Bartosz Jurecki napisał piękną historię w Magdeburgu. Gdy w 2006 roku przychodził do klubu, był jednym z czterech Polaków, a na ławce siedział trener Bogdan Wenta. Inni odchodzili, często wracali do Polski, on został. Nie zmienił zdania nawet, gdy klub miał problemy finansowe. 5 czerwca 2015 roku po raz ostatni zagrał w Bundeslidze.
Damian Pechman, TVPSPORT.PL: – Ile razy oglądałeś pożegnanie z Magdeburgiem?
Bartosz Jurecki, Piotrkowianin: – Dokładnej liczby nie podam, ale na pewno kilka razy. Często przy okazji spotkań rodzinnych, sam też do tego wracam. To był niesamowity dzień, który będę wspominał do końca życia. Spędziłem tam piękne dziewięć lat.
– Wzruszony nawet po latach?
– Tak, chociaż nie tak bardzo jak wtedy. Trudno mi było opanować emocje, popłynęły łzy. Magdeburg to nie tylko klub, nie tylko piłka ręczna. Byłem mocno związany z miastem, czułem się już jak u siebie. Na początku wyglądało to inaczej, czekałem na koniec sezonu i wakacje, bo chciałem wrócić do Polski. Tam był mój prawdziwy dom. Później tęskniłem coraz mniej. Mieszkała ze mną rodzina, córka chodziła najpierw do przedszkola, później do pierwszej i drugiej klasy szkoły podstawowej. Miała swoich przyjaciół, z niektórymi utrzymuje kontakty do teraz. To był dla nas piękny czas. I na koniec to pożegnanie…
– Gdy klub miał problemy finansowe, wielu odeszło. Ty zostałeś.
– Rzeczywiście, mieliśmy kilka słabszych sezonów. Magdeburg starał się jednak, żeby zawodnicy w najmniejszym stopniu odczuli problemy finansowe. Nikt nie ukrywał tego przed nami, graliśmy w otwarte karty. Pamiętam dobrze rozmowy przed sezonem 2009/10 – usłyszeliśmy, że nie będzie żadnych wzmocnień i musimy zagrać składem, który mamy. Skończyło się na 11. miejscu, jednym z najgorszych w historii Magdeburga. Najważniejsze, że klub przetrwał ten sztorm i stanął na nogi.
– Nie zagrałeś nigdy w Lidze Mistrzów.
– Żałuję, ale – jak wspomniałem – trafiłem w Magdeburgu na kilka chudszych lat. Oglądając mecze kolegów z VIVE, Rhein-Neckar, Hamburga czy Flensburga, trochę im zazdrościłem. Z drugiej strony, każdego dnia miałem świadomość, że gram w klubie, który jest jednym z najlepszych na świecie.
– Twoim największym sukcesem pozostaje Puchar EHF.
– Świetna przygoda, pamiętam to doskonale. W finale wygraliśmy z CAI Aragon z Hiszpanii. To rzeczywiście mój największy sukces w Magdeburgu. Chociaż byłem blisko jeszcze jednego pucharu – w moim ostatnim sezonie zagraliśmy w finale Pucharu Niemiec. Bardzo liczyłem, że na pożegnanie uda nam się wygrać. Awansowaliśmy do Final Four, w półfinale wygraliśmy z Fuechse Berlin, w finale niestety przegraliśmy po karnych z Flensburgiem. Szkoda.
– Finał Pucharu EHF kojarzy mi się z bramką Karola Bieleckiego. Z ilu metrów rzucał?
– Myślę, że z 14 albo 15. Graliśmy pierwszy mecz finałowy w Hiszpanii, ostatnia akcja, przegrywaliśmy 29:30 i mieliśmy rzut wolny. Karol dostał piłkę od Grześka Tkaczyka, napiął łuk i trafił. Bramkarz nawet nie zareagował! Karol rzucił naprawdę mocno. Myślę, że grubo ponad 100 km/h.
– W 2006 roku Magdeburg był "polskim" klubem – na ławce trener Bogdan Wenta, na boisku ty, Karol Bielecki, Grzegorz Tkaczyk i Andrzej Rojewski.
– Dodałbym jeszcze Maćka Dmytruszyńskiego, z którym się minąłem. Tworzyliśmy polską kolonię, ale… nie trwało to długo. W tym składzie graliśmy niestety tylko przez półtora roku. Odszedł trener Bogdan Wenta, a Karol i Grzesiek trafili do Rhein-Neckar. Zostałem więc sam, chociaż – przepraszam – był jeszcze Andrzej. Tyle, że wtedy grał jeszcze w reprezentacji Niemiec.
– Nie czułeś samotny?
– Taki jest sport – jedni odchodzą, drudzy przychodzą. Na pewne sprawy nie mamy wpływu. Akurat odejście Grześka i Karola zbiegło się w czasie z problemami finansowymi. Grzesiek grał w Magdeburgu od 2002 roku, Karol dołączył dwa lata później. Myślałem, że pogramy razem dłużej, ale życie napisało inny scenariusz.
– Nie bałeś się, że następca Wenty cię skreśli?
– Istniało takie ryzyko, ale zawsze dawałem z siebie wszystko. Czy to na treningach, czy w trakcie meczów. Nie było argumentów, żeby mnie skreślił. Chciałem być w porządku nie tylko z trenerem, ale też z samym sobą. Gdybym miał inne podejście, to wstydziłbym się spojrzeć w lustro. Piłka ręczna to moja praca, ona dawała mi pieniądze, trzeba to szanować. Moje zaangażowanie widział każdy trener – Bogdan Wenta, Helmut Kurrat, Michael Biegler, Frank Carstens, Uwe Jungandreas czy Geir Sveinsson.
– Jaki jest Michael Biegler? W Polsce bywa odbierany przez pryzmat nieudanych ME 2016.
– Uważam, że to bardzo krzywdzące. Był wymagającym trenerem, dla którego najważniejsza była obrona. Podobnie było w Magdeburgu, gdzie współpracowaliśmy przez dwa lata. Stawiał zawodnikom jasne warunki, nikomu się nie podlizywał. Jeśli coś mu się nie podobało, to o tym mówił. Dbał o dobrą atmosferę, można się było do niego zwrócić z każdą sprawą. Myślę, że dla reprezentacji to był dobry wybór. W ME 2016 nie wyszedł nam tak naprawdę jeden mecz – z Chorwacją. Trzeba pamiętać, że nie graliśmy w najsilniejszym składzie. Zabrakło kilku chłopaków, którzy ogrywali kluczową rolę rok wcześniej w Katarze – na przykład Andrzeja Rojewskiego, który dawał świetne zmiany czy Mariusza Jurkiewicza, który był mózgiem zespołu i w ataku, i obronie. Sam z powodu kontuzji zagrałem tylko przez kilka minut. Ok, Kamil Syprzak fajnie współpracował z chłopakami, ale w takim turnieju jak mistrzostwa Europy potrzebna jest długa ławka. Tego zabrakło. Graliśmy 8-9 zawodnikami i to się odbiło czkawką właśnie z Chorwatami.
– Wenta brylował nie tylko przy linii, ale też przed kamerami. Z kolei Biegler rzadko się uśmiechał i unikał mediów. Taki przekaz trafiał też do kibiców.
– Trzeba oddać Bogdanowi, że wspólnie z Danielem Waszkiewiczem, zbudował silny zespół, wywalczyliśmy razem dwa medale mistrzostw świata i zaczęliśmy być traktowani jako faworyci na wszystkich turniejach. Michael Biegler był na pewno inny, zamknięty dla dziennikarzy. Był jednak dobrym trenerem. Dla drużyny potrafił zrobić wszystko. Walczył, byśmy mieli jak najlepsze warunki. Z tego powodu mógł mieć zatargi z niektórymi osobami.
– Wróćmy do Magdeburga. Zgadzasz się z opinią Grzegorza Tkaczyka, że ten klub ma najlepszych kibiców w Bundeslidze?
– Oj, tak. Atmosfera w hali jest nieziemska! Gdy grasz, to masz wrażenie, że kibice nie siedzą za twoimi plecami, ale nad twoją głową. Wiele razy uratowali nam życie – gdy nam nie szło, potrafili swoim dopingiem dać nam kopa i dzięki nim się obudziliśmy. Trudno to opisać słowami, trzeba tam być i to przeżyć. Grałem zresztą w tej hali nie tylko w klubie, ale też raz w reprezentacji Polski – wygraliśmy z Niemcami w eliminacjach MŚ 2015.
– Ile razy w ciągu ostatnich pięciu lat tam wróciłeś?
– Byłem dwa razy, ale niestety poza sezonem. Co roku otrzymuję zaproszenie na mecz, jednak trudno zgrać terminy. Zwłaszcza odkąd zostałem trenerem. Mam o wiele więcej pracy niż jako zawodnik.
– Mogłeś wrócić jako zawodnik Azotów w Pucharze EHF. Los nie chciał się jednak uśmiechnąć.
– Pamiętam, że raz trafiliśmy niestety do innej grupy, a w drugim sezonie my awansowaliśmy, a Magdeburg przegrał z FC Porto. Ostatecznie jednym z rywali była Kilonia. Szkoda, że tak wyszło. Kibice wciąż jednak o mnie pamiętają i od czasu do czasu przyjeżdżają na moje mecze w Polsce. Byli dwa razy w Głogowie, raz w Opolu i Lubinie.
– Może wrócisz jako trener? Choćby na sparing.
– Były takie pomysły, gdy prowadziłem jeszcze Azoty. Chciałem po sezonie pojechać z drużyną do Magdeburga. Niestety, nie miałem takiej możliwości... Z kolei teraz, gdy prowadzę Piotrkowianina, nie udało się dokończyć sezonu. Nie wiem, czy w ogóle będzie latem możliwość wyjazdu na sparingi. Może w kolejnych latach. Co roku Magdeburg organizuje międzynarodowy turniej w Ilsenburgu, zaprasza drużyny z Danii, Szwecji, Szwajcarii czy Polski. Grała tam Wisła Płock, może kiedyś zagra moja drużyna.
18 - 31
KGHM MKS Zagłębie Lubin
29 - 25
Młyny Stoisław Koszalin
28 - 27
Energa Szczypiorno Kalisz
38 - 32
Energa Start Elbląg
28 - 22
Piotrcovia Piotrków Tryb.
26 - 35
Paris Saint-Germain HB
32 - 33
Fuechse Berlin
32 - 37
Dinamo Bukareszt
29 - 29
Aalborg Haandbold
31 - 24
OTP Bank-Pick Szeged
36 - 27
Kolstad Handball
31 - 30
Ystads IF
33 - 30
Bidasoa Irun
30 - 38
FC Porto
35 - 24
MT Melsungen
32 - 30
VfL Gummersbach
31 - 33
Fenix Toulouse
31 - 32
M. HB
32 - 31
Fraikin BM Granollers
15:00
SCM Ramnicu Valcea
15:00
Brest Bretagne HB
17:00
CSM Bukareszt
17:00
Zepter KPR Legionowo
17:00
HC Izvidac
17:00
RK Partizan AdmiralBet
17:00
Młyny Stoisław Koszalin
17:00
Sośnica Gliwice
17:00
KGHM MKS Zagłębie Lubin
17:00
KPR Gminy Kobierzyce
17:00
MKS PR URBIS Gniezno
13:00
HC Dunarea Braila
15:00
HSG Bensheim/Auerbach
13:00
Krim Mercator Lublana
15:00
Odense Haandbold
16:00
Valur
16:00
Runar Sandefjord
16:00
HC Alkaloid