| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa

1985. Gdy Wisła przestała być Wisłą

W 1985 Wisła Kraków niespodziewanie spadła z ligi (fot. PAP / historiawisly.pl)
W 1985 Wisła Kraków niespodziewanie spadła z ligi. Z Andrzejem Iwanem i Piotrem Skrobowskim w składzie (fot. PAP / historiawisly.pl)

21 marca 1979 roku Wiśle zabrakło kilkunastu minut, by awansować do półfinału Pucharu Europy. Sześć lat później spadła do drugiej ligi. Z Andrzejem Iwanem, Adamem Nawałką, Piotrem Skrobowskim i Markiem Motyką. To jeden z najdziwniejszych spadków w historii ligi. Niby nikt się tego nie spodziewał, ale nie zrobiono nic, by tego uniknąć. A jeszcze dokładniej – zrobiono dużo, by do tej kompromitacji doszło.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Punktem wyjścia tej opowieści niech będzie wielka drużyna. W 1978 Wisła Kraków zdobyła pierwszy od 28 lat tytuł mistrzowski. Tych chłopaków nie dało się nie kochać. Trzon stanowili urodzeni w Krakowie. Adam Nawałka, Andrzej Iwan, Leszek Lipka, Henryk Szymanowski, Michał Wróbel… Sami swoi, wychowani na Błoniach, od dziecka buszujący w okolicy stadionu. A i ci, którym brakowało Krakowa w rubryce ″miejsce urodzenia″, przeszli przy Reymonta szkolenie i w debiucie czuli się już wiślakami z krwi i kości. Młody, 36-letni trener zrobił z nich świetną drużynę. Był to pierwszy tytuł mistrzowski Oresta Lenczyka w roli trenera. Na drugi musiał czekać do 2012 roku.

O dwa kroki od finału


Po zdobyciu tytułu drużyna zapisała piękną, ale bardzo bolesną kartę w historii. W rozgrywkach Pucharu Europy uporali się z Brugge KV, Zbrojovką Brno i już byli w ćwierćfinale. W pierwszym meczu pokonali w Krakowie Malmoe FF 2:1, a w 58. minucie rewanżu Kazimierz Kmiecik dał prowadzenie 1:0. Półfinał był na wyciągnięcie ręki! Dziś można gdybać, co by się stało, gdyby w końcówce obrona nie pękła. Malmoe zdołało zmienić losy rywalizacji, a w półfinale z trudem uporało się z Austrią Wiedeń (0:0 i 1:0). W finale Szwedzi przegrali 0:1 z Nottingham Forest. Wisła mogła być drugą po Górniku Zabrze polską drużyną w finale europejskich pucharów. Zamiast tego, kibice mogą przypominać sobie gorzką wyliczankę. W 65. minucie rewanżu z Malmoe było już 1:1. W 72. – 1:2. W 82. – 1:3. Wreszcie w 90. – 1:4. – To nie Malmoe wygrało. To Wisła przegrała – skonstatował smutno Lenczyk.

– Miałem wtedy dziewięć lat i to był pierwszy raz w życiu, gdy płakałem z powodu piłki – mówi Marek Konieczny. Wielki kibic Wisły, a potem jej wieloletni pracownik. – Ja wychowałem się na tamtej wielkiej drużynie. Trzeci maja 1978 roku i mecz z Arką dający nam tytuł. Pamiętam 35 tysięcy na stadionie i płonące gazety. Potem były mecze w Europie. Tata zwalniał mnie z lekcji, przyjeżdżał po mnie do szkoły i jechaliśmy prosto na stadion. Brugge, Zbrojovka, Malmoe – byłem na każdym z tych meczów. Rewanż ze Szwedami obejrzałem na czarno-białym telewizorze. Niedawno byłem w Manchesterze i w muzeum piłki nożnej miałem okazję zobaczyć medal za Puchar Europy zdobyty wówczas przez Nottingham. Pomyślałem sobie wtedy, że to Wisła powinna zdobyć ten puchar – wspomina.

Zaraz po sezonie mistrzowskim z zespołu odeszli Antoni Szymanowski i Adam Musiał, rok później spakował walizkę Henryk Maculewicz. – Lenczyk zawsze obawiał się liderów zespołu, dlatego postanowił pozbyć się Szymanowskiego i Musiała. To była wielka strata. Był świetnym trenerem, ale jako wychowawca się nie sprawdzał – zauważa Piotr Skrobowski. W 1981 Wisła wywalczyła jeszcze tytuł wicemistrzowski (przyjęty w Krakowie z dezaprobatą), ale potem rozpoczęła się już droga w dół. W tym samym roku doszło do zmiany na stanowisku prezesa – z klubem pożegnał się Zbigniew Jabłoński (został potem prezesem PZPN), a zastąpił go Adam Trzybiński. Nie była to dobra zmiana.

Prezes Wisły Kraków Zbigniew Jabłoński przy linii (fot. historiawisly.pl)
Piłkarski Puchar Zakładów Pracy. Zbigniew Jabłoński przy linii (fot. historiawisly.pl)

– Z Trzybińskim był jeden problem. Nie znał się na piłce – uśmiecha się Marek Motyka. – Nie dało się z nim rozmawiać. Graliśmy mecz w Nowym Targu. Podchodzi do mnie, klepie w ramię i pyta: ″No jak tam panie Jałocha?″. Innym razem rozmawialiśmy na temat organizacji letniego zgrupowania. Zaproponował byśmy rozbili namioty obok jakiegoś boiska, blisko postawi się kuchnię polową do gotowania grochówki. Słuchaliśmy go i nie wiedzieliśmy czy żartuje, czy mówi poważnie. Jak pojechał z nami do Tbilisi to połamał żebra i potem musieliśmy mu walizki nosić – wspomina Motyka.

Prezesi stanu wojennego


Trzybiński był dziewiątym z kolei prezesem Wisły z przydziału milicyjnego. Równolegle z objęciem prezesury został komendantem wojewódzkim. Jest szefem klubu, gdy w grudniu 1981 roku ogłoszony zostaje stan wojenny. Jego raporty do dziś można znaleźć w Internecie. ˝Kraków wyciszony. Wojsko jest˝ – raportuje do Warszawy o godz. 1:27 trzynastego grudnia 1981 roku. ″3 minuty później dotarła do niego informacja, że lokatorzy zatarasowali korytarz do mieszkania Mieczysława Gila - przywódcy małopolskiej ˝Solidarności˝. Natychmiast wysłano pluton ZOMO, a gdy Gil wyszedł na dach - dalsze posiłki: milicyjnych taterników i strażaków. Wojewódzki komendant MO wyznaczył 7 tys. zł nagrody dla funkcjonariusza, który zatrzyma Gila. Wcześniej zażądał od szefa SB wyjaśnień, dlaczego pozwolono mu uciec″ – to relacja Bogusława Sonika, która miała zostać wygłoszona w Sejmie 12 grudnia zeszłego roku.

– Byliśmy młodzi, polityka nas nie interesowała. Chodziło o to, by grać, nie zwracaliśmy uwagi na to, kto jest prezesem. Wybitną postacią w historii klubu był prezes Jabłoński. To był człowiek uporządkowany, wykształcony, partner w rozmowie. Dla niego chciało się grać! Czuliśmy respekt, ale nie wynikający z obawy, a z szacunku. Jeździł z nami na mecze nawet do Gdyni, a kolejni prezesi już nie – mówi Skrobowski.

Gdy prezes ma na głowie stan wojenny, piłka musi zejść na dalszy plan. Trzybiński szefem Wisły był przez cztery lata. Czy interesował go los drużyny? Niespecjalnie. Przez pięć lat, od roku 1980 do feralnego spadku, do drużyny dołączył tylko jeden zawodnik, który wywalczył pewne miejsce w drużynie. Mowa o Marku Banaszkiewiczu z Gwardii. Stara paczka trzymała się razem. Ale młode wilki były coraz starsze. Zmęczone, nieco już leniwe, wiedziały, że sufitu nie przebiją. Życie w Krakowie było takie przyjemne… A wataha była coraz mniej liczna. Do wspomnianych już Szymanowskiego, Musiała i Maculewicza w rubryce ″odeszli″ znaleźli się Kmiecik, Henryk Szymanowski i Zdzisław Kapka. Ubytek był uzupełniany głównie własnymi graczami. W latach siedemdziesiątych to by się mogło udać, bo talenty w Krakowie rodziły się na kamieniu. Ale już w kolejnej dekadzie nijak nie dało się zastąpić tak wielkich. Za Kmiecika, który czterokrotnie zdobywał koronę króla strzelców nie przyszedł nikt.

Piotr Skrobowski i Andrzej Iwan grają w szachy (fot. PAP)
Partia szachów między Piotrem Skrobowskim a Andrzejem Iwanem (fot. PAP)

– Nikt nie chciał przyjść, bo klub nie miał nic do zaoferowania. Mógł ściągać zawodników tylko z innych gwardyjskich klubów, ale poza tym było bardzo słabo. Próbowano stawiać na młodzież, jednym z ostatnich brylantów był Jan Nawrocki. Ale i on musiał odejść, zerwać z tym środowiskiem, trafić do lepiej zorganizowanego klubu, by coś osiągnąć. Przeszedł do GKS Katowice, a potem rozegrał blisko 30 meczów w reprezentacji Polski – mówi Skrobowski. Wiśle zabrakło menedżera, który miałby wizję zespołu, pomysł na przebudowę i odpowiednie narzędzia. – Kogoś takiego jak Hilary Nowak w Lechu czy Ludwik Sobolewski w Widzewie. To byli goście! Nowak wiedział jak z kim rozmawiać, jak kogoś podejść, albo wydobyć z zawodnika jeszcze więcej niż dawał do tej pory. W Wiśle kierownikiem sekcji piłki nożnej został pułkownik Białk z drogówki. Czuł się jakby go kupiła Barcelona, ale nie miał pojęcia o tej pracy. Wisła była wtedy takim niechcianym dzieckiem. Okres 1983 – 1985 był stracony. Polityka całkowicie przekreśliła tamtą złotą kartę w historii klubu – dodaje.

Rok 1985 to katastrofa


Po kiepskiej wiośnie 1979 odchodzi także Orest Lenczyk. Mówi wprost, że drużyna go odstrzeliła, bo nie pił alkoholu. W pożegnalnym wywiadzie wspomina o piłkarzu, który nawet w obecności prezesa Jabłońskiego przyznawał, że pił alkohol regularnie, bo raz w tygodniu musiał przeczyścić krew. Lenczyk diagnozuje z precyzją, ale wtedy jeszcze mało kto to rozumie. Na odchodne twierdzi, że na postawę drużyny największy wpływ miały sprawy natury etyczno-moralnej. Dodaje, że piłkarze szargają nazwiska schodząc poniżej poziomu przyzwoitości, a zwycięstwa nie są dla nich już żadną motywacją. O wszystkich tych problemach Andrzej Iwan pisze w książce ″Spalony″. Połowa lat osiemdziesiątych jawi się w niej jak koszmar.

″Wisła z roku 1984 i 1985 w niczym nie przypominała tej dawnej, a więc i ja coraz mniej do niej pasowałem. Cały ten klimat był zbyt gęsty, zbyt duszny i zbyt przytłaczający. Działał depresyjnie i odbierał jakiekolwiek chęci. Piłkarsko czułem się wrakiem i nabierałem przekonania, że długo już w piłkę nie pogram, a psychicznie odczuwałem nie mniejsze dolegliwości. Podobnie chyba było z innymi zawodnikami, którzy pamiętali inną Wisłę – z Leszkiem Lipką, Jankiem Jałochą czy Michałem Wróblem. Też już nie grali na miarę możliwości, chodzili jakby przygarbieni i ulotniła się z nich dawna werwa. (..) Rok 1985. Już wtedy zaczynałem pić za dużo i zbyt często. To były początki choroby alkoholowej. Frustracja spowodowana wynikami być może była powodem, a być może tylko pretekstem, by zaglądać do kieliszka. (..). Rok 1985 był więc moją katastrofą osobistą, a także moją katastrofą jako wiślaka. Nie czułem się na siłach, aby dać tej drużynie cokolwiek, nie byłem w stanie jej w jakikolwiek sposób podnieść. Sam siebie nie mogłem podnieść. Kiedy spadliśmy, byłem przekonany, że to koniec. Kiedy spadliśmy, powiedziałem sam sobie: kończę karierę. Miałem 25 lat, ale czułem że to dobry moment″.

Tak czuł się ten, który był największą gwiazdą drużyny. Dla którego przychodzono na stadion. Ale wkrótce ten stadion zaczął pustoszeć.

Kibice ciągle uważali, że drużyna gra poniżej oczekiwań. W 1981 ponownie wpada na Malmoe, tym razem w Pucharze UEFA, by gładko przegrać (0:2 i 1:3). Pod koniec drugiego meczu kibice stojący w sektorze X odwrócili się tyłem do boiska i tak stali w ciszy już do końca. Wiślacy rozgrywają w tym okresie jeden świetny mecz w rundzie, reszta wyników to loteria. Mimo to nadal jest przekonanie o sile zespołu. ″Popykamy piłeczkę i w końcu wpadnie do bramki″. Po triumfie w 1978 roku głośno mówi się o krakowskiej szkole grania. Opartej na szybkiej wymianie krótkich podań, zmienności pozycji. To styl, który w tym samym czasie doprowadziła do perfekcji choćby FC Barcelona, choć oczywiście Johan Cruyff nie wzorował się na krakowianach. W Wiśle występowali głównie wychowankowie, taki styl gry mieli wpajany od dzieciństwa, przesiąkali tym. Nie potrafili inaczej.

Wraca Ekstraklasa, wraca GOL! Zobacz nasz magazyn
Lech Legia, Ireneusz Mamrot Wojciech Stawowy
Wraca Ekstraklasa, wraca GOL! Zobacz nasz magazyn

Zerwać z krakowskim graniem


Momentami było to po prostu niepraktyczne. Szczególnie wtedy, gdy blask nazwisk już nie porażał. Gdy wilki były już nieco wyleniałe. I, gdy każdy rywal wiedział, jak grają. I, że nie zawsze im się chce. Na ″krakowskie granie″ zaczął psioczyć nawet jeden z jego pomysłodawców, Aleksander Brożyniak. – Chciałbym skończyć z typowym dla Wisły ″pyćkaniem″, małą grą, obfitującą w tysiące podań i niepotrzebnych dryblingów. Jest to zadanie bardzo trudne, gdyż trzeba wykorzenić to, do czego chłopcy przywykli od lat – mówił pod koniec lat siedemdziesiątych w ″Sportowcu″. Jeszcze wtedy, gdy ten styl robił wielkie wrażenie i działał. Brożyniak tłumaczył równocześnie, skąd ten styl się wziął. Z braku boisk. Kilkanaście drużyn trampkarzy i juniorów musiało ćwiczyć na skrawku boiska, więc z konieczności ćwiczono małą grę. To owocowało dobrym wyszkoleniem technicznym, umiejętnością odnalezienia się w tłoku. Ale nie wpływało pozytywnie na wizję gry, jako całości. Pojmowania przestrzeni i wreszcie – na celność przerzutów i długich podań. Gdy tego zaczęło brakować to mankamenty raziły w oczy jak plama na białym obrusie.

W 1981 Wisła była jeszcze druga w kraju, rok później już ósma. W 1983 – piąta, w 1984 – jedenasta, wreszcie w 1985 stało się najgorsze. Rok 1984 zakończyła na ostatnim miejscu w tabeli, z raptem 10 punktami. Mimo to kibice byli spokojni. ″Mamy zbyt dobrą drużynę, by spaść″ – powtarzali w rozmowach przy piwku. Wydawało się, że zawsze tak będzie. Ale zrywy nie starczały. Za rzadko wszystkim się chciało. Gdy się chciało, to potrafili. Ograć Lecha 6:0. Albo Legię po niesamowitym meczu 4:3. Albo dojść do finału Pucharu Polski, gdzie jednak przegrali z Lechem aż 0:3. ″Echo Krakowa″ napisało o antyfutbolu wiślaków. Postawa w tym meczu rozwścieczyła ówczesnego trenera, Edmunda Zientarę. – Nie są godni noszenia koszulek Wisły – komentował na gorąco. Równocześnie zapowiedział dymisję, ale do tej doszło dopiero po rozpoczęciu kolejnego sezonu. Już tego ostatniego. Spadkowy sezon 1984/85 rozpoczęli od wygranej 1:0 z ŁKS Łódź, ale potem przez sześć kolejnych spotkań nie zdobyli bramki. Śmierdziało tragedią. Nie pomógł nawet ściągnięty w trybie awaryjnym Orest Lenczyk. I on nie był już w stanie pobudzić graczy. Tak jak poprzednicy Zientary – Wiesław Lendzion i Roman Durniok. Większość zawodników patrzyła na nich spode łba. Trenerzy byli wrogami, którzy próbują namówić do ciężkiej pracy. Nie widziano wspólnego celu.

W klubie zaczyna brakować na wszystko. – Nie mieliśmy nawet koszulek! Nieraz było tak, że z reprezentacji przywoziło się komplet strojów, odpruwało orzełka i w tych strojach grała Wisła! Albo te stroje co dostaliśmy od kawiarni Alvorada. Przecież były takie piękne, że chciałem je wziąć do domu, sam sobie prać, by nikt mi tej koszulki nie zniszczył – mówi Skrobowski. – W latach osiemdziesiątych doszło do tego, że do ukochanego klubu na trening lub na mecz szło się bez satysfakcji. Mobilizacja przed meczem? A kto nas mógł zmobilizować? Kierownik drużyny mówiący, że fajnie byłoby wygrać, bo dawno nie zwyciężyliśmy? Kibice? Ich też było coraz mniej. O Wiśle się nie mówiło, nikt za nią nie płakał jak spadła. To był bardzo smutny okres. Ja nie miałem etatu milicyjnego, byłem tylko na stypendium, a i z tym był wtedy problem – dodaje.

W klubie kuleje opieka medyczna. Co chwilę ktoś wypada z gry. Te problemy świetnie uwypukliły się w 1982 roku. Antoni Piechniczek zabrał na mundial trzech wiślaków – Iwana, Jana Jałochę i Skrobowskiego. Wszyscy trzej wrócili do Krakowa z poważnymi urazami. A jak Leszek Lipka pojechał do Warszawy na operację łękotki, to dr Moskwa wyciął mu nie tę co trzeba.

Wisła Kraków w koszulkach Alvorada Cafe (fot. PAP)
Wisła Kraków w koszulkach Alvorada Cafe. Iwan pierwszy z prawej, Skrobowski piąty, Motyka ósmy (fot. PAP)

Od kwietnia 1985 roku prezesem Wisły był Jerzy Gruba. On także, podobnie jak Trzybiński, okrył się hańbą podczas stanu wojennego. – Gdy przychodził wiedzieliśmy, że to człowiek, który wydawał rozkazy w kopalni Wujek. Krążyły o nim różne opowieści. Wszyscy mówili, że jest wielkim wrogiem Kościoła i potrafi zwalniać z pracy milicjantów, których zobaczono na mszy. W Krakowie bali się go wszyscy i nagle ten człowiek zostaje naszym szefem – wspomina Motyka. Gruba, w przeciwieństwie do Trzybińskiego, znał się jednak na piłce i był niezłym organizatorem. Gdy któryś z piłkarzy potrzebował talon na mieszkanie, to otrzymywał niemal natychmiast. Ale w 1985 nie był w stanie uratować już tego pikującego samolotu.

Trener niszczący drużynę


W sezonie 1984/85 Wisła nie potrafi strzelić gola w dziewiętnastu na trzydzieści meczów! Nie boi się już jej nikt, choć we wrześniu pojawia się nieco optymizmu. Trenerem znów zostaje Orest Lenczyk. Kibice witają go owacyjnie i początek ma świetny. Debiut przypada na mecz Pucharu Zdobywców Pucharu – ogrywają islandzki IBV Vestmann 4:2 (potem awansują do kolejnej rundy, gdzie zatrzymają się na Fortunie Sittard), a w drugim spotkaniu rozbijają Lechię 4:0. Potem światełko gaśnie. Drużyna wraca do serii remisów przeplatanych porażkami, coraz rzadziej wygranymi. Kibice odwracają się od zespołu, a milicja nie ma dla niego czasu.

– Powrót Lenczyka był kompletną porażką – twierdzi dziś Skrobowski. – Sprowadził go pułkownik Białk. Nie wiem, co mu obiecał. Trener miał wtedy problemy rodzinne, może obiecali mu dostęp do leczenia i lekarstw? Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wciąż mogło wtedy dużo. Lenczyk zupełnie nie interesował się zespołem! Widać było, że jest tu tylko dlatego, żeby załatwić jakiś interes. Takiego rozgardiaszu nie pamiętam z innego klubu. Zero dyscypliny, przypadkowi ludzie, brak atmosfery, więzi z kibicami. Gdy Lenczyk wprowadzał mnie do pierwszej drużyny Wisły, to był to niesamowity trener, ale w 1985 niszczył ten zespół! – dodaje.

Gruba próbuje działać, ale to tylko pozory. Pod koniec sezonu zwalnia Lenczyka i odsuwa od drużyny pięciu czołowych piłkarzy – Iwana, Skrobowskiego, Krzysztofa Budkę, Janusza Krupińskiego i Banaszkiewicza. Marek Motyka leczy kontuzję. Tej drużyny już nie ma. Na cztery ostatnie mecze Lenczyka zastępuje na stanowisku trenera Stanisław Chemicz. – Orest czymś podpadł i musiał odejść. Rada drużyny pojechała prosić go, by został, ale było już za późno. Chemicza znaliśmy dobrze, bo w klubie pracował z grupami młodzieżowymi. Nie wszyscy z nas podeszli do niego z odpowiednią powagą. Traktowaliśmy go jak starszego kolegę. Nie u wszystkich miał taki autorytet jak Lenczyk czy Zientara, zdarzały się podśmiechujki. Trenerzy nie zawsze ponosili winę za brak naszych wyników. Ta drużyna po prostu lubiła się bawić – zdradza Motyka.

Relacja z meczu Wisły z Bałtykiem w Echu Krakowa (fot. historiawisly.pl)
Echo Krakowa i relacja z meczu Wisły z Bałtykiem (fot. historiawisly.pl)

Skrobowski i Iwan zostali sprzedani w trybie natychmiastowym. – Czuliśmy, że Wisła chce się nas pozbyć, na siłę wypchnąć. Nawet w tym ostatnim sezonie, jak graliśmy w pucharach to człowiek nie czuł tej ekscytacji. Klub był już w marazmie. Zastanawiano się, jak my na te mecze pojedziemy, bo na nic nie było pieniędzy. To się przenosiło na zespół. Kibice też się odwrócili, Wisła przestała ludzi interesować. Ci co przychodzili na mecz to tylko dlatego, że nie mieli co robić. ″Nie dość, że nie grają nic to jeszcze mam na tych milicjantów patrzeć″ – tak mówiono. Nieraz słyszeliśmy jak krzyczą do nas: ″Ej, dzielnicowy!″. To była utrata tożsamości, Wisła już nie była Wisłą. Doprowadzili do tego ludzie z nadania, którzy się nią nie interesowali i nie byli jej w stanie pomóc. A proszę zwrócić uwagę, że ci co odeszli od nas potem jeszcze grali w reprezentacji i zdobywali tytuły – opisuje Skrobowski. Gdy trafił do Lecha i zobaczył, jak powinien działać poważny klub, to nad losem Wisły chciało mu się płakać.

Na dwa ostatnie mecze na stadion przy Reymonta przychodzi po kilkaset osób. Spadek staje się faktem na kolejkę przed końcem, gdy Wisła remisuje w Wałbrzychu z Górnikiem 1:1.

Trzy lata czekania


W ostatnim meczu Wisła gra u siebie z Bałtykiem Gdynia. Iwan nie ma wątpliwości, że mecz został sprzedany. – Stałem na łuku, patrzyłem i nie wierzyłem w to, co się dzieje. Moja ukochana drużyna przegrywała z Bałtykiem i spadała z ligi. Po latach dowiedziałem się, że mecz prawdopodobnie był sprzedany. Ale wtedy, jako trampkarz Wisły, patrzyłem i płakałem. Na stadionie było kilkaset osób, praktycznie dało się policzyć. Dziś żartuję, że na trybunach było 146 osób. Faktycznie było nas trochę więcej, ale na pewno mniej niż tysiąc. Przyszli tylko najwierniejsi – wspomina Konieczny.

Po spadku doszło do kolejnych zmian. Odeszli Iwan, Skrobowski, Nawałka, Targosz, Budka. Ze starej gwardii pozostali tylko Motyka, Jałocha, Lipka. Chemicz stracił pracę już po sezonie, w wyjątkowych okolicznościach. – Jechaliśmy autokarem i utknęliśmy na granicy. Ktoś poszedł do budki telefonicznej i zadzwonił do Krakowa. W trakcie rozmowy dowiedział się, że Chemicz nie jest już trenerem i przekazał tę informację dalej. Widzieliśmy, jak ciężko to przyjął. To był bardzo przykry widok. Nie tak powinno się zwalniać trenerów – wspomina Motyka.

On zostaje w Krakowie. Pamięta mistrzostwo z 1978, a teraz przychodzi mu walczyć o powrót do pierwszej ligi. Wiśle zajęło to aż trzy lata. W 1988 roku wygrywa baraże z Concordią Knurów i wraca do elity. Powrót w dziwnych okolicznościach. W Knurowie przegrywa 0:1. W rewanżu szybko strzela dwa gole i rozpoczyna się święto, ale w drugiej połowie goście doprowadzają do remisu 2:2 i teraz to goście mają awans! – W końcówce jednak obrońcy Concordii zaczęli uciekać od piłki, a Wisła strzeliła dwa gole i w taki sposób wróciliśmy. No cóż, takie to były czasy... – kończy Konieczny.

"Chcemy zdobywać po trzy punkty w każdym meczu"
Wraca PKO Ekstraklasa. Terminarz, kiedy spotkania, gdzie oglądać, stream
"Chcemy zdobywać po trzy punkty w każdym meczu"

Zobacz też
Niezbędnik kibica Ekstraklasy. Sprawdź szczegóły 26. kolejki
Niezbędnik kibica 26. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Poznaj terminarz, wyniki i przewidywane składy (28.03.-31.03.2025)

Niezbędnik kibica Ekstraklasy. Sprawdź szczegóły 26. kolejki

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Raków wciąż na prowadzeniu. Zobacz tabelę PKO BP Ekstraklasy
Tabela PKO BP Ekstraklasy 2024/25 [aktualizacja 16.03.2025]

Raków wciąż na prowadzeniu. Zobacz tabelę PKO BP Ekstraklasy

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Status quo zachowane. Po ligowym hicie zadowolona czołówka
Paweł Wszołek i Kamil Grosicki w meczu

Status quo zachowane. Po ligowym hicie zadowolona czołówka

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Nowe otwarcie w Katowicach. "Przeprowadzka to chwila pełna wrażeń"
Piłkarze GKS-u Katowice (fot. Getty Images)

Nowe otwarcie w Katowicach. "Przeprowadzka to chwila pełna wrażeń"

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Nowa era Widzewa rozpoczęta z przytupem! [WIDEO]
(fot. PAP)

Nowa era Widzewa rozpoczęta z przytupem! [WIDEO]

| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
wyniki
terminarz
tabela
Wyniki
dzisiaj
16 marca 2025
15 marca 2025
Terminarz
jutro
30 marca 2025
31 marca 2025
04 kwietnia 2025
Tabela
PKO BP Ekstraklasa
 
Drużyna
M
+/-
Pkt
3
25
26
50
4
26
13
44
5
26
13
41
6
25
7
40
7
25
5
38
8
25
-9
36
9
25
2
33
10
26
-2
33
11
25
-7
33
12
26
-9
33
13
25
-5
31
15
25
-12
23
16
25
-17
23
17
25
-18
21
18
25
-14
18
Rozwiń
Najnowsze
Wisła Kraków – Kotwica Kołobrzeg. Betclic 1 Liga, 25. kolejka [SKRÓT]
Wisła Kraków – Kotwica Kołobrzeg. Betclic 1 Liga, 25. kolejka [SKRÓT]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
(fot. TVP Sport)
Kostewycz: jakość Wisły zmieniła mecz [WIDEO]
Volodymyr Kostevych (fot. TVP SPORT)
Kostewycz: jakość Wisły zmieniła mecz [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
35 goli w 105 meczach. Rodzice Tschofeniga mówią, kiedy syn uwierzył w skoki
Rodzice Daniela Tschofeniga
tylko u nas
35 goli w 105 meczach. Rodzice Tschofeniga mówią, kiedy syn uwierzył w skoki
foto1
Michał Chmielewski
Poletanović: zwycięstwo jest najważniejsze [WIDEO]
Marco Poletanovic (fot. TVP SPORT)
Poletanović: zwycięstwo jest najważniejsze [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Sportowy wieczór 28.03
Sportowy wieczór (28.03.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór 28.03
| Sportowy wieczór 
Lewandowski coraz wyżej w klasyfikacjach wszech czasów!
Robert Lewandowski (fot. Getty)
Lewandowski coraz wyżej w klasyfikacjach wszech czasów!
Wojciech Frączek
Wojciech Frączek
Wisła Kraków – Kotwica Kołobrzeg. Betclic 1 Liga [MECZ]
Wisła Kraków – Kotwica Kołobrzeg. Betclic 1 Liga, 25. kolejka. Transmisja online na żywo w TVP Sport (28.03.2025)
Wisła Kraków – Kotwica Kołobrzeg. Betclic 1 Liga [MECZ]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Do góry