| Czytelnia VIP

Prawo jazdy, MS Office i jeszcze kopnie piłkę. Piłkarze z Internetu

Damien Perquis, Cristian Zaccardo, Nicolas Anelka (fot. Getty)
Damien Perquis, Cristian Zaccardo, Nicolas Anelka (fot. Getty)
Krystian Juźwiak

Z sieci można ściągnąć wiele rzeczy, ale piłkarza? W 2006 roku Cristian Zaccardo został mistrzem świata. Kilkanaście lat później szukał klubu poprzez LinkedIn. Gustavo Hernique myślał, że transfer poprzez Instagram załatwi mu fotograf Piotr Kucza. Michael Onyema pomylił drużynę z blogiem, a rzekomy agent Nicolasa Anelki kontaktował się z… biurem prasowym Polonii Warszawa. – Była oferta dla hafciarki, ale o piłkarzach nie słyszałam – śmieje się Wiesława Lipińska, rzeczniczka Wojewódzkiego Urzędu Pracy.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Mistrz świata i farbowany lis

381 rozegranych spotkań we włoskiej Serie A i do tego 22 gole. W Bundeslidze skromniej, bo zaledwie 15 występów z jednym trafieniem, ale gra na takim poziomie pozostaje w sferze marzeń wielu. Do tego siedemnaście meczów w reprezentacji Włoch. W tym trzy podczas MŚ w Niemczech. Ba, Cristian Zaccardo został w 2006 roku mistrzem świata! Grał w Milanie, Wolfsburgu, Parmie i US Palermo. W szczytowym momencie portal Transfermarkt wycenił go na 7 milionów euro.

Nałogowi sponsorzy. Tytoń, alkohol i hazard w sporcie

Czytaj też

Alkohol wciąż jest obecny, a nikotyna... wcale nie zniknęła ze sportu (Fot. Getty)

Nałogowi sponsorzy. Tytoń, alkohol i hazard w sporcie

Czy mając takie CV można mieć problem ze znalezieniem pracodawcy? Okazuje się, że tak. Kilkanaście lat po niemieckim turnieju Zaccardo szukał klubu poprzez portal LinkedIn. – Jeśli jesteś Zaniolo lub Tonali, to nie potrzebujesz żadnego pośrednika. Ostatniego dnia okienka transferowego miałem na stole tylko ofertę z Vicenzy. Zaakceptowałem ją i pierwszy raz zszedłem poniżej Serie A – tłumaczył niedawno w rozmowie z 90min. – Agent przestał się odzywać, a nasz sezon był po prostu zły. Rozwiązałem kontrakt z Vicenzą i postanowiłem skorzystać z LinkedIn, który przecież służy do szukania pracy.

– Początkowo to było tylko zabawą, ale szybko rozeszło się po Internecie. Dostałem około 200 ofert z różnych lig. Szczerze, nie wiedziałem, że niektóre z nich istnieją. Nawet jeśli 197 było fałszywych, to te 3 bardzo mi pomogły. Chciałem grać za granicą i dzięki LinkedIn poznałem wielu ludzi spoza Włoch. Dziś, już po zakończeniu kariery nadal korzystam z tej platformy, choć świat sportu nie patrzy na nią przychylnie – dodaje mistrz świata.

Poprzez amerykański portal do poszukiwania pracy Zaccardo związał się z maltańskim Hamrun Spartans. W 2019 roku wyciągnął ze strychu zakurzone korki i podpisał umowę z Tre Fiori – utytułowanym klubem z maleńkiego San Marino. – Prezes tego klubu napisał do mnie na LinkedIn. Media społecznościowe mogą być przydatne, jeśli umiemy się w nich poruszać. To ważne szczególnie podczas pandemii koronawirusa. Możemy analizować przydatność zawodnika do klubu bez wychodzenia z domu – mówi Zaccardo.

Nałogowi sponsorzy. Tytoń, alkohol i hazard w sporcie

Czytaj też

Alkohol wciąż jest obecny, a nikotyna... wcale nie zniknęła ze sportu (Fot. Getty)

Nałogowi sponsorzy. Tytoń, alkohol i hazard w sporcie

Mistrz świata, Cristian Zaccardo, szukał pracy przez Internet (fot. LinkedIn)
Mistrz świata, Cristian Zaccardo, szukał pracy przez Internet (fot. LinkedIn)

Damien Perqius nie ma takiego CV jak Zaccardo, ale jego curriculum vitae też robi wrażenie. Droga reprezentanta Polski urodzonego i wychowanego we Francji wiodła przez Sochaux, Betis Sevilla, Nottingham Forrest i Toronto FC. Mógłby spokojnie negocjować kontrakt z czołowymi klubami z Polski, Bułgarii, Rumunii i Węgier. Mógłby kontaktować się z egzotycznymi zespołami np. z Indii. A tak jak Włoch szukał pracy przez LinkedIn.

– Moje pierwsze CV – napisał. – Szukam sportowego projektu, który uratuje mnie przed przedwczesnym zakończeniem kariery, ale jeśli bezkompromisowy świat futbolu zamknie się przede mną, to jestem gotowy podążyć inną ścieżką kariery.

Zamiast kopać – nie ukrywajmy – za dobrą kasę w Indiach lub za gorsze pieniądze w Polsce, Perquis postanowił zawiesić buty na kołku. Nawiązał współpracę z firmą wizerunkową Allyteams. Wygląda na to, że wiedzie mu się dobrze.

Cristian Zaccardo i Damien Perquis (fot. Getty)
Cristian Zaccardo i Damien Perquis szukali klubów poprzez LinkedIn (fot. Getty)

Lepszy Zając z LinkedIn niż Rumun z YouTube

Skoro pracy szukają na LinkedIn mistrz świata i były reprezentant Polski, to nic dziwnego, że tym tropem idą młodsi. Mateusz Zając był parę razy na treningu pierwszego zespołu Wisły Kraków. Trzykrotnie został zgłoszony do rozgrywek Ekstraklasy, ale coś poszło nie tak i od kilku lat zmienia kluby jak rękawiczki. A to Motor Lublin, a to Dalin Myślenice. Chwila stabilności w Hutniku Kraków, a potem nieudane testy w Wigrach Suwałki i od stycznia pozostaje znów bez klubu.

Tonący brzytwy się chwyta. Ratunkiem dla Zająca był menedżer Jan Grzegorzewski, który założył profil bramkarza na LinkedIn. – Nie jesteśmy wielką agencją. Żadną Fabryką Futbolu ani panem Kołakowskim, więc pukamy do każdych drzwi – tłumaczy. – Z Mateuszem to trochę dziwna sprawa. To nie jest chłopak na III ligę. Nie bez powodu parę razy siedział na ławce podczas meczów Ekstraklasy. Ambitny zawodnik, który ma umiejętności większe niż te potrzebne na poziomie, na jakim ostatnio grał – dodaje. – W Hutniku był podstawowym bramkarzem, klub walczył o awans, a koniec końców z niego zrezygnowano.

Czy promowanie Zająca na LinkedIn przyniosło oczekiwane skutki? Od stycznia pozostaje bez klubu, ale jak się dowiadujemy, niebawem ma podpisać kontrakt w trzeciej lidze. – Na ogłoszenie odpowiedział jeden z islandzkich klubów. Nie podjęliśmy ryzyka z wielu względów. Przede wszystkim liga była dużo słabsza, a oprócz treningów musiałby pracować, żeby się tam utrzymać – mówi Grzegorzewski.

Zając to wychowanek Wisły Kraków, a ta musi już uważać na piłkarzy z Internetu. W 2013 pojawił się przy Reymonta Rumun Sorin Oproiescu. W jego dossier znalazło się wideo, potwierdzające, że gra dynamicznie i zespołowo. Problem w tym, że w jednym kadrze był niski, a w drugim wysoki. Kibice Wisły przeprowadzili śledztwo (dokładnie forumowicz o pseudonimie K4millo) i okazało się, że Jacek Bednarz zaprosił na testy amatora. Nagrania, rzekomo z Oproiescu, zostały spreparowane. Zamiast niego Bednarz oglądał przez większość czasu popisy Branko Ostojicy z FK Javor.



– Decyzja o testach Oproiescu została podjęta na podstawie rekomendacji managera piłkarza oraz zebranych materiałów wideo. Dlatego też klub zdecydował się zaprosić Sorina na kilkudniowe testy do Grodziska Wielkopolskiego. Podobna praktyka została uprzednio przyjęta także w przypadku Emmanuela Sarkiego – podawał klub w anonimowym oświadczeniu.

Medialna nagonka i brak umiejętności sprawiły, że Rumunowi szybko podziękowano, ale w sparingu z Zawiszą Bydgoszcz dreptał w koszulce z Białą Gwiazdą. Ilu chłopaków wylewa pot na treningach dla tej jednej chwili? A wystarczy posiedzieć tylko pół godziny przed komputerem.

Prawo jazdy kat. B, znajomość pakietu MS Office. Do tej popularnej puenty wieńczącej większość CV Oproiescu może dodać jeszcze obróbkę wideo w Movie Makerze.

Nigeryjska bestia

No dobrze, ale za Rumunem i Zającem stał menedżer. Za Perquisem i Zaccardo sukcesy. Czy chłopak może wypromować się przez media społecznościowe i trafić do poważnego klubu? I tak, i nie. Zależy od tego, co nazwiemy profesjonalnym klubem. Ethan Hodby to wciąż młody gracz – rocznik 99. Wychował się w akademii Leicester City. Zagrał nawet 16 minut w młodzieżowej lidze UEFA. Jednak przejście z wieku juniora do seniora okazało się dla niego brutalne. Poważna piłka go nie chciała.

Obecnie jest zawodnikiem trzecioligowego cypryjskiego Apea Akrotiri FC. Mniej szczęścia miał Ukrainiec Myhajło Iwanow, który od miesięcy pozostaje bez klubu. – Tak, wysłałem mnóstwo CV, ale odzewu żadnego – przyznaje. – Kontaktowałem się z menedżerami tylko przez LinkedIn – informuje. Klubu nie znalazł, ale znalazł menedżera.

Są inne portale niż LinkedIn. Siedemnastoletni Nigeryjczyk Michael Onyema rozsyła CV poprzez... właściwie poprzez wszystko, co się da. Przypadkiem wysłał też do redakcji "Piłkarskich Bałkanów". Polskich blogerów pomylił z klubem piłkarskim. Wystarczy spojrzeć na ich logo. Jeśli ktoś nie zna języka, może łatwo popełnić błąd, bo logo przypomina klubowy herb.

Onyema jest nieufny.
– Cześć, znajomy prowadzący "Piłkarskie Bałkany" powiedział mi o twoim mailu.
– Aha, aha. Piłkarskie Bałkany – to agent tak? – pyta. – Pisałem do niego, ale nie dostałem odpowiedzi – dodaje rozgoryczony.
– Nie do końca – pozostawiam go w błogiej niewiedzy – Możesz coś o sobie opowiedzieć?
– A masz Instagram?

Nigeryjczyk forsuje kontakt poprzez ten portal. Rozpływa się nad jego zaletami. Uważa, że jeżeli ktoś nie korzysta z Instagrama, to nie jest wiarygodny. Twitter oraz strona TVPSPORT.PL mu nie wystarcza. Twierdzi, że człowiek nie wymyślił jeszcze nic lepszego od Instagrama. Jednak po kilku dniach(!) negocjacji daje się przekonać.

– Trzynastego maja skończyłem 17 lat. Nie będę kłamał, nie jest lekko zostać profesjonalnym piłkarzem. Pokładam nadzieję w Bogu – mówi. – Pisałem do wielu drużyn, ale nie ma żadnego odzewu. To frustrujące, ale co mogę zrobić? Jestem szybkim, silnym piłkarzem. Gram bardzo zespołowo. Występuję na pozycji napastnika. Wady? Po prawdzie nie jestem jeszcze najlepszy, ale nic mnie nie zatrzyma. Pokaże światu, że jestem bestią!

Na razie jeszcze nie pokazał, ale wierzy, że dzięki temu artykułowi dostanie lawinę wiadomości od skautów i menedżerów.

Michael Onyema (fot. archiwum prywatne)
Michael Onyema (fot. archiwum prywatne)

Lewandowski z Brazylii

Podobną wpadkę, co Onyema, miał Gustavo Hernique. Piłkarz z Kraju Kawy zamiast do menadżera napisał na Instagramie do fotografa – Piotra Kuczy. Jego portugalskie CV jest zagadką. Są liczby, są zdania, ale nawet Google Tłumacz nie pomaga. Od Onyemy różni się całkowicie. Jest pokorny i świadom wielu trudności.

– Nazywam się Gustavo Henrique, mam 25 lat. Urodziłem się w Judiai w stanie Sao Paulo. Moja przygoda zaczęła się, gdy byłem dziewiętnastolatkiem. Wówczas trenowałem futsal, ale szybko przerzuciłem się na trawę – tłumaczy. – Swój pierwszy kontrakt podpisałem z Francisco Beltrao i od tego momentu stałem się profesjonalnym piłkarzem.

Kolejnym klubem w karierze Henrique był Goias. – Spędziłem w tym zespole trochę czasu, ale nie działo się tam nic dobrego. Nie było jedzenia ani żadnego transportu. Często korzystaliśmy z komunikacji miejskiej. Jeździliśmy bez biletów, bo nie było pieniędzy. Skakaliśmy przez bramki kasowników – mówi. – Cała ta sytuacja mnie zirytowała i odszedłem do Guaratingueta. Tam zdobywałem doświadczenie.

Te zaowocowało transferem do Potiguar de Mossoro, aktualnie trzeciego klubu Serie D. – Strzelałem gole, asystowałem kolegom, ale z powodu koronawirusa liga została przerwana. Szukam nowego klubu, a ponieważ nie mam agenta, który mógłby mnie reprezentować, wysyłam wideo poprzez Instagram – tłumaczy.

Swego czasu Antoni Ptak ściągał hurtowo Brazylijczyków, próbując stworzyć kanarkową Pogoń Szczecin. Nie udało się, ale część z zaciągu zakotwiczyła w Polsce na lata. Przykładem może być chociażby Edi Andradina uważany za jednego z lepszych obcokrajowców w historii Ekstraklasy. To, że Henrique występuje zaledwie na poziomie Serie D, wcale nie musi oznaczać, że jest miernym graczem.

– Dlaczego Polska? Tu nie ma żadnego przypadku. Ja uwielbiam Roberta Lewandowskiego. To najlepszy piłkarz na świecie i dlatego pisałem do ludzi z twojego kraju – mówi. Na razie Gustavo Henrique oferty nie dostał. A wiek – rocznik 94 – sprawia, że będzie coraz trudniej.

Gustavo Henrique (fot. archiwum prywatne)
Gustavo Henrique (fot. archiwum prywatne)

Głuchy telefon

– Wiadomości od zawodników z Afryki to coś, z czym spotyka się każdy menedżer – tłumaczy Michał Mołdoch. – Ostatnio wspólnik pisał do mnie, że ma super piłkarza. Nowy Messi. Tylko ten zawodnik dwa tygodnie wcześniej kontaktował się ze mną i zdecydowanie się nie nadawał. Z reguły tacy chłopcy mają za sobą ciężkie przeżycia, ale nie bardzo można im pomóc. Jest za dużo zmiennych. Przeważnie w swoich krajach nie przeskakują poziomu juniora – dodaje.

– Mail, Instagram, Facebook, LinkedIn – piszą wszędzie, gdzie się da. Przeważnie są to piłkarze z Afryki, najwięcej z Nigerii lub Ameryki Południowej. Często żyjący w biedzie, którzy marzą o karierze piłkarza – dodaje menedżer Roman Skorupa. – Żeby być w zgodzie z sumieniem staram się przejrzeć każde z takich CV, choć czasami jest ich zbyt dużo, żeby każdemu odpowiedzieć.

Co robić, jeśli menedżer zwróci uwagę na internetowe dossier kandydata na piłkarza? – Przede wszystkim dobrze jak jest wideo. I to nie pięciominutowy filmik złożony z kilku spotkań tylko coś dłuższego, dającego szerszy obraz. Dobrze jak zawodnik doda link do profilu na transfermarkcie. Jeśli tam go nie ma, to z reguły prezentuje poziom amatorski – dodaje Skorupa.

Niestety, zdarza się, że menedżerowie chcą wykorzystać młodych, ambitnych i pełnych nadziei. Daniel Adaja ma 20 lat i w Anglii grał na poziomie półamatorskim, ale wierzył w umiejętności i rozsyłał maile do klubów. Tak trafił do Szwecji. – Przeważnie występuję na pozycji defensywnego pomocnika. Mam metr dziewięćdziesiąt, więc dobrze radzę sobie w walce o górne piłki. Jeśli chodzi o wady, to przede wszystkim brakuje mi spokoju. Jestem za gwałtowny.

– Początkowo pisałem do klubów z wyższych lig, ale gdy przestałem dostawać odpowiedzi, spróbowałem napisać do zespołów z drugiego i trzeciego poziomu. Głównie z Belgii i Hiszpanii. Wysłałem też kilka CV do Szwecji. Malmoe FF i IFK Sirius od razu mi odmówili, ale i tak trafiłem do tego kraju – wspomina.

– Skontaktowałem się z drugoligowym Newroz FC. Powiedzieli, że są zainteresowani. Jeśli mam czas to mogę przyjechać na tygodniowe testy. Wydałem ostatnie 300 funtów na lot. W Berlinie musiałem spać 12 godzin na lotnisku, bo przez pandemię odwołano mi samolot do Szwecji. Kiedy przyjechałem do Sztokholmu i wysłałem wiadomość, że jestem, nikt mi nie odpowiedział. Dzwoniłem, ale nikt nie odbierał. Zostałem sam w obcym kraju.

Na szczęście rękę wyciągnął zespół o nazwie Vasteras, występujący w trzeciej lidze. – Zazwyczaj zarabiałem, grając w piłkę, ale przez pandemię klub przestał płacić i musiałem iść do zwykłej pracy. Jednak daje z siebie wszystko i wierzę, że uda mi się jeszcze wiele osiągnąć w piłce.

Anelka przy Konwiktorskiej

Piłkarze atakują nie tylko menedżerów, ale i kluby. Mateusz Sokołowski jest skautem i specjalistą od mediów społecznościowych. Pracował w biurze prasowym Polonii Warszawa, gdy ta grała jeszcze w Ekstraklasie. – Na oficjalny fanpage klubu na Facebooku regularnie przychodziły zgłoszenia kandydatów na piłkarzy. Głównie z Afryki i Ameryki Południowej – mówi. – Najciekawsze kwiatki to załączone wideo. Jakieś zlepki z dziwnych meczów w trawie po kostki. Każdy filmik był opisany chwytliwym tytułem typu: new Messi!

– Odzewu na takie zgłoszenia nie było. Chyba że kurtuazyjne podziękowania i najlepsze życzenia – ucina Sokołowski. – Każdy traktował to z przymrużeniem oka. Ciekawe jest to, że na skrzynkę pocztową – nie klubową, a biura prasowego Polonii – przychodziły zgłoszenia anonimowych chłopaków, którym zamarzyło się granie w Europie. Pewnie siadali do komputera, wertowali ligi i wysłali setki, jak nie tysiące takich maili.

– Czasami przychodziły też wiadomości od menedżerów. Około 2012 lub 2013 roku pisał do nas człowiek, który podawał się za menedżera Nicolasa Anelki. Nikt tego nie brał poważnie. Żaden agent nie będzie kontaktował się z biurem prasowym. A na pewno nie zrobi tego agent tak znanego piłkarza, jak Nicolas Anelka. Zapewne chodziło o wyłudzenie pieniędzy np. zaliczki na bilety lotnicze – podejrzewa Sokołowski. Mniej więcej w tym czasie Anelka grał w... Juventusie Turyn, gdzie był wypożyczony z Shanghai Shenhua.

Nicolas Anelka – pierwszy z lewej (fot. Getty)
Czy agent Nicolasa Anelki rzeczywiście kontaktował się z Polonią Warszawa? (fot. Getty)

Jak to dziś wygląda przy Konwiktorskiej? – Oczywiście dostaję wiadomości od piłkarzy z całego świata. Głównie piszą poprzez LinkedIn i Facebook – mówi Kamil Olszewski szef skautingu akademii MKS Polonii Warszawa. – Często są to CV pisane łamanym angielskim przez chłopaków z egzotycznych krajów.

– Trafiają się takie, w których oprócz ogólnych danych takich jak wzrost, waga i pozycja nie ma zbyt wiele. Młodzi piłkarze dodają często linki do słabych jakościowo nagrań wideo. Ciekawe bywają też ich samooceny. Nie raz i nie dwa widziałem adnotacje wyglądające mniej więcej tak: typ piłkarza - Cristiano Ronlado. Rzuty wolne - Andrea Pirlo. Styl biegania - Andres Iniesta. Niestety tego nie da się zweryfikować, a wbrew pozorom nie brzmi dobrze – śmieje się szef skautingu Polonii.

Czy w zalewie niespełnionych gwiazd afrykańskich boisk znalazł się ktoś, kto zwrócił uwagę Olszewskiego? – Był taki chłopak z Kanady, Farzad Zaker-Zadeh. Nie porównywał się do Ronaldo, tylko rzeczowo opisał karierę. Swoje mocne i słabe strony. Wysłał obszerne CV i wideo, które nie trwało kilku minut. To były dłuższe materiały, z których można było wiele wywnioskować. Analizowałem je i stwierdziłem, że pokażę pierwszemu trenerowi.

Jak powiedział, tak zrobił. – To były trudne czasy, jeszcze przed wejściem pana Nitot do Polonii. Większość albo już rozwiązała kontrakty, albo nosiła się z takim zamiarem. Gdyby nie ta trudna sytuacja Farzad prawdopodobnie nie dostałby szansy, ale tak się złożyło, że przyjechał do Warszawy – opowiada Olszewski.

22 stycznia zameldował się przy Konwiktorskiej. – Zaprezentował się na tyle dobrze, że w klubie postanowiono usiąść do negocjacji. Gdyby nie pandemia podpisałby kontrakt. Przez zawirowania związane z koronawirusem nikt jednak nie grał. Farzad nie mógł zarabiać, a narażał się na koszty, bo wynajął pokój w hotelu robotniczym, który musiał opłacać.

Klub pod choinkę

– Na studiach grałem w drużynie uniwersyteckiej. Po zakończeniu edukacji rozpocząłem poszukiwania klubu. Trafiałem kolejno do Campeon, Garforth, Dunnington i szwedzkiego Ytterhigdall IK. Właśnie wtedy napisał do mnie trener CD Leganes. Widział moje wideo i zaproponował miesięczne testy w Hiszpanii. Od razu zaznaczył, że nie mogą mi zapewnić niczego, bo klub jest w ciężkiej sytuacji. Miałem trochę oszczędności, więc wsiadłem do samolotu i poleciałem. To był fantastyczny czas. Dostałem propozycję gry w drużynie B, ale miałem jeszcze pojechać z Leganes na obóz do Włoch. Niestety, nie miałem tyle pieniędzy, więc wróciłem do Kanady – opowiada Farzad.

W jego ojczyźnie skontaktował się z nim agent, który usłyszał o próbie podboju Półwyspu Iberyjskiego. Wepchnął najpierw Zaker-Zadeha do drugiego zespołu York9 FC, a potem do rezerw Toronto FC. Po krótkich epizodach w Stanach Farzad ponownie wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie grał w Tadcester U23.

– W czasie Świąt Bożego Narodzenia zacząłem pisać maile do klubów. Szukałem kontaktu do Anthony'ego Oatesa, który jest polsko-angielskim skautem w Leeds. Dzięki Whatspp negocjowałem z portugalskim zespołem. Do szwedzkiego Ytterhigdall IK dostałem się poprzez maile, a do York9 FC po prostu przyszedłem na trening. W końcu poprzez LinkedIn poznałem Kamila Olszewskiego – tłumaczy Zakeh.

Choć problemy finansowe przeszkodziły w podpisaniu kontraktu z Polonią, to Kanadyjczyk jest dobrej myśli. – Początkowo miałem iść do Pogoni Grodzisk Mazowiecki, ale zmieniło się wiele rzeczy i Kamil zaproponował Polonię. Nie rozumiałem języka, ale atmosfera była niesamowita. Wszyscy byli przyjacielscy i chcieli mi pomóc. Od razu zakochałem się w Polonii. Standard był dużo wyższy niż w innych klubach.

– Wtedy Polonia była nękana kłopotami finansowymi, ale pojawili się ratownicy z Francji. Kamil powiedział, że klub nadal jest zainteresowany. Oczywiście, o ile wciąż będę wystarczająco dobry. Robię wszystko, żeby go nie zawieść i wierzę, że jak koronawirus ustąpi to znów trafię do Polski.

Rzucić wszystko i wyjechać na Islandię

Nie tylko piłkarze kombinują jak znaleźć nowy zespół. Kluby i agenci też są pomysłowi. W 2019 roku przyjechał do Warszawy Saint Paul Edeh, który rozwieszał po mieście ogłoszenia. "Zarabiaj 2000 euro miesięcznie, pracując i grając w Islandii". Brzmi podejrzanie?

Nigeryjczyk za młodu grał w takich klubach jak Hammbry, FC Goa i El-Ismaily. Co ciekawe twierdził, że reprezentował go ten sam agent, co Emmanuela Olisadebe. W 2008 doznał poważnej kontuzji i zamiast na Wembley trafił do sal Uniwersytetu Londyńskiego, gdzie skończył prawo. Potem wyjechał do Islandii studiować stosunki międzynarodowe.

Zarejestrował się jako agent piłkarski i założył klub Knattspyrnufelagid Stridsmenn, który miał być oknem wystawowym jego piłkarzy. – To mój projekt i rozkręcam go z własnych pieniędzy. W przyszłości, z bożą pomocą, chcemy zapewniać zakwaterowanie zagranicznym zawodnikom. Szczęśliwie łatwo znaleźć tutaj pracę i wielu pracodawców chce nam pomóc, oferując piłkarzom pracę za co najmniej dwa tysiące euro miesięcznie – mówił w rozmowie z Weszło.

Ogłoszenie Knattspyrnufelagid Stridsmenn (fot. stridsmenn.com)
Ogłoszenie Knattspyrnufelagid Stridsmenn (fot. stridsmenn.com)

– Nie jesteśmy w stanie opłacić kosztów przylotu czy zakwaterowania. Porozumieliśmy się jednak z wieloma lokalnymi B&B i hostelami, oferującymi naszym piłkarzom noclegi w niskich cenach – nie więcej niż dwadzieścia euro za noc w hostelu, nie więcej niż dwadzieścia pięć euro za Bed&Breakfast. Jak tylko wybierzemy danego piłkarza do naszej drużyny, może wynająć mieszkanie sam lub dzielić je z przyjaciółmi czy kolegami z drużyny. Na Islandii żyje około 15 tysięcy Polaków, dzięki czemu polscy zawodnicy chcący dla nas grać nie będą się tutaj czuli wyobcowani – mówił.

Żaden Polak nie zgłosił się do Edeha. – Projekt ten nie zaczął się w Islandii, miał miejsce w Internecie, a nie w rzeczywistości – wyjaśnia Piotr Giedyk, dziennikarz "IcelandNews".

Piłkarze z pośredniaka

Teoretycznie rzecz biorąc piłkarz to taki sam zawód jak dziennikarz, fryzjer czy kosmetyczka. Działa w szeroko pojętych usługach. Nie ścina włosów (był jeden, co próbował połączyć oba fachy i źle skończył), a jednak służy społeczeństwu. Dostarcza rozrywki. Może więc... da się znaleźć klub przez Urząd Pracy?

– Dla piłkarza? Była oferta dla hafciarki, ale o piłkarzach jeszcze nie słyszałam – śmieje się Wiesława Lipińska rzeczniczka Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie. – Wydaje mi się to wątpliwe, ale tak naprawdę nie mogę powiedzieć, że na pewno takiej oferty nie było. Żeby być wiarygodnym, trzeba by obdzwonić wszystkie z ponad 300 Powiatowych Urzędów Pracy – tłumaczy. – Jeżeli pan chce się podjąć takiego wyzwania, to najlepiej będzie zacząć od dużych skupisk miejskich, gdzie jest sporo ośrodków piłkarskich, takich jak np. Kraków.

Nie pozostaje nic innego jak odblokować telefon i zacząć dzwonić. Stolicę Małopolski dzieli od Wadowic około 50 kilometrów. Wskazówki pani Lipińskiej okazały się bezcenne. To właśnie w tamtejszym PUP-ie pojawiło się w 2018 roku następujące ogłoszenie: 15 złotych za godzinę, praca 10 godzin w tygodniu, wymagania: umiejętności gry w piłkę. Jego autorem był Grzegorz Makówka, prezes MKS-u Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska.

Aby zatrudnić pracownika spoza Unii Europejskiej należy spełnić szereg warunków. — Pierwszym krokiem jest zgłoszenie zapotrzebowanie w Urzędzie Pracy. Jeżeli zostanie wydane zaświadczenie, to wtedy można wystąpić do wojewody o pozwolenie na prace – mówił prezes Makówka w Radiu Kraków.

Lech Poznań zatrudnił Volkova poprzez… Urząd Pracy
Lech Poznań zatrudnił Volkova poprzez… Urząd Pracy

Wcześniej – w 2016 roku – tak samo robił Lech Poznań. Dlaczego utytułowany klub składał ofertę pracy? Fortel był konieczny, żeby zakontraktować Czarnogórca Vladimira Volkova. – Jeśli kandydat jest spoza Unii Europejskiej, to pracodawca musi zgłosić do urzędu pracy zainteresowanie takim pracownikiem. Wtedy umieszcza się ogłoszenie w bazie i jest kilka tygodni na znalezienie kandydata spośród bezrobotnych – tłumaczyli pracownicy poznańskiego PUP-u. – Chodzi tylko i wyłącznie o załatwienie stosownego pozwolenia, by Volkov mógł zagrać w niedzielnym spotkaniu przeciwko Termalice – dodawał Łukasz Borowicz, ówczesny rzecznik prasowy Kolejorza.

Z lektury ogłoszenia można było dowiedzieć się, że Czarnogórzec dostawał ponad 40 tysięcy złotych. Wykształcenie? A na co to, komu potrzebne...

Polecane
Najnowsze
Sportowy wieczór (08.06.2025)
Sportowy wieczór (08.06.2025)
| Sportowy wieczór 
Sportowy wieczór (08.06.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Lewandowski poza kadrą. "Nie odbiera się opaski kapitana przez telefon" [WIDEO]
(fot. TVP SPORT)
Lewandowski poza kadrą. "Nie odbiera się opaski kapitana przez telefon" [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Miga ze zgrupowania kadry: zostały odpalone dwie "bomby" [WIDEO]
Mateusz Miga i Hubert Bugaj (z prawej) (fot. TVP SPORT)
Miga ze zgrupowania kadry: zostały odpalone dwie "bomby" [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Liga Narodów, finał: Portugalia – Hiszpania [MECZ]
Portugalia – Hiszpania. Liga Narodów 2024/25, Monachium – finał. Transmisja online na żywo w TVP Sport (08.06.2025)
Liga Narodów, finał: Portugalia – Hiszpania [MECZ]
| Piłka nożna 
Liga Narodów, finał: Portugalia – Hiszpania [SKRÓT]
Portugalia – Hiszpania. Liga Narodów 2024/25, Monachium – finał
Liga Narodów, finał: Portugalia – Hiszpania [SKRÓT]
| Piłka nożna 
"To dziecinada". Ostre słowa po rezygnacji Lewandowskiego
Robert Lewandowski (fot. Getty Images)
"To dziecinada". Ostre słowa po rezygnacji Lewandowskiego
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Rzuty karne rozstrzygnęły finał! Znamy zwycięzcę Ligi Narodów! [WIDEO]
Lamine Yamal i Cristiano Ronaldo (fot. Getty Images)
Rzuty karne rozstrzygnęły finał! Znamy zwycięzcę Ligi Narodów! [WIDEO]
FOTO
Wojciech Papuga
Do góry