24 lata, chwilę wcześniej ślub i podpisanie kontraktu z jednym z najlepszych klubów siatkarskich w Europie. Jedyne, co zostało, to ponad tysiąc kilometrów podróży. Jak się okazało, ostatniej.
Płoniawy. Mały chłopiec z siostrą słyszą od prababci, że z ogródka mają przynieść szczypiorek. Rodzeństwo, zamieszkałe na co dzień w mieście, błądzi w warzywach, próbując odnaleźć "mityczną" roślinę. Z daleka sytuacji przygląda się stryj i ojciec chrzestny malucha. – Miastowi. Nawet nie wiedzieli, jak ten szczypiorek wygląda (śmiech) – wspominał w "Tygodniu Ostrołęckim".
Tym małym poszukiwaczem warzyw był Arkadiusz Gołaś za kilkanaście lat trzykrotny wicemistrz Polski i olimpijczyk z Aten (2004). Nazywany "największą nadzieją polskiej siatkówki" i posiadaczem "stratosferycznego zasięgu" zawodnik dość wcześnie był jednak o krok od zmiany swojego losu i przekreślenia późniejszej kariery. W wieku trzech lat spadł z dużej wysokości na beton. Dla tak małego dziecka to bardzo poważny wypadek. Jego rodzina z przerażeniem czekała aż się podniesie. Był nieprzytomny. Okazało się że miał wstrząs mózgu i pękniętą czaszkę. – Bóg ulitował się nad Arkiem i przywrócił go wtedy światu – mówiła o wypadku babcia siatkarza, która opiekowała się wówczas maluchem.
"Grać w siatkówkę nie umie, ale skacze jak kangur"
Siatkówką zajął się w wieku dziesięciu lat. Od dzieciństwa nie należał do zawodników, lubiących być w centrum zainteresowania. Charakter nienachalny. Jego pierwszym trenerem był Renisław Dmochowski, Arek trafił do niego w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Przyszły siatkarz wyróżniał się wzrostem, wrodzoną chudością (miał zdolność, której wielu mu zazdrościło – potrafił zjeść dwie tabliczki czekolady i nie tył) oraz… płaskostopiem, które w przypadku kariery w obranej przez niego dyscyplinie miało oznaczać mniejszą skoczność. Był jednak wyjątkiem. – Skakał jak pająk – mówili trenerzy.
Jego talent został zauważony. Polecono, by zobaczył go trener MKS MOS Wola Warszawa, Krzysztof Felczak. Arek mu się spodobał. W wieku 15 lat młody siatkarz trafił do stolicy. – Ktoś wtedy powiedział: to będzie nasza maskotka. Grać w siatkówkę nie umie, ale skacze jak kangur – wspominał później na łamach Przeglądu Ligowego Krzysztof Zimnicki, trener i dyrektor MOS-u Wola. I tak Arek stał się "Maskotem". Do Ostrołęki wrócił z brązowym medalem mistrzostw świata kadetów. – Miętosił ten medal w kieszeni i nie wiedział jak się pochwalić. To był bardzo skromny chłopak – stwierdził w jednym z wywiadów Dmochowski.
Siatkarskie ying i yang
Poznali się w Rzeszowie, kiedy Arek uczył się w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Ich drogi ponownie się ze sobą zetknęły w klubie, trafili do AZS Częstochowa w 2000 roku. Przez lata przyjaźni pokłócili się dwa razy. W obu przypadkach cisza między nimi trwała dwadzieścia minut. Byli nierozłączni. – To był mój młodszy brat, którego nigdy nie miałem. Działaliśmy ze sobą na zasadzie instynktu i magicznej nici porozumienia. Mam nadzieję, że każdy ma takiego człowieka, z którym rozumie się bez słów. Dla mnie był nim Arek – mówił w TVPSPORT.PL Krzysztof Ignaczak, mistrz świata w siatkówce.
Byli razem w pokoju, wspólnie spędzali czas na zabawach w dyskotece, na piwie… Zaczęli nawet studiować w Częstochowie. Nie skończyli jednak studiów, ponieważ na jednym ze sprawdzianów Gołaś naciągnął sobie mięsień dwugłowy uda. Mieli te same pasje. Łączyły ich komputery i fotografia. Ich wspólne wieczory to często pizza lub kanapki z serem i gra w "Heroes of Might and Magic III". Poza tym Arek był łasuchem. – Kiedyś poszliśmy do włoskiej knajpki w Częstochowie. Uśmiałem się, patrząc na tę drobną postać zajadającą się lekko przypieczonym krwistym stekiem – zdradził kiedyś libero reprezentacji Polski.
"Igła" wspominał też, że dziewczyny wzdychały na widok jego młodszego przyjaciela. Trudno było mu się odnaleźć w świecie popularności. Zupełnie inne nastawianie miał do tego sam Ignaczak – tak inny od Gołasia. Byli jak ying i yang – jeden spokojny, a drugiego wszędzie było pełno. – Nie udało mi się zbudować z nikim takiego kontaktu, to mechanizm obronny w głowie, nad którym nie mam kontroli. Choć mam kilka osób, które mogę nazwać swoimi przyjaciółmi, boję się dopuścić je bliżej. Nie otwieram się za bardzo, nie chcę już nikogo stracić. Miejsce najlepszego przyjaciela jest już zastrzeżone – stwierdził Ignaczak.
Największe marzenie? Rodzina
Z żoną Agnieszką Gołaś poznał się na początku studiów, przez przyjaciół. Od razu wpadła mu w oko. Pierwsze wrażenie, które zrobił na późniejszej ukochanej? – Nieśmiały i kochany – to chyba mógł powiedzieć każdy, nawet jeśli go nie znał – przyznała w jednym z wywiadów.
Okazało się, że w relacji spokojny dotąd Arek potrafił być temperamentny. Krzysztof Ignaczak wspomniał, że szczególnie na początku związek przyjaciela był burzliwy, co było widać po tym, jak często Gołaś wymieniał telefony. Środkowy nie miał jednak pecha do kolejnych modeli, ale sprawdzał ich trwałość w zderzeniu ze ścianą. – Po rzuceniu telefonem Arek dzwonił do Agnieszki. Tyle że najczęściej z mojego aparatu, bo jego modelu nie dało się już poskładać – mówił dla gazeta.pl.
Ślub wzięli 21 lipca 2005 roku. Świadkiem Gołasia był rzecz jasna Ignaczak. Był to wyjątkowy czas dla Arka. Był po udanym sezonie w Sempre Volley Padwa zainteresował się nim jeden z najlepszych klubów w Europie, Lube Banca Macerata (na piłkarski język ówczesny Milan). Kariera i udane życie rodzinne stały przed nim otworem. Największym marzeniem małżeństwa było dziecko.
"Przesiadaj się, bo jestem zmęczony. Jak coś, to mnie obudź"
Przed wyjazdem do Włoch odwiedzili rodzinę, Ignaczaków, a także menedżera, Ryszarda Boska. Temu ostatniemu mieli się meldować po przekroczeniu kolejnych granic. Agnieszka przyznała, że nie odczytała znaków od losu. Szansa na spotkanie z wszystkimi najbliższymi przed opuszczeniem kraju, kupno nie tego samochodu, który planowali nabyć…
Wyjechali wieczorem 15 września 2005 roku. Spieszyli się do nowego życia. Najpierw prowadził Arek. – Przesiadaj się, bo jestem zmęczony. Jak coś, to mnie obudź – to były ostatnie słowa, które Agnieszka usłyszała od męża. Nad ranem 16 września na autostradzie A2 w Griffen koło Klagenfurtu samochód niespodziewanie zjechał na prawo i uderzył w betonową ścianę. Siatkarz zginął na miejscu. Jego żona trafiła do szpitala.
– Ile pamiętam? Migawki. Jedno mrugnięcie powiek: wsiadamy do samochodu, drugie mrugnięcie: szpital. Trzecie: już są rodzice i mówią, co się stało. Podobno postawiłam szpital na nogi. Zrobiłam awanturę, że nie chcą mnie puścić do Arka. Nawet po powrocie do Częstochowy wielu rzeczy nie pamiętam. Moje przyjaciółki Iwona i Magda powiedziały mi, że razem z mamą Arka rozpakowywałyśmy moje torby. Nie pamiętam. Wiem tylko, że natknęłam się w bagażu na kolczyki ślubne, zaciskałam je w dłoni i płakałam. Byłam nieobecna. Nie chciałam brać lekarstw uspokajających – Agnieszka mówiła później w "Gali". Została oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci siatkarza. Karze poddała się dobrowolnie.
Krzysztof Ignaczak o śmierci przyjaciela dowiedział się w drodze do Rzeszowa, jadąc z kolegami autem. Akurat przeglądali na komputerze zdjęcia Arka ze ślubu. "Igła" odebrał telefon, zamarł, zbladł i zaczął krzyczeć. Kiedy koledzy zobaczyli, że zanosi się płaczem, zjechali na pobocze. Libero wyjaśnił co się stało.
Dwa miesiące wcześniej Krzysztof towarzyszył przyjacielowi w drodze do ołtarza. 22 września towarzyszył mu ostatni raz.
"Tylko jeszcze blok trzeba poprawić"
Dziś Agnieszka Gołaś nie udziela wywiadów. Kiedy poprosiliśmy ją o rozmowę, odparła, że jest bardzo wdzięczna za pamięć o Arku. Nie chciała się jednak wypowiadać, ponieważ zamknęła etap medialnej obecności w pierwszych latach po śmierci męża. Mimo upływu czasu dla Krzysztofa Ignaczaka to wciąż bardzo trudny temat.
– Kadra Lozano, Macerata, ślub... Panie Arku, to chyba dla pana dobry rok? – zapytał go w jednym z ostatnich wywiadów reporter. – Dobry. Tylko jeszcze blok trzeba poprawić – odparł zawodnik.
0 - 3
ŁKS Commercecon Łódź
0 - 3
KS DevelopRes Rzeszów
0 - 3
PGE Grot Budowlani Łódź
1 - 3
Itas Trentino
1 - 3
Cucine Lube Civitanova
2 - 3
UNI Opole
0 - 3
BKS BOSTIK ZGO Bielsko-Biała
3 - 1
Valsa Group Modena
3 - 1
Allianz Milano
3 - 1
Cisterna Volley
1 - 3
Gas Sales Bluenergy Piacenza
3 - 1
LOTTO Chemik Police
3 - 0
Metalkas Pałac Bydgoszcz
3 - 1
MOYA Radomka Radom
1 - 3
ITA TOOLS STAL Mielec
3 - 1
Mint Vero Volley Monza
1 - 3
KS DevelopRes Rzeszów
15:30
ITA TOOLS STAL Mielec
17:00
#VolleyWrocław
18:30
BKS BOSTIK ZGO Bielsko-Biała
18:30
Cucine Lube Civitanova
16:00
Gas Sales Bluenergy Piacenza
18:30
KS DevelopRes Rzeszów
16:00
Sir Susa Vim Perugia
16:00
Itas Trentino
18:30
Cucine Lube Civitanova
18:30
Gas Sales Bluenergy Piacenza
18:00
Halkbank Ankara
4:30
Turcja
8:00
Polska
11:30
Belgia
15:00
Japonia
17:00
Włochy
20:00
Serbia
20:30
Brazylia
23:30
Kanada
0:00
Niemcy
8:00
Tajlandia
11:30
Polska
20:00
Dominikana