{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Nowa rzeczywistość piłki. Jak wygląda futbol po 76 dniach przerwy?
Piotr Kamieniecki /
Bez kibiców. W maseczkach. Z podróżą piętrowym autobusem, ale… polski futbol wrócił na boisko po 76 dniach przerwy!
Lech – Legia już w sobotę w TVP [SZCZEGÓŁY TRANSMISJI]
To nie był pierwszy mecz w Polsce przy pustych trybunach. Scenariusz z przeszłości został tylko wcielony do innej rzeczywistości. 76 dni trwała przerwa w rozgrywkach spowodowana pandemią koronawirusa. Przez ostatnie tygodnie piłkarze przygotowywali się do występów na murawie, choć zaczynali od ćwiczeń w małych grupach. Nie wszystko było idealne, ale znów gracze znaleźli się w swoim środowisku naturalnym.
Nowy świat
Okazja goszczenia pierwszego meczu po pandemii przypadła Legnicy. Miejscowa Miedź zagrała w 1/4 finału Pucharu Polski z Legią Warszawa. Stołeczna ekipa już w poniedziałek zjawiła się na Dolnym Śląsku. Do transportu potrzebny był piętrowy autokar. W hotelu także wszystko zorganizowano tak, by gracz mieli jak najmniej kontaktu z personelem. Legia wynajęła dwa piętra. Każdy zawodnik miał indywidualny pokój. Niezbędne były także maseczki.
Gospodarze mieli maseczki w barwach swojego klubu. Goście postawili na personalizację. Każdy zawodnik Legii miał na twarzy maseczkę ze swoim numerem noszonym na koszulce. Nie było ich widać tylko w trakcie meczu. Sędziowie nawet w przerwie zakładali je w strefie współdzielonej z zawodnikami. Arbitrom doszła także nowa rola: prowadzenie ruchu.
– Wy jeszcze czekacie i zostajecie na boisku. Legia schodzi pierwsza – mówił sędzia Bartosz Frankowski do graczy Miedzi po pierwszych 45 minutach. Podobnie było przed startem spotkania. To warszawianie wybiegli na murawę jako pierwsi. Dopiero potem na placu gry pojawili się gracze z Legnicy. Na boisku maseczek nie było, ale musieli mieć je wszyscy, którzy zasiedli na stadionie, włącznie z rezerwowymi. Uprzywilejowani byli jedynie pierwsi trenerzy. A tych była garstka: 15 dziennikarzy, 10 fotoreporterów oraz kilkunastu pracowników klubu potrzebnych do organizacji meczu. W tym gronie było raptem kilkunastu ochroniarzy czy członków personelu technicznego.
Ptaków śpiew
Spotkanie przy pustych trybunach sprawiało, że słychać było praktycznie każdy szmer. Wiele wskazówek trenerów (królowało słowo ”dawaj”), rozmowy zawodników, uwagi arbitrów. W pewnym momencie najgłośniejszy był… śpiew ptaków z pobliskiego parku.
Doskonale słyszalne było też spięcie obu trenerów, gdy Igor Lewczuk ostro faulował Omara Santanę. –To jest niepojęte – irytował Dominik Nowak, szkoleniowiec Miedzi, dodając do tego popularne polskie słowo. – Chyba masz czerwoną – pytająco odpowiadał ze swojej strefy Aleksandar Vuković. Nie sposób było też nie usłyszeć cierpiącego Hiszpana, który z powodu kontuzji musiał zakończyć występ w meczu. Wokół boiska nie było przedmiotów, które mogły okazać się zbędne. Z tego powodu zabrakło też noszy, które sanitariusze musieli przynieść z okolic trybun, gdzie sami zajmowali miejsca. Nie było również chłopców, którzy podają piłki. Futbolówek nie brakowało wokół boiska. Dzieliło je ledwie kilka metrów, a przed meczem zostały zdezynfekowane.
– To nowa rzeczywistość. Musimy przemyśleć pewne kwestie, bo obecnie słychać wszystkie nasze wskazówki czy nerwowe reakcje. Musimy szanować fakt, że możemy funkcjonować w takiej rzeczywistości i grać w piłkę – stwierdził po meczu Vuković.
Nie wszystko było też w idealny sposób realizowane tak, jak przepisy przykazywały. Trudno było dostrzec, by każdy z zawodników faktycznie miał swoją butelkę z wodą. Przy zmianach pojawiał się kontakt, gracze przybijali sobie piątki. Piłkarze Legii cieszyli się także wspólnie z bramek Waleriana Gwilii i Mateusza Cholewiaka. Przybicia ”piątek” nie zabrakło też, gdy Paweł Zieliński zdobył kontaktową bramkę. Słychać było też małe grupy kibiców, którzy starali się podejrzeć spotkanie przez płot otaczający stadion. Fani nie prowadzili przy tym regularnego dopingu. Poza kilkoma zrywami i okrzykami, trudno było mieć świadomość ich obecności.
Polska Bundesliga
Pierwszy mecz po przerwie związanej z pandemią pokazał, że futbol w Polsce, nie będzie się wiele różnił od tego, co w ostatnich dniach dało się zobaczyć w Niemczech. Wchodząc na stadion można było skorzystać z płynu do dezynfekcji dłoni, lecz nie mierzono temperatury ciała. Trudno o brak porównań z Bundesligą, bo Ekstraklasa ustalała reguły dla ligi i Pucharu Polski między innymi z organizatorami niemieckich rozgrywek. Wśród nich znalazły się zapisy dotyczące braku rozmów dziennikarzy z piłkarzami czy konferencji prasowych odbywających się tylko przez internet.
Czytaj też:
Bayern Monachium o krok od mistrzostwa. Der Klassiker dla zespołu Roberta Lewandowskiego
Pewne jest, że przepisy mogą okazać się płynne. Nikt nie wyklucza zmian w czasie, gdy rząd będzie zmieniał swoje zalecenia. Kolejne dni będą także mnożyć pytania o poziom sportowy. Pierwszy mecz pokazał, że drużyny stać na zrywy, choć tempo całych spotkań jest niższe niż przed przerwą. Lepiej dostrzegalne będzie to również wtedy, gdy na boisku będą rywalizowały ekipy z tej samej klasy rozgrywkowej. Kluczową weryfikację może stanowić mecz zbliżającej się kolejki PKO Ekstraklasy. Legia 30 maja zagra w Poznaniu z Lechem. Transmisja spotkania na TVP Sport oraz TVP 2. Początek rywalizacji o godzinie 20:00. Poznaniacy będą mogli zasmakować futbolu po pandemii jeszcze przed walką z warszawianami. W środę powalczą o ostatnie miejsce w półfinale Pucharu Polski mierząc się w Mielcu z pierwszoligową Stalą. Na razie są tam Lechia Gdańsk, Cracovia oraz Legia.