za bardzo, nie chcę już nikogo stracić. Miejsce najlepszego przyjaciela jest już zastrzeżone.

– Na samym początku mówiłam o tym, że jest pan dobry w spadaniu na cztery łapy. W 2006 roku był pan w depresji, ponieważ nie zdobył srebra na mistrzostwach świata. Osiem lat później znalazł się pan w najlepszej drużynie globu. Jak to smakowało?
– To było spełnienie i niesamowita radość. Łez szczęścia było wiele. Wiedziałem, że to moja ostatnia okazja. Bardzo się cieszyłem, że mogę być częścią złotej drużyny.

– Czuł pan, że to było w pełni pana "mistrzostwo"?
– Przeszedłem cały cykl przygotowań z tą drużyną. Wystąpiłem podczas wszystkich meczów Memoriału Wagnera, które poprzedzały mistrzostwa. Czuję się pełnowartościowym mistrzem świata. Dałem z siebie wszystko i poza parkietem również robiłem wiele, by scalić grupę.

– Co zmusiło pana do podjęcia decyzji o zakończeniu kariery reprezentacyjnej po takim sukcesie?
– Zagrałem tylko w jednym spotkaniu czempionatu. Stephane Antiga szczerze powiedział mi o swoich planach na przyszłość. Chciał stawiać na Pawła Zatorskiego, który był młodszy, ale równie utalentowany. Zapytałem go, czy jest szansa, że będę mógł powalczyć o miejsce w podstawowym składzie. Odpowiedział mi bez wahania, że wybiera Pawła. Nie chciałem być wyłącznie turystą, który będzie zwiedzał kraje i siedział na ławce, będąc strażakiem na wypadek kontuzji kolegi. Poświęciłem kadrze dwadzieścia lat. To był dobry moment, by się z nią pożegnać.

Nie otwieram się za bardzo, nie chcę już nikogo stracić. Miejsce najlepszego przyjaciela jest już zastrzeżone.

Krzysztof Ignaczak z Arkadiuszem Gołasiem i kolegami (prywatne archiwum Krzysztofa Ignaczaka)
Krzysztof Ignaczak z Arkadiuszem Gołasiem i kolegami (prywatne archiwum Krzysztofa Ignaczaka)

– Najlepszy akcja igrzysk w Pekinie?
– A o co pani pyta? (śmiech) Telewizorów za okna nie wyrzucaliśmy, bo te były za mocno przymocowane do ściany (śmiech). Po klęsce i odpadnięciu z turnieju czekaliśmy na wylot jeszcze pięć dni. Czas wolny trudno było zagospodarować. Spotykaliśmy się więc z innymi reprezentantami, którzy zakończyli rywalizację, żeby zapomnieć o porażce. Podczas nich dowiadywaliśmy się wielu ciekawych rzeczy na temat innych dyscyplin. Wie pani, że pływacy "czują" twardość wody, a wioślarki używają wioseł różnych twardości?

– Powiedział pan kiedyś, że sportowcy rodzą się z naturalnym talentem do świętowania. Jakie talenty jeszcze pan posiada?
– Ostatnio nawet się nad tym zastanawiałem. Ani nie śpiewam, ani nie tańczę, choć w sumie to drugie robię, ale żona nigdy nie zakłada nowych butów, kiedy mamy perspektywę wyjścia na parkiet, ponieważ boi się, że je zniszczę.

Byłem zaprogramowany na sport, ale okazuje się, że jestem analfabetą w innych dyscyplinach. Po zakończonej karierze siatkarza, zacząłem się mierzyć z innymi dyscyplinami. Zawsze wydawało mi się, że boks i narty są takie proste! Okazało się, że wszędzie najważniejsze są taktyka i wypracowane umiejętności. Co zabawne, przez lata dziwiły mnie pytania postronnych ludzi, którzy chcieli się dowiedzieć, jak można przyjąć tak szybko lecące piłki. No przecież skoro leci, to trzeba odebrać, to proste (śmiech)!

Łukasz Żygadło: kolejny rok w Katarze? Czemu nie!
– Kim jest dziś Krzysztof Ignaczak?
– Emerytem (śmiech). Sport zostanie ze mną na zawsze. Mam nadzieję, że będę miał pozytywny wpływ na młodych adeptów siatkówki. Minęły cztery lata, a nadal oglądam moją dyscyplinę z wypiekami na twarzy. Poza tym staram się zgłębić inne sporty i to nawet te bardziej ryzykowne pod względem fizycznym. Jeśli zechcę, mogę nawet skoczyć ze spadochronem.

– Skoczy pan?
– Nigdy. Mimo wszystko życie ciągle jest mi miłe!

Jedno miejsce, dwóch "pewniaków". Zatorski czy Wojtaszek do Tokio?
(fot. TVP)
Jedno miejsce, dwóch "pewniaków". Zatorski czy Wojtaszek do Tokio?

Zobacz też
Kolejni Polacy w Final Four LM! Znamy komplet uczestników
Kamil Semeniuk (fot. Getty Images)

Kolejni Polacy w Final Four LM! Znamy komplet uczestników

| Siatkówka 
Wygrali gładko, trener zaskakuje. "To nie był łatwy mecz"
Radość Marcelo Mendeza po awansie do półfinału Ligi Mistrzów (fot. PAP).

Wygrali gładko, trener zaskakuje. "To nie był łatwy mecz"

| Siatkówka 
Historyczny sukces polskiego zespołu! Wygrali europejski puchar!
Radość zawodników Bogdanki LUK Lublin (fot. PAP/Michał Meissner)

Historyczny sukces polskiego zespołu! Wygrali europejski puchar!

| Siatkówka 
Resovia w finale Pucharu CEV! Będzie broniła tytułu [WIDEO]
Siatkarze Asseco Resovii Rzeszów (fot. PAP/Darek Delmanowicz)

Resovia w finale Pucharu CEV! Będzie broniła tytułu [WIDEO]

| Siatkówka 
To już pewne! Będzie polski półfinał w LM! [WIDEO]
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla zagrają w Final Four Ligi Mistrzów (fot. 400mm.pl/Paweł Piotrowski)

To już pewne! Będzie polski półfinał w LM! [WIDEO]

| Siatkówka 
wyniki
terminarz
Wyniki
23 marca 2025
Siatkówka

Sir Susa Vim Perugia

Valsa Group Modena

Cucine Lube Civitanova

Allianz Milano

Itas Trentino

Cisterna Volley

22 marca 2025
Siatkówka

Rana Verona

Gas Sales Bluenergy Piacenza

Steam Hemarpol Norwid Częstochowa

PGE GiEK Skra Bełchatów

KS DevelopRes Rzeszów

LOTTO Chemik Police

21 marca 2025
Siatkówka

PGE Grot Budowlani Łódź

Metalkas Pałac Bydgoszcz

20 marca 2025
Siatkówka

BKS BOSTIK ZGO Bielsko-Biała

MOYA Radomka Radom

ŁKS Commercecon Łódź

ITA TOOLS STAL Mielec

Sir Susa Vim Perugia

Mint Vero Volley Monza

Barkom Każany Lwów

PSG Stal Nysa

19 marca 2025
Siatkówka

J. Węgiel

Olympiakos Pireus

PGE Projekt Warszawa

Halkbank Ankara

18 marca 2025
Siatkówka

LOTTO Chemik Police

KS DevelopRes Rzeszów

Aluron CMC Warta Zawiercie

SVG Lueneburg

17 marca 2025
Siatkówka

ŁKS Commercecon Łódź

PGE Grot Budowlani Łódź

Sokół & Hagric Mogilno

Metalkas Pałac Bydgoszcz

Trefl Gdańsk

Steam Hemarpol Norwid Częstochowa

16 marca 2025
Siatkówka

ITA TOOLS STAL Mielec

Energa MKS Kalisz

UNI Opole

#VolleyWrocław

Valsa Group Modena

Sir Susa Vim Perugia

Cisterna Volley

Itas Trentino

Allianz Milano

Cucine Lube Civitanova

Gas Sales Bluenergy Piacenza

Rana Verona

Terminarz
dzisiaj
Siatkówka

MOYA Radomka Radom

19:30

BKS BOSTIK ZGO Bielsko-Biała

26 marca 2025
Siatkówka

Metalkas Pałac Bydgoszcz

16:30

PGE Grot Budowlani Łódź

LOTTO Chemik Police

19:30

KS DevelopRes Rzeszów

Allianz Milano

19:30

Cucine Lube Civitanova

Cisterna Volley

19:30

Itas Trentino

27 marca 2025
Siatkówka

ITA TOOLS STAL Mielec

16:30

ŁKS Commercecon Łódź

#VolleyWrocław

17:00

UNI Opole

03 kwietnia 2025
Siatkówka

UNI Opole

16:00

#VolleyWrocław

16 maja 2025
Siatkówka

Sir Susa Vim Perugia

18:00

Halkbank Ankara

17 maja 2025
04 czerwca 2025
Siatkówka

Francja

4:30

Turcja

Tajlandia

8:00

Polska

Chiny

11:30

Belgia

Holandia

15:00

Japonia

USA

17:00

Włochy

Dominikana

20:00

Serbia

Czechy

20:30

Brazylia

05 czerwca 2025
Siatkówka

Bułgaria

23:30

Kanada

Korea Południowa

0:00

Niemcy

Belgia

8:00

Tajlandia

Chiny

11:30

Polska

Bułgaria

20:00

Dominikana

Niemcy

20:30

Włochy

06 czerwca 2025
Siatkówka

Kanada

23:30

Holandia

USA

0:00

Brazylia

Francja

8:00

Belgia

Turcja

11:30

Tajlandia

Dominikana

20:00

Holandia

Korea Południowa

20:30

Włochy

Najnowsze
Pachniało sensacją. Znamy kolejnego finalistę mundialu!
Pachniało sensacją. Znamy kolejnego finalistę mundialu!
| Piłka nożna 
Nowozelandczycy już na pewno pojadą na mundial (Fot. Getty)
"Deyna. Geniusz do zatracenia" [ZAPOWIEDŹ]
r
"Deyna. Geniusz do zatracenia" [ZAPOWIEDŹ]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Reprezentant zagra dla byłego zwycięzcy Ligi Mistrzów!
Marek Marciniak od nowego sezonu będzie zawodnikiem Vardaru Skopje (fot. Pawel Bejnarowicz / ZPRP)
Reprezentant zagra dla byłego zwycięzcy Ligi Mistrzów!
(fot. własne)
Maciej Wojs
Koszmar Świątek przerwany. Wpadka najgroźniejszej rywalki
Iga Świątek, Mirra Andriejewa (fot. Getty)
Koszmar Świątek przerwany. Wpadka najgroźniejszej rywalki
| Tenis / WTA (kobiety) 
Dwadzieścia lat od debiutu Roberta Lewandowskiego w seniorskiej piłce!
Robert Lewandowski (fot. Getty Images)
Dwadzieścia lat od debiutu Roberta Lewandowskiego w seniorskiej piłce!
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Drugi mecz kadry w el. MŚ. Oglądaj Polska – Malta w TVP!
Polska – Malta [NA ŻYWO]. Transmisja meczu el. MŚ 2026 online, live stream (24.03.2025). Gdzie oglądać?
transmisja
Drugi mecz kadry w el. MŚ. Oglądaj Polska – Malta w TVP!
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Świątek zaskoczyła słowami o powrocie na miejsce liderki WTA
Iga Świątek (fot. PAP/EPA)
Świątek zaskoczyła słowami o powrocie na miejsce liderki WTA
fot. Facebook
Sara Kalisz
Do góry