31 maj 2020 | Tenis / WTA (kobiety)

"Tenis mnie rozczarował" – wyznanie byłej liderki rankingu WTA, Dinary Safiny

Dinara Safina przyznała, że nie radziła sobie z emocjami (Fot. Getty)

Dinara Safina w 2009 roku przeszła do historii. Kiedy objęła prowadzenie w rankingu WTA, razem z bratem Maratem zostali jedynym rodzeństwem, które było na tenisowym szczycie. Ale nie poradziła sobie z emocjami i zakończyła przedwcześnie karierę. Teraz o tym opowiedziała.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

CZYTAJ TAKŻE: Karolina Pliskova: tenisiści narzekający na zrównanie płac kobiet z ich? To bardzo słabe

Nie Ronaldo i nie Messi. Nowy lider rankingu "Forbesa"

Czytaj też

"Forbes": Roger Federer najlepiej zarabiającym sportowcem na świecie

Nie Ronaldo i nie Messi. Nowy lider rankingu "Forbesa"

Dziś Safina ma 34 lata. Wiek, który pozwalałby jej nadal walczyć o punkty rankingowe na kortach całego świata. Ale nie gra już od dziewięciu lat. Formalnie karierę zakończyła w 2014 roku, w praktyce w 2011. Zmagała się, jak przyznaje, nie tylko z kontuzją pleców. Bardziej dotknęły ją problemy mentalne. Z ich powodu nie myśli o powrocie do rywalizacji.

Razem z bratem, Maratem Safinem, zapisali się w historii. Byli pierwszym rodzeństwem, które prowadziło w rankingu ATP i WTA. Dinara na szczyt wspięła się w 2009 roku.

– Gdybym mogła zacząć od początku, kto wie, ale nie czuję, żebym miała wracać do touru. To tkwi głęboko we mnie. Myślę, że w pewien sposób rozczarowałam się tenisem, ponieważ marzyłam, że jeśli jest się sławnym, zostaje się numerem jeden na świecie, życie wygląda inaczej. Ale kiedy już to się osiągnie, zdajesz sobie sprawę, że nie o tym się marzyło. Te wszystkie marzenia się rozpadają – przyznaje na łamach "Guardiana".

Nie Ronaldo i nie Messi. Nowy lider rankingu "Forbesa"

Czytaj też

Nie Ronaldo i nie Messi. Nowy lider rankingu "Forbesa"

Dinara Safina została liderką rankingu WTA w 2009 roku (Fot. Getty)

Choć mowa o rodzeństwie, nie byli do siebie podobni. Inaczej reagowali, inaczej radzili sobie z emocjami na korcie. Marat je okazywał, łamał rakiety. Kiedy Dinarę coś męczyło, chowała to w sobie.

– Myślę, że nie potrafiłam znieść moich emocji, a to było dla mnie trudne. (…) Zawsze marzyłam, żeby być sławna, być numerem jeden, ale kiedy tam się dostałam, czułam ogromną presję. Nie spodziewałam się takiego ciśnienia. Wiecie co? Myślałam, że to będzie fajne. Jesteś sławna, jesteś numerem jeden, wszyscy są szczęśliwi. A tak naprawdę jest wręcz przeciwnie! Każdy chce cię pokonać – opowiada.

Jej brat wygrał dwa turnieje wielkoszlemowe. Ona występowała "tylko" w finałach. Aż trzech. W 2008 roku przegrała w Rolandzie Garrosie 4:6, 3:6 z Aną Ivanović. W 2009 roku w Australian Open w pierwszym secie pojedynku z Sereną Williams nie wygrała nawet gema. Uległa 0:6, 3:6. Trzecią szansę miała ponownie w Paryżu, ale pokonała ją rodaczka, Swietłana Kuzniecowa.

Dinara Safina (z lewej) przegrała trzy finały wielkoszlemowe. Pierwszy w 2008 roku z Aną Ivanović (Fot. Getty)

– Oczywiście, każdego dnia w wywiadzie słyszysz te same pytania: "kiedy w końcu wygrasz pierwszy turniej wielkoszlemowy?" A ja mówię sobie w tym momencie: "myślicie, że nie chcę wygrać wielkiego szlema?" I wtedy zaczęłam zmagać się z tym, ponieważ denerwowało mnie to, było bolesne. Naprawdę chciałam to wygrać – opisuje swoje odczucia.

Teraz pracuje jako trenerka w Walencji. Stara się nauczyć podopiecznych przede wszystkim jednego: żeby nie byli tacy jak ona, nie szli jej drogą, choć przecież osiągnęła szczyt, prowadziła w rankingu WTA.

– Wszystkie te doświadczenia, przez które przeszłam, kiedy miałam problemy... Nie chcę, żeby zawodnicy, których prowadzę, czuli to samo. Chcę, żeby zrozumieli, że tenis to piękne życie. To piękny sport. To wielka radość i nawet ciężka praca powinna dawać radość. Tenis to nie problemy. To zabawa i to krótki czas w życiu. Nie chcę wracać do tego, jak to wyglądało z mojej perspektywy, bo wiem, że znów będę taka sama. Będę brała to zbyt poważnie i płakała – wyznaje Safina. I dodaje: – Chcę nauczyć zawodników, żeby nie popełnili tych samych błędów co ja.