| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
PKO Ekstraklasa wznowi rozgrywki mocnym uderzeniem. Już w pierwszy weekend dojdzie do derbów Trójmiasta. – Głód zwycięstwa w meczu derbowym będzie naszym atutem. Chcemy się zrewanżować – mówi Adam Marciniak, obrońca Arki Gdynia, w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL – Czuć, że derby nadchodzą?
Adam Marciniak – Powoli tak. Na dobrą sprawę od wczoraj – od momentu, w którym zaczęliśmy zajmować się Lechią. Była odprawa taktyczna, analizy przeciwnika i tę atmosferę czuć w stu procentach.
– Ostatnie miesiące były dla was burzliwe. Teraz z pełnym przekonaniem może pan powiedzieć, że to co najgorsze jest za wami?
– Jeśli chodzi o sytuację organizacyjno-finansową klubu, na pewno. Dzięki temu, że Arka ma nowego właściciela, zostaliśmy uratowani. Nie grozi nam już bankructwo. Ale wciąż czeka nas walka o ligowy byt. W tym aspekcie absolutnie nie można stwierdzić, że wszystko jest okej. Mam nadzieję, że powiemy tak w połowie lipca.
– Nowi właściciele sprawili, że znowu można wierzyć, że Arka płynie? Bo mam wrażenie, że przez jakiś czas tonęła.
– Nie da się ukryć, że sytuacja wyglądała źle. Mieliśmy jasny komunikat od prezesa, że jeśli nowy właściciel się nie pojawi, to będzie bankructwo. Na szczęście pan Michał Kołakowski przejął klub i w ciągu 2-3 tygodni, jeśli chodzi o finanse, wszystko zostało wyprostowane.
– Wy jako piłkarze rozmawialiście z nowymi właścicielami?
– Mieliśmy okazję się poznać. Pan Kołakowski się przedstawił, powiedział kilka zdań i tyle. Myślę, że to jak najbardziej wystarczy.
– Wspomniał pan, że sytuacja finansowa się wyprostowała. To znaczy, że wypłaty pojawiły się na kontach i nie ma już zaległości?
– Tak. Jesteśmy już na zero, nie ma zaległości.
– Możecie więc myśleć na spokojnie o derbach. Bardzo mocne uderzenie jak na restart ligi. To dobrze, czy lepiej byłoby dostać mecz mniejszego kalibru na rozbieg?
– Trudno mówić o jakimkolwiek przeciwniku na rozbieg, będąc na 15. miejscu. Prawdę mówiąc nie ma zbyt wielu drużyn, po których moglibyśmy się rozbiec. Uważam, że Lechia to dobry rywal na początek – żeby nabrać wiatru w żagle i uwierzyć, na fali pozytywnych zmian w klubie, że także walka o utrzymanie jest możliwa.
– Spora część kibiców stawia tezę, że jeśli wygracie, to wskoczycie na drogę do utrzymania, a jeśli przegracie – podetnie wam to skrzydła. Jest w tym coś, czy to nie jest aż tak ważne starcie pod tym względem?
– Na pewno trzeba pamiętać, że ten mecz nie będzie decydujący. Wygrana czy przegrana nie sprawi, że na pewno się utrzymamy albo spadniemy. Nie da się ukryć, że zwycięstwo w derbach dałoby wiatr w żagle i pozwoliło złapać bliski kontakt z Wisłą Kraków, a porażka może nas od Wisły oddalić. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby było dobrze. Ale nawet jakby sprawdził się czarny scenariusz, to przed nami będzie jeszcze 10 spotkań. Porażka nie sprawi, że stracimy wiarę i nagle odpuścimy resztę meczów.
– Przez ostatnie miesiące nie rozegraliście żadnego spotkania, nawet towarzyskiego. Treningi wyglądały przez to nieco inaczej – było więcej gierek, symulacji meczów?
– Treningi wyglądały tak samo. Po prostu na koniec tygodnia zamiast sparingu z jakimś rywalem była gra wewnętrzna 11 na 11. Myślę, że sam mikrocykl czy przygotowania były prowadzone tak samo jak zazwyczaj.
– Ta gra 11 na 11 służyła jako symulacja meczu? Pełne 90 minut?
– Troszkę krócej. Ale tak, to było traktowane jako sparing – tylko bez rywala. Staraliśmy się podczas takiego meczu realizować te założenia, które sobie wyznaczyliśmy.
– Derby będą o tyle inne, że bez kibiców. Gracie na wyjeździe – brak fanów jest dla was plusem czy minusem? Kibice drużyny przeciwnej też chyba czasem potrafią mobilizować.
– Na pewno potrafią. Jeśli mecz ułożyłby się po naszej myśli, frustracja kibiców rywala by nas napędzała. My stracimy możliwość ewentualnego uciszenia trybun, ale Lechia straci więcej – doping kilkudziesięciu tysięcy kibiców przez cały mecz. Uważam, że zawsze brak fanów na stadionie działa bardziej na niekorzyść gospodarza.
– W opasce kapitana na to spotkanie wyjdzie…
– Pavels Steinbors. Trener Mamrot wczoraj potwierdził to na konferencji prasowej, a nam zakomunikował o tym trochę wcześniej. Uważam, że to bardzo dobra decyzja. Trener chciał uniknąć takiej sytuacji, w której Marko (Vejinović – przyp. red.) mógłby poczuć się może nieco dotknięty, gdyby wróciła do mnie, czy takiej, w której ja miałbym jakiś mętlik, gdyby została u Marko. A tak wybrał naszego najlepszego piłkarza – i doświadczonego zarazem.
Trzeba też przyznać, że ta decyzja – choć bardzo interesowała kibiców i dziennikarzy – nie była przedmiotem jakiegoś zamieszania w drużynie. Ja, Marko i Michał Nalepa, który też jest w radzie drużyny, nie zmienimy przecież swojego zachowania w szatni tylko dlatego, że nie mamy opaski.
– Opaska nieco krążyła. Trener Sobieraj odebrał ją panu i przyznał Marko Vejinoviciowi. Miało to jakieś drugie dno – choćby takie, że osobiście jesteście kolegami i trener obawiał się o tę relację?
– Krzysiek nie miał takich obaw. Zresztą już na początku powiedziałem mu dla jasności, że oczekuję, że będzie mnie traktował tylko i wyłącznie jako zawodnika, a koleżeńskie kontakty odkładamy na po sezonie. Trener Sobieraj miał swoją wizję. Opaską chciał wyzwolić maksimum potencjału u Marko. Nie miało to żadnego drugiego dnia.
– Przy kolejnej zmianie trener Mamrot rozmawiał z wami wszystkimi?
– Rozmawiał z nami czterema. Wyjaśnił nam wszystko. Rozmowa była krótka, bo to nie była sprawa, która wywoływała napięcie. Po prostu zakomunikował, że wskazuje Pavelsa. Ja się ucieszyłem z tej decyzji. Szczególnie, że Pavels jest moim partnerem w pokoju, także opaska została u nas.
– Kapitanowie zmieniali się u was ostatnio niemal tak często jak trenerzy. Krzysztof Sobieraj nie trenował zbyt długo, ale po rozmowie z nim wiem, że miał pomysł nieco inny od poprzednika. Przyszedł Ireneusz Mamrot i… znowu zmiana wszystkiego?
– Tak się złożyło w tym sezonie, że mieliśmy już dwóch właścicieli, trzech prezesów, czterech trenerów i trzech kapitanów. A sezon się jeszcze nie skończył! Faktycznie, zmian było sporo. Ale nie jest tak, że każdy kolejny trener, który przychodzi przedstawia nam jakąś czarną magię, o której nikt wcześniej nie miał pojęcia. Przy zmianie nie musimy uczyć się od podstaw, bo to wciąż piłka nożna. To kwestia tygodnia czy dwóch, może miesiąca, żeby złapać automatyzmy.
– Gdy czytam wypowiedzi trenera Mamrota mam wrażenie, że z Krzysztofem Sobierajem zgodziłby się przede wszystkim odnośnie postawienia na stałe fragmenty gry.
– Trener Rogić też kładł duży nacisk na stałe fragmenty. Po prostu nam to nie wychodziło – ale to nie tak, że poprzednicy zaniedbywali ten element. Rzeczywiście trener Mamrot również zakomunikował, że jest to dla niego bardzo ważne. W sztabie jest zresztą człowiek, który cieszy się renomą największego specjalisty od stałych fragmentów gry w Polsce. Na pewno doszło trochę nowości. Nie będę wchodził w szczegóły, ale zmieniliśmy kilka rzeczy i szykujemy pewne niespodzianki na najbliższe mecze.
– W ostatnich miesiącach ćwiczyliście z trenerami Rogiciem, Sobierajem i Mamrotem. Myślę, że to trochę inne wizje futbolu. Nie miesza wam się to wszystko?
– To wciąż piłka nożna. Generalne założenia są takie same – poszczególni szkoleniowcy różnią się jeśli chodzi o szczegóły. Pracujemy już kilka tygodni z trenerem Mamrotem i myślę, że to wystarczający czas, żeby realizować to, czego wymaga.
– Zanim wstrzymano rozgrywki PKO Ekstraklasy, przygotowywaliście się już do derbów. Zdążyliście przejść wówczas odprawę i mobilizację przedmeczową z trenerem Sobierajem?
– Z tego co pamiętam, mieliśmy grać dwa dni po meczu ŁKS – Górnik, który już się nie odbył. Rozgrywki wstrzymano w dniu, w którym miała mieć miejsce analiza Lechii i odprawa. Nie doszliśmy więc chyba do momentu takiej stricte przedmeczowej mobilizacji.
– A jakim motywatorem jest trener Mamrot? I czy w ogóle musi was jakoś mobilizować?
– Uważam, że jeśli zawodnik potrzebuje motywacji zewnętrznej ze strony trenera czy kogokolwiek innego, to ma spory problem. Wydaje mi się to naturalne, że piłkarz przed każdym spotkaniem – nie tylko derbowym – musi umieć się odpowiednio zmobilizować.
– Tej mobilizacji można szukać też w patrzeniu w tabelę, czy raczej pan tego unika?
– Nie patrzę w tabelę za każdym razem. Wiem oczywiście jak ona wyglądam, ale nie jestem zwolennikiem symulacji wyników na kilka kolejek do przodu. Trzeba skupić się na najbliższym meczu, bo dopisywanie punktów w ciemno nie ma sensu. Wszystkie plany weryfikuje boisko, więc wybieganie dalej mija się z celem.
Na ten moment mamy szansę na utrzymanie. Wszyscy w klubie w t wierzą i nie dopuszczają innej myśli. To najlepsze podejście. Do momentu, gdy te szanse będą, wszyscy będą maksymalnie zmobilizowani i pełni wiary w sukces.
– Co będzie waszym największym atutem w meczu z Lechią?
– Głód zwycięstwa w meczu derbowym. Lechia w ostatnich latach nie przegrywała z nami. Chcemy się zrewanżować. Będzie nas to napędzać.