18 maj 2020 | Koszykówka / NBA

Gilbert Arenas wygrał 300 tysięcy dolarów na loterii. Bez bezdomnego by się nie udało...

Gilbert Arenas to była gwiazda Washington Wizards znana z ekstrawaganckich zachowań (fot. Getty Images/Instagram/no.chill.gil) — Gilbert Arenas wygrał na loterii 300 tysięcy dolarów (fot. Getty Images/Instagram/no.chill.gil)

Dawid Król

W przeszłości Gilbert Arenas wschodząca u boku Michaela Jordana gwiazdą Washington Wizards, potem dał się poznać z ekstrawaganckich zachowań poza parkietem, a teraz przypomniał o sobie opowieścią o wygranej na loterii... Były obrońca zainkasował 300 tysięcy dolarów, ale jak sam twierdzi, nie mogłoby do tego dojść bez pomocy pewnego bezdomnego.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Arenas był jednym z bardziej barwnych, ale także utalentowanych obrońców w lidze. Przez dwa sezony grał w Wizards wspólnie z Jordanem, a potem sam stał się liderem stołecznych. Teraz także nie musi narzekać na brak szczęścia i sukcesów – 13 maja Amerykanin wygrał na loterii 300 tysięcy dolarów, opisując wszystko na swoim Instagramie.

Szef NBA o powrocie kibiców. "Może wydawać się głupie"

Czytaj też

Mecz Golden State Warriors - Los Angeles Clippers, 12 marca 2020 (Fot. Getty)

Szef NBA o powrocie kibiców. "Może wydawać się głupie"

Niepoślednią rolę w wygraniu nagrody miał odegrać miejscowy bezdomny, którego dzień wcześniej spotkał Arenas. Koszykarz opisał wszystko we wpisie na Instagramie.

"To nie będzie post o dobrych uczynkach, ale o poświęceniu mężczyzny zmagającego się z problemami i wierze. 12 maja wyjechałem z domu, żeby puścić moje numery w lotka, zapomniałem jednak pieniędzy, a samochód był na rezerwie. Miałem w nim całe dziesięć dolarów gotówki. Stanąłem przy stacji benzynowej, aby zatankować i dotrzeć na moją właściwą stację. Wtedy jednak bezdomny spytał, czy nie mam drobnych. W pierwszej chwili pomyślałem: «cholewka, nie mam dziś czasu na takie bzdury». Odpowiedziałem mu więc: «człowieku, mam dziesięć dolarów na trochę paliwa i tyle. Mam osiem minut, aby dojechać na inną stację i zagrać, zanim będzie za późno»" – pisał Arenas.

"Odpowiedział mi, że mogę zagrać przecież na tej stacji, ale odparłem, że wolę na innej, bo pozwalają mi naciskać guziczki. Spytał, jak daleko jadę. W myślach zastanawiałem, po cho**** zadaje mi tyle pytań. Jechałem tylko do Calabasas, które było siedem minut drogi z tamtego miejsca, ale powiedziałem mu, że wybieram się do Thousand Oaks, które leżało przynajmniej szesnaście minut stamtąd. Zauważył to i powiedział, że mam przecież osiem minut, a tam dojadę w szesnaście" – kontynuował Arenas.

"Powiedziałem wreszcie, że użyję tylko pięciu dolarów na benzynę, a resztę może zatrzymać. Odparł jednak, że pięć nie dojadę do Thousand Oaks, niech więc wezmę te pieniądze, a jeśli wygram mam się z nim spotkać i dać mu dwadzieścia. Zapytałem, czy jest pewien i odparł, że tak i jest pewny, że wygram na loterii" – przyznał były koszykarz. "Kiedy dotarłem jednak na właściwą stację, była już zamknięta. Myślę, że z powodu naprawy, nie puściłem więc swoich numerów. Obudziłem się w środę rano i zobaczyłem w telefonie wiadomość z gratulacjami z powodu wygrania 300 tysięcy dolarów. Słyszałem już o takim spamie, więc zignorowałem wiadomość. Pojechałem potem na stację, żeby zagrać w powerball, a właściciel powiedział, że zwyciężyłem i to on napisał mi tamtą wiadomość. Tłumaczyłem, że wczoraj nie grałem, ale odpowiedział, że zagrał dla mnie moimi stałymi numerami, bo zamykali wcześniej" – opowiadał Arenas.

"Pojechałem do mojego człowieka i dałem mu jego dolę. Dla jego bezpieczeństwa nie powiem wam, ile to było pieniędzy. Wyskoczył tylko i uściskał mnie przez pięć minut, a potem zaczął się modlić. Pomagałem bezdomnym, ale żaden nigdy mnie nie pobłogosławił. Jego gest wynikający z dobrego serca wpłynął na mój los na loterii" – zakończył.

Szef NBA o powrocie kibiców. "Może wydawać się głupie"