Rozgrywki Bundesligi zostały wznowione niespełna półtora tygodnia temu. Niemcy mają już za sobą dwie kolejki rozegrane przy szeregu obostrzeń związanych z panującą pandemią. Jak wygląda praca w tych trudnych czasach? Jakich zasad trzeba się trzymać? O tym opowiedział w rozmowie z TVPSPORT.pl Paweł Rybak, który od trzech dekad związany jest z tymi rozgrywkami i należy do relatywnie wąskiej grupy osób, która w trakcie meczów mogą przebywać na stadionie.
Marcin Borzęcki, TVPSPORT.pl: – Bundesligę znasz od podszewki, pracujesz przy niej już od niespełna 30 lat.
Paweł Rybak: – Niedawno starałem się policzyć i wyszło mi, że mam za sobą około pięć tysięcy meczów. Nie tylko w Bundeslidze, bo również działałem podczas spotkań Ligi Mistrzów, Ligi Europy, reprezentacji Niemiec, więc sumując wychodzi całkiem pokaźna liczba. Przeżyłem w tym czasie prawdziwą rewolucję technologiczną, to są dwa różne światy. Od początku mojej kariery w roli operatora, a zaczynałem w 1991 roku, zmieniło się prawie wszystko.
– Jak wygląda mecz z twojej perspektywy? Czy zawsze jesteś ustawiony w tym samym miejscu, czy twoja rola płynnie się zmienia?
– Nie, nie, są oczywiście operatorzy, którzy specjalizują się w tej czy innej kamerze, natomiast ja należę do grupy osób, która jest uniwersalna i może obsługiwać właściwie każdy sprzęt. Oczywiście, są kamery, który lubię bardziej i mniej, ale najlepiej jest odpowiadać za tę "na spalonym", bo wówczas sam najwięcej widzę z meczu. Jeżeli działam przy sprzęcie głównym, który pokazuje ogólny plan i generalnie 90 procent spotkania jest transmitowane z tego miejsca, to muszę być skoncentrowany, by żadnej sytuacji nie przegapić i nie za bardzo mogę dzielić uwagę. Zresztą, od kiedy w grze jest więcej piłek, a teraz ustawia się ich aż 30 wokół boiska, jeśli jedna wyjdzie na aut, to łatwo jest zagapić się i nie zauważyć, że zawodnik sięgnął po kolejną. Trzeba być zatem bardzo skoncentrowanym, aczkolwiek jako doświadczony pracownik, mogą czasem jednym okiem patrzeć w kamerę, drugim na boisko.
– Każda osoba odpowiada za śledzenie innego elementu czy sam decydujesz, co akurat chcesz kręcić?
– Zanim odpowiem ci konkretnie na to pytanie, muszę podać jedną informację. To, o czym mówiłem dotychczas, dotyczy meczu transmitowanego na żywo. Oprócz tych rzeczy, robię również rzeczy własnym sprzętem, co dostarczam potem do DFL, z którym mam umowę. Moje ekipy pracują więc dla nich i dostarczają materiały do wielu magazynów – są to więc choćby portrety piłkarzy czy tematy analityczne. Jeśli więc robię to swoimi narzędziami, dostaję zlecenie, by obserwować na przykład jednego, dwóch czy trzech zawodników w trakcie meczu.
I to jest bardzo trudne zadanie, dlatego że im zależy na tym, by jak najlepiej pokazać u piłkarza emocje, zachowanie, stosujemy zatem ogromne zbliżenia. Wszystko kręcimy w zwolnionym tempie, co jest zdecydowanie trudniejszą sprawą pod kątem utrzymania ostrości. I w tym wypadku tak, koncentruję się na wybranym obiekcie. W trakcie transmisji na żywo z kolei właściwie wszystkie kamery idą za piłką, szczególne zadania są rzadkością. Ale sporadycznie też bywa tak, że trzeba czasem koncentrować się na konkretnym elemencie.
– Jesteś kibicem Borussii Dortmund, więc zastanawiam się, kto przydziela was na poszczególne mecze. Pewnie nie wybaczyłbyś sobie, gdybyś – równolegle do spotkania BVB – siedział na trybunach w Gelsenkirchen.
– Ze strony organizacyjnej wygląda to tak, że istnieje sygnał bazowy, czyli sygnał od gwizdka do gwizdka i parę minut przed meczem, to wszystko organizuje firma Sportcast, która jest odpowiednikiem polskiego Ekstraklasa LivePark. Oni decydują o tym, w jakiej liczbie kamer realizujemy mecz, kto będzie odpowiedzialny za jakie zadanie. To firma, która jest stuprocentową córką DFL-u i właściwie dysponują tylko osobami odpowiedzialnymi za logistykę, natomiast cała reszta ludzi, takich jak właśnie ja, to są ludzie wolni, którzy od wielu lat współpracują na ich zlecenie. W zależności od tego, jakie masz doświadczenie i kompetencje, to jesteś zamawiany przez tę firmę na poszczególne spotkania. Oczywiście starają się robić to regionalnie, co w moim przypadku, a jestem mieszkańcem Dortmundu, jest korzystne, bo pod nosem mam wiele stadionów – zarówno w pierwszej, jak i w drugiej lidze. Pracy zatem nie brakuje. W tygodniu, rozmawiając o normalnych rytmie meczów, nie tak jak w tej chwili, trzy-cztery mecze odhaczam.
– Jak zatem zmieniła się twoja praca w okresie pandemii?
– Przed każdym meczem otrzymujemy dyspozycję, czyli garść informacji na temat tego, gdzie odebrać akredytację, zaparkować samochód, jak się przemieszczać. Wszystko to zmienia się w zależności od meczu, ale broszura liczy z reguły kilkanaście stron, z którymi musimy się zapoznać. Teraz zaznajomiłem się z dyspozycją na wtorkowy mecz Borussii z Bayernem – 32 strony, z czego 9 to nowe wytyczne dotyczące zasad higieny, nauki mycia rąk, noszenia maseczek i tym podobnych szczegółów.
Zmieniło się również to, że podczas wjazdu na obiekt muszę zgłosić się do namiotu, w którym wypełniam ankietę, odpowiadam na kilka pytań odnośnie stanu zdrowia, samopoczucia, potencjalnych symptomów choroby, kontaktów z zakażonymi. Potem mierzy mi się jeszcze temperaturę – do przedwczoraj górną granicą było 38 stopni Celsjusza, teraz mowa o 37,5 stopniach. Jeżeli coś nie gra to jadę do domu, jeżeli jest OK, to udaję się do tej strefy, do której jestem przydzielony. Stadiony są podzielone na trzy obszary – pierwszy to poziom murawy, drugi to poziom trybun, a trzeci to wszystko to, co wokół stadionu, w jego okolicy. W momencie, gdy jestem przydzielony do strefy drugiej, gdy mam kamerę na trybunie, udaję się tam i od tego czasu nie mogę opuszczać stanowiska do ostatniego gwizdka.
– A jak zmieniło się rozłożenie czasowe twojej pracy?
– W tej chwili możemy być najpóźniej dwie godziny przed meczem na stadionie, w normalnych okolicznościach byliśmy trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem. Muszę jeszcze wspomnieć o spotkaniu z reżyserem, który mówi nam, kto i gdzie będzie pracował, ewentualnie dzieli się specjalnymi życzeniami i wytycznymi, a potem następuje próba techniczna. Sprawdzamy komunikację między osobami, ustawienia. Po tej procedurze czas na test synchronizacji dźwięku, a potem – kalibracja linii dla kamer odpowiedzialnych za VAR i technologii dotyczącej linii bramkowych. Po krótkiej przerwie, na jakieś 35-45 minut przed meczem, jesteśmy już przy kamerze i obserwujemy rozgrzewkę.
Czasowo wygląda to jeszcze o tyle korzystniej, że do tej pory mieliśmy po zakończonym spotkaniu krótką naradę, podsumowanie dnia pracy, wytknięcie błędów, analizę, co trwało – w zależności od realizatora – od 15 do 30 minut, a teraz tego elementu już nie ma. Natychmiast po zakończeniu meczu rozchodzimy się do domów. Różnica w naszej pracy jest jeszcze taka, że realizatorzy apelują o to, by w miarę możliwości "obcinać" puste trybuny i ograniczać widok tysięcy pustych krzesełek.
– Na logikę wydawałoby się jednak, że dla ciebie praca przy pustym stadionie jest łatwiejsza – nie ma kibiców, wrzasków, gwizdów.
– Przyznam szczerze, że z mojego punktu widzenia jest przyjemniej na stadionie, ponieważ... nikt nie rzuci mnie piwem na trybunie. Takie sytuacje na wielu stadionach się zdarzają, gdy stoisz na przykład za bramkami, na dole trybuny, więc jeśli ktoś w złości ciśnie kubkiem, to można oberwać. Są też tacy, którzy złoszczą się, że zasłaniam im murawę, choć przecież wystarczyłoby im pójść stopień wyżej i byłoby po problemie. Niemieccy kibice są jednak znanymi tradycjonalistami, więc twierdzą, że jeśli od 20 lat stoją w tym miejscu, to nie będą się przemieszczali. Generalnie trzeba się jednak do tego przyzwyczaić, że wokół jest względna cisza, słychać komendy trenerów, okrzyki piłkarzy. Jest to na pewno nieswoja sytuacja.
– Wracając do obostrzeń – zakładam, że trzymanie się ich jest sprawdzane, nie są to zasady wydrukowane pro forma.
– Wszystkie dziewięć kolejek, które mają stanowić dokończenie sezonu, to osobne rozdziały. W każdej chwili sezon może być przerwany, każdy ma w podświadomości to, że z powodu jakiegoś zaniedbania, na przykład uniknięcia noszenia maseczki, mógłby doprowadzić do finiszu sportowych emocji. Wypracowana przez DFL koncepcja obejmuje kilkadziesiąt stron, setki punktów, które politycy ustalili po długich debatach i zaakceptowali. Pamiętajmy, że 62 procent społeczeństwa niemieckiego wyraziło się przeciwko wznowieniu Bundesligi, więc to jest dodatkowy aspekt, na który trzeba zwracać uwagę. Byle bzdura może więc być wodą na młyn, co dla nas, wolnych ludzi zarabiających wtedy, gdy trwają rozgrywki, byłoby katastrofą. Gdy przez dwa miesiące liga była zawieszona, nie zarabialiśmy. W naszym interesie jest więc dopilnowanie, by wszystko było w porządku i by nikt nie lekceważył zaleceń.