To nie jest łatwe dla młodego człowieka. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Wiem, że wzmocniła mnie ta sytuacja. Stwierdziłem, że powrót pomoże mi i psychicznie, i w rozwoju piłkarskim – Przemysław Płacheta, piłkarz Śląska Wrocław, w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o akademii RB Lipsk, chorobie matki i swojej piłkarskiej ścieżce.
CZYTAJ TEŻ: Ekstraraport nr 20: czy Kołakowski życzył Płachecie wygranej?
Z rodzinnego gniazda wyfrunął jako młody chłopak. Wyjechał do akademii RB Lipsk. Potem grał w trzecioligowym Sonnenhof Grosaspach. Do Polski wracał, żeby być bliżej chorej matki i kolejne kroki w karierze stawiać na boiskach najpierw pierwszej ligi, a potem Ekstraklasy. Od sezonu 2019/2020 w Śląsku Wrocław.
Znak rozpoznawczy? Szybkość. Ma to w genach. Jego brat Marcin biegał w sztafecie 4x100, a później rozpędzał się po lodzie, by wskoczyć do boba. Jako bobsleista pojechał na igrzyska w Turynie w 2006 roku. Średni z tego rodzeństwa, Sylwester, też myślał o bobslejach, ale wybrał piłkę nożną. Najmłodszy, Przemysław, na boisku zaszedł najdalej. Dziś walczy ze Śląskiem Wrocław o podium PKO Ekstraklasy.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Wróciliście do gry. Dziwnie było znowu poczuć piłkę przy nodze?
Przemysław Płacheta, Śląsk Wrocław: – Na pewno czuje się czas bez piłki, bez drużyny, bez atmosfery meczowej, treningowej. Powrót cieszy. Od kiedy rozpoczęły się treningi grupowe, większość zawodników chce zostać dłużej po zajęciach. Widać, że brakowało nam piłki. I bardzo dobrze, że wróciliśmy, możemy dokończyć ligę. Po tak długiej przerwie nie jest łatwo złapać odpowiedni rytm, ale to przyjdzie lada moment.
– Wykorzystałeś ten czas, żeby nadrobić zaległości, zrobić coś dla siebie?
– Dokładnie. To nie był czas na załamywanie się. W porządku, nie mogłem wychodzić, trenować z drużyną, ale trzeba było pracować indywidualnie. Przełamywać bariery, poznawać swoje ciało przy ćwiczeniach, których wcześniej się nie robiło. I poświęcić więcej czasu bliskim. Normalnie, kiedy gramy w lidze, jest na to mniej szans. Starałem się wykorzystać ten czas jak najlepiej. Szkolić się także pod względem taktycznym, oglądać swoje występy, rozwijać.
– Poznałeś lepiej swoje ciało? Pokazały to już jakieś badania? Cristiano Ronaldo wrócił po przerwie w jeszcze lepszej formie, z kolei Gonzalo Higuain wyglądał na zdjęciach, jakby dopiero co wstał z kanapy.
– Śmieję się z dziewczyną, że trochę ciała mi przybyło, ale bardziej w kontekście masy mięśniowej. Czuję różnicę, rozwinąłem się fizycznie. I zobaczyłem, że mogę jeszcze bardziej. Myślę, że to pomoże mi w dalszej karierze. Zaczynam wracać na odpowiednie tory pod względem fizycznym.
– Mówisz o rozwoju fizycznym. Już teraz szybkość to twój wielki atut, a ta przydaje się i na bieżni, i w bobslejach. Nie chciałeś jak brat wskakiwać do boba?
– O bobslejach nie myślałem, aż tak mnie to nie kręciło. Miałem większą styczność z biegami, lekką atletyką. Jako młody chłopak wiedziałem, że chcę się spełniać na boisku, że kocham piłkę nożną i to ona będzie mi sprawiać przyjemność. Dlatego ją wybrałem. Wiadomo, doświadczenie, które wcześniej mogłem zdobyć od braci, przydaje mi się teraz. Dalej stosuję te ćwiczenia. Zresztą, każdy zawodnik je robi, są po prostu przydatne.
– W rodzinach olimpijczyków często panuje kult igrzysk. Wybierając piłkę, oddaliłeś się od zmagań olimpijskich. Myśli o mundialu i Euro wzięły górę?
– Tak jak mówisz, marzenia spełniłbym, jadąc na mundial, Euro czy grając w Lidze Mistrzów. To imprezy, o których marzy każdy piłkarz. Ja też. Wiadomo, to przyjemny temat, miło wspominać w rodzinie, że ktoś, u nas mój brat, pojechał na igrzyska. Można powiedzieć, że to daje pewność siebie. Pokazuje, że da się, że też mogę w innej dziedzinie sportu osiągnąć coś wielkiego.
– Brat też kiedyś związał swoje losy z Wrocławiem, studiował na tutejszym AWF-ie. Idąc do Śląska, nie szedłeś w nieznane.
– Między nami jest spora różnica wieku. Bracia byli we Wrocławiu za młodu, już wtedy jeden z nich się przeprowadził. Śmialiśmy się, bo zawsze mnie namawiał, żebym przyszedł do Śląska. Mówił: "będzie fajnie, będziemy blisko siebie". Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Cieszy mnie, że trafiłem do Śląska. Czuję się tu dobrze, czuję, że wciąż się rozwijam, stawiam kroki naprzód.
– Kiedy interesowały się tobą Śląsk i Legia, spojrzałeś, gdzie będzie bliżej do brata?
– Nie ukrywam, gdzieś to siedziało w głowie, ktoś z rodziny będzie bliżej. Ale Warszawa też jest blisko nas. Bardziej zwracałem jednak uwagę na to, gdzie będę mógł postawić kolejne kroki w karierze, gdzie będę mógł się rozwijać, miał odpowiednie wsparcie od drużyny, trenera, klubu. I tak wyszło, że akurat tutaj mam brata, jest świetne miasto i dobry klub. A co dalej, to już zależy ode mnie.
– Zazwyczaj rodzinne ścieżki z czasem się rozchodzą. U ciebie na odwrót, Wrocław połączył was z bratem, a z rodzinnego gniazda wyfrunąłeś szybko do Niemiec, do akademii w Lipsku.
– Dokładnie. Żyłem poza domem od wieku gimnazjalnego, poznawałem świat. Trudno było tak wcześnie opuścić dom rodzinny. Ale przezwyciężyłem to i nie żałuję wyjazdu. Był ciężki, choćby przez to, że musiałem poznać język. To kolejna bariera. Poradziłem sobie z nią, a doświadczenie, które tam zdobyłem, dzisiaj procentuje.
– Wyjazd zbudował cię bardziej jako człowieka czy piłkarza?
– Myślę, że i to, i to. Jako człowieka i jako piłkarza. Poznawałem języki, ludzi, ich sposoby myślenia, podpatrywałem jednych z najlepszych zawodników w Europie. Mogłem się rozwinąć pod każdym względem.
– Akademia w Lipsku zaszokowała młodego chłopaka z Polski?
– Pamiętam pierwsze dni. Budynek był wykańczany jeszcze przez dwa miesiące, najpierw nie mieszkałem w akademiku, w tym całym ośrodku. Ale to, co zobaczyłem na boiskach, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Niesamowite uczucie. Mogłem trenować, grać na takich boiskach. Kiedy już przeniosłem się do akademii, byłem zaskoczony podwójnie. Mieliśmy wszystko, co potrzebne młodemu piłkarzowi do rozwoju. Co chwilę dochodziły nowe rzeczy. Choćby specjalne maszyny. Słyszałem, że są nie tylko w Lipsku, ma je też Borussia. Można ćwiczyć przy nich przyjęcie, podanie piłki. Naprawdę, duże wrażenie, wspaniałe uczucie. Cieszyłem się, że mogę tam być i korzystać z tego wszystkiego.
– Jak wyglądało twoje życie w Lipsku?
– Po kilku miesiącach dostałem nauczyciela, uczyłem się języka. W zasadzie uczyłem się dwóch języków. Pani rozmawiała ze mną po angielsku. Z początku było trudniej, ale później zacząłem łapać więcej słów. Wyszło mi to na dobre. Szkołę miałem nadal w Warszawie, uczyłem się zdalnie. Można powiedzieć, że byłem w jakiś sposób odcięty od normalnego życia młodego człowieka, który chodzi do szkoły, uczy się, ma kontakt z rówieśnikami. Ale nie miałem też czasu, koncentrowałem się na tym, żeby trenować, grać w piłkę, rozwijać się. Do tego nauka, nie chciałem jej odpuszczać. Połączyłem to i zadziałało. Skończyłem szkołę, jestem z tego zadowolony.
Miałem wsparcie rodziców, kiedy wyjeżdżałem. Wiedziałem, że mama nie była szczęśliwa z wyjazdu, bo oznaczał mniejszy kontakt. Było trudniej, ale nie żałujemy tej decyzji.
– Później był trzecioligowy Sonnenhof. Poczułeś, że to nie tędy droga do kariery czy do powrotu do Polski skłoniła cię choroba mamy?
– Złożyło się wiele spraw. Głównie zdrowie mamy. To nie jest łatwe dla młodego człowieka. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Wiem, że wzmocniła mnie ta sytuacja. Stwierdziłem, że powrót pomoże mi i psychicznie, i w rozwoju piłkarskim. Jak widać, nie cofam się, więc nie żałuję tej decyzji. Każdy piłkarz zmierza do celu swoją drogą. Akurat moja wygląda właśnie tak. Chciałem wrócić, rozwijać się już dalej tutaj. Zobaczymy, jak będzie później.
– Kiedy mama odeszła, nie nachodziły cię myśli, że wyjazd do Niemiec zabrał kilka cennych chwil z rodziną?
– Miałem wsparcie rodziców, kiedy wyjeżdżałem. Wiedziałem, że mama nie była szczęśliwa z wyjazdu, bo oznaczał mniejszy kontakt. Było trudniej, ale nie żałujemy tej decyzji. Tak się ułożyło, tak musiało być. Ja bardzo chciałem wyjechać za granicę spełniać swoje marzenia. I wiem, że miałem wsparcie od bliskich.
– Jak już mama chorowała, piłka była odskocznią? Czy wychodziłeś na boisko, a myślami zostawałeś w domu?
– Zdarzało mi się, że myślałem o tej sytuacji na treningach, ale wolałem tego robić. Miałem tak i nadal mam, że kiedy wychodzę na boisko, interesuje mnie to, co na murawie. Może nie odcinałem się całkowicie, wiadomo, bo to była trudna sytuacja. Ale starałem się nadal grać, rozwijać się, walczyć. To mogło mi tylko pomóc psychicznie.
– Rok temu pojechałeś na młodzieżowe Euro. Zagraliście świetnie, a mecz z Hiszpanią zabrał wam awans z grupy. Było rozczarowanie?
– Powiem tak. Patrząc na grupę, do której trafiliśmy, można było powiedzieć, że w każdym kolejnym meczu to przeciwnik będzie faworytem. Ale nie chcieliśmy podchodzić do tego w taki sposób. Też jesteśmy ludźmi, takimi samymi jak nasi przeciwnicy, i razem możemy coś osiągnąć. W pierwszych dwóch meczach wyszło. Zabrakło niewiele. Szkoda. Później był niedosyt, bo pojawiła się szansa wyjścia z tak mocnej grupy, ale każdy z nas zdobył cenne doświadczenie. Występ na takiej imprezie, z takimi piłkarzami, to czysta przyjemność. Można zobaczyć, jak wygląda piłka na takim poziomie, i sprawdzić się z przeciwnikami.
– Powiedziałeś, że też jesteście ludźmi jak przeciwnicy. Kompleksów chyba już nie czujecie. Ty grałeś w akademii w Lipsku, Krystian Bielik w Arsenalu.
– Takie jest życie i podejście każdego piłkarza. Ale tam byli jednak świetni zawodnicy, więc to dobra lekcja na przyszłość. Pomoże nam się rozwijać. Myślę, że krok po kroku też kiedyś dojdziemy na taki poziom. Może nawet lepszy.
Na razie chcemy zrealizować cel, który postawiliśmy sobie na początku sezonu, czyli górna "ósemka". A potem zobaczymy. Może inaczej będziemy patrzeć, kiedy już osiągniemy ten cel.
– Nie wiem, czy czytasz doniesienia transferowe, ale przeglądałeś już atrakcje w Pireusie, Atenach? Mówiło się o zainteresowaniu Olympiakosu.
– Na pewno dochodzą do mnie informacje o zainteresowaniu klubów. Ale koncentruję się na lidze, na grze w Śląsku. Chcę wykorzystać każdy trening, każdy mecz w 100 procentach. Chcę się rozwijać, bo to dla mnie najważniejsze. Na tym się skupiam. Z każdym spotkaniem chcę wyglądać coraz lepiej, mieć lepsze statystyki, to też ważne. Nie wiem, co dalej. Zobaczymy.
– Kiedy patrzysz na swoje życie, wierzysz, że masz dopiero 22 lata? Sporo przeżyłeś.
– Tak. Zdobyłem dużo doświadczenia. Tak jak mówiłem, każdego piłkarza droga jest inna, każdy inaczej dochodzi do celu, który sobie założył. Cieszę się z tego, gdzie byłem, jakie zdobyłem doświadczenie. Dalej chcę się rozwijać i walczyć o to, by stawać się lepszym piłkarzem i człowiekiem. Tylko to mnie interesuje i z tego się cieszę.
– Kontrakt ze Śląskiem obowiązuje do 2022 roku. Starasz sobie wyobrazić, gdzie będziesz za dwa lata?
– Jestem takim człowiekiem, że koncentruję się na tym, co tu i teraz. Każdy piłkarz chce zajść jak najdalej, grać w jak najlepszych klubach. Zobaczymy, co przyniesie czas. Na razie jestem w Śląsku Wrocław i tutaj dobrze się czuję. Chcę grać dobrze dla tego klubu, tutaj się pokazać i to mój cel na teraz.
– A za półtora miesiąca gdzie siebie widzicie w Śląsku? Na podium Ekstraklasy?
– Zobaczymy po meczach. Na razie chcemy zrealizować cel, który postawiliśmy sobie na początku sezonu, czyli górna "ósemka". A potem zobaczymy. Może inaczej będziemy patrzeć, kiedy już osiągniemy ten cel.
Rozmawiał Antoni Cichy