Po rocznej przerwie Maciej Sulęcki stoczył kilka sparingowych rund i już nie może doczekać się powrotu na ring. – W przyszłym tygodniu ruszam do trenera do Dzierżoniowa i zaczynamy treningi na poważnie – przyznał w rozmowie z TVPSPORT.PL.
CZYTAJ TEŻ: HISTORIA WRZESIŃSKIEGO. FARMA, SOLÓWKI I WYPADEK
RAFAŁ MANDES, TVPSPORT.PL: – Kiedy zobaczymy cię w ringu?
MACIEJ SULĘCKI: – Dobre pytanie za gruby hajs. Mam nadzieję, że jakoś niedługo. Były plany walki pod koniec sierpnia w Polsce, jakoś się w miarę dogadaliśmy, ale dochodzą mnie informację, że być może będzie oferta pojedynku za granicą. Rozmawiałem z Andrzejem Wasilewskim - mam jeszcze jedną walkę w kontrakcie z Eddie Hearnem i on nas nadal chętnie widzi na swoich galach. Rozmawiałem z Piotrkiem i jesteśmy takiego samego zdania – nie mogę walczyć z byle frajerem, ale nie mogę też z kimś z TOP10, bo nie jesteśmy na to teraz gotowi. Oczywiście gdyby przyszła taka oferta, to byśmy ją przyjęli, ale powtarzam – na kogoś ze ścisłej światowej czołówki nie jesteśmy teraz gotowi. Ale np. takiego Ariasa czy Keelera, który boksował z Andrade – to bardzo chętnie. Na takiego rywala jestem gotowy za sześć tygodni.
Mimo tak długiej przerwy trzymasz formę.
– Ciężko trzymać taką formę przez taki czas bez walki i z kontuzjami po drodze. Moja ręka była popsuta i przez pół roku nie robiłem nic – to był najdłuższy rozbrat z boksem w karierze. Jestem teraz tak stęskniony za tym sportem, że jak już z ręką było ok, to wróciłem na salę i ciężko mnie od worka treningowego oderwać. Moje życie to sport. To on mnie w jakiś sposób naprowadził mnie, że dzisiaj mam wspaniałą rodzinę, mam ułożone życie, nie łobuzuje, nie robię rzeczy, których nie powinienem robić i przez to tak bardzo kocham ten sport. Przed kontuzją był taki czas, że miałem dosyć boksu, było tego za dużo, przelało się. Doszło do pewnych zgrzytów między mną a boksem, zmęczyliśmy się sobą, ale odpocząłem i czuję się kapitalnie. Jak młodzieniaszek, który zaczyna karierę zawodową. Cieszę się, po prostu się cieszę.
– Z wagą też nie masz problemu?
– Gdyby miał walkę za kilka dni, to bez kłopotu zrobiłbym wagę. Jacek Feldman trzyma cały czas rękę na pulsie, mówi mi ile i czego mam jeść. Czasami wiadomo zdarza mi się podjeść słodycze przy dziecku, ale to jest normalne. Jak widzę na wadze 82 kg, to odruchowo wracam do reżimu żywieniowego i mocniejszego treningu. Podporządkowałem się, zostało mi 6-7 lat boksowania na wysokim poziomie i muszę ten czas wykorzystać w stu procentach. Gdybym pozwolił sobie na duperele i pierdoły, które by mnie wytrącały z równowagi, zaburzały cały plan, to szkoda byłoby tych treningów i wyrzeczeń.
– Podtrzymujesz decyzję o przejściu do kategorii junior średniej?
– Nie chcę tak przeskakiwać ze średniej do junior średniej i na odwrót, ale chciałbym najpierw jeszcze raz spróbować dojść do walki o tytuł mistrza świata w wadze średniej. Jeżeli się nie uda, to zejdziemy do junior średniej, to się na pewno wydarzy, ale kiedy to się okaże.
– Masz za sobą kilka sparingowych rund po rocznej przerwie. Jak było?
– Zaje******, rewelacja. Jak coś się kocha, lubi, to chce się to robić. Stęskniłem się za boksem, po raz pierwszy miałem na sobie duże rękawice po takiej długiej przerwie, można powiedzieć nawet, że to była dla mnie nowość. Czułem się dobrze, ale nie było wyczucia dystansu, brakowało refleksu, ale zrobiłem te rundy w tempie i z tego jestem zadowolony. Z ręką jest wszystko ok, nie bolała, na tarczach uderzałem już bardzo mocno. W przyszłym tygodniu ruszam do trenera do Dzierżoniowa i zaczynamy treningi na poważnie.
– W październiku przyjdzie na świat twój syn.
– W pierwszym momencie nie dochodziło do mnie, że będę miał syna. Drugi facet w domu, to przynajmniej nie zostanę spacyfikowany przez kobiety, nie będę przestraszony siedział w kącie (śmiech). Dziewczynce i chłopakowi przekazuje się te same wartości, ale tego chłopaka można trzymać w takich twardszych ryzach, przekazywać mu swoją wiedzę życiową, doświadczenia, styl swojego życia – trochę błędów porobiłem, więc będą miał mu co przekazać.
– Syn też będzie boksował?
– Chciałbym żeby poszedł w sporty walki, bo one hartują, kształtują charakter i uczą pokory oraz szacunku do drugiego człowieka. Ktoś powie jak można nauczyć szacunku do kogoś, gdy bije się go w mordę, ale można. To pokazuje, że drugi człowiek ma taką samą moc jak ty i może ci oddać. Trzeba mieć szacunek, respekt, pokorę, więc na pewno będzie trenował sporty walki. A które dokładnie, to już sam wybierze.
– W piątek wyczekiwana przez internet walka Siwy vs. Bodzioch. Na kogo stawiasz?
– To jest niesamowite, że do tej walki dojdzie, ale z drugiej strony to świadczy o tym, w jak kiepskiej kondycji jest polski boks. Wpisy Szminki czyta się bardzo dobrze, widać, że się zna, potrafi merytorycznie wypowiedzieć się na konkretny temat, musi to być ktoś z otoczenia. Z drugiej strony za niektóre jego słowa, teksty zaczepne do Szpilki czy innych zawodników, powinien zostać bardzo mocno legalnie na oczach wszystkich przetrącony przez np. Szpilkę. Uważam, że nikt potem nie powinien mieć pretensji do Szpilki, bo na jego miejscu z kijem bym na niego poszedł. Kiedyś Szpilka powiedział fajną rzecz – w tych czasach każdy anonimowo może cię powyzywać od frajerów oraz największych gnojów i tacy ludzie myślą, że nie poniosą za to żadnych konsekwencji. A poniosą i ja z chęcią popatrzę jak Szpilka pacyfikuje w tym momencie tego anonimowego przygłupa. Dziwi mnie, że niektórzy ludzie z boksu z nazwiskiem w ogóle wchodzą z kimś takim w polemikę. Powtarzam – polski boks może nie jest na dnie, ale sięgamy bagna.
– A wracając do twojego typu...
– Znam obu, ale z Bodziochem mam ostatnio lepszy kontakt i jemu delikatnie będę kibicował. Fajnie jak byłby remis, ale przez pryzmat koleżeństwa stawiam na Kamila, ale patrząc czysto na umiejętności bokserskie to Marcin.
Następne