Na stadionie rywala, bez kapitana i trzech ważnych piłkarzy, z debiutantem w składzie i mimo straconej bramki w 83. minucie – tak Chelsea po raz pierwszy i jedyny wygrała Ligę Mistrzów. Osiem lat temu, 19 maja 2012 roku, Monachium było niebieskie, a Didier Drogba cieszył się jak małe dziecko.
Kiedy w 2003 roku Roman Abramowicz przybył do Londynu z petrodolarami, na Stamford Bridge marzyli o sukcesach co najmniej takich jak mistrzostwo Anglii zdobyte blisko pół wieku wcześniej. Szybko, bo już w drugim sezonie spełniły się marzenia o dominacji na krajowym podwórku. Chelsea prowadzona przez Jose Mourinho w sezonie 2004/2005 rozstawiała rywali po kątach.
Ale w Lidze Mistrzów zawsze coś stawało na przeszkodzie. Błędy sędziów, bramka last minute Andresa Iniesty czy feralny rzut karny Johna Terry'ego, kiedy się poślizgnął, a piłka uderzyła o słupek. Wtedy, w 2008 roku, The Blues byli najbliżej triumfu. Zwycięstwo w Champions League – pierwsze i jak dotąd jedyne – przyszło w najmniej oczekiwanym momencie. 19 maja 2012 roku Chelsea w osłabionym składzie, bez kapitana, z tymczasowym trenerem i na stadionie przeciwnika, wygrała po rzutach karnych z Bayernem Monachium.
4. Bez kapitana
To John Terry był tym piłkarzem, który w pierwszej połowie meczu z Barceloną obejrzał czerwoną kartkę. Anglik w bezmyślny sposób sfaulował Alexisa Sancheza. Osłabił drużynę i stracił szansę, by jako kapitan poprowadzić The Blues do triumfu w Lidze Mistrzów. Cztery lata wcześniej spudłował rzut karny i chował zapłakaną twarz w dłoniach. W Monachium usiadł w pełnym rynsztunku na ławce. Był gotowy, by ewentualny triumf świętować w niebieskiej koszulce. Tak się zdarzyło, że Terry ani jednego z sukcesów Chelsea w europejskich pucharach nie przeżywał na murawie. Wbiegał na nią po ostatnim gwizdku sędziego bądź rzucie karnym. W 2013 roku zabrakło go w finale Ligi Europ z powodu kontuzji.
5. Na stadionie rywala, ale na niebiesko
Chelsea przed finałem stawiano na straconej pozycji. Nie tak mocna na papierze, do tego osłabiona brakiem kilku "kartkowiczów". A po raz pierwszy jeden z finalistów miał grać przed własną publicznością. The Blues mierzyli się z Bayernem Monachium w jaskini lwa, na Allianz Arenie. Wiedzieli, że poza grupą kibiców Chelsea będą mieli wszystkich przeciwko sobie. Ale jedno działało na korzyść przyjezdnych. I dostrzegł to bramkarz Petr Cech. Nawet akredytacje miały niebieski kolor. – Kiedy pojechaliśmy do Moskwy grać z Manchesterem United, wszystko było czerwone: plakietki, które otrzymaliśmy, opaski, które zawodnicy musieli założyć, flagi na hotelu. Petrowi nie podobało się to od pierwszej chwili. A w Monachium wszystko było niebieskie i dało się zauważyć, jak się cieszy. Patrzy się na takie małe rzeczy. A kiedy Wielki Pete się cieszy, ja się cieszę – opowiadał Terry.
6. Z debiutantem w pierwszym składzie
Di Matteo nie miał wielkiego pola manewru. Terry'ego wyeliminowała czerwona kartka, Ivanovicia, Meirelesa i jednego z bohaterów półfinałowej konfrontacji z Barceloną, Ramiresa – żółte. Jakby kłopotów było mało, pod znakiem zapytania stał występ stoperów Davida Luiza i Gary'ego Cahilla. W gotowości pozostawał Paulo Ferreira, nawet rozgrzewał się z pierwszym zespołem. Przy tak zdziesiątkowanej kadrze di Matteo odważył się zagrać va banque. Wystawił debiutującego w Lidze Mistrzów Ryana Bertranda. – Trener powiedział mi o tym po południu. "Zaczynasz dzisiaj. Jesteś gotowy?". Odpowiedziałem coś w stylu: "tak, luz, nie ma problemu". Nie chciałem mu pokazać jakiegokolwiek zdenerwowania. Mój trener z Nottingham Forest Billy Davis zawsze powtarzał: "graj dla meczu, nie dla szansy". Właśnie te słowa miałem w głowie – zdradził później Bertrand.
7. Mimo straconej bramki i karnego
Bayern atakował, Chelsea starała się przetrwać. Miała szanse, ale niewiele. To Bawarczycy przeważali. Czasem ratował Petr Cech, raz uratował spalony, bo piłka była już w siatce czeskiego golkipera. Aż nadeszła 83. minuta. Wrócił koszmar kibiców The Blues. Tak blisko, a tak daleko. Kiedy Thomas Mueller zdobył bramkę, mało kto sądził, że piłkarze di Matteo jeszcze się podniosą. Ale robili to w tamtym sezonie tyle razy i zrobili ponownie. W 88. minucie Mata podszedł do rzutu rożnego, a potężnym strzałem głową Manuela Neuera pokonał Drogba. I w myśl od "bohatera do zera" w dogrywce, tak samo jak w półfinale z Barceloną... spowodował rzut karny. Kto miał go wykonywać? Były piłkarz Chelsea, Arjen Robben. Obi Mikel krzyczał mu: "nie strzelisz" i Holender nie strzelił. Tak Cech obronił pierwszą z trzech "jedenastek" tego wieczoru.
8. Przestrzelony karny i wymuszona pogoń
Chelsea dotrwała do rzutów karnych. Ale to wcale nie uspokoiło kibiców The Blues. W 2008 roku tak przegrali finał. Wcześniej, w 2007, odpadali po serii "jedenastek" w półfinale z Liverpoolem. Do trzech razy sztuka? Jeżeli czegoś w tym finale brakowało, to dramatycznych karnych. I tak też się stało.
– Zostało pięć minut, a Mata "umierał". Miałem zagrać w pomocy. Przez pięć minut wszystko może się zdarzyć. Ale pamiętam, jak spojrzałem na trenera i powiedziałem: "nie strzelam dobrze karnych, Mata tak". Zatrzymaliśmy się i wróciłem. (...) A potem Mata zmarnował karnego i chciałem go zabić. Mówiłem sobie: "straciłem szansę, żeby zagrać choć kilka minut, bo myślałem o tobie" – opowiadał Ferreira.
Skoro ciągle piłkarze di Matteo mieli pod górkę, to po pierwszej serii rzutów karnych jeszcze bardziej. Zaczęło się najgorzej, jak mogło. Dla Bayernu trafił Philipp Lahm, a Hiszpan się pomylił. Kiedy strzelił Mario Gomez, Bayern prowadził 2:0. David Luiz, który pomylić się nie mógł, zaryzykował i uderzył potężnie w okienko. Tylko szaleniec mógłby wyreżyserować taki przebieg konkursu karnych, bo jako trzeci w Bayernie do piłki podszedł bramkarz Neuer. I strzelił! Podobnie jak za chwilę Lampard, obecny trener Chelsea. Ale kiedy pomylili się Ivica Olić i Bastian Schweinsteiger, Drogba szedł zrobić to, czego nie miał szansy w Moskwie. To był jego wieczór. Kilka sekund później wpadł w objęcia Cecha i reszty kolegów.
9. Cygara, którymi się dławili
Świętowali bez ładu i składu. Biegali po murawie, każdy w innym kierunku, każdy przytłoczony tym, co wydarzyło się chwilę wcześniej. Część ze środka, zamiast ku Drogbie, ruszyła w stronę trybuny zajmowanej przez kibiców Chelsea. Ale to co najbardziej zwariowane, zachowali dla siebie, na noc. – Nikt nie mógł spać. Musiałem wyjść z pokoju, ponieważ nie byłem w stanie zasnąć, a impreza trwała w najlepsze. Ludzie wrzucali się do basenu – opisywał Mikel. A Bertrand dodawał: – Cygara kojarzą się ze zwyciężaniem. Więc mieliśmy je w odwodzie. Czy wiedzieliśmy jak je palić? Jeszcze nie. Po prostu się nimi dławiliśmy.
10. Drogba spał na dachu
Radości nie było końca. Drogba wiedział, że prawdopodobnie już nigdy nie zagra w Chelsea (jednak zagrał, wrócił w 2014 roku na prośbę Jose Mourinho). Cieszył się jak dziecko. W 2008 roku to on miał jako piąty podejść do rzutu karnego. Dostał czerwoną kartkę w dogrywce, zamiast niego strzelał Terry i wiadomo, jak to się skończyło. Piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej bawił się tak dobrze, że noc spędził z dala od swojego pokoju. – Kilku zawodników spało w garniturach na tarasie na dachu. Nie wiem, kto, ale myślę, że Drogba był wśród nich, ponieważ rano zobaczyłem go jeszcze ubranego w garnitur – wspominał po latach John Obi Mikel.
5 - 0
Inter Mediolan
2 - 1
Arsenal Londyn
4 - 3
FC Barcelona
3 - 3
Inter Mediolan
0 - 1
Paris Saint-Germain
2 - 2
Bayern Munchen
1 - 2
Arsenal Londyn
3 - 2
Paris Saint-Germain
3 - 1
FC Barcelona
4 - 0
Borussia Dortmund