| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Igor Milicić był szalenie wymagający. Na początku wszystkich testował, wszystko musiało być na tip top. Raz miał pretensje, że nie pokroiliśmy owoców w przerwie meczu, mimo że nigdy wcześniej tego nie robiliśmy – mówi Mikołaj Dembczyński, który w sezonie 2015/16 był jednym z dwóch fizjoterapeutów Anwilu Włocławek. Przenosimy się w czasie i wspominamy pierwszy sezon trenera Milicicia we Włocławku.
Adrian Koliński, TVPSPORT.PL: – Jak wspominasz współpracę z Igorem Miliciciem?
Mikołaj Dembczyński, były fizjoterapeuta Anwilu Włocławek: – Na początku lubił wszystkich testować. Był szalenie wymagający, wszystko musiało być na tip top, nie było miejsca na jakąś pomyłkę. Bardzo dużo walczyliśmy z Kubą (drugi z fizjoterapeutów), żeby nam w końcu zaufał.
– I udało się?
– Tak. Jakoś na przełomie roku nam zaufał. Do mnie przekonał się w czasie... podróży do Chorwacji.
– To znaczy?
– Graliśmy mecz w Zielonej Górze. Dostaliśmy straszny łomot, a trener od razu po spotkaniu jechał do Chorwacji na pogrzeb kogoś z rodziny, chyba wujka. Poprosił, żebym pojechał z nim samochodem, bo wiadomo, że to długa trasa. Tak naprawdę to była moja pierwsza poważna praca, byłem najmłodszy, więc się zgodziłem, ale nie żałuję.
– Podróż za jeden uśmiech.
– A żebyś wiedział. Z Zielonej Góry wyjechaliśmy o 23, nad ranem byliśmy w Chorwacji. Przespałem się, Igor zajął się sprawami rodzinnymi i o 20 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Przyjechaliśmy do Włocławka od razu na poranny trening.
Na pierwszej kolacji trener Milicić ochrzaniał nas, że nic nie umiemy.
– Trener Milicić ma jakieś fanaberie?
– Każdy trener jakieś ma. Na zawsze zapamiętam wyjazdowy mecz w Tarnobrzegu z Siarką. Dostaliśmy w czapkę. No nie szło nam w tym spotkaniu od początku. W przerwie Igor podszedł do Kuby i zapytał czy pokroił owoce dla zawodników. Zdenerwował się, chociaż nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Ale na usprawiedliwienie trenera – słyszałem, że w ostatnich sezonach owoce zawsze były w przerwie pokrojone.
– Był przesądny?
– Pytałem go przed meczem, co chce do picia. Odpowiadał pytaniem: "a z czym wygramy?". Dałem mu izotonik, wygraliśmy i już zawsze brał izotonik przed meczami. W sporcie większość trenerów jest przesądnych. Zresztą dotyczy to też zawodników, mają swoje rytuały itd. Z Kubą też daliśmy się temu porwać. Siedzieliśmy na ławce i przegraliśmy. Kuba zauważył: "ostatnio cały mecz staliśmy i wygraliśmy, teraz usiedliśmy i przegraliśmy". I w każdym następnym meczu już nie siadaliśmy. Niby nie ma to żadnego związku, a jednak w to brniesz.
– Poczułeś gniew Milicica na własnej skórze?
– Na początku współpracy. Tak jak mówiłem, testował nas. Pamiętam pierwszą kolację u niego, bo miał zwyczaj, że zapraszał co jakiś czas swój sztab na kolację. I na tej pierwszej głównym tematem byliśmy my – fizjoterapeuci. Cały czas nas ochrzaniał, że nic nie umiemy. Ale później się już dotarliśmy.
– Sam gotował?
– Tak. Oj, ma do tego rękę. Jedzenie było pyszne. Czasami pomagał mu Grzesiek Kożan. Pamiętam szok, jak wszedłem do kuchni, a tam trener Kożan wyjmował ośmiornicę z lodówki.
– Nie ingerował w twoją pracę?
– Czasami coś podpowiedział z doświadczenia. Pamiętam test na łąkotki. Kamila Łączyńskiego bolało kolano. Siedzimy w "maserce", gadamy i wchodzi Igor. "Co jest?". Zawsze tak mówił, bo wszystkim się przejmował. "Jak cię ta noga boli? Zrób tak, obróć się. Boli? K**wa, to łąkotka". Uderzył w ścianę i wyszedł.
– Treningi u Milicicia były ciężkie?
– Wszyscy musieli ciężko pracować, ale niektórzy umieli się dobrze ukrywać. Opowiem anegdotę z Robertem Tomaszkiem i od razu zaznaczę, że ówczesny kapitan na siłowni zawsze był tytanem pracy. Ale raz miał gorszy dzień, był przemęczony i nie miał ochoty na trening. Przez całe zajęcia umiejętnie omijał trenera, oczywiście wykonywał ćwiczenia, ale z zapasem sił. Na koniec treningu był bieg z piłkami lekarskimi – w połowie boiska gracze je odrzucali i kończyli sprintem. W ostatniej próbie Robert rzucił tymi piłkami, krzyknął na całą halę, żeby wszyscy zwrócili na niego uwagę i pobiegł do końca na sto procent. Igor spojrzał na niego i powiedział do reszty: "właśnie tak macie pracować!".
– Jaki Tomaszek był prywatnie?
– Świetny gość, wesołek. Zawsze mnie rozśmieszał np. na odprawach Milicicia. Czasami trudno było zachować powagę. Wrócę do tego pamiętnego spotkania w Tarnobrzegu. W tamtejszej hali były dwie różne obręcze – jedne twarde, drugie bardziej miękkie, jak to mówią koszykarze. Robert przestrzegał: "chłopaki, musimy wypracować sobie przewagę, bo na tym drugim koszu będzie trudniej". Mówiłem już jak to się skończyło...
– Kogoś wspominasz szczególnie?
– Konkretnie nikogo nie wymienię, bo to ogólnie był fajny sezon. Stworzyła się grupa ludzi, która miała coś do udowodnienia, ale jednocześnie wszyscy trzymali się razem. Nikt nie gwiazdorzył. David Jelinek był bardzo skromnym gościem. Chamberlain Oguchi też się nie obnosił z tym, że grał w lepszych ligach.
– Oguchi odszedł w trakcie sezonu.
– Dokładnie nie wiedziałem o co chodziło, nie mógł się dogadać z klubem, ponieważ zmagał się z urazem. Za niego przyszedł Michał Chyliński, bodaj z Niemiec. Był też Piotr Stelmach, mistrz gry na konsoli. W zasadzie z każdym miałem dobry kontakt, do dziś mam dobre relacje z niektórymi graczami. Pewnie dlatego, że nasz gabinet zawsze był otwarty, wszyscy tam przesiadywali, nawet żeby tylko pogadać.
– Wiążą się z tym jakieś historie?
– Cały czas ktoś się przewijał, więc normalne, że ktoś zostawiał swoje rzeczy, między innymi jakieś przekąski. Raz Robert Tomaszek się wkurzył, bo po raz kolejny ktoś mu coś zjadł bez pytania. Następnego dnia przyniósł czekoladę dla psów. Otworzył, połamał na kosteczki i sobie poszedł. Każdy brał po kawałku i się kwasił. A Robert na to: "jakbyście pytali, to byście wiedzieli"!
– Też się nabrałeś?
– Oczywiście! Każdy wypluł, oprócz jednego z trenerów. Tak mu zasmakowało, że przyszedł po dokładkę. Bywało wesoło. Dużo żartowaliśmy. Raz rozmawiałem z Davidem i Fiodorem Dmitriewem. Wchodzi Robert Tomaszek, który ma przecież niemieckie obywatelstwo, i mówi: "patrz, jak w tym kawale, Polak, Rusek i Niemiec. I jeszcze Czech".
– Jakie masz wspomnienia z Fiodorem?
– Z Fiedią spędziłem nietypowego sylwestra. Oczywiście 1 stycznia mieliśmy trening na 11, więc nikt nie myślał, żeby iść na imprezę. Odbieram telefon. Fiodor był przerażony, prosił o pomoc, bo jego kilkumiesięczny synek dostał wysokiej gorączki. Jeździliśmy po przychodniach, w końcu wylądowaliśmy w szpitalu, długo czekaliśmy, bo był jakiś problem z kartą zdrowia. W końcu jednak zostawili dziecko na noc.
– Wszystko było w porządku?
– Tak, mały wrócił do siebie. A Fiodorowi pomogłem z przyjemnością, bo był bardzo pozytywnym człowiekiem. Długo z nim utrzymywałem kontakt. Zawsze był w pokoju z Robertem Tomaszkiem. Dwaj agenci. Pamiętam początek Dmitriewa w Anwilu. Zamawiamy jedzenie, a on do mnie "order me". Pytam "what do you want?". A on: "makaron".
– Słyszałem, że Grzegorz Kukiełka był mistrzem treningów.
– Był świetnym strzelcem. Na treningu trafiał wszystko zza łuku. Naprawdę. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Ale pamiętam też, że mieliśmy taką zasadę: jak w trakcie meczu przeciwnik zamarkował rzut, a któryś z naszych podskoczył, to musiał przynieść ciasto na trening. Grzegorz musiał w kilka ciast zainwestować.
– Jak było z dietą u koszykarzy. Co jedli np. po meczach?
– Po meczach musi być coś dla duszy, żeby endorfiny podskoczyły. Były burgery, makarony, w zależności od oferty jaka była w danym mieście. Do tego czasami cola. Każdy miał jakiś "cheat meal", wiadomo. Zdarzały się chipsy, ciastka, inne słodycze.
– Alkohol?
– Jakieś piwo też się zdarzyło, ale nie robiłbym z tego afery. Każdy jest człowiekiem. Jak myślę o diecie, to przypomnia mi się Robert Skibniewski z Bartoszem Diduszką i ich kuloodporne kawy. Kawa z olejem kokosowym i jakimś białkiem. Już nie pamiętam. Spróbowałem i już wiem, że piłem ją dwa razy – pierwszy i ostatni. W ogóle "Didi" bardzo dobrze się prowadził.
– Każdy dbał o odnowę?
– Raczej tak. Raz Grzegorz Kukiełka dostał burę od trenera, że do mnie nie przyszedł, to później mnie prosił, żebym zawsze mówił Igorowi, że robiliśmy "dwójki". Pamiętam też, że żona jednego z zawodników robiła mu awantury, że cały czas tylko się masuje. Wziął ją do mnie na masaż jak bolały ją plecy, a wiesz, że to nie jest mizianko. Łokcie poszły w ruch i już więcej awantur nie było. Odnowa biologiczna ładnie brzmi, ale jest więcej krzyków niż leżenia i odpoczywania.
Pewnej nocy zadzwonił do mnie Kervin Bristol, że ma kołatanie serca. To były nerwy, presja. Przyjechał do mnie, bo nie chciał być sam.
– Wróciłbyś do pracy w klubie sportowym?
– Oczywiście wszystko jest kwestią finansów, ale raczej nie. Teraz mam własny gabinet, jestem szefem sam dla siebie, nie muszę odbierać telefonów w środku nocy, że ktoś ma kołatanie serca...
– Kto miał kłopoty z sercem?
– Kervin Bristol do mnie zadzwonił i zapytał co robię, bo jeździ samochodem po mieście i boi się siedzieć w domu. Na koniec zapytał czy mam kanapę i czy może się u mnie przespać. Przyjechał i go przenocowałem.
– Ale co z tym kołataniem?
– To były nerwy. Presja. Przemęczenie. Przyjechał do mnie, bo po prostu nie chciał być sam.
– Sztab szkoleniowy odpuszczał czasami zawodnikom?
– Pamiętam jeden specjalny konkurs. To był okres świąt i w zasadzie wszyscy chcieli mieć wolne popołudnie. Rozegraliśmy konkurs rzutów z połowy – zawodnicy kontra sztab szkoleniowy. I układ był taki, że jeżeli zawodnicy wygrają, to nie ma popołudniowego treningu. A jeśli trenerzy, to zajęcia normalnie się odbędą. Każdy w świątecznym nastroju, wszyscy pudłują. Ostatni rzuca trener Kożan i trafia. Podnosi ręce do góry, cieszy się, krzyczy, a pozostali łapią się za głowy, razem z trenerami, bo przecież będzie trening.
– Z tego, co mówisz, to atmosfera była świetna, ale nie zdarzały się chamskie żarty?
– Zdarzało się, że ktoś został zamknięty w łazience przed meczem. Przychodzi czas rozgrzewki, a Hubert Śledziński (trener od przygotowania motorycznego - kol.) mówi: "gdzie jest Robson?". A Robert zamknięty w toalecie. Patrzę na telefon, a tam kilkanaście nieodebranych połączeń od niego.
– Koszykarze to niejedyni sportowcy, z którymi pracowałeś. Były też siatkarki i miałeś epizod w piłkarskiej Kotwicy Kołobrzeg.
– W okresie przygotowawczym, nad morzem, na świeżym powietrzu. Piękna odmiana po roku spędzonym w halach. Ale różnica była bardzo duża, w końcu w Anwilu była ekstraklasa, a tu druga liga. Było kilku świadomych chłopaków, którzy wiedzieli czego chcą, ale było też dużo ludzi z przypadku.
– Trenerem był wtedy Piotr Tworek.
– Bardzo fajny trener, miał dużo pomysłów. Pamiętam jak do niego zadzwoniłem z raportem zdrowotnym po jakimś meczu. Był w szoku, że zebrałem te wszystkie informacje. Trener Milicić zawsze wymagał takiego raportu. Dużo mnie nauczył.
Następne
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.