Uderzenia łokciem wycelowane w szczękę. Metalowe korki wbijane w stopę przeciwnika. Szarpnięcia za koszulkę, złośliwe odepchnięcia, "przypadkowe" ciosy w wątrobę – wachlarz prowokacyjnych zagrywek Davida Abrahama jest bardzo szeroki, a regularnie o jego boiskowej brutalności przekonuje się Robert Lewandowski. Polak nie bez kozery strzelał gole tylko w dwóch z ośmiu spotkań ligowych, gdy musiał rywalizować z Argentyńczykiem.
POLOWANIE NA KOŚCI
Jedna z zasad rządzących grą w niskich ligach mówi, że piłka może obrońcę przejść, ale zawodnik nigdy. Abraham zdaje się doskonale to powiedzenie znać, bo choć jest stoperem niezłej klasy i z powodzeniem radzi sobie w Bundeslidze, to przeciwnicy szczerze go nienawidzą. Nie dlatego, że czyta ich zagrania jak książkę, świetnie się ustawia czy króluje w powietrzu – 33-latek należy bowiem do czołówki najagresywniej grających defensorów w Bundeslidze. Oczywiście czym innym byłaby twarda i nieustępliwa walka, a czym innym są chamskie zagrywki i ciosy, nierzadko dosłownie, poniżej pasa. Jest więc zmorą wszystko snajperów z Niemiec, w tym Lewandowskiego. Polak z żadnym innym obrońcą nie miał w swojej karierze tylu starć i scysji, co właśnie z nim. Choć na murawie rzadko puszczają mu nerwy i stroni od przepychanek, to właśnie Abraham sprowokował go do kilku szamotanin i pyskówek.
W trakcie swojej przygody z Bundesligą, Polak mierzył się 8-krotnie z drużynami, w których w centralnej strefie defensywy grał Abraham. Raz było to w czasach, gdy 33-latek reprezentował barwy Hoffenheim, siedem razy – gdy występował już w Eintrachcie. Tylko w dwóch takich spotkaniach Polak radził sobie z nim skutecznie i strzelał gole. Trafił w listopadzie poprzedniego roku, ale jego Bayern przegrał wówczas we Frankfurcie aż 1:5 (nota bene bramkę zdobył w tamtym spotkaniu również Abraham). Poprzedni występ, gdy udało mu się pokonać bramkarza, datowany jest jednak na 11 marca 2017 – Bawarczycy uporali się wówczas z rywalem 3:0 na Allianz-Arena, a wychowanek Znicza Pruszków dwukrotnie finalizował akcje kolegów.
Ta statystyka nie jest przypadkowa, bowiem dla "Lewego" mecze z tym zespołem to w pierwszej kolejości polowanie na gole, a w drugiej – ratowanie zdrowia i ucieczka przed Abrahamem. Gdy tylko panowie zbliżają się do siebie na odległość poniżej metra, na placu automatycznie iskrzy. Stoper szuka bowiem nie tylko sposobu na wygranie pojedynku, ale też na to, by Polaka trwale unieszkodliwić. Skrobie więc snajpera po kostkach, uderza go łokciami, szarpie za koszulkę i prowokuje.
GRZYWNY I ZAWIESZENIA
Głośno o ich rywalizacji było niespełna dwa lata temu, gdy Bayern mierzył się z Eintrachtem w meczu o Superpuchar Niemiec. Piłkarze Niko Kovaca tamto spotkanie wysoko wygrali, Lewandowski popisał się hat-trickiem, ale poznaliśmy go wówczas z nieznanej dotąd strony. Uchodzący za relatywnie spokojnego i opanowanego napastnika, tamtego wieczoru kompletnie stracił nerwy. Można było bowiem odnieść wrażenie, że Abraham w pewnym momencie skupił się już tylko na jednym – na wyrządzeniu krzywdy rywalowi. Czara goryczy przelała się, gdy z premedytacją zdzielił go łokciem w szczękę. Sędzia przeoczył ten faul, a zareagować musiał trener, który postanowił oszczędzić króla strzelców i wpuścił w jego miejsce Sandro Wagnera.
To oczywiście nie był pierwszy raz, gdy panowie skoczyli sobie do gardeł. W 2013 roku Borussia Dortmund grała na Signal-Iduna Park z Hoffenheim i już wtedy wokół tej dwójki sypały się wióry. Do rękoczynów doszło też trzy lata później w kwietniu, gdy Abraham znów popisał się swoim firmowym zagraniem – uderzeniem łokciem. Obaj wdali się wtedy w przepychankę, Lewandowski złapał nawet rywala za szyję, a niestrudzony tandem musieli rozdzielać koledzy. Zachowanie Argentyńczyka piętnowały niemieckie media, ale na 33-letniego stopera nie działają żadne ostrzeżenia i zakazy. Nie tak dawno przecież został zawieszony na kilka meczów po sytuacji, w której – przebiegając obok trenera Freiburga, Christiana Streicha – popchnął szkoleniowca i powalił tym samym na ziemię. Kosztowało go to nie tylko dłuższą absensję, ale i 35 tysięcy euro grzywny.
Generalnie Lewandowski nie ma szczęścia do obrońców Eintrachtu, bo zanim festiwal chamstwa w koszulce Orłów rozpoczął Abraham, wcześniej liderem obrony był Carlos Zambrano. Peruwiańczyk na boisku pokazywał dokładnie ten sam festiwal prymitywnych sztuczek, co jego starszy kolega i również prześladował Polaka. Jego jednak w drużynie już nie ma, ale jedno się nie zmieniło – dla kapitana reprezentacji Jerzego Brzęczka spotkania z tym rywalem to wciąż z jednej strony starania o gola, a z drugiej o to, by nie opuścić boiska na noszach.
18:30
RB Leipzig
13:30
SV Werder Bremen
13:30
FC Augsburg
13:30
VfL Wolfsburg
13:30
VfB Stuttgart
16:30
Borussia Dortmund
13:30
1. FC Koln
15:30
Hamburger SV