{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Premier League. Liverpool mistrzem Anglii! City straciło punkty

Kibice Liverpoolu czekali na ten moment aż trzydzieści lat. I wreszcie się doczekali! W czwartek punkty stracił Manchester City, który przegrał z Chelsea 1:2 i stracił szansę, aby dogonić drużynę Juergena Kloppa.
W sezonie 2015/2016 Chelsea pokonała Tottenham i zapewniła tym samym tytuł Leicester City. Teraz zespół Franka Lamparda wyświadczył przysługę zespołowi Juergena Kloppa, wygrywając 2:1 z Manchesterem City. Mistrzostwo Anglii – nawet jeśli wywalczone przed telewizorem – musi doskonale smakować graczom Liverpoolu.
Piłkarze Kloppa już w zeszłym roku zrobili wszystko, by zdobyć trofeum. Manchester City był jednak minimalnie lepszy. Jakoś o jedenaście milimetrów. Gdyby w bezpośrednim starciu John Stones nie wybił piłki z linii bramkowej wszystko mogło potoczyć się inaczej.
Wówczas, mimo 97 punktów, Liverpool zakończył sezon na drugim miejscu. Kluczowy w kontekście tytułu okazał się też remis w derbach z Evertonem. Nic nie smakowało kibicom The Toffees tak bardzo, jak świadomość, że to ich klub pozbawił odwiecznych rywali mistrzostwa.
Niejako na osłodę Liverpoolowi została Liga Mistrzów. Wielki triumf Juergena Kloppa i jego zawodników świętowany był na ulicach miasta Beatlesów niemal jak ligowy tytuł. Niemal. Aż trudno było sobie wyobrazić wtedy, jak czerwony stanie się Liverpool, jeśli faktem stanie się najbardziej upragnione z trofeów.

Obecny sezon miał być tym wyjątkowym. Od początku The Reds narzucili niesamowite tempo, wygrywali mecz za meczem i wydawało się, że dorównają Arsenalowi (sezon 2003/04 bez porażki). Na drodze stanął jednak Watford, który niespodziewanie wygrał z Mohamedem Salahem i spółką. Potem okazało się, że rany zadane przez Szerszenie są niczym w porównaniu do ran, jakie może zadać koronawirus.
Ze względu na pandemię zawieszono rozgrywki, gdy Liverpool miał 25 punktów przewagi nad City i jeden mecz rozegrany więcej. Do końca zostało mu dziewięć spotkań. Tak blisko, a tak daleko – tym bardziej, że pojawiały się głosy, że doświadczona przez COVID-19 Anglia nie wróci do spotkań ligowych, a sezon zostanie uznany za nierozegrany. Kibice zaczęli wierzyć w fatum. Jak nie ślizgający się Steven Gerrard, to koronawirus. Tego nie przewidziałby nawet najlepszy reżyser w Hollywood.
W końcu czerwona część Liverpoolu odetchnęła. Premier League została wznowiona. Remis z Evertonem nie mógł być deja vu z zeszłego sezonu. Przewaga była za duża. Po zwycięstwie nad Crystal Palace, Liverpoolowi potrzebne było zwycięstwo w kolejnym meczu lub... porażka bądź remis City w spotkaniu z Chelsea. A że The Blues lubią zamieszać, świętowanie można było zacząć przed telewizorami. Po 30 długich latach sukces stał się faktem. Sukces, na który zasłużyli jak mało kto. Już teraz padają pomysły o postawieniu pomniku Juergena Kloppa. A gdyby tak dołożyć do niego trójkę Mane-Salah-Firmino? Miasto Beatlesów zyskałoby kolejny monument wielkiej czwórki. Czwórki, która mistrzostwo zdobyła w koncertowym stylu.
Przed meczem:
Choć w czwartkowym hicie 31. kolejki Premier League mierzyły się drużyny z Londynu i Manchesteru, wynik najbardziej interesował kibiców z Liverpoolu. Zwycięstwo bądź remis gospodarzy zapewniał bowiem pierwszy mistrzowski tytuł "The Reds" w erze Premier League.
Rezultat starcia z "The Citizens" nie bez znaczenia był także dla zawodników Franka Lamparda. Ci chcieli odpowiedzieć na dobry występ Manchesteru United, który goni ich w tabeli. Przed meczem z drużyną Pepa Guardioli zajmowali czwarte miejsce w lidze. Goście liczyli już tylko na przedłużenie marzeń o mistrzostwie. Byli już jednak niemal pewni zajęcia drugiej pozycji w tabeli na koniec rozgrywek.
Jak padły gole?
35' (1:0) – Benjamin Mendy miał szansę przeciąć kontratak Chelsea tuż przy linii środkowej. Popełnił jednak poważny błąd, a do piłki dopadł Christian Pulisic. Ten ograł Francuza, mijając także znajdującego się w pobliżu Ilkaya Gundogana. Wyszedł sam na sam z Edersonem i pokonał go płaskim strzałem w róg bramki. Trafieniem na 1:0 uradował przede wszystkim kibiców Liverpoolu.
55' (1:1) – Kevin de Bruyne show! Belg fantastycznie uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego. Kepa Arrizabalaga nie miał najmniejszych szans, by obronić ten strzał. Piłka wpadła wprost w okienko. 1:1!
75' (2:1) – kolejne szybkie wyjście zawodników Chelsea przyniosło efekt. Willian dośrodkował w pole karne, a Tammy Abraham kopnął na bramkę Edersona. Choć Brazylijczyk świetnie interweniował, to jego rodak – Fernandinho – musiał go wyręczyć w obronie dobitki. Dotknął piłkę ręką, więc sędzia wyrzucił go z boiska i podyktował rzut karny. Jedenastkę na gola zamienił trzeci z reprezentantów Canarinhos – Willian. Było 2:1.
Jak jeszcze mogły paść gole?
18' – Manchester City wykonywał rzut wolny. W polu karnym najlepiej odnalazł się Fernandinho, który świetnym strzałem głową starał się zaskoczyć Kepę Arrizabalagę. Ten popisał się jednak znakomitą interwencją.
33' – po stałym fragmencie gry gola strzelić mogła także Chelsea. Andreas Christensen wyszedł wysoko w powietrze i wygrał pojedynek główkowy. Jego uderzenie świetnie obronił jednak Ederson, który zmuszony był do pierwszej interwencji po restarcie rozgrywek.
70' – Pulisic po raz kolejny wykorzystał błąd zawodników Manchesteru City i pomknął na bramkę Edersona. Minął bramkarza, lecz jego strzał okazał się zbyt lekki. Kyle Walker zdołał wybić piłkę z linii bramkowej.
Liverpool mistrzem Anglii
Dzięki wygranej Chelsea Liverpool FC sięgnął po swój pierwszy od trzydziestu lat tytuł mistrzowski. Jest to jego premierowe trofeum w erze Premier League. W następnej kolejce gracze Juergena Kloppa zmierzą się z Manchesterem City, więc gratulacje będą mogli odebrać z rąk najgroźniejszego konkurenta.
Choć zwycięstwo zespołu Lamparda rozstrzygnęło wynik tegorocznej rywalizacji w lidze angielskiej, nie wpłynęło na pozycję obu zespołów w tabeli. Chelsea pozostała na czwartym miejscu, Manchester City na drugim.