23 czerwca 2002 roku Don Frye i Yoshihiro Takayama złapali się za szyje i masakrowali swoje twarze. Ten pojedynek został okrzyknięty najbrutalniejszą walką w historii MMA, choć potem bywały jeszcze gorsze widoki. Ich kariery potoczyły się zgoła odmiennie. Amerykanin zagrał w "Godzilli"… i został legendą UFC. Japończyk złamał kręgosłup i był skazany na wózek inwalidzki.
Strażak kontra senator
Don Frye bardzo szybko polubił się ze sportami walki. Pierwsze szlify zdobywał w zapasach olimpijskich jeszcze jako uczeń Buena High School w rodzinnym Sierra Vista. Edukację kontynuował na Uniwersytecie Arizońskim, gdzie poznał Dana Severna, przyszłą gwiazdę mieszanych sztuk walki. W 1987 Frye uzyskał nawet kwalifikację olimpijską w zapasach. Jednak szybko zrezygnował ze starożytnego sportu na rzecz boksu. Debiutował w 1989 w Pheonix w Arizonie. Pierwsza walka była obiecująca. Znokautował Louisa Morę już w pierwszej rundzie, po czym… zakończył karierę.
"Predator", bo taki pseudonim później nadali mu fani MMA, postanowił zrezygnować z boksu i rozpoczął pracę jako ratownik medyczny oraz strażak. Nie walczył już zawodowo, ale mimo to wciąż trenował. Oprócz boksu jeszcze judo, gdzie zdobył czarny pas.
W 1996 pojawił się na jednej z gal UFC, gdzie towarzyszył staremu przyjacielowi – Danowi Severnowi. Niedługo potem sam został zaproszony do ringu. Władze federacji zaproponowały mu walkę w turnieju o nazwie David vs. Goliath w Portoryko. Przygodę z mieszanymi sztukami walki zaczął jeszcze bardziej imponująco niż z boksem. Znokautował Thomasa Ramireza po ośmiu sekundach! Czterdzieści dłużej męczył się z Samem Adkinsem, a na koniec poddanał Gary’ego Goodridge’a. UFC 8: David vs. Goliath było turniejem typu openweight, więc walczyli zawodnicy z różnych kategorii wagowych. Adkins był o siedem kilogramów cięższy od rywala.
Początkowo MMA było okazją, żeby sobie dorobić. – Pracowałem jako strażak w Bisbee w Arizonie – wspominał Frye. – W dni wolne od pracy podkuwałem konie. Właśnie miałem trudny czas. Rozwiodłem się z żoną. Ona zabrała dzieci. Pomyślałem, że zarobię szybką gotówkę i zapłacę rachunki – mówił. I właśnie wtedy – na nieszczęście Frye’a – na scenie pojawił się senator John McCain. – Część tego show jest tak brutalna, że czuję obrzydzenie – grzmiał przyszły kandydat na prezydenta USA. – To rozrywka dla najniższych warstw społeczeństwa. Walka kogutów, w której ludzie zastępują zwierzęta.
– Musiałem rzucić pracę strażaka – opowiadał Frye. – Zadzwonili do mnie z zaproszeniem na UFC 9. Poprosiłem komendanta Jacka Ernesta – niech go Bóg błogosławi, bo to dobry człowiek — o wolne. On poszedł do burmistrza Bisbee, ale ten odmówił. Wszystko przez opinie, które wygłaszał McCain. Biedny Jack wrócił do remizy i powiedział: – Musisz podjąć decyzję Don. Albo straż, albo MMA. Do dzisiaj tęsknię za chłopakami ze służby.
Wąs patrioty
Frye nigdy nie ukrywał, że chodzi o możliwość szybkiego zarobku a wichry losu sprawiły, że zaczął walki w MMA. – Jako strażak mogłem zarobić w rok 45 tysięcy dolarów. W UFC za jedną noc — o ile by dobrze poszło — dostałbym 50.
Były strażak wrócił do ringu wiosną 1996. Na U-Japan pokonał Marka Halla, a potem wystąpił w niezwykłej gali UFC: Ultimate Ultimate. Na początek doszło do rewanżu Frye – Goodridge. Po długim, jedenastominutowym boju, wygrał ten pierwszy.
Potem znów mierzył się z Markiem Hallem. Ale to była krótka walka. Frye w dwudziestej sekundzie założył rywalowi dźwignie na achillesy, a ten odklepał, wijąc się z bólu. – Tego wieczoru drugi raz w życiu miałem wrażenie, że sędziuję ustawiony pojedynek. W pierwszej walce tych gości Frye zmasakrował Halla, który nie chciał się poddać. A w drugiej? Frye, zapaśnik z krwi i kości, nagle bez wylewania kropli potu zakłada dźwignie na achillesa. Nigdy wcześniej tak nie wygrał. Walka wydawała mi się dziwna. Wiedziałem, że obaj są prowadzeni przez tego samego faceta – przekonywał w biografii rozjemca tamtego pojedynku John McCarthy.
W finałowym starciu Frye pokonał Tanka Abbota, który się… potknął. Po tym sukcesie "Predator" zakończył karierę w MMA. Flirtował trochę z kick-boxingiem, ale miłości już nie było.
W 2001 roku, pięć lat po wydarzeniach z UFC Ultimate Ultimate, Frye powrócił do mieszanych sztuk. Podpisał kontrakt z federacją Pride. Pierwsza walka miała miejsce 24 września. Niemal dokładnie dwa tygodnie po zamachach na World Trade Center. Frye, który swoim charakterystycznym wąsem przypominał detektywa Thomasa Magnum, w którego rolę wcielał się Tom Selleck, kreował się na amerykańskiego patriotę. Do ringu wszedł z flagą USA. Miał też jej fragment na spodenkach.
Po zakończonej edukacji zaczął trenować kendo (tradycyjną szermierkę samurajów) i pracować jako ratownik na basenie w Shonan. – Pewnego razu spotkałem tam Shigeo Miyato. Pomyślałem sobie, że cudownie byłoby zostać zawodnikiem wrestlingu – mówił Takayama w wywiadzie dla magazynu "Takarajimasha". Niestety, życie zweryfikowało marzenia. Zamiast do ringu trafił za ladę. Został sprzedawcą w konglomeracie mediowym Fuji.
Ciągle jednak marzył. Przypadkowe spotkanie z Miyato nie poszło bowiem w zapomnienie. Takayama kontynuował znajomość z legendą japońskiego wrestlingu. W latach 90. XX stawiał już pierwsze kroki w UWF – federacji, w której znaczącą rolę odgrywał Shigeo Miyato.
W 1995 roku wraz Yojim Anjo i Kenichim Yamamoto stworzyli tercet "Złote puchary". Grupa była połączeniem kabaretu i sportów walki. W przerwach między rzucaniem rywalami na matę kpili, drwili i naśmiewali się z nich. Najsłynniejszym zagraniem tego trio było wchodzenie do ringu w maskach z podobiznami przeciwników. Ciekawostką jest fakt, że ci pochodzili z innej federacji – New Japan Pro Wrestling. To raczej rzadko spotykana forma współpracy.
Rok 1999 zaczął się źle. Najpierw zmarł trener Yoshiro, a potem upadło UWF. Dołączył więc do Kingdom, ale to też zostało rozwiązane. Masahito Kakihara namówił go więc na dołączenie do All Japan Pro Wrestling. Tam szybko wdał się w spór z Toshihakim Kawadą, na szczęście równie szybko przyszły też sukcesy.
– Gdybym zobaczył coś takiego w filmie, to śmiałbym się z kiczowatych ujęć. Ale to nie był film. To działo się naprawdę – mówił z kolei dziennikarz Jed Meshew. – To prawda. Najgorsze co może spotkać film akcji to słabo wyreżyserowane sceny walki. A tu coś takiego napisało życie – wtórował Alexander Lee.
Takayama i Frye masakrowali twarze przez sześć minut i dziesięć sekund. Amerykanin rzucił się na Japończyka. Ten odpowiedział, ale ciosy "Predatora" były zbyt mocne. Yoshihiro próbował klinczować. Udało mu się obalić Frye’a i trafić go kolanem w głowę rywala, ale to wszystko na nic. W pierwszej rundzie jedno z uderzeń Japończyka było tak mocne, że rywalowi wypadł ochraniacz zębów. Mimo to walka trwała.
W drugiej rundzie Takayama ponownie spróbował przewrócić rywala, ale źle się to dla niego skończyło. Frye znalazł na brzuchu Japończyka i masakrował go kolejnymi ciosami. Sędzia nie miał wyboru. Przerwał walkę.
– Twarz Takayamy była koszmarna. Wyglądał jakby miał na sobie maskę z ludzkiej skóry. Zupełnie jak Hanibal Lecter w "Milczeniu owiec" – mówił Alexander Lee. Jed Meshaw z kolei dodawał: – Mnie przypominało tę scenę ze "Skyfall", gdy Javier Bardem wyjmuje zęby.
I googled “Enemies of Godzilla” and Don Frye popped up. I can’t believe I’ve never heard of this! pic.twitter.com/qjtp8Kz6xG
— Angela Hill (@AngieOverkill) March 7, 2018
W 2017 roku podczas walki z Yasu Urano próbował zrobić sunsent flip. Ruch polega na przewrocie po plecach rywala, a następnie wywróceniu go szybkim pociągnięciem za nogi. Takayama wykonywał to w zapaśniczej karierze setki razy.
Sunset flip jest jednym z podstawowych ruchów. Trudno powiedzieć co nie zagrało, ale tym razem się nie udało. Takayama upadł, łamiąc przy tym kręgosłup w odcinku szyjnym.