Piłka po pandemii nie wygląda idealnie. Mecz Miedzi Legnica z Legią Warszawa dał pierwszy materiał do oceny. Jakie są pierwsze wnioski?
Pierwszy mecz po pandemii koronawirusa budził duże zainteresowanie. Spotkanie Miedzi Legnica z Legią Warszawa ukazał nową rzeczywistość: maseczki, puste trybuny i głosy trenerów, z których dało się wyłapać praktycznie każde słowo. Pokazał też, że na powrót futbolu na najwyższym poziomie trzeba chwilę poczekać.
Liderzy PKO Ekstraklasy pewnie awansowali do półfinału Pucharu Polski, choć wynik 2:1 nie oddaje w pełni tego, co działo się na boisku. Na Dolnym Śląsku zabrakło piłkarskiej uczty, ale piłkarze zapewnili niezłą kolację, która zaspokoiła futbolowy głód. Warszawianie dominowali i mieli znacznie więcej okazji pod bramką Łukasza Załuski. Do tego dochodziły fragmenty rywalizacji toczącej się w dobrym tempie. Ale były też słabsze chwile, kiedy zawodnikom niewiele wychodziło.
Strzelca pierwszego gola w Polsce po 76 dniach przerwy już znamy - Walerian Gwilia i Legia prowadzi 1:0. Ale dystansu... brak ;-). pic.twitter.com/IPJGvXvwTA
— TVP SPORT (@sport_tvppl) May 26, 2020
Obie drużyny przekroczyły średni procenty celnych podań względem poprzednich spotkań. Kłopotem była przy tym skuteczność. Legia oddała 20 strzałów, ale tylko pięć z nich było celnych. Po dziesięciu uderzeniach legniczan, piłka jedynie trzykrotnie leciała w kierunku Wojciecha Muzyka. Sam bramkarz stołecznej ekipy nie będzie najlepiej wspominał debiutu. Miał mało pracy, ale przy golu Pawła Zielińskiego wyszedł do dośrodkowania, cofnął się, a na koniec wyjmował futbolówkę z siatki. Gracz Miedzi wbiegł między dwóch obrońców Legii, którzy nie zrobili wiele, by go powstrzymać. – Brakuje czucia piłki na boisku. Trudno było wytrenować choćby odległości zachowywane przez defensorów. Z meczu na mecz będzie coraz lepiej. A stracony gol? Dostarczyłem emocji, bo końcówka spotkania była nieco senna – uśmiechał się Muzyk.
Legia pod względem taktycznym w Legnicy prezentowała się dobrze. Nie bała się wysokiego pressingu, korzystała z niepewności Miedzi. Efektem był choćby pierwszy gol Gwilii. Odważna postawa w ofensywie pozwoliła też warszawianom na zdobycie drugiej bramki. Wtedy akcję skutecznie sfinalizował Mateusz Cholewiak. Legioniści mieli za to pewne problemy z dośrodkowaniami. Gracze Aleksandara Vukovicia mieli przewagę, korzystali z wielu graczy w ofensywie, ale dogrywali w pole karne z bardzo przeciętną skutecznością. Do legionistów docierało 33 procent dograń z bocznych sektorów. – Powinniśmy być skuteczniejsi, ale jestem zadowolony z postawy drużyny po długiej przerwie. Stać nas na lepszą grę – komentował Vuković.
Organizację gry legionistów chwalił Dominik Nowak, trener Miedzi. Legia długimi chwilami nie wypuszczała legniczan poza własną połowę, na co wpływ miał wysoki pressing. Gospodarze nie zawsze radzili sobie z rywalami. Stąd brały się indywidualne błędy. Trudno jednak po jednym meczu ocenić w pełni poziom przygotowania motorycznego i jego pełny wpływ na podejmowane przez zawodników decyzje. Odpowiedzi przyniosą dopiero kolejne tygodnie. Można tylko gdybać, że Igor Lewczuk w optymalnej formie nie spóźniłby się z faulem w środku pola i nie przekroczyłby w tak ostry sposób przepisów przy faulu na Omarze Santanie.
– Forma początkowo nie będzie idealna i zdajemy sobie z tego sprawę, choć mam nadzieję, że szybko ją uzyskamy. Znamy obraz poziomu zdolności wysiłkowej graczy. Wierzę, że z kolejki na kolejkę, dyspozycja piłkarska będzie szybko rosła – uważa Łukasz Bortnik, trener przygotowania motorycznego Legii. I piłka w Legnicy faktycznie nie była idealna. Ale znów była.
Legia test ma już za sobą. W środę pierwszy egzamin przejdą gracze Lecha Poznań, którzy zagrają w Mielcu ze Stalą Mielec o ostatnie miejsce w półfinale Pucharu Polski. Potem obie drużyny czeka hit PKO Ekstraklasy. Lech zagra z Legią w sobotę 30 maja o godzinie 20:00. Transmisja w TVP 2 oraz TVP SPORT.