Guillermo Marino właśnie dołączył do galerii piłkarzy z najciekawszymi wymówkami. Argentyńczyk opuścił trening, bo jak wyjaśnił kolegom z drużyny, został w tym czasie porwany przez... UFO.
CZYTAJ TEŻ: "Stary Jordan i morze". Koszykarz jak literacki bohater Amerykanów [wideo]
To historia jak Z Archiwum X, ale kolegów z klubu przekonała. Zaczyna się niepozornie. Marino w latach 2010-2013 występował w Universidad de Chile prowadzonym przez Jorge Sampaoliego. Sięgnął po tytuł – zdobył Aperturę w 2011 roku, później odszedł do Boca Unidos. Od paru lat już nie gra i prawdopodobnie nikt nie przypomniałby sobie o nim nagle w czerwcu 2020 roku, gdyby nie opowieść partnera zespołowego dla Lado B.
Gustavo Lorenzetti, który też reprezentował w tamtym czasie Universidad de Chile, postanowił wyjawić niezwykłą historię, jaka miała spotkać Marino. Argentyńczyk nie pojawił się na treningu, bo... I tu przechodzimy do sedna.
– Dokładnie nam wyjaśnił, co czuł i w ogóle. Są przypadki, kiedy zawodnicy mówią "wyszedłem i wróciłem dwa dni później, ponieważ zostałem porwany przez obcych". Ale Guille to nie ten typ zawodnika. Był bardzo przyzwoitym człowiekiem. Każdy go zna – powiedział Lorenzetti i przeszedł do opisu tajemniczych zdarzeń, które spotkały Marino. – Zaczął wyjaśniać, że nagle się zgubił i został porwany przez obcych. Tłumaczył, że wyciągnęli z niego duszę, przeanalizowali ją, a podczas całej podróży dbali o niego. Powiedział coś w tym stylu.
Lorenzetti nie miał wyjścia. Po tak drobiazgowych opisach sam uznał, że UFO faktycznie istnieje. – Szczerze mówiąc, wierzę w obcych. Dał świetne wyjaśnienie i musimy mu wierzyć. Inne stacje muszą do niego zadzwonić, aby mógł o tym więcej opowiedzieć. Niemniej jednak, został porwany przez kosmitów – kontynuuje wypowiedź dla Lado B.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Co na to trener? Czy też usłyszał wersję o porwaniu przez kosmitów? – Nie wiem, czy Guille opowiedział tą samą historię Sampaoliemu. Musieli później rozmawiać. Ale znając Guille, myślę, że musiał mu uwierzyć. Co można powiedzieć? To jest godne Discovery albo podobnej telewizji – nie ma wątpliwości były kolega klubowy Marino.
Argentyńczyk na boisku nigdy nie dorównał wielkiemu rodakowi, Diego Maradonie, ale mają w życiorysie ten sam epizod. Obu porwało UFO.