| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Polacy od lat chwalą się świetnymi bramkarzami. W tym sezonie w PKO Ekstraklasie pojawiło się jednak niewielu perspektywicznych golkiperów z naszego kraju. W większości drużyn bronią obcokrajowcy. – Wielu opuszcza Polskę w bardzo młodym wieku – tłumaczy Andrzej Dawidziuk.
Gdy spojrzymy na drużyny w grupie mistrzowskiej, to tylko w bramkach dwóch zespołów stoją Polacy. W Legii Warszawa najpierw bronił Radosław Majecki, a ostatnio zastąpił go Wojciech Muzyk. W prawie każdej drużynie znajdującej się za plecami Wojskowych broni obcokrajowiec. Jedynym wyjątkiem jest 24-letni Damian Węglarz z Jagiellonii Białystok. W dziesięciu z szesnastu zespołów PKO Ekstraklasy podstawowymi bramkarzami w tym sezonie byli gracze z zagranicy. W dodatku, nie należą oni do najmłodszych...
– Ten trend dotyczy nie tylko bramkarzy, bo także zawodników z innych pozycji. Najpierw spójrzmy na pozytywy: nasi bramkarze świetnie radzą sobie w Bundeslidze, Serie A, Premier League czy Championship. Wielu golkiperów gra w Europie. To musi odbić się na tym, co dzieje się w kraju i musi być w jakiś sposób rekompensowane. To trend, który trzeba zaakceptować, ale nie można być z niego zadowolonym – opowiada Andrzej Dawidziuk, były trener bramkarzy reprezentacji Polski.
– W ostatnim czasie do zagranicznych klubów wyjechało 40-50 młodych bramkarzy. To liczba, która robi wrażenie. Mamy dobrych golkiperów, ale nie jest tak, że za każdym rogiem w naszym kraju czai się bramkarski talent. Może powinniśmy zastanowić się, jak zapobiec temu exodusowi – zastanawia się Dawidziuk.
Do pozytywnych przykładów można zaliczyć wspomnianą już Jagiellonię oraz Zagłębie Lubin, w bramce którego stoi 24-letni Dominik Hładun. Na Polaków regularnie stawiały też Raków Częstochowa, Wisła Kraków, Korona Kielce i ŁKS. Najmłodszy w gronie tych zawodników jest Jakub Szumski, który ma już 28 lat. Trzy występy w drużynie Białej Gwiazdy zaliczył jeszcze Mateusz Lis, ale wcześniej "jedynką" był 31-letni Michał Buchalik.
– Doświadczenie jest tutaj bardzo ważnym argumentem. Kluby często wolą postawić na starszego gracza, bo daje poczucie stabilności i jest przewidywalny. Odpowiedzią na to, nad czym się zastanawiamy, jest przykład Wojciecha Muzyka. Został rzucony na głęboką wodę, zagrał w trzech spotkaniach i już pojawiają się głosy krytyki. Nie da się ocenić go po trzech występach. To pokazuje nam jednak, że wcale nie jest oczywiste, że młody bramkarz wejdzie do składu i od razu będzie prezentował wysoki poziom – zaznacza Dawidziuk.
Gdy spojrzymy na pracę polskich klubów z bramkarzami, dojdziemy do jednego wniosku. To Legia jest wzorem ich prowadzenia. Krzysztof Dowhań od lat wychowuje znakomitych golkiperów. Ostatnio sprzedany do AS Monaco został Radosław Majecki. Sposób, w jaki został poprowadzony w klubie z Warszawy jest modelowy.
– W niektórych miejscach brakuje właściwej pracy z bramkarzem na etapie rozwoju. W klubie musi być pomysł na danego golkipera. Tak było w Legii. Majecki był szkolony w akademii. W Warszawie widzieli jego potencjał, ale nie postawili na niego od razu. Wypożyczono go do Stali Mielec, by zebrał doświadczenie w pierwszej lidze. Tam radził sobie świetnie i dopiero wtedy podjęto decyzję o tym, że dostanie szansę w Legii. Zrobiono to jednak bardzo mądrze. Na ławce rezerwowych zostali Arkadiusz Malarz i Radosław Cierzniak. Nie byli jednak rywalami dla Majeckiego, bo to on był numerem jeden. Oni mieli mu pomóc i dać komfort. Ich młodszy kolega wiedział, że w razie drastycznej obniżki formy, ma go kto zastąpić – opisuje Dawidziuk.
Do ciekawych wniosków można dojść, gdy sprawdzi się statystyki z tego sezonu. Najwięcej meczów bez straty gola – czternaście – rozegrał Frantisek Plach z Piasta Gliwice. Tuż za nim z trzynastoma czystymi kontami są Mickey van der Hart z Lecha Poznań i Dante Stipica. Dopiero czwartą pozycję zajmuje Polak. Majecki zagrał "na zero" w dwunastu spotkaniach. Zaskakujące mogą być zwłaszcza liczby bramkarza Kolejorza, który w pierwszym sezonie w Polsce miał kilka poważnych wpadek. Może jednak obcokrajowcy są po prostu lepsi?
– Van der Hart pasował do koncepcji Lecha, który chce budować akcję od tyłu. Holender doskonale to "czuje", umie rozgrywać piłkę. Na końcu, u bramkarza najważniejsze jest jednak to, by potrafić bronić. Gra nogami to dodatkowa wartość. Do statystyk też trzeba podchodzić z dystansem. Spójrzmy, gdzie w tych wszystkich klasyfikacjach jest Dusan Kuciak, który nie wpuścił gola raptem w pięciu spotkaniach. Mimo to klasa Słowaka jest niepodważalna. Myślę, że większość trenerów wolałaby zawodnika, z którym wygra trzy spotkania po 2:1 niż tego, z którym trzykrotnie zremisuje 0:0 – puentuje były trener bramkarzy kadry.