| Czytelnia VIP

Los człowieka. Z Andradiny do Piły. Edi, ojciec… Ediego

Edi Andradina w barwach Pogoni Szczecin (fot. PAP/Marcin Bielecki)
Edi Andradina w barwach Pogoni Szczecin (fot. PAP/Marcin Bielecki)
Leszek Urban

Edi Carlos Dias Marcal, znany jako Edi Andradina, wspomina dzieciństwo i opowiada o tym, czego nauczyły go podróże z piłką nożną po Rosji, Japonii i Polsce.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Zimna Wódka, złamane nosy i... mistrzowie Europy

Czytaj też

W niższych ligach nie brakuje ciekawych postaci (fot. Zuza Walczak/SF Fairant/LZS Chrząstawa)

Zimna Wódka, złamane nosy i... mistrzowie Europy

Leszek Urban: – Przywitałeś mnie szczerym uśmiechem. Pomaga w życiu?
Edi Andradina: – Oczywiście, że tak! Ja z natury jestem uśmiechnięty. Chociaż żona twierdzi, że nie zawsze tak jest. Każdy kto mnie poznał, właśnie takiego mnie zapamięta. Wiadomo, że są trudne chwile i nie zawsze można uśmiechać się od ucha do ucha.

– Pochodzisz z miasta, które nazywa się Andradina. Pozostał obraz Brazylii pełnej radości czy raczej biednej, tej z fawelami i walką gangów?
– Fawele kojarzą się z dużymi miastami jak Sao Paulo czy Rio de Janeiro. Ja nie miałem styczności z tymi rejonami. W takim mieście jak rodzinna Andradina nawet nie wiesz, że jesteś biedny. Tak naprawdę wszystko co potrzebne ci do życia masz na wyciągnięcie ręki. Brazylia ma tropikalny klimat, być może teraz się to trochę zmienia. Ale my zawsze mieliśmy co jeść. Owoce: mango, banany czy pomarańcze zawsze były łatwo dostępne. Dzisiaj mam jednak pełną świadomość, że bieda była, ale wspominam swój czas bardzo fajnie.

– Czyli rodzice nie musieli bronić przed złymi pokusami?
– Nie, nie. Tata musiał tylko co dzień rano z nami rozmawiać. Mówił co nam wolno, a czego absolutnie nie możemy robić. Ta dzielnica, w której mieszkaliśmy była trochę niebezpieczna. Zawsze mogliśmy trafić na złe towarzystwo, o to naprawdę nie było trudno. Właśnie dzięki tacie nie zeszliśmy na złą drogę.

– Piłka nożna często ratuje chłopców z biednych dzielnic?
– Można tak powiedzieć. Musisz jednak wiedzieć, że są tacy, którzy całe życie grali w piłkę a na końcu i tak trafili na złą drogę, nierzadko kryminalną. Tak naprawdę trzeba bardzo mocno kochać piłkę i mieć tę świadomość, że piłka jest najważniejsza, dopiero wtedy można mądrze kierować swoim losem. Ci co mieszkają w tych biednych dzielnicach muszą mieć jakiś cel w życiu. Bo jeśli takiego nie będą mieli, to mogą skończyć bardzo źle. Oczywiście nie cała Brazylia jest taka, jak teraz opowiadam. W Polsce też są miejsca biedniejsze od reszty kraju.

– Od początku byłeś nastawiony na futbol?
– Zacząłem trenować w szóstym roku życia. Piłka nożna zawsze była dla mnie ważna. Mam takie jedno skojarzenie z futbolem: przyjeżdżali do nas wujkowie oraz dziadek i graliśmy w piłkę. Mój wujek naprawdę grał dobrze. Za każdym razem umiał mnie przedryblować i wtedy krzyczał – ole! Pamiętam, że miałem wówczas 4-5 lat. Te sytuacje zostały w pamięci. Zakochałem się wtedy w piłce nożnej. Chciałem dryblować i tak jak wujek, krzyczeć – ole!

Zimna Wódka, złamane nosy i... mistrzowie Europy

Czytaj też

W niższych ligach nie brakuje ciekawych postaci (fot. Zuza Walczak/SF Fairant/LZS Chrząstawa)

Zimna Wódka, złamane nosy i... mistrzowie Europy

"Okiem redakcji". Dla kogo europejskie puchary?
PKO Ekstraklasa. Kto ma szansę na udział w Lidze Europy? (fot. PAP)
"Okiem redakcji". Dla kogo europejskie puchary?

–Wyjechałeś po latach do Rosji, czyli kraju zupełnie innego od Brazylii. Pewnie ciężko było się przestawić na inną kulturę?
– To był szok! Choć trafiłem do klubu poukładanego finansowo, to dopiero w Rosji zobaczyłem co to oznacza bieda. Dla mnie bieda jest tam, gdzie ludzie wykształceni jak lekarze, psychologowie muszą sprzątać, bo nie mają gdzie pracować.

–Daleko od domu pomagała ci przetrwać wiara?
– Oczywiście. Jestem wierzący. Zawsze modliłem się o zdrowie i szczęście dla rodziny, która została w Brazylii. Powiem jednak szczerze, że to co tak naprawdę pomogło mi przetrwać, to świadomość, iż ja też byłem biedny. Nie chciałem być cały czas tym gorszym. Nawet zima w Rosji nie była dla mnie aż tak straszna.

– Rozstanie z rodzicami zapewne nie należało do łatwych.
– To było bardzo trudne. Pierwszy raz wyjechałem z domu, gdy miałem 14 lat. Nigdy o tym nie mówiłem, ale musiałem szantażować mamę i tatę, żeby pozwolili mi pojechać. Rodzice nie chcieli pozwolić na wyjazd. Klub, który mnie chciał był oddalony od rodzinnego miasta o 500 km. Tata całe dnie pracował, nie było więc takiej możliwości, aby do mnie przyjeżdżał. Mogłem widzieć rodziców tylko dwa razy do roku. Pamiętam dobrze ostatni dzień przed wyjazdem. Autobus był o szóstej, a ja całą noc rozmawiałem z rodzicami. Mówiłem tacie, że to dla mnie szansa i moje marzenie. A tata na to – zapytaj mamy. Mówiłem to samo, a ona – to idź do taty. To trwało do piątej nad ranem. Aż zasnęli. Zapukałem za pewien czas. Zapaliłem światło w ich pokoju i powiedziałem: OK, to ja nie pojadę, ale od dziś zaczynam sprzedawać narkotyki, zacznę pić i palić. Będę robił wszystko to, czego nie robiłem wcześniej. I zamknąłem drzwi. Po pięciu minutach mama przyszła do mojego pokoju i zaczęła pakować torby. Oczywiście nie robiłbym tych wszystkich złych rzeczy, o których mówiłem, ale szantaż to była moja jedyna szansa, by rodzice pozwolili mi wyjechać.

– Sportowo pobyt w Rosji był bardzo udany, a prywatnie? Szybko się tam zaadoptowałeś?
– Nie miałem żadnego problemu. Mieszkałem 100 metrów od stadionu. Ludzie tak mnie tam kochali, że nie mogłem spokojnie wyjść na ulicę. Nigdy nie spotkałem tak zwariowanych kibiców na punkcie klubu. Jak wyszedłem na ulicę, to od razu podchodzili, dotykali mnie. Ale to było piękne! Cieszyłem się, że tak bardzo szanują moją pracę. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że jakiś napastnik pobił mój rekord goli. Ja zdobyłem ponad 50 bramek w dwa lata, a ten strzelec potrzebował na to aż cztery.

– Po przygodzie w Rosji trafiłeś do następnego, odmiennego kulturowo kraju. Jak wspominasz życie w Japonii?
– Po pobycie w Rosji było mi łatwiej się zaaklimatyzować. Dzięki Japonii jestem dzisiaj lepszym człowiekiem. Nauczyłem się innej kultury. Podziękować, przeprosić za każdym razem, do tego nie byłem przyzwyczajony. Przez cztery lata pobytu tam nauczyłem się dużej pokory do wszystkiego.

"Okiem cenzora". Wyścig ślimaków? Nie ma co się dziwić!
"Okiem cenzora". Maciej Szczęsny podsumował 33. kolejkę PKO Ekstraklasy (Fot. TVP)
"Okiem cenzora". Wyścig ślimaków? Nie ma co się dziwić!

– A dlaczego nie mogłeś odnaleźć się potem w Brazylii, po powrocie z Azji?
– Odzwyczaiłem się od hałasu, który jest w rodzinnym kraju. Wróciłem do klubu grającego w Seria B. Pierwszy dzień w szatni to było coś trudnego do zaakceptowania. Duży hałas, każdy rozmawia, śmieje się – nie mogłem już tego słuchać. Wiadomo, że w każdej szatni są głośne rozmowy i bywa wesoło, ale jest tego mniej niż w Brazylii. My z natury jesteśmy głośni, pełni temperamentu. Początkowo bardzo ciężko było mi odnaleźć się w takiej szatni. Często miałem słuchawki w uszach, żeby choć trochę się uspokoić. Przynajmniej spróbować.

– I po tym wszystkim trafiłeś do Polski. Nadal nie możesz uwierzyć, że Antoni Ptak spełnił wówczas twoje oczekiwania finansowe?
– Może nie był to szok. Pamiętam propozycję jaką dostałem, a powiedziałem, że chciałbym zarabiać 6-8 razy więcej. Oczywiście nie były to jakieś miliony, żeby było jasne. Wydawało mi się tylko niemożliwe, aby przyjąć pierwszą z brzegu ofertę. A mówi się przecież, że bogaci zrobią wszystko, aby dostać to, czego chcą.

– Dlaczego projekt "brazylijska Pogoń" upadł?
– Zabrakło czasu. Ci sprowadzeni zawodnicy, to nie byli słabi piłkarze. Antoni Ptak chciał jednak wszystko od razu. Trzy- cztery razy wymieniał graczy. Poza mną, żaden nie miał możliwości być dłużej niż pół roku. Na aklimatyzację potrzeba czasu.

– Po zwiedzeniu kawałka świata co w Polsce cię zaskoczyło?
– Na początku przypominała mi Rosję. W Polsce ludzie są bowiem tak samo dobrzy dla gości. Może tak to porównam – w Rosji zaprosili mnie na kolację po roku. W Japonii po trzech miesiącach. A po przyjeździe do Polski już po trzech dniach zostałem poproszony o wspólne wyjście. U was tak to wygląda, że skoro jesteś z nami, to idziesz z nami. Wypijemy coś, pogadamy i poznamy się bliżej. Język też nie był przeszkodą. Po pobycie w Rosji mogłem porozumieć się na boisku bez problemu. A po pół roku mogłem się już normalnie się komunikować.

– Kiedy zacząłeś wierzyć, że tutaj będzie też twój dom?
– Tak naprawdę, to gdy poznałem kandydatkę na żonę. Nie każdy wie, ale jest kuzynką Radosława Cierzniaka. Zostałem kiedyś zaproszony na ślub, siedzieliśmy obok siebie i do tej pory jesteśmy już razem. Ale nawet przed ślubem bardzo mi się tutaj podobało i nie miałem ochoty wracać do Brazylii. Gdybym nie miał gdzie pracować, to z pewnością wróciłbym do ojczyzny. Teraz mój dom jest tutaj.

– Jaki masz kontakt z synami?
– Starszy mieszka ze mną. Ten średni został z mamą w Brazylii. Jest też mały Edi, który przebywa w Szczecinie. On jest piłkarzem – jedyny w rodzinie. Lewa noga taka, jak taty!

Dżoker Boguski, Forsell jak CR7? Najciekawsze akcje 33. kolejki
Petteri Forsell i analiza gola z rzutu wolnego (fot. TVP)
Dżoker Boguski, Forsell jak CR7? Najciekawsze akcje 33. kolejki

– Pozwoliłbyś synowi na wyjazdy? Kariera piłkarza wiąże się z tym nierozerwalnie, a mówiłeś jak to wyglądało w twoim przypadku...
– Jakby mnie tak samo szantażował, to pewnie bym pozwolił. Teraz mamy jednak inne czasy niż wtedy, gdy ja byłem młody. Tata musiał pracować, mama również. Dzięki temu, że rodzice bardzo ciężko pracowali mieliśmy co jeść. Wówczas odległość 500 km była trudna do pokonania, do tego koszty i brak czasu. Brazylia jest podzielona na stany, a każdy stan jest inny. Niby ten sam kraj, ale strach rodziców był uzasadniony. Kiedyś nie było tak jak teraz, że idziesz do szkółki piłkarskiej i tam masz wszystko, co potrzebne. U nas w klubie było tak, że każdy rocznik miał swój dom. Był basen, kino i 6 boisk treningowych. Trenowaliśmy od 8.00 do 10.00, potem przerwa. Od 14.00 do 16.30 kolejny trening, a szkoła od 17.30 do 22.00. I to było obowiązkowe! Wyglądało to inaczej niż w dzisiejszych szkółkach piłkarskich – od rana lekcje, a później treningi. Jeśli nie chciałeś się dostosować, to mówili – "do widzenia".

– Co ci dała piłka nożna?
– Nie chcę mówić o aspektach finansowych, bo wiadomo, że jak dobrze grasz to i zarobisz. Przede wszystkim nauczyłem się pokory i szacunku do drugiego człowieka. To jest to, co piłka mi dała najcenniejszego. Może taki przykład: trenujesz i grasz z kimś, kto wydaje się byle jaki i nie prezentuje odpowiedniego poziomu, a za rok ten ktoś jest gdzieś gwiazdą! Ile razy zdarzały się takie przypadki? Piłka pokazała mi, że trzeba pokory. Świat futbolu krąży bardzo szybko. Trzeba być przede wszystkim dobrym człowiekiem, bo kariera nie trwa całe życie.

– A co byś powiedział wszystkim dzieciakom, którzy teraz pragną zostać znanymi piłkarzami?
– Muszą mieć cel, bo bez niego nic nie ma sensu. Gdy grasz w piłkę, to naturalne jest, że się cieszysz. Nie znam nikogo, kto nie czerpałby radości z grania. To jest zajefajne, ale dopiero cel określa drogę. Jeśli będziesz trzymał się obranego kierunku, to nie zboczysz w zaułek, nie skorzystasz z pokus. A jedno zejście z tej drogi może spowodować, że będzie już za późno.

– Czujesz się spełniony jako piłkarz?
– Tak! Niczego mi nie brakowało. Nigdy nie miałem potrzeby grania w reprezentacji. Wiadomo, zawsze się oglądało jej mecze. Specjalnie jednak o niej nie marzyłem. Dla mnie samo wyjście na boisko było już przyjemnością. W Brazylii było tak, że połowa lekcji była w budynku szkolnym, a połowa na zewnątrz. Zawsze graliśmy w piłkę i gdy wracaliśmy spoceni do klasy, to pani nie pozwalała nam do niej wejść. To wracaliśmy grać dalej...

– A jako człowiek…
– Wydaję mi się, że też. Nadal jestem młody. Zawsze możemy być lepsi. Musimy tylko wyciągać wnioski. Świadomość, że możemy być lepszymi ludźmi jest bardzo ważna w naszym życiu.

– W Pile chcesz zostać na dłużej?
– Mam tutaj dom i pracę. Na razie nie wiem, czy to się zmieni. Zacząłem pracować w KP Piła, obowiązków na razie nie jest wiele, bo dopiero się rozkręcam. Lubię prowadzić dodatkowe treningi i dawać rady chłopakom, którzy chcą zostać piłkarzami. To mnie satysfakcjonuje, jestem szczęśliwy, że nadal mogę robić to, co kocham.

– Czego ci życzyć?
– Zdrowia! Ono jest najważniejsze. Będzie zdrowie, będzie wszystko.

Następne

PKO Ekstraklasa. Trener Lechii Gdańsk Piotr Stokowiec w magazynie GOL (fot. Getty)
00:05:57

Lechia z szansą na puchary. "Chcielibyśmy sprawić psikusa"

LigaPL, gość: Michał Kucharczyk (Urał Jekaterynburg). Pomocnik i szansach Legii na mistrzostwo (fot. Getty)
00:07:42

Kucharczyk: mistrzostwo Legii? Nie ma co polemizować

Lechia z szansą na puchary. "Chcielibyśmy sprawić psikusa"
PKO Ekstraklasa. Trener Lechii Gdańsk Piotr Stokowiec w magazynie GOL (fot. Getty)
Lechia z szansą na puchary. "Chcielibyśmy sprawić psikusa"

LigaPL, gość: Michał Kucharczyk (Urał Jekaterynburg). Pomocnik i szansach Legii na mistrzostwo (fot. Getty)
Kucharczyk: mistrzostwo Legii? Nie ma co polemizować

Polecane
Najnowsze
Michał Probierz: zawodnicy są skoncentrowani i pełni chęci [WIDEO]
Michał Probierz: zawodnicy są skoncentrowani i pełni chęci [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
fot. TVP
Wielki hit transferowy z udziałem Polki. Trafiła do giganta!
Agnieszka Korneluk zagra w Fenerbahce Stambuł (fot. Getty/Fenerbahce).
Wielki hit transferowy z udziałem Polki. Trafiła do giganta!
| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe 
Polski siatkarz złapany na dopingu. "To nie jest substancja imprezowa"
Mikołaj Sawicki (fot. 400mm.pl)
tylko u nas
Polski siatkarz złapany na dopingu. "To nie jest substancja imprezowa"
fot. Facebook
Sara Kalisz
Kamil Grosicki: zapamiętam ten mecz na całe życie [WIDEO]
fot. TVP
Kamil Grosicki: zapamiętam ten mecz na całe życie [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
"Grosik" znów wskoczy na kostkę? PZPN ma dla niego niespodziankę!
Kamil Grosicki fetuje gola z Koreą (fot. Getty)
tylko u nas
"Grosik" znów wskoczy na kostkę? PZPN ma dla niego niespodziankę!
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
Zmiana w Serie A! Reprezentant ma nowego trenera
Marco Baroni (fot. Getty Images)
Zmiana w Serie A! Reprezentant ma nowego trenera
| Piłka nożna / Włochy 
Największa sensacja w historii French Open! Kim jest Lois Boisson?
Lois Boisson (fot. Getty Images)
polecamy
Największa sensacja w historii French Open! Kim jest Lois Boisson?
Jakub Kazula
Jakub Kazula
Do góry