Michael Jordan był nie tylko mistrzem gry w koszykówkę, ale też królem boiskowych prowokacji. Uwielbiał drażnić rywali, a ich ewentualne odpowiedzi lub zaczepki wzbudzały w nim dodatkową motywację.
Sporo działo się na samych treningach. Jordan wrócił do NBA w 1995 i poniósł porażkę w play-off. Zastał zmieniony zespół Bulls. Celem MJ'a stało się przygotowywanie kolegów do wielkich wyzwań. Postanowił więc wywierać na nich olbrzymią presję już w trakcie przygotowań. – Był świrem. Wielokrotnie przekraczał granicę – mówił w jednym z odcinków "The Last Dance" Will Perdue, center Byków.
Jordan uwielbiał słownie atakować kolegów, którym niekiedy puszczały nerwy. Słynne stało się starcie na jednym z treningów z Steve'em Kerrem. Poniżany obrońca nie wytrzymał i uderzył "Jego Powietrzność" w tors. Ripostą był cios w oko. Paradoksalnie jednak postawienie się liderowi sprawiło, że koszykarz zyskał jego szacunek.
Jordan vs "Karzeł"
Wydarzenia wewnątrz Bulls to jedno. Inna taryfa czekała na boiskowych przeciwników MJ'a. Najsłynniejszy "trash talk" wiążę się prawdopodobnie z Muggsy Boguesem. Koszykarz Charlotte Hornets był zjawiskiem w NBA. Mierzył 158 centymetrów, a mimo to potrafił doskonale odnaleźć się na parkiecie.
W 1995 roku panowie stanęli po dwóch stronach parkietu, a Jordan zdecydował się na upokarzającą zagrywkę. W ważnym momencie meczu zrezygnował z krycia rywala i krzyknął: – Rzucaj, ty pier*** karle. Bogues spudłował, a tamto wydarzenie miało zmienić jego karierę. – Piłka ledwie doleciała do obręczy. Ten jeden moment zrujnował mi karierę, już nigdy nie ufałem swojemu rzutowi – przyznawał zawodnik.
"Czarny Jezus" Jordan
O wiele bardziej odporny na obelgi zdawał się Reggie Miller. Doskonały strzelec prowadził Indiana Pacers w zaciętych bojach z Bulls w drugiej połowie lat 90. W trash talkingu był wówczas już zahartowany. W debiutanckim sezonie prowokował samego Larry'ego Birda. Nie zawahał się więc, aby zaczepić i Jordana. Szczególnie, że przed przerwą miał na koncie 10 punktów, a as Bulls cztery.
– To ma być ten wielki Michael Jordan? Zawodnik nie do zatrzymania? To ma być bóg koszykówki? Dobre sobie. Według mnie to jest raczej jakaś kpina! – wypalił w stronę przeciwnika. Poziom motywacji MJ'a wzrósł gwałtownie i przyniósł odmianę gry. Jordan skończył spotkanie z 44 "oczkami". Miller dorzucił już tylko dwa. Lider Bulls schodząc z boiska podszedł do rywala i powiedział: W przyszłości uważaj. Nie powinieneś tak mówić do czarnego Jezusa.
Wymyślone słowa rywala
Jordan tak bardzo lubił trash talking, że potrafił sam wymyślił słowa rywala. W marcu 1993 roku Bulls ulegli Washington Bullets po meczu marzeń LaBradforda Smitha, który rzucił 37 punktów. MJ obwieścił, że obrońca rywali opuszczając parkiet rzucił krótkie: – Dobry mecz, Mike. W okół tych słów zbudował rewanż, który odbywał się dzień później. – Zobaczycie, że do połowy będę miał to, co ten dzieciak.
W tym przypadku Jordan nie kłamał. Na półmetku spotkania miał 36 "oczek", a skończył je z 49. Chicago pokonało Washington i wszyscy rozjechali się do domów lub hoteli. Dopiero po kilku latach MJ przyznał, że Smith nie zaczepiał go, a historię wymyślił tylko po to, aby zwiększyć motywację...