Historia Joanny Dorociak jest niczym gotowy scenariusz na film. Jeśli za motyw przewodni uznać walkę o udział w igrzyskach olimpijskich, to byłby to film bez happy endu. Reprezentantka Polski w wioślarstwie, która zasłynęła także ze zwycięstwa (wśród Polek) w 41. Maratonie Warszawskim, chociaż od października przygotowywała się do kwalifikacji olimpijskich, to właśnie podjęła decyzję o zakończeniu sportowej kariery. Zmusiły ją do tego ponowne problemy ze zdrowiem. Zawsze uśmiechnięta, pełna pozytywnego myślenia. Także teraz, chociaż znów przeżywa trudne chwile.
Dwa dni przed wylotem do Rio de Janeiro, gdzie Joanna Dorociak miała wystartować z Weroniką Deresz w dwójce podwójnej wagi lekkiej, wioślarka trafiła do szpitala. Okazało się, że z powodu zakrzepicy podobojczykowej musi przejść operację. Lekarze nie mieli wątpliwości, że gdyby wsiadła do samolotu do Brazylii, mogło zakończyć się tragedią. Dorociak otrzymała drugie sportowe życie. Wróciła do sportu silniejsza, pełna chęci i siły do walki o medale i kwalifikację do kolejnych igrzysk. Już w pierwszym sezonie wywalczyła czwarte miejsce w mistrzostwach świata, rok później wicemistrzostwo Europy. Pełna nadziei czekała na rok przedolimpijski.
Rok 2019 okazał się jednak czasem walki z kolejnymi przeciwności losu. Najpierw, w trakcie przygotowań do mistrzostw świata w Linz-Ottensheim, które były dla wioślarzy główną kwalifikacją do Igrzysk w Tokio, kontuzji uległa Deresz. Wiadomo było więc, że o przepustkę na igrzyska Dorociak powalczy razem z Katarzyną Wełną, która też wróciła po komplikacjach zdrowotnych, była nawet bliska porzucenia wioślarstwa. Wydawało się, że wszystko wraca do normy. Na mistrzostwa Europy do Lucerny dwójka pojechała, ale ... nie wystartowała. Dorociak doznała zatrucia pokarmowego. Potem nastąpił dużo poważniejszy kryzys. Pojawił się tzw. przyruch, czyli blokada, która powoduje, że zawodnik nie może poprawnie wiosłować. Przypadłość głównie dotyka wioślarzy wagi lekkiej, lekarze nie potrafią dokładnie wyjaśnić co jest tego przyczyną. Polka przestała pływać. Pocieszenia szukała biegając...
29 września 2019 roku o Dorociak znów mówiła cała sportowa Polska. Wioślarka wystartowała w 41. PZU Maratonie Warszawskim, ale nie to wzbudziło podziw. W swoim debiucie na królewskim dystansie, Dorociak była najszybszą z Polek(!). Z czasem 2:59:16 zajęła 6. miejsce w generalnej klasyfikacji.
Przyszedł nowy sezon, a wraz z nim nowe wyzwanie. Dorociak i Wełna postanowiły zrezygnować z przygotowań z kadrą. Na własną rękę, z nowym trenerem ruszyły w drogę po przepustkę do Tokio. Warunki były dwa: pierwszy – to wygranie rywalizacji krajowej z drugą dwójką podwójną wagi lekkiej (Deresz/Stelmaszyk), drugi – wywalczenie przepustki podczas regat kwalifikacyjnych w Lucernie. Żadnego z nich nie uda się spełnić. I wcale nie dlatego, że zawody z powodu koronawirusa odwołano, ale z powodu przyruchu mięśniowego. Powrócił. Joanna Dorociak postanowiła zakończyć wioślarską karierę.
Beata Oryl-Stroińska, TVPSPORT.PL: – To była niezwykle trudna decyzja. Czy jej podjęcie oznacza, że nie widziałaś już możliwości powrotu do zdrowia?
Joanna Dorociak: – To długa historia, bo podczas pierwszych zgrupowań przed tym sezonem pływałam dobrze. Potem znów pojawił się problem. Podczas obozu w Kruszwicy było już źle. Nie wiadomo co jest przyczyną, podobno ma to związek z układem nerwowym. Ja głęboko wierzyłam, że mogę się tego pozbyć, że przerwa mi w tym pomoże. Niestety stało się inaczej. Do tego doszło odwołanie zawodów, przełożenie igrzysk, wszystko się skumulowało. To spowodowało, że powiedziałam: "koniec".
– Zwlekałaś z ogłoszeniem swojej decyzji. Strach?
– Do tej pory miałam wątpliwość, czy to ogłaszać, czy nie, bo czułam się jeszcze zagubiona. Znajomi dzwonili, pytali jak treningi, a ja nie wiedziałam co im mówić. Uznałam jednak, że czas na zamknięcie tematu, głównie żeby być w zgodzie sama ze sobą, żeby zakończyć ten etap mojego życia, a rozpocząć nowy.
– Trudno sobie nawet wyobrazić co czujesz, i co czuje Kasia Wełna. Podjęłyście się przygotowań na własną rękę. Nie szkoda tego wszystkiego?
– Oczywiście, że szkoda. Trudno mi nawet o tym mówić, ale niczego nie żałuję. To był wspaniały czas. Mogłyśmy z Kasią wszystko same sobie organizować, solidnie trenowałyśmy z trenerem Łukaszem, nauczyłam się wielu rzeczy. Nie cofnęłabym czasu. Obie dużo przeżyłyśmy, miałyśmy poważne problemy ze zdrowiem, ale wiedziałyśmy, że w kadrze nie dadzą nam szansy.
– Czy fakt, że w związku z przełożeniem igrzysk musiałybyście znów znaleźć sponsorów na kolejny cykl przygotowań, też miał znaczenie przy podjęcie takiej decyzji?
– Głównym powodem było moje zdrowie, ale na pewno to też miało znaczenie. Finansowanie od sponsorów, których same znalazłyśmy, miałyśmy do kwietnia, czyli do krajowych kwalifikacji. Nagle wszystko zaczęło się przesuwać w czasie. Zacisnęłyśmy zęby i czekałyśmy, ale przełożenie igrzysk zburzyło nasz cały plan. Nasz główny sponsor, z powodu epidemii już nam powiedział, że dalsza pomoc nie będzie możliwa. Próbowałybyśmy dalej, ale w momencie pojawienia się przyruchu, podjęłam decyzję, że kończę z wioślarstwem.
– Poinformowałyście władze PZTW o Waszej sytuacji?
– Tak, dyrektor sportowy związku już wie. Kasia będzie próbowała walczyć o miejsce w kadrze. Wiem, że będzie miała podwójną motywację, a możliwości ma naprawdę duże. Bardzo będę ją wspierała w tej walce.
– Twoim nowym etapem w życiu może stać się bieganie na poważnie? Pomyślałaś żeby marzenie o starcie w igrzyskach spełnić w biegu maratońskim?
– Na pewno będę biegać, ale raczej amatorsko. Teraz będę musiała poszukać stałego zajęcia, źródła utrzymania. Sport to moja wielka pasja i czuję, że jestem w bardzo dobrej formie. To jest najgorsze, że to nie jest kwestia braku formy, tylko tego przyruchu. Ja codziennie trenuję, nie potrafię usiąść i nic nie robić. A co do igrzysk i maratonu, to nie wiem czy byłabym w stanie osiągnąć minimum. Nie wiem, co by było, gdybym zaczęła profesjonalnie trenować bieganie pod okiem jakiegoś specjalisty. Wiem, że chcę biegać, ale raczej amatorsko. Mam jednak w sobie potrzebę rywalizacji sportowej, więc zobaczymy co będzie.
– Może jako specjalistka od wioślarstwa widziałabyś się w roli eksperta telewizyjnego?
– Tak, nawet o tym myślałam. Nigdy nie czułam strachu przed kamerą, zawsze podczas oglądania zawodów uważnie słuchałam komentatorów. Ciekawiło mnie to. Jak dostanę propozycję, to na pewno z niej skorzystam.
– Nie boisz się nowej rzeczywistości? Tej bez wioślarstwa?
– Powoli zaczynam myśleć, co będę robić. Pomysły są, zobaczymy jak to się potoczy. Teraz mam zajęcie, nowe cele. Kupiłam właśnie mieszkanie w Warszawie, urządzam się, więc cieszę się tym.
– Myślisz, że dużo czasu zajmie Ci aż powiesz o sobie "była wioślarka"?
– Ciężko będzie, ale wierzę, że poradzę sobie w tym. Ja przecież zupełnie się od tego nie odetnę, będę chodziła do klubu, mam kontakt z kolegami i koleżankami z kadry. Wioślarstwo zawsze będzie w moim sercu.