| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Arka Gdynia ma nowych właścicieli: rodzinę Kołakowskich. Syn, Michał, został właścicielem klubu. Ojciec, Jarosław, będzie doradzał z cienia. Kim jest człowiek, który od lat współpracuje z Kamilem Glikiem i odpowiadał za transfer Szymona Żurkowskiego?
Jarosław Kołakowski do tej pory jednoznacznie kojarzył się z rynkiem menedżerskim. Jego nazwisko pojawiało się przede wszystkim przy okazji transferów. Teraz familia Kołakowskich przejęła Arkę Gdynia. Właścicielem klubu został syn agenta, Michał, lecz menedżer ma doradzać w kwestiach sportowych.
Ale rola agenta to tylko część życiorysu Kołakowskiego seniora, który studiował na Politechnice Warszawskiej na wydziale mechatroniki. Już wtedy związał się ze ”Sportowcem”, gdzie poznawał sport z perspektywy dziennikarza. W tamtych czasach powstał choćby wywiad pod tytułem ”Dwóch w szalupie”, w którym Dariusz Kubicki i Dariusz Wdowczyk żalili się na selekcjonera Antoniego Piechniczka. Ich słowa odbiły się dużym echem w środowisku. Mimo konfliktu, Kubicki ostatecznie pojechał na mistrzostwa świata w Meksyku. Kołakowski szukał jednak kolejnego kroku, a tym miało być stanowisko rzecznika prasowego Polskiego Związku Piłki Nożnej. Ostatecznie nie była to praca marzeń, a przynajmniej tak twierdzili ludzie, z którymi późniejszy menedżer wówczas współpracował.
Bez kompromisów
Kołakowski zajmował się różnymi rzeczami. Próbował sił w branży muzycznej jako menedżer zespołu No Limits. Miał myjnie samochodową, szukał możliwości zarobku wokół kwestii samochodowych. Strzałem w dziesiątkę był powrót do futbolu i rola agenta zawodników. Jednym z jego pierwszych działań było wypożyczenie Marcina Mięciela z Legii Warszawa do Borussii Moenchengladbach. Przez blisko dwadzieścia lat, Kołakowski uczestniczył przy ustalaniu setek transferów. Tylko w ostatnim oknie pośredniczył choćby przy transferze Omrana Haydary’ego z Olimpii Grudziądz do Lechii Gdańsk.
Portfolio jego agencji KFM (Kołakowski Football Management) otwierają Kamil Glik oraz Szymon ŻurkowskiPrzemysław Płacheta, Sebastian Milewski, Miłosz Szczepański, Maciej Rosołek), jak i doświadczonych ligowców (Maciej Dąbrowski, Piotr Malarczyk, Marcin Warcholak). Wśród zawodników agencji są też Jakub Świerczok czy Michał Marcjanik, który jako gracze ze stajni Kołakowskiego ruszali do klubów z innych państw Europy.
Kołakowski przez lata wyrobił sobie opinię menedżera, który działa bezkompromisowo. Latem Legia rozmawiała z agentem w kwestii transferu Przemysława Płachety. Warunkiem agenta była niska klauzula odstępnego. Nie wyszło? Dynamiczny skrzydłowy szybko znalazł przystań w Śląsku Wrocław. W trakcie trwania kariery agenta, pojawiały się sytuacje, w których dochodziło do konfliktów z piłkarzami. Tak było choćby ze Sławomirem Peszką. Długo w środowisku mówiono także o jego wymianie zdań z Pawłem Wszołkiem, do której doszło na parkingu przed stadionem Polonii Warszawa. Młody skrzydłowy nie był przekonany do transferu do Niemiec. Menedżer nalegał na przyjęcie propozycji z Hannoveru 96. Ostatecznie do przenosin nie doszło.
– Problem leżał gdzie indziej, a dokładnie w sprawach organizacyjnych w Polonii. W klubie panowało wówczas ogromne zamieszanie. Było kilku właścicieli, część zysku z mojego transferu poszłoby na jedno konto, kilka procent na kolejne, jeszcze do kogoś innego… Miałem wtedy 19 lat. I zwyczajnie się wystraszyłem, byłem przytłoczony zamieszaniem wokół mnie. Dopiero co wszedłem do dużej piłki, dopiero się uczyłem, jak stawiać w niej kroki, a już pojawiły się duże pieniądze, obietnice. Wtedy, zimą 2013 r., zamknąłem się w sobie. Miałem poczucie, że wszyscy wokół chcą mnie oszukać, zarobić na mnie. I podjąłem decyzję, że chcę zostać w Polonii, a odejdę dopiero latem. Dziś, z perspektywy siedmiu lat gry za granicą, patrzę na tę sytuację inaczej. I myślę, że pan Kołakowski chciał dla mnie jak najlepiej. Dbał o mnie. Starał się, wysyłał filmiki z moimi zagraniami, dawał rady, co było dobre, a co należałoby poprawić. Doceniał mnie – mówił po latach Wszołek w rozmowie ze "Sport.pl".
Wykreował Glika
Wielu menedżerów nie ma najlepszego zdania o Kołakowskim, choć całe środowisko agentów wzajemnie ze sobą rywalizuje. Reguły gry często są przekraczane przez ciągle trwającą rywalizację o względy zawodników. Wszystko to obraca się wokół pieniędzy. Czym lepszy piłkarz związany umową z agentem, tym większa szansa na prowizję. Najlepsi młodzieżowcy potrafią otrzymać propozycję spotkań od kilkunastu menedżerów. Potem w ich rękach leży najlepszy wybór doradcy. Wszystko opiera się także o korzyści, które mogą zaoferować agenci. Jedni proponują niższe prowizje, inni ciekawe kontrakty ze sponsorami technicznymi, a niektórzy przekonują siecią kontaktów. Kołakowski od lat jest w czołówce najlepszych agentów, a przekonywać może choćby niektórymi karierami, które prowadził.
Modelowym przykładem jest wspomniany Glik, który w Ekstraklasie był dobrym środkowym obrońcą, ale nie najlepszym. Kołakowski pomógł mu w wyjeździe do Włoch, a potem tak poprowadził karierę piłkarza, że ten stał się etatowym reprezentantem Polski.
W tej chwili firma Kołakowskiego oferuje zawodnikom kompleksową pomoc w kwestiach prawnych, marketingowych i promocyjnych. Na swojej stronie internetowej, KFM chwali się także transferami Łukasza Skorupskiego do Romy, Pawła Kieszka do FC Porto, marka Saganowskiego do Southampton czy Kamila Wilczka do Brondby. Przez kilka lat z agencją współpracował też syn menedżera, Michał, który w piątek przejął pakiet kontrolny akcji Arki Gdynia. Wśród jego zadań były między innymi rozmowy z piłkarzami, ale tez kwestie prawne. Kołakowski junior skończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, a także studia podyplomowe o kierunku International Sports Law w szkole prawa i biznesu ISDE w Madrycie. Dodatkowo był choćby na stażu w Queens Park Rangers.
Nowy etap
Zakup Arki Gdynia to nowy etap w życiu rodziny Kołakowskich. – Nie ukrywam, że będę korzystał z doświadczenia Jarosława Kołakowskiego – prywatnie mojego ojca, a zawodowo menedżera od lat związanego z piłką. Mamy długoterminowe i ambitne plany wobec Arki, jednak zacząć musimy od małych kroków. Deklaruję, że w najbliższych tygodniach dokapitalizujemy spółkę oraz zrobimy wszystko, aby wyjść z obecnego kryzysu i utrzymać się w Ekstraklasie – stwierdził nowy właściciel Arki po przejęciu 75 procent udziałów.
– Zawsze chciałem mieć wpływ na budowę zespołu, na politykę transferową. Są na świecie kluby, które oddają się agencjom menedżerskim w sposób formalny lub nieformalny. Jak to w życiu – z różnym skutkiem. Chciałbym powiedzieć jedno: przez 20 lat pracy agenta napotykałem osoby, które pojawiały się w piłce znikąd i którym wydawało się, że wszystko o tej branży wiedzą. Mieli bardzo dużo do powiedzenia, opierali się na intuicji albo doświadczeniach z innych biznesów. Byli z różnych rozdań, z różnych sektorów. Często zatrudniali kolegów w myśl zasady, że na piłce zna się w zasadzie każdy. Skutki były opłakane. Z drugiej strony bywało też tak, że otaczali się byłymi zawodnikami, którzy może mieli kompetencje do trafiania w bramkę, ale niekoniecznie do zarządzania klubem, do wprowadzania swojej wizji. Ja dzisiaj o polskiej piłce wiem sporo, mam duży bagaż doświadczeń. I chcę swoją wiedzę spożytkować w klubie. Moim celem jest zrobienie z Arki klubu poukładanego, z długofalowym planem – powiedział Kołakowski senior w rozmowie z ”Weszło”.
Kołakowscy nie są pierwszą rodziną agentów, która inwestuje w klub piłkarski. Na podobny ruch zdecydowali się wtedy Radosław i Kajetan Osuchowie, którzy przejęli Zawiszę Bydgoszcz. Wtedy prezesem był jednak senior, który szybko popadł w konflikt z kibicami. Dziś klub gra w czwartej lidze. W Europie są jednak kluby blisko powiązane z agentami, które radzą sobie znacznie lepiej. Tak jest choćby z Wolverhampton czy Valencią.