| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn
Rozmowy o utracie bliskich nigdy nie są łatwe. Zwłaszcza, gdy masz 19 lat i dopiero wchodzisz w dorosłość. Michał Olejniczak, zgodnie uznawany przez legendy polskiej piłki ręcznej za nasz największy obecnie talent, ma za sobą pół roku bogatych, ale też trudnych życiowo doświadczeń. W styczniu wystąpił z kadrą na Euro 2020. Kilkanaście dni temu zdawał z kolei egzaminy maturalne i podpisał kontrakt z PGE VIVE Kielce. W marcu zaś stracił ojca. – Rodzice stworzyli mi prawdziwe okno na świat. Nie jestem w stanie opisać słowami, ile im zawdzięczam – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Z drugiej ligi do triumfatora Ligi Mistrzów. Niespodziewany transfer Polaka. "To było pozytywne zaskoczenie"
Od autora: rozmowa została przeprowadzona 24 czerwca w Cetniewie. Olejniczak nie był wówczas związany kontraktem z żadnym klubem. Prowadził negocjacje. Dzień po rozmowie, 25 czerwca, został zawodnikiem PGE VIVE Kielce. Fragment rozmowy nt. negocjacji z innymi klubami nie został usunięty, by zachować jej płynność.
Maciej Wojs, TVPSPORT.PL: – Jak matura?
Michał Olejniczak: – Myślę, że w porządku. Właściwie, to czekam na 11 sierpnia. Dostaliśmy takie kody od dyrekcji i czekam, żeby wklepać je w Internet i sprawdzić wyniki. Ale jestem dobrej myśli. Myślę, że wszystko będzie na wysokim poziomie.
– Co zdawałeś?
– Trzy podstawowe egzaminy to wiadomo – polski, matematyka i angielski. A oprócz tego jeszcze rozszerzenie z matmy i angielskiego.
– Rozszerzenie z matematyki? To raczej rzadkość wśród sportowców...
– Rzeczywiście, rzadko się to zdarza. Próbowałem się gdzieś w tej matematyce odnaleźć, ale prawdę mówiąc, chyba ostatecznie będę celował w wychowanie fizyczne. To jest mi bardziej pokrewne.
– Będziesz łączyć sport i studia?
– Mama zawsze powtarzała mi: "Michał, sport jest tylko do czasu. Musisz myśleć o tym, co będziesz robił później". Plan jest więc taki, by podpisać kontrakt na trzy lata [Olejniczak podpisał trzyletni kontrakt z PGE VIVE Kielce w czwartek 25 czerwca, dzień po rozmowie – wyj. MW], zrobić licencjat, a potem zobaczę. Jeśli będę dobrze czuł się w klubie i przedłużymy umowę, to zrobię też od razu magistra.
– Wspomniałeś o trzyletnim kontrakcie, więc przejdźmy do kwestii sportowych. Od stycznia i mistrzostw Europy kibice i dziennikarze zastanawiają się, gdzie trafisz. Czytałem różne opinie na temat tego, co powinieneś zrobić. Co powinien zrobić Michał Olejniczak według Michała Olejniczaka?
– Myślę, że powinien ze spokojem podjąć bardzo dobrą decyzję. Wiem, że w tej kwestii doradza mu mama i jej też zależy na tym, by trafił do dobrego klubu, gdzie będzie grał i gdzie będzie miał perspektywę rozwoju. Zależy im też na tym, by w tym klubie był trener, który będzie widział w nim potencjał, będzie chciał go wykorzystać i doskonalić. A co dokładnie zrobi? Odpowiem dyplomatycznie: zobaczymy.
– Ile klubów odezwało się do ciebie?
– Kilka z zagranicy. Z Polski, to te, o których pisało się w mediach – Wisła i VIVE.
– A te z zagranicy? Mówiono o Ademar Leon. To prawda?
– Ten temat właściwie upadł już na początku. Do żadnych rozmów nie doszło. Dostałem jedynie informację od Mateusza Piechowskiego, że Manolo Cadenas pytał się o mnie i jest zainteresowany. Nic więcej jednak nie było.
– A pozostałe?
– Pojawiło się kilka ofert z Bundesligi i 2. Bundesligi. Myślę jednak, że na tę chwilę, nie dają mi one takiej możliwości rozwoju, jak te z Polski. Potrzebuję grać jak najwięcej i łapać jak najwięcej minut. Za granicą może być z tym różnie, bo wiele zależy od trenera: albo będzie mnie sadzał na ławce, albo będzie widział we mnie potencjał i systematycznie na mnie stawiał.
– No dobrze, skoro mówisz, że oferty z zagranicy nie dają ci takiej możliwości rozwoju, to domyślam się, że zostajesz w kraju.
– Na tę chwilę – tak, ale też nie zamykam się na zagranicę. Staram się zobaczyć, jakby to tam wyglądało, również w kontekście studiów – czy np. mógłbym mieć indywidualny tok nauczania. Opcji jest wiele. Teraz to najtrudniejsze zadanie, by wybrać tę najlepszą ofertę.
– Podczas konferencji w Kielcach pytałem o ciebie prezesa Servaasa. Odpowiedział wówczas: "Michał? Interesujemy się nim, ale z tego co słyszałem, podpisał już kontrakt w Niemczech".
– Mogę zdementować tę plotkę. Nie związałem się jeszcze z żadnym klubem. Prowadzę rozmowy z drużynami w Polsce i na tym poprzestańmy.
– Jak długo potrwają jeszcze rozmowy?
– Na pewno nie będę zwlekał zbyt długo, nie wiem, dajmy na to do początku sierpnia. We wszystkich klubach ruchy kadrowe mają miejsce już od dłuższego czasu. Myślę, że tak naprawdę wszystko wyjaśni się na przestrzeni tygodnia.
– Oferty z Wisły i VIVE, propozycje od klubów Bundesligi, zainteresowanie Ademar... Jak ty się w tym odnajdujesz jako 19-latek?
– Prawdę mówiąc, doskonale zdaję sobie sprawę, że talent i potencjał to nie wszystko. Przede mną jest ogrom pracy. I widzę to na treningach, choćby tych reprezentacji – czasem ta głowa gdzieś mi się gotuje i tak było choćby w środę, na tym treningu, na którym byłeś. Od tego są jednak analizy wideo, by to wszystko dopracować, dalej się uczyć i dokształcać. Staram się nie śledzić mediów, szczerze mówiąc. Ludzie zawsze będą pisać najróżniejsze rzeczy, więc nie warto się koncentrować na tym, co ktoś napisał gdzieś na mój temat w mediach społecznościowych czy na jakimś portalu. Ja mam skupiać się na swojej pracy.
Podoba mi się ten chłopak. To takie nasze "światełko w tunelu". Trzymam za niego bardzo mocno kciuki i będę uważnie przyglądał się jego dalszemu rozwojowi
– Na takie komentarze rzeczywiście nie warto poświęcać czasu, ale już czym innym są opinie byłych reprezentantów kraju i legend polskiej piłki. Marcin Lijewski, Grzegorz Tkaczyk, Artur Siódmiak – każdy z nich cię chwali.
– To już całkiem inna kwestia. Usłyszeć takie słowa od byłych zawodników, od legend, to naprawdę bardzo miła sprawa. Traktuję to jako dodatkową motywację do działań. Dla mnie to zachęta, by dalej pracować i stawać się z dnia na dzień coraz lepszym zawodnikiem.
– Wyobrażałeś sobie przed laty, że kiedyś usłyszysz od nich takie słowa?
– Nie, w żadnym wypadku. Ja nawet nie wyobrażałem sobie, a co najwyżej marzyłem o tym, by zadebiutować kiedyś w reprezentacji, a z czasem – zadomowić się w niej. Myślę, że idzie to w dobrym kierunku, ale tak jak już mówiłem – dużo pracy przede mną.
– Dlaczego zostałeś piłkarzem ręcznym?
– Zacząłem od pływania. Trenowałem przez kilka lat, zacząłem jeszcze jakoś zanim poszedłem do szkoły podstawowej. Skończyłem w trzeciej klasie. Na początku było to wyłącznie hobby, taka zabawa pod kątem kształcenia i nauki pływania. Później zaczęło to jednak wkraczać w taką fazę, że pojawiały się zawody i mistrzostwa. Dwa razy udało mi się nawet wygrać mistrzostwa Gorzowa! Fajnie to wyglądało, ale kiedyś, podczas jednego z treningów, mój tato spotkał się na basenie z kolegą. Ten mu powiedział: "Ty, dawaj go na trening piłki ręcznej". Ja jako mały chłopak wiele do powiedzenia w tej kwestii nie miałem – tata po prostu woził mnie na treningi, więc trenowałem. Z czasem jednak piłka zaczęła mi się podobać bardziej niż pływanie, więc zrezygnowałem z basenu i poświęciłem się jednej dyscyplinie.
– To była twoja decyzja?
– Tak, rodzice pchnęli mnie do sportu, ale to był mój wybór. Musiałem postawić na jedną dyscyplinę, bo tych zajęć miałem naprawdę dużo. Był dodatkowy angielski, była też dodatkowa godzina treningu piłki ręcznej. Rodzice bardzo dużo we mnie inwestowali i jestem im za to wdzięczny. Postawienie na piłkę ręczną było jednak moją decyzją i, przynajmniej na tę chwilę, to nie była zła decyzja.
– Od dziecka garnąłeś się do sportu?
– Od małego! Jeszcze zanim poszedłem do przedszkola, to bardzo dużo jeździłem na rowerze. Deszcz, śnieg czy upał – nie miało to dla mnie znaczenia. Zresztą codziennie jechałem z mamą do przedszkola, oczywiście na rowerach. Mój zostawialiśmy w pracy mamy, a później razem wracaliśmy. Ten ruch był zawsze. Jeśli nie rower, to spotykałem się z kolegami na placu zabaw i graliśmy w piłkę, biegaliśmy, bawiliśmy się w chowanego. Ciągle coś się działo.
– Z rodzinnego Gorzowa trafiłeś do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku.
– Już w podstawówce myślałem o tym, by tam trafić. Słyszałem, że to dobra szkoła i to się potwierdziło. Zgłosiłem się do Gdańska na testy, pojechałem i z tego, co słyszałem, wypadłem pozytywnie.
– Już wtedy, podczas testów, doskwierała ci kontuzja barku?
– Nie, ale podczas testów bolały mnie plecy. Przez jakiś czas działałem z fizjoterapeutą i wszystko było okej. Później jednak pojechałem na zgrupowanie kadry i otwarte mistrzostwa Europy w Szwecji. Tam grałem bardzo dużo i wtedy zaczął mnie boleć bark prawej ręki. No cóż... Diagnoza zapadła szybko – potrzebna jest operacja. Szczęście w nieszczęściu, że doktor powiedział, że w środku nie było tak źle.
– SMS to szkoła życia?
– Na pewno. Oj, wesoło tam było... Trzeba było nauczyć się obsługiwać pralkę, ale akurat dla mnie to nie był problem. A inne rzeczy? Wiadomo, dbanie o porządek – sprzątanie, zmywanie. Każdy miał swoje obowiązki. Rano trzeba było wstać wcześniej, zrobić sobie śniadanie, zjeść, przygotować też śniadanie do szkoły. Potem lekcje, trening... Wszystko trzeba było mieć w małym palcu. Do tego dochodziły przecież nauka i sprawdziany, więc tego wolnego czasu naprawdę było bardzo mało. Każdy z nas musiał nauczyć się nim dobrze gospodarować. Ja jednak interesowałem się tym wszystkim wcześniej i w domu uczyłem się obowiązków. Gdy mama prosiła, żebym posprzątał, to sprzątałem, gdy mówiła, żebym umył podłogę, to myłem. Oczywiście nie było tak, że mama coś mi mówiła, a ja łapałem za miotłę i od razu sprzątałem. Zazwyczaj było: "zaraz, za chwilę", ale też zawsze dochodziło do skutku.
– Rodzice nie chowali mnie pod kloszem, nie byłem jakoś specjalnie rozpieszczany. Dostałem miejsce na rozwój i naukę, a to najważniejsze. Stworzyli mi takie okno na świat. Naprawdę, nie jestem w stanie opisać słowami, ile im zawdzięczam. Wkładali w mój rozwój mnóstwo pieniędzy. Każde buty sportowe, strój – to wszystko kosztowało. Później dochodziła jakaś piłka, gumy do ćwiczeń... Z czasem starałem się ich jakoś odciążyć, ale zawdzięczam im ogromnie dużo.
W przyszłości chcę stać się zawodnikiem, który może poprowadzić kadrę. Nie jestem jeszcze na tyle silny, by dźwigać ten ciężar na barkach już teraz, ale bardzo chcę go dźwigać w przyszłości
– Masz rodzeństwo?
– Dwóch braci – starszego i młodszego.
– Są związani ze sportem?
– Starszy trenował siatkówkę, ale skończył grę i studiuje obecnie w Poznaniu. Młodszy z kolei, Mateusz, chodzi do technikum w Gorzowie i tam się odnajduje. Przez chwilę grał nawet w ręczną, ale chyba mu się to nie spodobało. Rodzice mieli zamysł, żeby zainteresować nas sportem, ale nie było to z zamiarem, byśmy grali zawodowo. Celem było ukształtowanie charakteru, żeby było nam łatwiej w życiu. Tata chciał, żeby Mateusz grał ze mną, ale on obrał inną drogę.
– Możemy porozmawiać o tacie?
– Myślę, że tak, możemy. W tej chwili nie będzie to już problem. Na początku bardzo trudno było się z tym wszystkim pogodzić...
– Jego choroba przyszła nagle?
– Nie, tata chorował na raka praktycznie od półtora roku. Walczyliśmy z tym. On sam walczył naprawdę bardzo dzielnie. Ta wiadomość – o jego chorobie, o raku – spadła na nas jak grom z nieba. Mama była w potrzasku, my też. To był dla nas bardzo trudny moment.
– Mieliście dobry kontakt?
– Bardzo dobry. Tata nauczył się przy mnie nieco piłki ręcznej. Wiedział kilka rzeczy o taktyce, tak więc pierwszy telefon po meczu czy po treningu był do niego. Pytał: "no, synek, co tam dziś było?" albo nie pytał, tylko od razu mówił: "ale ty dzisiaj cienki byłeś!".
– W trakcie Euro też rozmawialiście?
– Był telefon albo komunikacja przez WhatsAppa. Mama mówiła mi, że tata był bardzo szczęśliwy. Jak rzuciłem bramkę, to krzyknął: "jest!"... To był jednak trudny okres. Tata zmarł w połowie marca. Mieliśmy wtedy rozpisane treningi, ale nie miałem nawet siły, by do nich podejść. Przez pierwsze dwa tygodnie byłem odcięty od świata. Nie odzywałem się do nikogo, nie chciałem z nikim kontaktu. Trzymaliśmy się tylko w kręgu rodzinnym i rozmawialiśmy praktycznie tylko ze sobą.
– Jak sobie radzisz z tym dzisiaj?
– Cóż... Co by się nie działo, życie toczy się dalej. Trzeba żyć. Na pewno pozostanie to wszystko w mojej pamięci. Nie zapomnę. Czasem jak siedzę i myślę, to mi smutno. W środę był Dzień Ojca. Siedziałem akurat w pokoju i jak pomyślałem o tym, to zrobiło mi się przykro...
– Tata chciał, żebyś był piłkarzem ręcznym?
– Tata nie był osobą, która by na mnie naciskała. To mama naciskała, ale nie na sport, tylko na naukę. Do dzisiaj mi powtarza: "Michał, ale ty byś był dobrym inżynierem!". Ja wolałem jednak sport. Tata na pewno cieszył się z tego, bo sam grał, ale nie w piłkę ręczną, tylko w koszykówkę. Sprawiało mu to dużo radości, że gdy wychodził do pracy, to koledzy i koleżanki pytali go: "jak tam Michał? Jak mu idzie? Daje sobie radę w Gdańsku?". Myślę, że byłem dla niego powodem do dumy.
– Mówisz, że mama nie stawiała nacisku na sport, ale na naukę. Jesteś teraz na takim etapie kariery, że nauka – zwłaszcza w kwestii gry na środku rozegrania – jest kluczowym słowem. Jak czujesz się w roli środkowego rozgrywającego?
– Był taki moment, że nie widziałem dla siebie miejsca poza lewym rozegraniem. Pod koniec zeszłego roku przyjechałem jednak na zgrupowanie i usłyszałem od trenera Rombla: "Olej, będziesz grał na środku. Jeśli masz pojechać na Euro, to pojedziesz tylko jako środkowy". Od tamtej chwili nie widziałem już nic innego poza grą na tej pozycji. Ta gra jest jednak bardzo trudna i bardzo trudno było ją zrozumieć. Ja też nie chcę być zawodnikiem, który gra tylko na jednej pozycji. Piłka ręczna dąży obecnie do uniwersalności zawodnika. Musisz grać i w obronie, i w ataku. Musisz być top. Chcę być takim graczem, dla którego nie będzie problemem ani gra na środku, ani na lewym rozegraniu, ani na prawej "połówce".
– Musiałeś zmienić sposób myślenia na boisku? Jako lewy rozgrywający brałeś już udział w akcji, którą zaplanował środkowy. Teraz, jako playmaker, to ty decydujesz za cały zespół.
– Początkowo miałem tak, że gdy stawałem na środku i zaczynałem akcję, to rysowałem ją sobie w głowie. Teraz już tak nie robię. Staram się wykorzystywać sytuację na boisku – nie mogę przecież grać z książki, na pamięć. To trudne zadanie. Musisz być cały czas skoncentrowany, musisz obserwować, co się dzieje i być gotowy, by w odpowiednim momencie zaatakować. Nie mogę przecież grać w lewą stronę, kiedy mój zawodnik idzie w lewo – wtedy muszę "grzać" na bramkę. Bardzo szybko trzeba podejmować trafne decyzje.
– Sama gra na środku, to bardzo odpowiedzialna funkcja. Jestem rozliczany z tego, co jako zespół robimy na boisku. Muszę mieć plan i odpowiadam za jego realizację. Naprawdę, to dużo roboty. Sporo czasu poświęcamy na przygotowanie, analizę przeciwnika i rozpisanie sobie w zeszycie zawodników, na których możemy grać. Dla przykładu, w trakcie Euro mieliśmy przygotowywane analizy wideo na kilka dni przed meczami. Wtedy już o tym rozmawialiśmy, a potem, dzień przed meczem, spotykaliśmy się ze środkowymi i omawialiśmy rywali, w jaki sposób najczęściej padają bramki i jakie popełniali błędy. Zazwyczaj koncentrowaliśmy się na tych słabszych stronach obrony i staraliśmy się szukać takich wariantów i rozwiązań, które dadzą bramkę. Pod każdego zawodnika dobieraliśmy taktykę i mieliśmy po ok. cztery zagrywki, które graliśmy i staraliśmy się zrealizować. Po tej analizie wideo mieliśmy jeszcze konsultację z trenerem, który dorzucał kilka swoich słów.
– Jaka jest twarz waszej kadry? Na Euro zagraliście trzy zupełnie różne mecze.
– Ciężko mi powiedzieć. Jesteśmy młodym zespołem i stać nas na bardzo wiele, ale też właśnie przez to, że jesteśmy młodzi, to wypadki przy pracy, jak choćby mecz ze Szwajcarią na Euro, będą się nam zdarzać. Musimy dążyć do tego, by tych wypadków było jak najmniej lub byśmy wyeliminowali je całkiem. Uważam, że stać nas na bardzo wiele. Mamy potencjał. Mamy graczy, którzy mają wielkie możliwości, jak choćby Szymek Sićko, Dawid Dawydzik czy Arek Moryto. Tak naprawdę, mógłbym jednak wymienić cały skład, bo każdy zasługuje na to, by padło tu jego nazwisko.
– Którą twarz pokażecie w takim razie w jesiennych meczach eliminacji Euro 2022? Zaczynacie od najgroźniejszych rywali: Słoweńców i Holendrów.
– Nie ważne, kto będzie przed nami stał. My musimy uwierzyć we własne możliwości i pokazać to, co potrafimy i co robimy najlepiej. Słowenia to rywal z europejskiej czołówki. Łatwo nie będzie, ale damy z siebie wszystko.
– Ty akurat ze Słoweńcami podczas Euro nie zagrałeś. Tak ogólnie, to nie miałeś chyba zbyt wielu szans gry przed tak dużą publicznością jak na mistrzostwach Europy.
– Wcześniej to tylko podczas debiutu w kadrze, w Rostocku z Niemcami. Tam było około 5 tysięcy kibiców.
– A w Goeteborgu na Euro było ponad 10 tysięcy.
– I było fajnie!
– Jak reagujesz na taki tłum? Czujesz dodatkową presję? Nie trzęsły ci się nogi?
– Właśnie nie! Spoglądałem sobie tak na tych ludzi i myślałem: "fajnie, fajnie... dobra atmosfera".
– To dobrze o tobie świadczy. Gdzie chcesz zajść z reprezentacją?
– Jak najwyżej. Po cichu marzę o zdobyciu medalu olimpijskiego.
– To jest realne?
– Jestem takim człowiekiem, że w mojej ocenie nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko zależy od nas. Jeśli będziemy pracować tak, jak pracujemy i włożymy w tę pracę jeszcze więcej serca, to możemy zajść bardzo daleko.
– Medal olimpijski to cel, który stawiasz sobie z reprezentacją. A personalnie?
– Personalnie, to chcę się dalej rozwijać i w przyszłości stać się zawodnikiem, który może tę reprezentację poprowadzić. Wiem, że nie będzie to łatwe zadanie, ale włożę tyle serca i sił, ile tylko mogę, by z każdym treningiem stawać się coraz lepszym zawodnikiem. Na tę chwilę nie jestem jeszcze na tyle silny, by dźwigać ten ciężar na barkach. Ale bardzo chcę go dźwigać w przyszłości.
Następne
33 - 27
Polska
29 - 26
Izrael
29 - 29
Rumunia
36 - 36
Portugalia
36 - 23
Izrael
27 - 28
Polska
37 - 30
Rumunia
32 - 32
Izrael
15:00
Polska
16:00
Portugalia
15:00
Portugalia
16:00
Rumunia