Valtteri Bottas wygrał dramatyczne Grand Prix Austrii. Na drugim miejscu znalazł się Charles Leclerc, a sensacyjne trzecie miejsce po karze dla Lewisa Hamiltona zajął Lando Norris.
Nowy sezon, stary porządek, stare problemy i wpadki. Formuła 1 wreszcie wróciła po 217 dniach. Tak wiele dni jeszcze nigdy nie dzieliło dwóch wyścigów. Po raz pierwszy od 1966 roku sezon rozpoczął się w Europie. Konkretnie, na Red Bull Ringu. Choć przerwa trwała bardzo długo, na pewno nie zaszkodziła Mercedesowi.
Valtteri Bottas i Lewis Hamilton byli najszybsi w kwalifikacjach, ale do wyścigu nie ruszali razem z pierwszego rzędu. Sześciokrotny mistrz świata tuż przed wyścigiem został przesunięty na piąte pole za ignorowanie żółtych flag. Zyskali na tym kierowcy Red Bulla oraz rewelacja kwalifikacji Lando Norris z McLarena. Bottas udowodnił potęgę Mercedesa. Pewnie utrzymał prowadzenie po starcie i szybko powiększał przewagę nad rywalami. Hamilton starał się przebijać, a Norris tracił. Jego tempo wyścigowe nie imponowało już tak bardzo jak kwalifikacyjne.
Mercedes miał powody do radości, a Red Bull do zmartwienia. Hamilton na dziewiątym okrążeniu wyprzedził Aleksa Albona, a na jedenastym w bolidzie Maksa Verstappena zawiodła elektronika. Mimo prób podjętych w pit stopie zwycięzca poprzednich dwóch wyścigów na Red Bull Ringu zakończył rywalizację w Grand Prix Austrii. Hamilton zdążył się już przebić na drugie miejsce.
Z wyścigiem wkrótce pożegnali się też Daniel Ricciardo z Renault i Lance Stroll z Racing Point. Na 27. okrążeniu z toru wypadł Kevin Magnussen i wyjechał samochód bezpieczeństwa. Neutralizacja nie zmieniła nic na dwóch pierwszych miejscach. Mercedes pokusił się o podwójny pit stop, a mechanicy znakomicie obsłużyli obu kierowców.
Jakby podobieństw do poprzedniego sezonu było mało, po zjeździe samochodu bezpieczeństwa wróciły złe demony u Sebastiana Vettela. Niemiec próbował zaatakować Carlosa Sainza i przy próbie wyprzedzania obrócił się. Kosztowało go to wiele miejsc, bo spadł na przedostatnią pozycję. Forma Ferrari pozostawia wiele do życzenia. Niech świadczy o tym fakt, że czterokrotny mistrz świata utknął na wiele okrążeń za... Georgem Russellem z Williamsa.
Wydawało się, że emocji z przodu stawki będzie jak na lekarstwo. Ale wtedy obaj kierowcy Mercedesa usłyszeli od inżynierów niepokojącą informację: "zawodzi czujnik skrzyni biegów, trzymajcie się z dala od krawężników".
Po raz kolejny samochód bezpieczeństwa wyjechał na 51. okrążeniu, kiedy bolid tuż przy torze zaparkował Russell. Po neutralizacji Bottas wykazał się stalowymi nerwami. Wyczekał odpowiedni moment, by przyspieszyć i utrzymać prowadzenie przed Hamiltonem. Ściganie długo nie trwało. W groźnych okolicznościach z Grand Prix Austrii pożegnał się Kimi Raikkonen. Po zmianie opon z jego bolidu odpadła prawa przednia.
Zjazdy do pit stopów wpłynęły na chwilę na kolejność w czołówce. Sergio Perez wyprzedził Albona. Kierowca Red Bulla zdołał jednak wrócić na trzecie miejsce.
Emocji było coraz więcej. Tajlandczyk po zjeździe samochodu bezpieczeństwa postanowił zaatakować Hamiltona. Wyprzedzał go po zewnętrznej, kiedy doszło między nimi do kontaktu. Albon spadł po tym zdarzeniu na ostatnie miejsce. Na trzecie awansował Perez, na czwarte Norris, a na piąte Charles Leclerc, który nagle włączył się do walki o podium. Monakijczyk wyprzedził Brytyjczyka i zaczął gonić Pereza.
Nudy nie było do samego końca. Fin z Mercedesa jechał po zwycięstwo, Hamilton został ukarany za incydent z Albonem (pięć sekund do czasu końcowego), a Leclerc wyprzedził Pereza. Za plecami Meksykanina trwał bratobójczy pojedynek kierowców McLarena, Carlosa Sainza juniora i Norrisa. Nagle walczyli o podium, bo karę pięciu sekund otrzymał także Perez. A za chwilę spowodował kolizję z Norrisem.
Ostatnie okrążenia to istne szaleństwo. Hamilton pędził, żeby wypracować sobie odpowiednią przewagę czasową i jednak stanąć na podium. Metę jako pierwszy minął Bottas. Brytyjczyk jako drugi, ale to nie wystarczyło. Miał mniej niż pięć sekund przewagi nad Leclerkiem i Norrisem. I to oni stanęli na podium. Trzecie miejsce kierowcy McLarena to największa sensacja inauguracyjnego Grand Prix w sezonie 2020.
Do mety dojechało tylko jedenastu kierowców. Z wyścigu wycofał się także Albon, który długo jechał po podium. Dziewiąte miejsce zajął Antonio Giovinazzi z Alfa Romeo Racing ORLEN.
Kolejny wyścig już za tydzień – także w Austrii, na torze Red Bull Ring.