Czego piłkarz może nauczyć się od Adama Kszczota? Czy kobiety trenują w siłowni ciężej od zawodników Korony? Ile Lewandowski zrobił dla polskiej piłki? Dlaczego piłkarz musi być głodny? Czy dwa tysiące złotych za sztangę i ciężary to dużo? Co stało się Jakubowi Wawrzyniakowi, że trener się popłakał? Dlaczego Kwolek zaczął robić różnicę? Czy rugbiści to twardziele? Jakie przeciążenia znosi kręgosłup Mariusza Wlazłego? Czy Jarosław Niezgoda nosi wkładki do butów? No i jak to jest z tym piwkiem po treningu. Na te wszystkie pytania odpowiedział trener Michał Adamczewski, człowiek, który szyje garnitury na miarę.
Krystian Juźwiak (SPORT.TVP.PL): – Powiedziałeś dziennikarzowi "Przeglądu Sportowego", że piłkarza nie da się, mówiąc kolokwialnie, zajechać.
Michał Adamczewski– Jeżeli jest dobrze wytrenowany, to się nie da. Żaden trener nie będzie sabotował przecież własnego zawodnika.
– A jak Felix Magath kazał Klichowi biegać po betonie i wysyłał go na kilkugodzinne wyprawy rowerowe? To nie była taka próba?
– Nie byłem nigdy na treningu Magatha, więc nie jestem w stanie odpowiedzieć. Mogę powiedzieć o sobie. Gdy byłem zawodnikiem rugby, trenowaliśmy w reprezentacji młodzieżowej ciężej, niż teraz trenują piłkarze. Żaden zawodnik, którego prowadziłem, nie miał tak dużych obciążeń, jak kadra rugby z rocznika ‘79. A trzeba podkreślić, że nie mieliśmy żadnej kontuzji, były wyniki. Utrzymaliśmy się w grupie A mistrzostw świata, a spadły m.in. Walia, Rosja i USA. Mówimy o rugby, a więc sporcie bardzo kontaktowym, a nie było ani urazu barku, ani kręgosłupa, ani problemów z kolanem. Nawet skręcenia stawu nie było. Ciekawostką jest, że trener kadry skorzystał z ponad 10 naszych zawodników w pierwszej reprezentacji jeszcze w tym samym roku.
– Tak było dzięki wyjątkowej, wytrenowanej wytrzymałości waszych organizmów?
– A co to jest wytrenowanie? Ja uważam, że zależy od sprawności. Teraz mamy kult siły, a o sprawności się zapomina. W przygotowaniach jest wiele ćwiczeń, które mają na celu np. stabilizacje mięśni głębokich, a nie ma podnoszących sprawność. Piotrek Świerczewski wrzucił na Twittera filmik, na którym robi salto do wody. I stwierdził, że to łatwe. Dzisiaj wyselekcjonowałbym 20 zawodników z Ekstraklasy i zobaczylibyśmy, ilu potrafi to powtórzyć.
Wiadomo , że dla każdego gracza podstawą jest sprawność ogólna. Prawda @BoniekZibi ?Ponieważ idzie wiosna, 48-letni Piotr Świerczewski ma dla piłkarzy ekstraklasy małe zadanie. Jak sam mówi: przestań Mati, każdy piłkarz to zrobi. Hm...No nie wiem, nie wiem:-) #swirchallenge pic.twitter.com/RIgZjXcCmF
— Mateusz Borek (@BorekMati) February 14, 2020
– Czyli pod twoim okiem robi się przewroty i skacze przez kozła?
– A dlaczego nie? Jeżeli tego wymaga organizm zawodnika to tak. Piłkarz podczas treningu indywidualnego zgłosił napięcie w okolicy przywodziciela. Kazałem mu zrobić kilka przetoczeń – nie będę mówił ile – po czym okazało się, że ból po prostu ustał. Rozgrzał kręgosłup, napięcia ustąpiły, a trening był możliwy. Dodaliśmy dodatkowe ćwiczenia i po problemie – interwencja lekarza nie była potrzebna, osteopata tylko sprawdził, czy nie ma nic groźnego. Nie patrzmy na trening pod kątem systemu. Patrzmy kreatywnie. Patrzmy, jakich mamy zawodników, czyli sprawdźmy jaki jest materiał i skrójmy garnitur na miarę.
– To ile razy padało: "trenerze za ciężko"?
– Wiele razy. Zadzwońmy do Sebastiana Mili albo Grzesia Kuświka to powiedzą. "Mały, ile dziś biegamy? " – to tekst, który z Piotrkiem Nowakiem wspominamy często, choć była to drużyna gotowa na ciężką pracę. Wychodziliśmy na trening i było niewesoło, ale do dziś mamy świetny kontakt z zawodnikami.
– Pracowałeś też w Onico. Piłkarze chętniej narzekają od siatkarzy?
– Pomidor. Nie chcę się wypowiadać o pracy w Onico i uogólniać tego, co się tam wydarzyło. Jednak popatrzmy na Kwolka. Przed sezonem, gdy było wiadomo, że będę tam trenerem, zadzwoniłem do Bartka i powiedziałem mu o opinii Stephana Antigi. Miałem prosty pomysł: osteopata, nietolerancja pokarmowa i indywidualny program. Bartek schudł ponad 6 kg, co w przypadku siatkarza, przy zachowaniu tej samej siły, gwarantuje wyższy pułap ataku. Z trzeciego, który miał być tylko "zadaniowcem" do zagrywki, stał się podstawowym przyjmującym. Tyle Bartek osiągnął ciężką pracą, ale należy pamiętać, że Antiga chciał go schować do kredensu. A zrobił panu Antidze psikusa.
– Który piłkarz zaskoczył pozytywnie?
– Sebastian Mila wskoczył na drążek i podciągnął się 12 razy z nachwytem. Cała liga mówiła, że jest leniem i nie potrafi biegać. A ja patrzę na wykres z GPS-u i widzę średnio 12 kilometrów przebiegniętych w meczu. Milos Krasic z Sebastianem tworzyli duet w szatni przekonujący wszystkich do pracy. W Turcji wychodziliśmy na zgrupowaniu biegać przed śniadaniem "tlenówkę", a zaczął padać deszcz. Wichura jakby się ktoś powiesił. Mówię:
— Panowie chyba odwołamy…
Sebastian wziął kartkę z zapisanymi wartościami tętna i przeczytał każdemu dane: "panowie do roboty – idziemy biegać".
Jak ktoś chce być przygotowany, to nie trzeba go trzymać za mordę. Inny przykład: Kuba Wawrzyniak. Przychodził, dopytywał o ćwiczenia. Po dwóch tygodniach prawie się obraził, bo nie miałem dla niego rozpiski. Mówię: przyjdź jutro. Wyobraź sobie, daje mu te ćwiczonka a on pyta:
– Dlaczego ma robić to i to?
– Słuchaj dwa tygodnie temu, we wtorek, robiliśmy podobne ćwiczenie w trakcie rozgrzewki, a ty wykonałeś je tak i tak?
– No zgadza się.
– I widzisz Kuba, to trzeba zrobić inaczej, żebyś miał większy zakres ruchu.
On te ćwiczenia wykonywał potem regularnie i rutynowo przed treningiem zasadniczym. Świadomy zawodnik nie liczy na to, że trener go rozgrzeje w kwadrans. Musi przyjść wcześniej i zrobić swoje. To jest ABC. Tak robił Mila, Wawrzyniak a nawet Peszko, którego nie sposób "zajechać".
– Wszyscy, których wymieniłeś to doświadczeni zawodnicy. A co z młodymi?
– W 2018 pracowałem przy kadrze rocznika 2000 dziewczyn, były w niej Magda Stysiak, Zuzia Górecka, Ola Gryka, Weronika Centka, Monika Jagła. To siatkarki pukające do reprezentacji Polski seniorek. Podczas zgrupowania w hali były wystawione rowerki. Gdy trening był zaplanowany na 17, to o 16:20 siadały już na rowerki, po czym rozciągały się i dopiero wychodziły na rozgrzewkę. Nikt nie musiał ich pilnować. Wystarczyło raz powiedzieć.
– Wiele razy widziałem, że w trakcie meczu piłkarze oglądali to, co się dzieje na boisku zamiast się rozgrzewać.
– Wiem, czego wymagam od siebie i wiem, czego wymagam od zawodnika. Więcej wymagam od siebie. Tego mnie nauczyli moi trenerzy: Ryszard Wiejski, Maciej Powała-Niedźwiedzki, Mirek Żórawski, którzy pracowali w reprezentacji Polski juniorów w rugby. Oni zawsze mówili, że zawodnik przyjeżdża na kadrę przygotowany. Nie przyjeżdżacie się tu przygotowywać. Ja ci nie powiem jak ktoś podchodzi do zajęć. Dobrze przygotowany zawodnik wie, jak ma się rozgrzewać. Analizuje co i jak ćwiczy, więc musi przyjść pół godziny wcześniej i się rozgrzać.
W Lechii Gdańsk rozgrzewka trwała 18-20 minut w zależności od… No nie, nie zdradzę tej zależności, nie mniej jednak było dużo luzu, dziadek, śmiech, a i praca była wykonana. Przyjeżdżali przeciwnicy i każdy w łeb. Remis tylko z Termaliką, ale trener Michniewicz swoim zwyczajem zaparkował autobus, a nam nic nie wpadało. Każda drużyna "grzała się" od 28 do 35 minut, ale to my mieliśmy energię w meczu.
Podczas igrzysk, między startem a rozgrzewką, jest jeszcze przejście przez call room. To trwa około osiemnastu minut. A piłkarz między rozgrzewką a meczem ma odprawę. Ona może potrwać nawet dwadzieścia minut. Żaden normalny trener dłuższej odprawy nie zrobi, bo percepcja ludzka pozwala na zapamiętanie do dziesięciu minut słowa mówionego. Także wszystko jest zależne od zawodnika. Jego świadomości i dyscypliny.
– Jak prowadzić piłkarza podatnego na kontuzje? Też będzie robił te same ćwiczenia co reszta?
– Nie ma zawodników podatnych na kontuzje. Są tylko źle prowadzeni. "Nie ma ludzi odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni" – Feliks Stamm, najlepszy trener boksu na świecie.
– A na przykład Niezgoda?
– Miał ablacje. Ablację miał też Adam Kszczot i Cristiano Ronaldo. Jakie kontuzje? Skręcenia stawów? To są rzeczy, które są wkalkulowane w wyczynowe uprawianie sportu. Ktoś mu przypiął łatkę i on z tą łatką żyje. No dobrze, miał problem z mięśniem dwugłowym, jak odszedł Sa Pinto. Chłop się przemotywował, naciągnął tylną "taśmę" i nikt tego nie zauważył. Ten chłopak naprawdę nie był podatny na kontuzje. Weźmy pod uwagę czas od czerwca do grudnia w Legii i policzymy sobie kontuzje w drużynie i sprawdźmy liczbę absencji. W Legii było tego pełno. Absencja Jarka była raptem pięciodniowa. Wynikła z tego, że przeciążył jedno wiązadełko, bo w klubie ktoś kazał mu trenować we wkładkach do butów bez potrzebnej adaptacji. Zamiast dać mu czas, by stopy i układ biomechaniczny się zaadaptowały, człowiek nieodpowiedzialny podstawił mu nogę. Zawodnik zadzwonił z tym pytaniem, to mu powiedziałem co robić. Różnica długości kończyn u Jarka nie jest typowa, ale to temat, którego poruszać nie powinniśmy.
– To ciekawe, że taki szczegół doprowadził do kontuzji.
– Wkładki mają redukować nieprawidłowy nacisk stóp. Naprawdę duża liczba zawodników je nosi. Znam siatkarza, który płaci we Włoszech ponad 1000 dolarów za jedną. Reprezentant Polski. Ale jest odpowiednio przystosowany. Jeden piłkarz, też reprezentant Polski, adaptował się do tego przez miesiąc. Miał dwadzieścia minut treningu we wkładkach i resztę bez.
– Czy Niezgoda wziął wkładki do Stanów?
– Jarek trenuje bez wkładek korygujących.
– Kiedyś powiedziałeś, że kobiety, które przychodzą do siłowni się odchudzać, są wytrwalsze niż piłkarze Korony Kielce.
– To był prztyczek pod adresem pewnej grupy. Powiedziałem to bardzo emocjonalnie. Dzisiaj zachowałbym się nieco inaczej. Powiem ci tak: jeżeli płacisz za trenera i robisz wszystko, żeby być lepszym piłkarzem – podkreślmy to: płacisz z własnej kieszeni – to inaczej podchodzisz do zadania, niż gdy masz trenera za darmo. W klubie wszystko jest i płaci za to prezes, więc reszta zależy od zawodnika. Czy gra o wynik i czy chce się rozwijać.
Weźmy pod uwagę najlepszych sportowców. Diego Maradona i Leo Messi mieli tego samego prywatnego trenera od przygotowania fizycznego. Michael Jordan, Scottie Pippen i LeBron James mieli tego samego speca od przygotowania fizycznego. Cristiano Ronaldo też ma własnego. A to dlatego, że chcą być lepsi. Oni nie są syci. Chcą się rozwijać i szukają nowych możliwości. A niejednokrotnie polski ligowiec jest syty. Były czasy, że na temat treningu wiedział więcej od trenera i go oceniał. A przecież proste środki, które prowadzą do automatyzmu, dają najlepsze efekty.
Zarabiając pół miliona euro rocznie można wydać 50 tysięcy na urządzenie siłowni w domu, bo to nie jest duży koszt. Wydatek raz na pięć lat. To tylko procent. Procent, dzięki któremu piłkarz może wejść na wyższy poziom. Może dostać premie. Nowy, lepszy kontrakt. W rozwój trzeba inwestować. Nikt dziś nie rozwinie firmy, jeżeli nie zainwestuje części zarobionych pieniędzy. Popatrzmy choćby na Javiera Zanettiego – grał do 41. roku życia, zarobił kupę kasy i jest legendą w klubie. Trzeba dodać, że strzelił gola jako najstarszy uczestnik Ligi Mistrzów.
– To ilu polskich piłkarzy ma w domu siłownię?
– Bieżnia, orbitrek, sztanga, parę hantelków i kettle? Nie posądzałbym o to żadnego piłkarza oprócz Lewandowskiego. Oczywiście są tacy, którzy przyjeżdżają wcześniej i trenują w klubie. Ale są też tacy, którzy uważają, że wystarcza jednostka treningowa z zespołem i tyle. Jeżeli trening jest o 10, to o 12 się kończy, a pamięć mięśniowa powraca po około 6 godzinach. No to po osiemnastej można już zrobić sobie w domu kilka ćwiczonek prewencyjnych. Ale zawodnicy tak nie myślą. Lepiej podzielić dłuższy trening na małe jednostki niż dowalać sobie po treningu w klubie lub przed. W sporcie ważna jest bowiem regeneracja.
Słynne są zdjęcia Kobe Bryanta, który miał w domu prywatną siłownię z koszem. Dzisiaj, w dobie pandemii, zgłaszają się do mnie zawodnicy, że "by coś porobili". Niektóre kluby dały wyprawki. Rowerki, kettle itd. A zorganizowanie 28 rowerków to duże wyzwanie dla klubu, podczas gdy podstawowy rowerek spinningowy kosztuje 3500 złotych. Jaki to jest wydatek dla piłkarza? To nie jest nawet wydatek. To inwestycja w siebie.
– Są w Ekstraklasie tacy, którzy mogą kupować kilkadziesiąt takich rowerków dziennie...
– Nie zaglądajmy nikomu do kieszeni. Mówię tylko, że możemy zrobić więcej, jeżeli zainwestujemy w swój rozwój. Ostatnio przyszedł do mnie jeden z bramkarzy:
– Michał, nie mam teraz jak zrobić ćwiczeń siłowych. Może bym kupił sobie sztangę?
– Komplet ciężarów dla ciebie będzie kosztował około 2000 złotych.
– No wiesz, bo nam teraz obcięli pensje…
On dopiero teraz myśli o tym, że przydałaby się sztanga. Teraz, jak jest pandemia. W domu by poćwiczył... A wydać te stosunkowo niewielkie pieniądze to już był duży problem. Czy musiał przyjść koronawirus, by pomyśleć o własnym sprzęcie, który możesz używać zawsze?
– Teraz pewnie więcej piłkarzy zwraca się do ciebie po indywidualne plany treningowe?
– Aktywność jest zdecydowanie większa w trakcie pandemii niż w sezonie. A nie tak łatwo o współpracę ze mną, bo pochłonęło mnie dbanie o własne zdrowie. Pomagam jak mogę. Wcześniej to były tylko konsultacje. Teraz jest inaczej, bo trzeba zastąpić trening z piłką. No, niby mają rozpiski z klubu...
– Widziałeś takie rozpiski?
– Z klubu X, z klubu Y i wielu innych. Widziałem wszystkie, począwszy od Ekstraklasy aż po trzecią ligę. Widziałem też zagraniczne.
– I te rozpiski gwarantują dobre przygotowanie do sezonu?
– Wszystko zależy od zawodnika, dla którego taka rozpiska jest przygotowana. Ja szyję garnitury na miarę. Pracując w SMS-ie Spała i Lechii Gdańsk przygotowałem każdemu z trzydziestu indywidualny plan treningowy. Nie mogłem każdemu wpisać, że będzie biegał z tętnem między 130 a 145 lub i nie mogłem podzielić na 3 grupy tempa biegu. Tętno było liczone co do punktu, ciężary liczone co do połówki kilograma. Przykładowo: Kochanowski nie mógł dźwigać tyle, co Śliwka, a Ziobrowski, co Kwolek, natomiast Masłowski tyle, co Fornal. A byli w jednej grupie. Nigdy nie było zasady "kopiuj, wklej".
– A spotkałeś się z taką patologią, gdzie trener dawał rozpiski, na zasadzie "kopiuj, wklej"?
– Nie może być takiej sytuacji, że obrońca i napastnik, powiedzmy mający po 24 lata, dostają te same ćwiczenia wyrównujące, a ich profil, kompensacja i budowa ciała są różne. Człowiek, który coś takiego podsuwa, niech sam spojrzy w lustro. Dodatkowo popatrzmy na pracę możliwą dzięki aplikacji Zoom – trener klubowy łączy się z 28 zawodnikami w jednym momencie, daje zadania, ale nie weryfikuje techniki wykonania, wszyscy robią te same ćwiczenia z tą samą gumą lub też kettlem – czy nie jest to takie "kopiuj, wklej"? Rozbraja mnie, że prezes danego klubu płaci za coś takiego grube pieniądze, a przecież trener zarabia więcej niż kasjerka w Lidlu. Popatrz na taką organizację: każdy potrafi się rozgrzać i ma indywidualne ćwiczonka – zajmuje mu to 30-40 minut, po tym czasie dołącza do swojej czteroosobowej grupy na Skype czy Zoomie na 45 minut pracy z trenerem, a potem wykonuje tabatę na rowerku lub idzie pobiegać i trening zrobiony. Sześć lub siedem, grup, co 45 minut, to daje 5-6 godzin pracy z zawodnikami z przerwą na lunch. Dlaczego praca nie jest tak zorganizowana? Czy brakuje trenerom kreatywności? Równie dobrze zawodnicy mogą odpalić sobie "Skalpel" z Ewą Chodakowską na YouTube…
– Wracając do Korony, słynna jest ta historia z Nutellą, po której straciłeś pracę. Grałeś we Francji w rugby, więc zastanawia mnie czy tam jeden naleśniczek z takim kremem na śniadanie przejdzie?
– Nie przeszedłby! Jako zawodnik Stadt Poitevin zarabiałem dwa tysiące euro. Klub zapewniał mi też mieszkanie i samochód – jak na rugby to był rewelacyjny kontrakt. Jeżeli ktokolwiek z nas wszedłby do McDonalds, a kibic zrobiłby mu zdjęcie, to skończyłoby się karą 500 euro. Kiedy jechaliśmy na mecz, to jedliśmy wcześniej gotowane mięso. Nikt nie marudził, że to nie jest stek.
W Lechii mieliśmy świetną dietetyczkę. Genialnie układała menu. Ponadto z moim byłym zawodnikiem z Ogniwa Sopot – Łukaszem Szablewskim, który miał własną piekarnię - załatwiliśmy specjalne wypieki. Chłopaki przed meczem mieli dwa rodzaje dietetycznego ciasta, owoce i musy. A Nutellę, chociaż prywatnie ją uwielbiam, to zawodowo odradzam. Potrafię z nią zjeść nie jednego naleśniczka, a cały słoik. Dzieci z żoną muszą chować Nutellę przede mną.
To co mogę jeszcze powiedzieć: dzięki mnie w szatni Korony Kielce pojawiły się owoce. Wcześniej tego nie było. Powiedziałem, że jeśli klub nie ma na to pieniędzy, to proszę zabrać z mojej wypłaty, bo piłkarze tego potrzebują. W Lechii mieliśmy jeszcze świetnie przygotowane kanapki. Chłopaki uwielbiali po treningu zjeść taką i wypić kawę. To tworzyło więzi.
– To w końcu te owoce były kupowane z twoich pieniędzy?
– Klub kupował. Moja rozmowa z dyrektorem Andrzejem Kobylańskim była krótka:
– Jak nie ma kasy, to ja kupię.
Co więcej, gdy pracowałem w drugim zespole Miedzi Legnica, a jechaliśmy na mecz, to kupowałem kartonik gorzkich czekolad. Chłopaki w przerwie lub jeszcze przed meczem jedli po kilka kawałków. Dawało im to energię. Czuli się po tym świetnie. I kupowałem to z własnej kieszeni. Wtedy prezesem była pani Martyna Pajączek, ale ona nie widziała takiej potrzeby.
– A zgłaszałeś?
Oczywiście. Usłyszałem, że nie ma na to pieniędzy. Szedłem więc do sklepu i kupowałem, bo zawodnik musi to mieć! Jeśli zadbam o wszystko, to zawodnik odda mi to na boisku.
– Oddali?
– Bywało tak! Lechia to jeden z najfajniejszych okresów w mojej pracy, a trenowali ciężej od Korony. Siatkarze: rocznik 1995, awansowali do pierwszej ligi i zdobyli srebrny medal mistrzostw Europy. Trenerem był Jacek Nawrocki i świetnie to wyglądało. Później pod okiem Jacka był rocznik Kwolka, Fornala i Kochanowskiego – kadeci – mógł nawet rywalizować z seniorami w pierwszej lidze. Przyjeżdżał do Spały niepokonany lider i dostawał w łeb. Pierwszy sezon chłopaki skończyli na czwartym miejscu, ale trzeba dodać, że w mistrzostwach Europy, prowadzeni przez Sebastiana Pawlika i Jacka Nawrockiego, byli pierwsi. W tym samym sezonie reprezentacyjnym dodaliśmy mistrzostwo EYOF i mistrzostwo świata. W Miedzi – drużyna, którą braliśmy z Władkiem Morochem – była na ostatnim miejscu, a przyszedł moment, że walczyliśmy o awans do III ligi. Chcesz dobrze, ale czasami ludzie odbierają to inaczej.
– Trudniej jest zdobyć Puchar Szkocji w rugby czy zmienić mentalność piłkarza?
– Zacznijmy od tego, że Puchar Szkocji w rugby jest na moim koncie, ale trzeba wziąć pod uwagę, że byłem tylko jednym z wielu zwycięzców. Trafiłem do bardzo dobrej drużyny Heriot’s Edynburg. Pierwszy zespół skończył Premiership na trzecim miejscu, a niektórzy zawodnicy rezerwowi mieli szanse wejść i pograć właśnie w Pucharze Szkocji. Ja byłem tym drugim. To była fajna przygoda. A jeśli chodzi o mentalność piłkarza, to najwięcej zrobił Lewandowski. Gdyby można to przeliczyć na pieniądze, to trzeba byłoby przelać Robertowi bardzo dużą kwotę. To on przeniósł polską piłkę na wyższy pułap. Dzięki niemu mamy teraz większą renomę w Europie.
– O rugbistach się mówi, że to twardziele. A z piłkarzami jest tak, że tylko stwarzają pozory?
– Już kiedyś o tym wspominałem: popłakałem się, jak zobaczyłem dziurę po korku w nodze Kuby Wawrzyniaka. Podczas meczu rugby zderzasz się twarzą w twarz, barkiem w bark. Wsadza się głowę tam, gdzie piłkarz by nogi nie wsadził. Ale to jest inna specyfika sportu. W Australii miał miejsce wypadek samochodowy. Mężczyzna trzymający dziecko został potrącony przez auto jadące z prędkością 30 mph, czyli ponad 50 km/h. I to dziecko utrzymał. Normalny człowiek by wypuścił. Okazało się, że przez dziesięć lat półzawodowo grał w rugby. Stacja Sky Sports zrobiła na ten temat program i okazało się, że zawodnik rugby przyjmuje w meczu 30-40 uderzeń o tej sile. Każdy sport inaczej nas przygotowuje. Siatkówka: lądowanie Mariusza Wlazłego to jest przeciążenie kręgosłupa rzędu 10-12 ton, a takich skoków w meczu atakujący ma 35-50. Nie możemy więc mówić, że ten sport jest dla twardzieli, a tamten dla mięczaków. Wiadomo, rugbiści zazdroszczą piłkarzom wysokich kontraktów. Zawsze mówią: football for the girls, try rugby. Ale nie możemy tak generalizować. Jak dostaniesz korkami po achillesach, to naprawdę poczujesz co to ból.
– Masz dwa metry wzrostu, jesteś byłym rugbistą. Czy to sprawia, że piłkarze czują przed tobą respekt?
– To trzeba zapytać Mili albo Kuświka.
– A musiałeś na nich krzyczeć?
– Zdarzało mi się często. Nawet w domu krzyczę na żonę i dzieci. Ale czy to pomaga? Człowiek myśli, że pomoże, ale nie sądzę, żeby pomagało. Kwestia mentalności. Trzeba złapać wspólne fale i to jest ważniejsze od tego, czy ktoś ma tak jak ja dwa metry i waży sto dwadzieścia kilogramów.
– Nie uważasz, że nasi piłkarze nie są przyzwyczajeni do ciężkiego treningu?
(wzdycha)
– Patrzę na Milika i Klicha i wiem, to co się z nimi działo zaraz po wyjeździe?
– Patrz na Lewandowskiego. Na początku był zmiennikiem Barriosa. W pierwszym sezonie w Borussii grał przez 1580 minut, co daje średnio 30 minut w meczu. W ostatnim sezonie grał już 4000 minut. Niech to ci odpowie na pytanie, czy nasi piłkarze są przygotowani do wyższej intensywności treningu. Adaptacja nie zaczyna się w wieku 20 lat. 19-latek wyeliminował nas przecież z Euro. Nazywa się Renato Sanches. Trening musi być bardzo wszechstronny. Przyszedł do mnie ostatnio trzynastoletni zawodnik, żeby poprawić technikę biegu. Mówię:
– Zrób przewrót w przód.
– Nie.
– Jak nie?
– No, nie umiem trenerze.
– To najpierw nauczymy cię rozciągania, skłonów i przewrotu. Dzięki temu będziesz mógł podnieść wyżej nogę, odstawić dalej na bok i nie będziesz biegał spięty. Sama technika ci się poprawi.
– Twój przykład pokazuje jasno, że piłkarze mogą łatwo zwolnić trenera.
– Mogę nawet dziś iść do Korony, by im podziękować, że mnie zwolnili po 6 tygodniach. Trafiłem do SMS Spała i w siatkówce młodzieżowej osiągnąłem szczyt. Wychowałem wielu reprezentantów Polski, którzy są dzisiaj w szerokim składzie Vitala Heynena. Oczywiście, nie ja sam, bo głównodowodzącymi byli Jacek Nawrocki, Seba Pawlik oraz Maciek Zendeł,. Jeśli zawodnik chce się rozwijać, to inwestuje w siebie. Nie tylko kupi sprzęt i opłaci trenera, ale poświęci dodatkowy czas. Pożyczasz mi długopis, to oddam. Pożyczysz samochód i oddam, ale poświęcisz mi dwie godziny i już nie jestem w stanie ich oddać. Czas jest walutą niewymienialną. Czas poświęcony na trening sprawia, że zawodnik zyskuje lata dobrej kariery. Stan konta jest tylko skutkiem ubocznym dobrze wykonanej pracy.
– Jest potrzebna rewolucja w myśleniu piłkarza?
– Ludzie zaczynają inaczej myśleć. Piłkarze powoli zdają sobie sprawę z tego, żeby utrzymać się na szczycie, to muszą w siebie inwestować.
– Smutne, że musiała przydarzyć się pandemia, żeby sobie to uzmysłowili.
– RPA wygrało w 1995 roku Puchar Świata w rugby po kopnięciu Joela Stransky’ego. To był pierwszy kopacz, który zaangażował kamerzystę do treningu. Nowa Zelandia przegrała po jego drop kicku 12:9, a RPA grało u siebie i patrząc na zmiany, jakie w tym czasie były w ich kraju, było to arcyważne zwycięstwo. Nieprzeciętna rzecz. Powstał o tym film "Invictus – Niepokonany". W tym czasie pojawił się ktoś taki jak Jonah Lomu. Skrzydłowy, a miał dwa metry, sto piętnaście kilogramów wagi i biegał sto metrów w 10:41. Facet w jednym meczu położył cztery razy piłkę w polu punktowym przeciwnika – sam załatwił Anglików. Jako 19-latek zrobił różnice w Pucharze Świata. Zawsze znajdzie się jakiś czynnik, który zrewolucjonizuje sport. W piłce to może być Ronaldo, Zidane czy Lewandowski. Wyobrażasz sobie drużynę złożoną z jedenastu Lewandowskich? Byłoby to troszkę nudne. Zawsze ktoś będzie robił różnice. Małysz też zrobił, bo przekonstruowali mu trening. Kiedy coś powszechnieje, to potrzebna jest rewolucja. Bo inaczej wszyscy zaczną się uwsteczniać. Ten sam bodziec powtarzany wielokrotnie przestaje stymulować organizm zawodnika.
– Po pandemii będziemy mieli piłkarzy uwstecznionych?
– Szczerze, to nie wiem. To będzie test dla nich i trenerów. Zawodnik powinien być sumienny a trener kreatywny.
– Piwko po meczu pomaga w regeneracji czy to kolejny mit?
– Pytanie do dietetyka. Na jednym ze zgrupowań piłkarze chcieli iść na pizzę. Mówię do głównego trenera:
– No, ale kurde nażrą się, coli się nażłopią, piwska nachleją!
A on do mnie spokojnie:
– Michał oni się przede wszystkim zintegrują. Jak wyjdą raz na zgrupowaniu, to nic się nie stanie. Pijani nie wrócą, bo są odpowiedzialni. A jutro będziemy mieli drużynę!
Inna sytuacja. Jako trener rugby pojechałem na turniej i mówię od razu, że nie pije piwa, bo jestem w sezonie. Słyszę, że może chociaż jedno.
– No dobra, tylko jedno – mówię.
I przynieśli mi pięciolitrowy dzbanek. I musiałem wypić.
A Paracelsus mówił: wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka.
– Na koniec rozmowy. Skoro Twitter jest stand-up'em, to czy przygotowanie fizyczne polskich piłkarzy ma coś wspólnego z… Kabaretem Pod Wyrwigroszem?
– Mam tak w biogramie na Twitterze nie bez powodu. To jest stand-up dlatego, że nie możemy porozmawiać tak, jak my dzisiaj. Masz ograniczoną liczbę znaków. A przy okazji masę kompleksów, które uwypuklają się głównie w Internecie i sprawiają, że pojawiają się tam naprawdę śmieszne rzeczy.
Następne