W 2016 roku Gelsenkirchen wstrząsnęła śmierć byłego zawodnika Schalke 04 Hannicka Kamby. Według dziennika "Bild" Kongijczyk wcale nie umarł i jako 33-latek żyje w Niemczech...
Kamba urodził się w Kongo, ale jako dziecko przeprowadził się do Niemiec i właśnie na germańskiej ziemi stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Jako nastolatek był związany z Schalke 04 i bronił barw tego klubu do 2007 roku, a więc do osiemnastego roku życia. Jego kariera nie rozwinęła się dobrze, prawy obrońca grał w niższych ligach, do Bundesligi nigdy nie trafił.
Ostatni klub Kamby w Niemczech to VfB Huels. To właśnie on 9 stycznia 2016 roku potwierdził w komunikacie śmierć prawego obrońcy. Kongijczyk miał zginąć w wypadku samochodowym w ojczyźnie. Według "Bilda" piłkarz wcale nie zginął, a niemieccy urzędnicy o tym wiedzą. Obecnie jego sprawę bada prokurator z Essen.
Prokuratura zajmuje się Kambą w związku z wyłudzeniem, oskarżona w sprawie jest była żona piłkarza. Zawodnik ma być świadkiem w procesie. W 2018 roku obrońca zgłosił w Kinszasie, że żyje. W rzeczywistości wcale nie zginął, ale stracił dokumenty, telefon i pieniądze, które zostały mu odebrane przez mężczyzn towarzyszących mu tamtego wieczoru podczas wyjścia do miasta. Ostatecznie wrócił do Niemiec i zamieszkał w pobliżu Gelsenkirchen.