O jego perypetiach można by napisać książkę. Groziło mu więzienie, on groził koledze bronią, innym razem zaatakował sędziego. Teraz Arda Turan przyznał, że wydawało mu się, iż podpisał kontrakt z Bayernem Monachium – a to była Barcelona.
Takiego ancymona ze świecą szukać. Turan zawsze uchodził za piłkarza szalonego i nieobliczalnego, czasem przynosiło to nawet pozytywy na boisku. Częściej jednak Turek tracił nad sobą kontrolę i owszem, popisywał się, lecz chamstwem i grubiaństwem. Pogubił się zwłaszcza po przenosinach do Basaksehiru. W trakcie jednego z meczów popchnął arbitra i został zawieszony, innym razem wpadł do szpitala Stambule i zaczął wymachiwać pijany bronią.
To był już zmierzch Turana-piłkarza. Wcześniej dostał szansę życia, gdy trafił na Camp Nou. Jak się jednak okazuje – sam o tym nie wiedział. – Mój agent Ahmet Bulut nie powiedział mi, że podpisałem kontrakt z Barceloną. Dowiedziałem się o tym 15 dni później, gdy wypadły mu dokumenty z aktówki. Wydawało mi się, że będą grał w Bayernie Monachium, a okazało się że mowa o Barcie – powiedział w trakcie rozmowy z kibicami na Instagramie.
Przyznał też, że wyjazd z Katalonii był mu na rękę.
– Nie byłem smutny, gdy opuszczałem Camp Nou. Nie mogłem się tam odnaleźć, trener nie dał mi szansy, by się pokazać. Nie doceniono mnie, więc się wyprowadziłem – podsumował.