| Piłka nożna

Za klubem na koniec Europy. Polscy kibice w natarciu

Kibice Bayernu, Borussii i Realu (fot. fcbayern-polishfanclub.pl/borussia.com.pl/aguilablanca.pl)
Kibice Bayernu, Borussii i Realu (fot. fcbayern-polishfanclub.pl/borussia.com.pl/aguilablanca.pl)

Ich sympatia do klubu rozbrzmiewała nie na trybunach, na które zabrał ich ojciec, wujek lub dziadek, ale przed telewizorem. Od stadionu ukochanego zespołu dzielą ich tysiące kilometrów, a wyjazdy na mecze generują koszta kilka razy większe niż wartość karnetu na mecze grającego kilka ulic dalej zespołu. Zazwyczaj wiąże się to z kilkudniową eskapadą, drenuje portfel, ale pozwala też spełniać marzenia, poznawać ludzi i przeżywać przygody, jakich nie zaznaliby na lokalnym podwórku. Poznajcie tych, którzy zakochali się w klubach zagranicznych, znaleźli między Odrą a Bugiem kumpli do kibicowania, a z czasem swoje szalone grupy sformalizowali.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Kulinarna Bundesliga. Bayern jak stek, BVB jak bar mleczny

Czytaj też

Robert Lewandowski w starciu z Angelino, pierogi i... Big Mac (fot. Getty Images/PAP)

Kulinarna Bundesliga. Bayern jak stek, BVB jak bar mleczny

POCZĄTKI W SIECI

Ich pierwsze wspomnienie to zazwyczaj kwadratowy, niewielki telewizor, pobrzękująca w tle melodia grana przed meczami Ligi Mistrzów, charakterystyczne belki z nazwami klubów i piłkarscy idole, których dziś z nostalgii gloryfikują. Pamiętają, że mieli może kilka lat, rozkwitała w nich miłość do futbolu i z mniej lub bardziej oczywistych przyczyn zakochiwali się akurat w tym zespole. Jednym podobały się barwy koszulek, innym charakterystyczne logo, byli też tacy, którzy sprzed ekranu chłonęli atmosferę stadionu. Nie były to czasy, gdy piłka była na wyciągnięcie ręki, a kilkoma kliknięciami można było dryfować między kanałami i oglądać, a to ligę angielską, a to niemiecką, a to włoską czy holenderską. Wyniki śledzili więc w Telegazecie, bo Internet był jeszcze wówczas dobrem luksusowym, informacje sportowe również czerpali z tekstu wyświetlanego w TV, a wizja obejrzenia idoli z bliska była równie surrealistyczna, co skończenie roku szkolnego bez uwagi w dzienniczku.

Historie kibiców, którzy upodobali sobie zespoły z zagranicy, są często znacznie bardziej kolorowe niż te, z którymi utożsamiają się lokalni fani. Oczywiście ujmować nie należy nikomu, ale w przypadku realizowania dewizy "support your local team" o nawiązanie zażyłej relacji z klubem znacznie łatwiej – stadion położony zazwyczaj niedaleko domu, w najgorszym przypadku w najbliższym mieście, tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie, możliwość gry w zespołach juniorskich, regularnego pojawiania się na trybunach, śledzenia poczynań ulubieńców z bliska. Fascynować się jednak produktem zachodnim bywa o tyle trudniej, że stymulowanie tego uczucia – zwłaszcza we wczesnych latach młodzieńczych – jest o tyle trudne, że i kosztowne, i wymagające logistycznie. Polecieć nastolatkowi do Liverpoolu, Barcelony czy Monachium jest jednak nieco trudniej niż udać się na pobliski stadion.

Historie polskich fanklubów zagranicznych zespołów to głównie historie ludzi, którzy jako nastolatkowie grupowali się w sieci. Co bardziej rezolutni przekopywali zagraniczne strony i tłumaczyli doniesienia lokalnych dziennikarzy, co bardziej ambitni szukali sposobu na zobaczenie idoli z wysokości trybun. Z czasem na stronach przeznaczonych głównie do informowania o tym, kto kontuzjowany, kto odejdzie, a kto może przyjść, kiełkowała inicjatywa wyjazdu na mecz. Fani dorastali, odkładali pieniądze, nie musieli oglądać się na pisemne zgody rodziców i szukali pierwszych przygód. Wylatywali raz, drugi, trzeci, z czasem grupy się powiększały, a gdy były już odpowiednio pokaźne – formalizowano je. Zaczynało się na forach i nieśmiałych pomysłach, kończyło na rejestracji w siedzibie, spotkaniach z legendami i wyjazdach na finały Ligi Mistrzów. Poznajcie tych, którzy uczucia kibicowskie ulokowali tysiące kilometrów stąd, ale są żywym przykładem tego, że odległość jest w utrzymywaniu miłosnego żaru najmniejszym problemem.

Kulinarna Bundesliga. Bayern jak stek, BVB jak bar mleczny

Czytaj też

Robert Lewandowski w starciu z Angelino, pierogi i... Big Mac (fot. Getty Images/PAP)

Kulinarna Bundesliga. Bayern jak stek, BVB jak bar mleczny

Kibice Polnische Borussen podczas meczu pożegnalnego Romana Weidenfellera (fot. borussia.com.pl)
Kibice Polnische Borussen podczas meczu pożegnalnego Romana Weidenfellera (fot. borussia.com.pl)

W SERCU BAWARII

Ile fanklubów funkcjonuje w Polsce? Trudno to jednoznacznie stwierdzić z wielu powodów – jednym z nich jest ich prawna struktura. Niektóre są sformalizowane, zarejestrowane w postaci stowarzyszeń, nierzadko zresztą wpisane w oficjalne klubowe księgi. Inne są nieoficjalne, ale przecież nikt nie będzie deprecjonował grupy zapaleńców, którzy latają na mecze i spotykają się na zlotach tylko dlatego, że nie mają świstka potwierdzającego ich istnienie. Bez wątpienia jednak do czołowych fanklubów należą Stern des Südens Polish Supporters (Bayern Monachium), Polnische Borussen (Borussia Dortmund), Milan Club Polonia (AC Milan), Águila Blanca (Real Madryt), Fan Club Barca Polska (FC Barcelona), MUSC PL (Manchester United) czy Arsenal Poland Supporters Club (Arsenal) czy True Blues Poland (Chelsea), ale są też te raczkujące i prężnie się rozwijające – jak choćby CPFC Polska (Crystal Palace). Oczywiście to nie wszystkie tego typu organizacje w kraju, natomiast jeśli mówimy o tych najpopularniejszych, działających najbardziej regularnie i sprawnie – to w dużej mierze one. Ich członkowie dobrze się znają, często się spotykają, przecinają się nie tylko na meczach ukochanych drużyn, ale też podczas zlotów i zwyczajnych spotkań przy piwie, jakich w skali roku organizują multum.

Mocnym graczem na rynku są zapaleńcy z sekcji monachijskiej. Na kibicowskiej mapie kraju istnieją oficjalnie niespełna pięć lat, ale ruszyli z grubej rury i wielu z nich znało się już wcześniej. Od lutego 2016 roku są oficjalnie zarejestrowani przez Bayern i szybko wzięli się do roboty. W październiku wyruszyli na pierwszy mecz, lawinowo poszły kolejne, a wraz z nim – spotkania, zloty i turnieje. Dziś jest to grupa zrzeszająca ponad 150 członków, choć liczba stale rośnie i może imponować, biorąc pod uwagę staż. Pierwszy ogólnopolski zlot odbył się we wrześniu 2017 roku, rok później doszło do dwóch zlotów, w 2019 roku również, w obecnym, z oczywistych względów, fani wciąż czekają, by znów spędzić razem weekend. W międzyczasie jednak Stern des Südens Polish Supporters zaliczyło bardzo dużo wyjazdów na mecze – łącznie było ich aż 30, z czego ostatni na początku marca, gdy mistrzowie Niemiec mierzyli się z Augsburgiem.

Ważnym elementem naszej działalności są nie tylko wyjazdy do Monachium, ale też spotkania na terenie Polski. Bayern ma fanów rozsianych na terenie całego naszego kraju, więc cyklicznie dochodzi do mini-zlotów w aż siedmiu miastach – Koszalinie, Toruniu, Warszawie, Łodzi, Krakowie, Opolu i Jeleniej Górze. To znakomita okazja do zacieśniania więzi między fanami, wspólnego dopingu i zabawy w większym gronie. Ten sposób integracji jest właściwie fundamentem naszej zabawy – opowiada członek zarządu ds. innowacji i strategii rozwoju, Grzegorz Kuśmirek.

Fani Bayernu pod Allianz-Arena (fot. fcbayern-polishfanclub.pl)
Fani Bayernu pod Allianz-Arena (fot. fcbayern-polishfanclub.pl)

Dumą grupy jest fanklubowa drużyna piłkarska, która chętne udziela się podczas wszelkiej maści turniejów sportowych. Dość powiedzieć, że trener Paweł Nowicki może się pochwalić licencją UEFA A, a fanklub planuje organizację własnego turnieju, który odbywałby się cyklicznie co roku. Co poza tym daje obecność w SdSPS? Zniżki w sklepie Bawarczyków, łatwiejszy dostęp do biletów oraz oczywiście możliwość dzielenia pasji. Fani angażują się również w wiele akcji charytatywnych – między innymi wspierając zbiórki finansowe dla potrzebujących. – Klub wspiera nas w działaniach, regularnie otrzymujemy gadżety, karty ze zdjęciami i autografami zawodników. Na nasze życzenia pomagają nam też wspierać akcje charytatywne, więc na tej płaszczyźnie współpracuje nam się znakomicie – puentuje Kuśmirek.

SPOTKANIE Z LEGENDĄ

Mocne wsparcie w Bundeslidze ma też Borussia Dortmund. Jednym z członków zarządu jest Bartosz Milewski, który kibicować klubowi zaczął jeszcze w poprzednim stuleciu. – Fanklub powstał wiosną 2011 roku. Przymiarki trwały od kilku lat, ale dopiero wtedy udało się go zarejestrować jako stowarzyszenie w Tarnowskich Górach. Długo trwały starania o status oficjalnego fanklubu Borussii Dortmund i dopiero w 2016 roku dopięliśmy swego. Klub przede wszystkim pomaga nam oczywiście przy załatwianiu biletów. Nie ma z tym większego problemu, właściwie od początku dokładaliśmy wszelkich starań, by być wiarygodnym partnerem dla Borussii, nie spóźnialiśmy się z płatnościami, nie robiliśmy czegoś takiego, że zamawialiśmy więcej biletów, by część na przykład odsprzedać. Nie zawsze udaje się otrzymać całą oczekiwaną pulę, bo – jak wiadomo – stadion jest oblegany, a fanklubów na świecie jest prawie 900, więc można sobie tylko wyobrazić skalę zainteresowania. Jeśli chodzi o mecze, to na każdym ktoś od nas jest – choćby z tego powodu, że niektórzy mieszkają na co dzień w Niemczech, w Dortmundzie lub okolicach. Większymi grupami, powiedzmy 10- lub 15-osobowymi, jesteśmy od kilku do kilkunastu razy na stadionie w sezonie. Zloty organizujemy z kolei co roku w kwietniu – opowiada.

Z pierwszym większym spotkaniem wiąże się niebanalna historia. Niczego nieświadomi kibice zebrali się w umówionym miejscu i wszystko przebiegałoby z planem, gdyby na salę nie wszedł nagle... Joerg Heinrich. Tak, ten sam Heinrich, który w 1997 roku wznosił puchar Ligi Mistrzów i w barwach klubu rozegrał 195 meczów. – Borussia ma ambasadorów, których wysyła na spotkania grup kibicowskich, sama wyszła z taką inicjatywą i stara się w ten sposób sprawiać radość kibicom. My zatem zgłosiliśmy w Dortmundzie taki pomysł i otrzymaliśmy zwrotną wiadomość, że przyjedzie do nas Heinrich. Utrzymaliśmy to w tajemnicy, więc na kibiców czekała ogromna niespodzianka.

Kibice Bayernu w trakcie zlotu fanów (fot. fcbayern-polishfanclub.pl)
Kibice Bayernu w trakcie zlotu fanów (fot. fcbayern-polishfanclub.pl)

Tym większe zdumienie wywołała w nas postawa samego zawodnika, który jest przecież piłkarzem spełnionym, legendą i odnalazł się w roli ambasadora znakomicie. Przyjechał i traktował nas jak kumpli, nie było między nami żadnego dystansu. Facet wygrał kiedyś Ligę Mistrzów, a wpadł tam i przeszedł z nami na "ty". Jeden z uczestników szukał otwieracza do piwa, więc butelkę złapał Heinrich i otworzył ją drugą butelką. Potem zaproponował mi wymianę numerami telefonów i pewnego razu zadzwonił z pytaniem, jakie mam plany na weekend. Nie miałem, więc... zabrał mnie na mecz i posadził przy loży VIP – wspomina.

Bywaliśmy jako fanklub i na meczach ligowych, i Champions League. Spotkania w europejskich pucharach oglądamy zazwyczaj w mniejszej grupie, bo te jednak odbywają się w tygodniu. Z ważniejszych meczów byliśmy na finale Pucharu Niemiec w 2017 roku, dostaliśmy pięć biletów z puli, z czego się bardzo cieszyliśmy, bo to było raptem rok po uznaniu nas za oficjalny fanklub. Chętnych było 50 osób, więc niektórzy udali się do strefy kibica. Z ważnych wydarzeń na pewno warto wspomnieć pożegnalny mecz Romana Weidenfellera, na który wybraliśmy się 30-osobową grupą – dodaje.

Pytany z kolei o możliwość akcentowania obecności fanklubu na stadonie mówi: – Oczywiście na legendarnej Südtribüne ciężko rozwiesić naszą flagę, natomiast w innych sektorach nie ma już z tym większego problemu. Mamy też flagi na kiju, którymi swobodnie wymachujemy. Wyprodukowaliśmy też taką, z którą fankluby wychodzą na murawę, ale cały czas czekamy na debiutanckie wyjście przed meczem – miejsc jest 14, a stowarzyszeń blisko 900. Wspomnę jeszcze tylko o jednym ze spotkań z kibicami. Podeszliśmy do stolika, przy którym siedzieli Łukasz Piszczek, Nuri Sahin i Mario Goetze. Z oczywistych względów przywitaliśmy się po polsku. Bardzo ciekawa była reakcja tego ostatniego, który krzyknął... "cześć, k***a!" – relacjonuje.

Joerg Heinrich i Roman Weidenfeller z kibicami (fot. borussia.com.pl)
Joerg Heinrich i Roman Weidenfeller z kibicami (fot. borussia.com.pl)

Nie jeździmy tylko na mecze, wspieramy różne akcje. Jak wiadomo, barwy Borussii Dortmund są czarno-żółte, a symbolem jest pszczoła. Wspieramy zatem program ochrony pszczół i innych owadów zapylających, które mają niebagatelny wpływ na życie człowieka. Kiedyś z kolei wspomógł nas Piszczek. Zbieraliśmy pieniądze dla chłopaka z nowotorem, Łukasz zorganizował koszulkę BVB z autografami wszystkich zawodników, udało się ją zlicytować i zainwestować w zbiórkę. Nasz świat nie kręci się zatem tylko wokół piłki – mówi i wspomina o innym aspekcie, który wykluł się w trakcie wspólnego realizowania pasji.

W fanklubie Polnische Borussen niektórzy zostali parami, dla innych chęć zobaczenia na żywo stadionu i meczu powodowała, że przełamali lęk przed podróżami samolotem, mamy też wrażliwca, który po meczu w Berlinie miał taki skok ciśnienia, że konieczna była kroplówka w szpitalu. Właściwie każdy wyjazd, to osobne historie. Mamy też drużynę piłkarską i debiucie w 2019 roku, w corocznych mistrzostwach Südtribüne, czyli turnieju fanklubów, który rozgrywany jest na Rote Erde, w cieniu Westfalenstadionu, zajęliśmy 9. miejsce na 48 fanklubów, co jak na premierę jest bardzo dobrym rezultatem. Warto dodać, że zwycięzcy odbierają honory na wypełnionym stadionie przed jednym z meczów ligowych. W przyszłych edycjach będziemy walczyć o realizację kolejnego z marzeń – podsumowuje.

FINAŁY LIGI MISTRZÓW

Jak z kolei wygląda działalność tych, którzy w ostatnich latach mieli wyjątkowo dużo okazji do świętowania, czyli polskich kibiców Real Madryt? Oddajmy głos wiceprezesowi Águila Blanca, Bartoszowi Radeckiemu. – Działamy od 2010 roku, więc w tym roku obchodzimy okrągłą rocznicę istnienia. Początki były nieco wcześniej, przez kilka miesięcy kreśliliśmy plany i założenia, ale oficjalnie udało nam się zarejestrować dekadę temu. Jesteśmy też oficjalną penyą Realu Madryt – tak to się nazywa w Hiszpanii. Przede wszystkim klub pomaga nam z biletami na mecze. Jeżeli chcemy się wybrać na jakieś spotkanie, zgłaszamy się z prośbą o wejściówki i zazwyczaj je dostajemy. Oczywiście liczba jest limitowana, wszystko zależy od rangi starcia. Potrafimy dostać i 20-30 biletów, i 2-3 – na przykład w przypadku meczów z Barceloną. Dużym plusem jest też możliwość zgłaszania się po bilety na spotkana wyjazdowe, co nie przysługuje normalnemu kibicowi z ulicy. By obejrzeć z trybun spotkanie Realu w innym mieście trzeba być albo socios, albo właśnie członkiem fanklubu. Dzięki temu mogliśmy jeździć autokarami do Czech czy do Niemiec i to prawie w 200 osób, więc zdarzało się ruszyć na spotkanie dwoma-trzema środkami transportu – opowiada.

Ostatnie lata to przede wszystkim kilka finałów Ligi Mistrzów – wszystkie śledzone również przez fanatyków znad Wisły. – Wcześniej na finały Ligi Mistrzów dostawaliśmy 3-4 bilety – na przykład w Lizbonie i w Mediolanie. Najlepiej było jednak w Kijowie, gdzie już na starcie mieliśmy sześć wejściówek, a potem okazało się, że piłkarze rezygnowali ze swojej puli, więc w pierwszej kolejności dostaliśmy je my. Łącznie chyba skończyło się na 24 biletach, więc delegacja była naprawdę konkretna – mówi i od razu dodaje pytany o to, jak często organizowane są zloty.

Organizujemy je dwa razy w sezonie, staramy się spotkać na każde El Clasico. Za każdym razem spotykamy się w innym miejscu w Polsce, dotychczas zjeżdżaliśmy się 25-krotnie. Jak łatwo policzyć było tego trochę więcej niż zgodnie z tą średnią, ale zaczynaliśmy organizować zloty jeszcze przed założeniem stowarzyszenia. Dodatkowo organizowaliśmy specjalne zloty przy finałach Ligi Mistrzów – trzy razy w Warszawie i raz w Krakowie. Raz tylko nie udało nam się spotkać przy okazji meczu z Barceloną, ale to dlatego, że spotkanie wypadało tuż przed świętami Bożego Narodzenia, dlatego spotkanie odbyło się wcześniej, przy okazji meczu z Atletico. Zawsze jednak minimum 300 osób przyjeżdża, składało się to do tej pory z części integracyjnej, turnieju piłkarskiego i oczywiście wspólnego oglądania meczu – podsumowuje.

A jak wygląda zainteresowanie członkostwem w fanklubie w liczbach i czy przekuło się to kiedyś w dodatkowe atrakcje? – Liczba członków jest płynna, zmienia się co roku – zależy od chętnych, którzy opłacą składkę. W tym roku jest coś koło 1100 osób, w rekordowym, gdy Legia grała w Lidze Mistrzów, więc wszyscy chcieli mieć dostęp do biletów, zapisów było około 1600. Potem ta liczba nieco się zredukowała, natomiast wciąż trzyma się na poziomie ponad 1000 osób. Kilkukrotnie spotykaliśmy osoby związane z klubem, na przykład podczas zjazdu międzynarodowych penyi w Madrycie, gdzie mogliśmy zamienić kilka słów z Florentino Perezem. Przy okazji meczu towarzyskiego z Fiorentiną na Stadionie Narodowym spotkaliśmy między innymi Emilio Butragueno, a podczas jednego zlotu towarzyszył nam z kolei dziennikarz Mateusz Borek, który jest kibicem Realu. Przy okazji wyjazdu na ligowy mecz z Malagą, braliśmy udział w spotkaniu z Keylorem Navasem i Jesusem Valejo. Członkiem honorowym Aguila Blanca jest też Jerzy Dudek. Podczas meczu z Legią Warszawą na Łazienkowskiej dostaliśmy za to 10 wejściówek na trybunę Silver, tam spotkaliśmy się z Gutim, mogliśmy zrobić sobie kilka zdjęć – puentuje.

Kibice Realu podczas jednego z wyjazdów (fot. aguilablanca.pl)
Kibice Realu podczas jednego z wyjazdów (fot. aguilablanca.pl)

LONDYŃSKI RODZYNEK

Bayern, Borussia, Real czy wcześniej wspomniane Barcelona, Milan, Arsenal... W porządku, to zrozumiałe. Ale uczciwie przyznajcie, drodzy czytelnicy, ilu z was spodziewało się, że swój przyczółek w kraju ma Crystal Palace? Zgodnie z przewidywaniami – wielu podniesionych rąk nie widać. – Fanklub powstał w czerwcu 2013 roku. Gdy zakładałem wówczas stronę klubową, miałem raptem 16 lat, więc ciężko mówić o fanklubie już wtedy, ale zainteresowanych i zaangażowanych fanów zbierało się coraz więcej i więcej. Jeździli na mecze, regularnie pojawiali się na trybunach, więc gdy ukształtowała się pewna społeczność, postanowiłem to w pewien sposób sformalizować. Rozrosło się do sporych rozmiarów, właściwie sam jestem w szoku. Obok amerykańskiego fanklubu jesteśmy największą zagraniczną grupą kibicowską Palace. Nasza ekipa jest rozpoznawalna w dzielnicach kibicowskich CP i przy okazji zlotów wielu angielskich fanów zapraszało nas na piwo w pubie. Cały czas pojawiają się kolejni chętni, by latać do Londynu, aktualnie myślę że jest powyżej 50 osób, które z marszu gotowe byłyby do wyjazdu na mecz. Zaczęliśmy też produkować gadżety, koszulki, ubrania z symbolami – opowiada Michał Backiel, inicjator całej akcji.

Wypady do Londynu przyniosły jednak nie tylko dopingowanie z trybun, ale i znacznie bardziej spektakularne wydarzenia. – Podczas jednej z rozmów z kolegą rzuciłem temat poznania zawodników drużyny. To oczywiście brzmiało wówczas abstrakcyjnie, więc każdy podchodził do tego z dystansem, natomiast zacząłem pisać maile. Przypominałem się przez pół roku w ten sposób i wydawało mi się już w pewnym momencie, że mnie zbywają, natomiast gdy polecieliśmy do Londynu na mecz, dostałem wiadomość, że umówiono nam spotkania z Luką Milivojeviciem i trenerem Royem Hodgsonem. Kapitalna sprawa, muszę przyznać, że gdy już się tam znaleźliśmy, towarzyszyły wszystkim ogromne nerwy – wspomina.

Ludzie z telewizji klubowej podeszli do mnie, by przeprowadzić wywiad, ale wypchnąłem kolegę, który był troszeczkę mniej zestresowany. Super spotkanie, otrzymałem koszulkę pamiątkową, pogadaliśmy, wymieniliśmy się uprzejmościami. Luka obiecał nam, że drużyna zrobi wszystko, byśmy byli szczęśliwi po meczu i strzelił w nim dwa gole z rzutów karnych dające remis. Po meczu, gdy zbieraliśmy autografy od piłkarzy, na parking szedł właśnie Serb i daliśmy mu w prezencie naszywkę fanklubu. Wtedy przypomniał sobie o naszym spotkaniu i powiedział "widzicie chłopaki, obiecałem wam, że zrobimy wszystko dla waszego szczęścia. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni". Kilka minut później podszedł do nas… prezes klubu, Steve Parish. Podziękował nam za wsparcie, spytał się, czy klub odpowiednio nami się zaopiekował i ogólnie wymieniliśmy się uprzejmościami – dodaje.

Kibice Crystal Palace z Royem Hodgsonem (fot. cpfcpolska.pl)
Kibice Crystal Palace z Royem Hodgsonem (fot. cpfcpolska.pl)

No dobrze, skoro jednak już na początku ustaliliśmy, że kibicowanie Crystal Palace nie jest najbardziej oczywistą sprawą na ziemi, to dowiedzmy się, dlaczego akurat Orły. – Na początku spodobała mi się po prostu nazwa klubu. Usłyszałem ją przypadkowo i zacząłem drążyć, bo to jednak spora rzadkość, gdy jakiś zespół ma dwuczłonową nazwę. Nigdy wcześniej nie kibicowałem żadnej zagranicznej drużynie i chociaż nie był to zespół topowy, brakowało pieniędzy i jakościowych zawodników, ujęła mnie ich boiskowa walka i determinacja, trochę taki futbol z lat 90.

No i oczywiście zaimponowali mi kibice, bo obiektywnie mogę powiedzieć, że atmosfera jest jedną z najlepszych w lidze. Dzięki tej pasji poznałem bardzo dużo osób, gości po pięćdziesiątce, którzy pamiętają czasy Iana Wrighta, Garetha Southgate’a, czy Marka Brighta i od dawna chodzą na mecze. Są też nastolatkowie zafascynowani tym zespołem, może obecność Wilfreda Zahy ich zachęciła! Dzięki fanklubowi wiele osób przyjaźni się, potrafimy przejechać pół Polski, aby spotkać się na kilka dni, wypić piwo i pogadać o swojej ukochanej drużynie – podsumowuje.

Polskich kibiców ściskających kciuki za zagraniczne kluby są dziesiątki tysięcy i zdumiewająco wielu z nich regularnie spotyka się i lata lub jeździ na mecze. Nie baczą na odległość, wyzwania logistyczne i konieczność sporego wydatku, bo przede wszystkim pchani są chęcią realizacji pasji mającej korzenie w dzieciństwie. Wielu z nich zaczynało, poznając się w sieci, nieśmiało wymieniając opiniami i wspólnie budując kibicowskiego ołtarze, dziś wspólnie spędzają weekendy, zdzierają gardła i wymachują flagami. Wielu z nich zresztą, dzięki tej zwariowanej miłości, poznało drugie połówki i przekazało sympatię do drużyny młodszemu pokoleniu.

TOP 10: najładniejsze piłki wielkich turniejów
fot. Getty
TOP 10: najładniejsze piłki wielkich turniejów

Zobacz też
Platini i Blatter usłyszą wyrok. Poważne zarzuty
Michel Platini i Sepp Blatter (fot. Getty)

Platini i Blatter usłyszą wyrok. Poważne zarzuty

| Piłka nożna 
"Boiskowa bandyterka" w meczu Polski! Sędzia nie miał wyboru
Sędzia Morten Krogh Hansen wykluczył Ylyasa Chouarefa za faul popełniony w 90. minucie meczu z Polską. (fot. PAP/Piotr Nowak)

"Boiskowa bandyterka" w meczu Polski! Sędzia nie miał wyboru

| Piłka nożna 
Rywale Polaków rozgoryczeni. "Marzenia o uczestnictwie w mundialu odleciały"
Finowie utracili dwubramkową przewagę i zremisowali z Litwą (fot. PAP/EPA)

Rywale Polaków rozgoryczeni. "Marzenia o uczestnictwie w mundialu odleciały"

| Piłka nożna 
Piękny gol w eliminacjach MŚ! Potęga nie zawiodła [WIDEO]
Reece James w otoczeniu kolegów z reprezentacji Anglii (fot. Getty)

Piękny gol w eliminacjach MŚ! Potęga nie zawiodła [WIDEO]

| Piłka nożna 
Sensacja w polskiej grupie. Faworyci stracili przewagę
Piłkarze reprezentacji Finlandii zremisowali z Litwinami (fot. PAP/EPA)

Sensacja w polskiej grupie. Faworyci stracili przewagę

| Piłka nożna 
wyniki
terminarz
Wyniki
23 marca 2025
Piłka nożna

Niemcy

Włochy

Francja

(k. 5 - 4)

Chorwacja

Hiszpania

(k. 5 - 4)

Holandia

22 marca 2025
Piłka nożna

Azerbejdżan

Haiti

Luksemburg

Szwecja

Terminarz
dzisiaj
Piłka nożna

Kambodża

12:00

Aruba

Rosja

17:00

Zambia

Azerbejdżan

17:45

Białoruś

Szwecja

18:00

Irlandia Północna

Szwajcaria

19:45

Luksemburg

Niger

20:30

Bonaire

jutro
Piłka nożna

Dominikana

0:00

Portoryko

27 marca 2025
Piłka nożna
Najnowsze
Zapamięta to do końca życia! Pululu spełnił marzenie młodego kibica [WIDEO]
Zapamięta to do końca życia! Pululu spełnił marzenie młodego kibica [WIDEO]
Robert Bońkowski
Robert Bońkowski
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Pululu spełnił marzenie kibica (Fot. Jagiellonia Białystok)
Czas na kolejny mecz kadry U21. Oglądaj spotkanie z Ukrainą w TVP!
 Polska – Ukraina, mecz towarzyski U21. Transmisja meczu reprezentacji młodzieżowej na żywo online w TVP Sport (25.03.2025)
transmisja
Czas na kolejny mecz kadry U21. Oglądaj spotkanie z Ukrainą w TVP!
| Piłka nożna / Reprezentacja U21 
Świątek kontra rewelacja turnieju. Kiedy ćwierćfinał Polki w Miami?
Kiedy Iga Świątek gra mecz w ćwierćfinale Miami Open 2025? O której relacja na żywo z meczu z Alexandrą Ealą?
Świątek kontra rewelacja turnieju. Kiedy ćwierćfinał Polki w Miami?
| Tenis / WTA (kobiety) 
Niespotykane osiągnięcie Polek. Dopiero druga taka sytuacja w historii
Iga Świątek i Magda Linette (fot. Getty)
Niespotykane osiągnięcie Polek. Dopiero druga taka sytuacja w historii
| Tenis / WTA (kobiety) 
Szukamy następców mistrza! [WIDEO]
Szukamy następców mistrza! Co z przyszłością polskich skoków? (fot. PAP)
Szukamy następców mistrza! [WIDEO]
| Skoki narciarskie 
Linette sprawiła sensację w Miami. "Nie miałam nic do stracenia"
Magda Linette (fot. Getty Images)
Linette sprawiła sensację w Miami. "Nie miałam nic do stracenia"
| Tenis / WTA (kobiety) 
Platini i Blatter usłyszą wyrok. Poważne zarzuty
Michel Platini i Sepp Blatter (fot. Getty)
Platini i Blatter usłyszą wyrok. Poważne zarzuty
| Piłka nożna 
Do góry