29 maj 2020

Na przednówku. Felieton Piotra Sobczyńskiego

Pusty stadion Borussii Dortmund podczas meczu z Bayernem (fot. Getty)

Wszystko wraca do normy, okowy puszczają. Sklepy i galerie czynne, hotele też. Można spacerować, można pływać kajakiem. Lada chwila będzie można pójść na siłownię albo na basen. A jednak świat jest inny

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

WIELKI PRZYTUP

Sport wciąż żyje wspomnieniami albo rozwija plany. Zaczną grać. Na pewno zaczną, ale jeszcze nie wiedzą kiedy. Będą wiedzieć za tydzień, góra dwa. Dokończą sezon choćby nie wiem co. Chyba że przyjdzie druga fala. Ale nie, niemożliwe. Kajakarze trenują. Wioślarze takoż. Tyczkarz Lisek krzepki jak nigdy. Nie wiadomo do czego się szykuje, ale trening sam w sobie jest wydarzeniem. Wyścigi ruszą jesienią. Do tego kumulacje – trzy hity jednego dnia. Było tak kiedyś? Nigdy, przenigdy, więc się cieszmy.

A pamiętacie, że dziś okrągła, 23 rocznica TEGO meczu? Wiedzieliście, że Iksiński dostał przed nim sraczki? Że grał w pożyczonych spodenkach? Mieści wam się w głowie, że pierwszy maraton w N przebiegło czterech zawodników (wszyscy z żółtymi papierami)? Dotarło do was, że baron Munchhausen pasjami biegał na 400 metrów, a pisarz X miał rewelacyjne statystyki rzutów do kosza na śmieci?

Z portalu prowadzonego przez dziarskich młodzieńców dowiaduję się, że w lidze koszykówki się gotuje, a zawodnicy mają pełne ręce roboty. Podpisują mianowicie kontrakty. Kontrakty te zostaną następnie złamane, bo klubom w trudnych czasach należy się immunitet. Wyroki trybunału arbitrażowego, ciągnące się za krętaczami jak dym za opadającym samolotem, przestaną się liczyć. Nastanie sielanka, a naród zakrzyknie: hurra!

Ale radości nie ma. Nie ma, bo Bundesliga na pustych stadionach to nie to. A kto przy zdrowych zmysłach podnieca się ligą białoruską czy farerską? Czekamy na coś naprawdę normalnego. Oby jak najkrócej.