| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Po ojcu odziedziczył skłonność do wpadania w kłopoty i szczerość. Bartosz Iwan zawsze mówi, co mu na sercu leży. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o relacjach z ojcem, które nie zawsze były łatwe. Zdradza, kto uratował jego karierę. I wspomina o imprezie w Górniku Zabrze, która skończyła się surfowaniem w klubowym basenie na drzwiach od strefy spa.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Twój tata zdradził niedawno, że miałeś poważne problemy zdrowotne. W zimie wróciłeś na boisko. Jak to się skończyło?
Bartosz Iwan: – Skończyło się bardzo dobrze, bo żyję. To najważniejsze. Przytrafił mi się zator płuc, na szczęście szybko zareagowałem, poszedłem do lekarza i dostałem skierowanie do szpitala. Tam przebywałem pięć dni. Wypuścili mnie, bo nie było zagrożenia życia. Dziś czuję się dobrze. Cały czas jestem na lekach i pewnie tak pozostanie do końca życia. Profilaktycznie, by nie doszło do niczego groźnego.
– Jakie były objawy?
– W nocy przed sparingiem z rezerwami Wisły obudziłem się ze strasznym bólem z lewej strony. Myślałem, że to jakaś kolka albo nerki. Byłem zaniepokojony, ale pojechałem na mecz, rozegrałem pełne spotkanie i wszystko było w porządku. Potem jednak bóle się nasiliły i zacząłem pluć krwią. To mnie zaniepokoiło, dlatego od razu poszedłem do lekarza.
– Jak długo czekałeś na ostateczną diagnozę?
– Bardzo długo, około czterech, pięciu miesięcy. To był długi proces. Od lekarza do lekarza chodziłem. Pulmonolog, specjaliści od krzepnięcia krwi, różnego rodzaju lekarze... W końcu, po znajomości, doktor Jerzy Zając wysłał mnie do doktora Wojciecha Sydora i on opiekuje się mną do dziś. Na razie, po badaniach krwi, wszystko jest jak należy. Sprawdzaliśmy, czy ten zator nie wynika z wady genetycznej, ale na szczęście lekarze wykluczyli taką możliwość. Lekarz prowadzący stwierdził, że przyczyną mogło być bardzo duże odwodnienie organizmu.
– W związku z koronawirusem jesteś w grupie ryzyka? Skoro miałeś kłopoty z płucami...
– Na pewno tak, bo wiadomo, że koronawirus atakuje płuca. Muszę dbać o siebie, zachowywać wszystkie środki bezpieczeństwa. Nie chciałbym być jednym z zakażonych.
– Jesteś dziś zawodnikiem Wieczystej Kraków. Klub ma bogatego właściciela w osobie Wojciecha Kwietnia. Gracie w lidze okręgowej, ale plany są dużo ambitniejsze. W tym sezonie mieliście wywalczyć awans.
– Szkoda, że tak to się potoczyło. Plany były mocarstwowe. Obóz w Turcji, wzmocnienia, nakład finansowy niesamowity jak na tę klasę rozgrywkową. Celem na rundę wiosenną był komplet zwycięstw i awans do IV ligi. Nikt nie brał pod uwagę innego scenariusza. To co się dzieje na świecie pokrzyżowało nam plany, ale nie tylko nam, także największym na świecie. Musimy czekać. Nie wiadomo, co będzie dalej, ale ja nie jestem optymistą. Nie wierzę, że rozgrywki uda się dograć.
– Dla was to byłby spory problem. Na miejscu dającym awans są rezerwy Garbarni.
– Tak. Mimo tego, że mamy tylko dwa remisy i żadnej porażki, jesteśmy na drugim miejscu w tabeli z jednopunktową stratą. Brak awansu byłby dużym ciosem. Tym bardziej, że rok temu szanse na awans straciliśmy w przedostatniej kolejce. Wtedy na boisku, teraz może to się rozstrzygnąć w inny sposób. Może nie przy zielonym stoliku, ale to koronawirus zdecyduje, kto awansuje do IV ligi.
– Jak się czujesz po tej chorobie na boisku?
– Początki w Wieczystej były ciężkie, bo wcześniej przez siedem, osiem miesięcy siedziałem w domu. Nie ruszałem się w ogóle. Chciałem odpocząć od tego wszystkiego. Miałem więc spore zaległości, ale z każdym treningiem było lepiej. Śmieję się, że w Turcji na obozie przeżywałem drugą młodość i byłem w życiowej formie. Nie mogę tego niestety udokumentować na boisku.
– Naprawdę tak leniuchowałeś? Nie ciągnęło cię, by się poruszać?
– Nie ciągnęło.. Chciałem się odciąć, odpocząć. Pomyśleć o rodzinie, innych sprawach. Wszystko zmienił telefon z Wieczystej. Propozycja była zbyt konkretna, by ją odrzucić.
– Znasz całkiem nieźle dyrektora sportowego Wieczystej, prawda?
– No tak się składa, że jest nim ojciec. Znamy się jak łyse konie.
– Jak to jest być młodym Iwanem, synem Andrzeja Iwana? Postaci, szczególnie w Krakowie, legendarnej.
– Na pewno miło, bo ojciec osiągnął w piłce dużo. Gdy grałem na profesjonalnym poziomie męczyły mnie ciągłe porównania. Nie osiągnąłem tyle co on, ale cieszę się z tego, co udało się zrobić. Rozegrałem ponad 100 meczów w Ekstraklasie, to też niezły wynik. Generalnie, cieszę się, że mam sławnego ojca. A i po znajomości czasem coś uda się załatwić...
– Teraz Andrzej ocenia cię nie tylko jako ojciec, ale też jako dyrektor sportowy. Co mówił o twojej ostatniej dyspozycji? A może nic nie musiał mówić, bo rozumiecie się już bez słów i wiesz, kiedy jest zadowolony?
– Trochę tak jest, że rozumiemy się bez słów. Tata oglądał i komentował na antenie bardzo wiele moich meczów. Dyrektorem Wieczystej został w momencie, gdy ja zmagałem się z zatorem, więc widział mnie tylko podczas zimowych sparingów. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, bo chwalił mnie. Wcześniej nieczęsto zdarzało mi się słyszeć od niego takie pochwały. Grając w GKS Katowice byłem przez niego bardzo mocno krytykowany na wizji.
– W Orange Sport?
– Nie, to już w Polsacie było. Pamiętam mecz z Rozwojem podczas którego dostałem od taty bardzo dużo ″pocisków″. Często się sprzeczaliśmy, na szczęście to już historia.
– Teraz można się pośmiać.
– Tak, ale wtedy troszkę mnie to grzało. Człowiek się starał, nie wszystko zawsze wychodziło, a potem słyszał takie słowa z ust ojca. Zawsze miał wobec mnie większe wymagania niż wobec innych i często nie był zadowolony z mojej gry. Ja też nie byłem zadowolony z tego, że takie słowa padają w moim kierunku.
– Przytoczysz jakieś zdanie?
– Tego było tak dużo, że już nie pamiętam. Złe zagranie, złe zachowanie… Dziewięćdziesiąt procent rzeczy robiłem źle.
– Ktoś ci o tym donosił czy dowiedziałeś się oglądając powtórki?
– Świat jest mały. Tu kolega doniósł, tam ktoś z rodziny podpowiedział. A na koniec robiłem weryfikację, oglądałem transmisję i miałem potwierdzenie.
– Jak tata się dziś czuje? Uważa na siebie w czasach koronawirusa? Zdaje mi się, że to osoba, która nie lubi słuchać zakazów.
– On jest taki człowiek, że raczej się nie przejmuje tymi zakazami. Wiadomo jak jest z ojcem – raz jest lepiej, raz jest gorzej... Cieszę się, że złapał pracę w Wieczystej. Jest na miejscu, może robić to co lubi i pochłania mu to trochę czasu. Wiesz Mati jaki ojciec jest… Co mam ci więcej powiedzieć. Nieraz rozmawialiśmy. W górę i w dół. Sinusoida.
– Chyba już się nie zmieni…
– Nie zmieni. Taki jest, był i będzie. Jeśli przez kilkadziesiąt lat nie zmieniłeś człowieka i on tego też nie chce, to już się nie uda.
– Znam kilka takich osób… Jakby Andrzej zupełnie odstawił alkohol, przeszedł na sportowy tryb życia to pewnie byłby zdrowszy, ale zaraz umarłby z nudów!
– Być może tak by było. Zgadzam się z tobą. U niego cały czas coś się musi dziać, nie potrafi usiedzieć na miejscu, więc teraz jest mu wyjątkowo ciężko. Dzwoni do mnie i mówi: ″ku*wa, zaraz kota dostanę. Nie mogę już usiedzieć″.
– Przynajmniej z psem na spacer może wyjść.
– Mógłby, ale nie ma psa!
– Przecież zawsze miał.
– No miał, ale zdechł mu parę lat temu i powiedział, że już nie chce mieć kolejnego.
– Stara się być pod parą także teraz?
– No tak. Jeździ do MZPN czy spotka się z Wojtkiem Kwietniem (właścicielem Wieczystej – przyp. red.). Jeździłby też na mecze, obserwować zawodników, ale to akurat nie jest dziś możliwe. I boję się, że w tym sezonie już nie będzie.
– Ty jesteś jeszcze przy kadrze U19?
– Nie, to już od roku nieaktualne.
– Dlaczego?
– Dostałem telefon z PZPN z informacją o cięciach w budżecie. Ograniczali sztaby szkoleniowe i dostałem wypowiedzenie. Tak się rozstałem z PZPN.
– Wiążesz swoją przyszłość na poważnie z trenerką?
– Na ten moment tak. Podoba mi się to. Jestem asystentem u trenera Przemysława Cecherza. A co będzie? Nikt nie wie. Chciałbym spróbować, na razie się uczę. Jest to ciężki zawód. Gdy człowiek grał w piłkę, to nie zdawał sobie sprawy, ile trzeba włożyć serca i wysiłku, by wszystko było przygotowane. Pochłania to dużo czasu, ale podoba mi się. Zobaczymy.
– Tata też próbował, ale dość szybko dał sobie spokój. W Wiśle był m.in. w sztabie Oresta Lenczyka
– Zabrakło mu zapału. Szkoda, bo podejrzewam, że jako trener mógłby naprawdę dużo osiągnąć. Dużo widzi, z niejednego pieca chleb jadł, jest dobrym człowiekiem, umiałby dotrzeć do zawodników. Był moment, że miał zrobić kurs UEFA Pro, ale rozmyło się to i nic z tego nie wyszło.
– O jego oku do piłkarzy krążą legendy.
– Czasami mamy różne zdanie i wymieniamy się argumentami. Jego uwagi są cenne, zawsze biorę je sobie do serca i wyciągam wnioski.
– Łączy was Wisła. Ty w pierwszym zespole zagrałeś tylko jedno spotkanie. Werner Liczka dał ci zagrać, u boku Mauro Cantoro, w meczu Pucharu Polski z Zagłębiem Lubin. Przebicie się do tej drużyny było bardzo trudnym zadaniem. W tamtym okresie udało się to tylko Jakubowi Błaszczykowskiemu. Czujesz niedosyt?
– Wtedy to była bardzo silna drużyna, mocne nazwiska. Szkoda, że skończyło się na jednym występie, bo jestem wiślakiem z krwi i kości. Do dziś, gdy tylko mogę, pojawiam się na meczach. Kocham ten klub, czuję się dumny, że mogłem przez tyle lat być jego częścią. Nie jestem takim typowym wychowankiem, ale do Wisły trafiłem w wieku dziewięciu lat. Łącznie spędziłem tam 12 lat i od początku marzeniem było zagranie z białą gwiazdą na piersi przy Reymonta. Dane mi było tylko raz. Trener Werner Liczka swego czasu nie chciał mnie puścić na wypożyczenie do GKS Katowice. Powiedział, że będę mu potrzebny i dostanę szansę. Niestety, szansa nie nadeszła, skończyło się na jednym występie. Szkoda, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
– Przy Reymonta przeszedłeś wszystkie etapy szkolenia. Jak to wspominasz? Bogusław Cupiał nie traktował poważnie tego tematu. Alan Uryga opowiadał mi o treningach choćby na fatalnym boisku wynajmowanym od Salezjan.
– To i tak mieli dobre warunki! My trenowaliśmy między drzewami obok hali Wisły. Wszystkie pieniądze były wtedy ładowane w pierwszą drużynę. Nie myślano o młodzieży czy infrastrukturze. Powiedzmy to sobie szczerze – warunki do rozwoju były fatalne. Robiliśmy swoje, czasami było wesoło, śmialiśmy się, że trenujemy między drzewami. Być może dzięki temu człowiek był lepszy technicznie.
– Odszedłeś do Widzewa, a w Łodzi się pogubiłeś. Już kilka razy odważnie opowiadałeś o tym okresie. Dały o sobie znać ciągotki, odziedziczone pewnie po tacie…
– Miałem problem z hazardem i wcale tego nie kryję. Byłem młody, mieszkałem sam, zarabiałam niezłe pieniądze i po prostu się pogubiłem. Wszedłem na złą drogę i tak się zaczęło. Brnąłem coraz głębiej… Na szczęście dziś już nie pamiętam, kiedy ostatnio zdarzyło mi się zagrać. Odciąłem się od tego wszystkiego. Obecnie nie mam żadnego związku z hazardem i myślę, że tak zostanie do końca.
– Żeby uciec od tak silnego nałogu trzeba najpierw spaść na dno. Miałeś taki moment?
– Było parę takich momentów. Wszystko zmieniło się, gdy dostałem ofertę z Górnika Zabrze. Byłem akurat po powrocie do Krakowa z Olimpii Elbląg. Grałem w Garbarni, byłem w swoim mieście, miałem wokół siebie mnóstwo znajomych. Wyciągali mnie z domu, choć miałem już żonę i dzieci. Człowiek wciąż robił różne głupie rzeczy... Gdy dostałem ofertę z Górnika Zabrze to jakby wszystko się urwało. Nie jestem w stanie sobie tego wytłumaczyć. Nagle uciąłem temat kasyna, postawiłem na rodzinę. Zrozumiałem, że mogę ich stracić, jeśli nie zmienię swojego stylu życia. Zdałem sobie sprawę, że muszę wykorzystać ten moment. Złapać tę szanse, bo kolejnej już nie będzie! Trener Adam Nawałka wyciągnął mnie z drugiej ligi. Wiedziałem, że to ostatni moment, by coś w piłce ugrać.
– To był niespodziewany powrót, bo wydawało się, że już ugrzązłeś na poziomie drugiej ligi.
– No tak. Sam się tego nie spodziewałem. Dostałem telefon od ojca. Powiedział, że rozmawiał z trenerem Nawałką, który chce, bym przyjechał na tygodniowe testy, a potem na obóz do Zakopanego. Byłem bardzo zaskoczony, ale zgodziłem się bez namysłu. Wróciłem do Ekstraklasy i jeszcze siedemdziesiąt meczów udało się zagrać. To było fajne zwieńczenie mojej przygody z piłką. Potem miałem jeszcze epizod w GKS Katowice, ale z perspektywy czasu uważam, że to był zły ruch. Może trzeba było zostać dłużej w Górniku? Trudno, taką podjąłem decyzję. Nie wszystkie są trafne.
– Czemu to była zła decyzja?
– Już wcześniej byłem w GKS. Wiedziałem, jak specyficzny klimat wytwarzają tamtejsi kibice. Ten klub chce awansować do ekstraklasy od piętnastu lat i ciągle się nie udaje. Coś musi być na rzeczy. Nieraz śmialiśmy się z chłopakami, że jedyna nadzieja na awans to gra przy pustych trybunach. Grałem w kilku klubach, ale takiej presji jak tam, nie widziałem nigdzie indziej. Piąta minuta meczu i już słyszysz gwizdy, wyzywanie. To nie działa mobilizująco na zawodników, skutek jest odwrotny. Jak straciliśmy pierwsi bramkę, morale spadało i ciężko było odrabiać straty.
– Wiele w piłce widziałeś. Jaka jest najbardziej szalona historia jaką przeżyłeś?
– Dużo takich było… Pamiętam taką jedną, ale nie wiem, czy mogę o tym mówić...
– Możesz!
– W Górniku graliśmy mecz wyjazdowy z Zawiszą Bydgoszcz, a trenerem był Robert Warzycha. Pojechaliśmy mocno zdekompletowani, graliśmy praktycznie w rezerwowym składzie, a jednak wygraliśmy 1:0. Ledwie wsiedliśmy do autokaru, a już rozpoczęło się świętowanie. Za trzy dni graliśmy mecz z Lechią o europejskie puchary. Trener Warzycha trochę się bał, ale nie miał u nas autorytetu, był miękkim trenerem, nie był w stanie zapanować nad tą sytuacją. Włączyliśmy głośno muzykę, piliśmy alkohol. Wiadomo jak to jest z tyłu autokaru... A jakby tego było mało, na ten wyjazd klub wynajął taki specyficzny autokar z lożami z tyłu. Jak w knajpie! W końcu o trzeciej nad ranem przyszedł trener i powiedział, żebyśmy wyłączyli muzykę. Wyłączyliśmy, ale alkohol lał się nadal. Po przyjeździe do klubu trener od razu zarządził odnowę. Poszliśmy więc do strefy spa, zdjęliśmy drzwi z zawiasów, wrzuciliśmy je do takiego małego basenu i zaczęliśmy udawać surferów. Skoro i tak już byliśmy na fali...
– Niezła fantazja! A jak poszedł mecz z Lechią?
– No niestety przegraliśmy i zamiast trzeciego miejsca, zajęliśmy szóste.
– Życie!
– Teraz można powiedzieć, że jakby nie ta impreza to byśmy wygrali. Ale suma summarum szóste miejsce też było nad wyraz dobre. To był duży sukces Górnika, szczególnie jak weźmiemy pod uwagę, co się działo w klubie pod względem finansów.
– Masz taką pamięć jak tata? Andrzej ma świetną pamięć.
– Podobną. Pamiętam wszystkie numery kont, numery kart kredytowych. Wszystko. Kto kiedy ma imieniny, urodziny. Taką mam pamięć i dużo pamiętam z tego ciekawego okresu.
– A pierwsze wspomnienie z dzieciństwa?
– Bardzo miło wspominam okres, gdy tata grał w Grecji. Zabierał mnie praktycznie na każdy trening. Fanie się wtedy czułem, taki ważny. Dziś mój syn ma podobnie, bo chodzi ze mną praktycznie na każdy trening, na każdy mecz. Jest zafascynowany piłką. Niedawno rozmawialiśmy na ten temat z tatą. Jeśli zdarzyłoby się tak, że mój syn zagrałby w Ekstraklasie, bylibyśmy pierwszą rodzina, w której trzy pokolenia zagrały na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Tego sobie życzę.
– Wiem, że masz jeszcze dużo historii do opowiedzenia...
– Tak. O tym, co widziałem, mógłbym napisać książkę. Niektórzy mi nie wierzą, że na takim poziomie rozgrywkowym mogły dziać się takie rzeczy.
– To daj jeszcze jedną historyjkę na zachętę.
– Inaczej. Skończy się to wszystko, spotkamy się na kawce, odświeżę pamięć i ci poopowiadam.
– Trzymam za słowo. Czytelnicy też!
– Umówieni!
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (960 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.