Ich sympatia do klubu rozbrzmiewała nie na trybunach, na które zabrał ich ojciec, wujek lub dziadek, ale przed telewizorem. Od stadionu ukochanego zespołu dzielą ich tysiące kilometrów, a wyjazdy na mecze generują koszta kilka razy większe niż wartość karnetu na mecze grającego kilka ulic dalej zespołu. Zazwyczaj wiąże się to z kilkudniową eskapadą, drenuje portfel, ale pozwala też spełniać marzenia, poznawać ludzi i przeżywać przygody, jakich nie zaznaliby na lokalnym podwórku. Poznajcie tych, którzy zakochali się w klubach zagranicznych, znaleźli między Odrą a Bugiem kumpli do kibicowania, a z czasem swoje szalone grupy sformalizowali.