| Czytelnia VIP

Dino Radja: zbyt wczesne wyjazdy europejskich talentów to zmora dzisiejszej koszykówki

Dino Radja (fot. Getty Images)
Dino Radja (fot. Getty Images)
Michał Winiarczyk

W koszykarską dorosłość wkraczał w najlepszym klubie XX wieku. Przez lata czekał na grę w NBA, a gdy już szansa przyszła, to rozczarowało go podejście Amerykanów. Dino Radja, członek Koszykarskiej Galerii Sław opowiada m.in. o starciu z "Dream Teamem" i o przyjaźni z legendarnym Drażenem Petroviciem.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
NBA: asystenci trenerów Lakers i Pelicans nie pojadą do Orlando

Czytaj też

LeBron James (fot. Getty)

NBA: asystenci trenerów Lakers i Pelicans nie pojadą do Orlando

Michał Winiarczyk, TVPSPORT.PL: – Co znaczy słowo "rodzina"? Możesz połączyć je również z karierą sportową?
Dino Radja: – Rodzina jest tylko jedna. Składają się na nią twoi rodzice i dzieci. Teraz, w tej trudnej sytuacji na świecie zdajesz sobie sprawę, ile jest warta. Robisz wszystko, aby każdy był bezpieczny, a wszelkie inne sprawy schodzą na drugi plan. Nie zwracasz uwagi na pieniądze i dobra materialne, bo nie masz jak ich wykorzystać. Nawet nie byłem na stacji benzynowej od trzech miesięcy. Człowiek dopiero teraz zwraca uwagę na to, jak bardzo nie doceniał wolności. Rodzina to najważniejsza część twojego życia.

– Jakie masz pierwsze wspomnienia z dzieciństwa związane z koszykówką?
– Grę rozpocząłem dosyć późno. Pewnego lata bardzo szybko urosłem i mama zapytała: Czemu nie spróbujesz sił w koszykówce? Przedtem eksperymentowałem z różnymi dyscyplinami – choćby pływanie, waterpolo, piłka ręczna, wioślarstwo. Ja i koszykówka to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Była miejscem poznawania przyjaciół i utrzymywania z nimi kontaktu. Kiedy pytali, kiedy zagram, to odpowiadałem: Jutro, jutro. Przychodziłem, zacząłem grać, a dalej to już poszło łatwo. W komunistycznej Jugosławii nie znałeś gier komputerowych... No tak, wtedy rozrywka była tylko na ulicy. Wychodziłeś z rana i spędzałeś na niej całe dnie ze znajomymi.

– Choć rozpoczynałeś karierę w KK Dalvin, to pierwsze seniorskie kroki stawiałeś w Jugoplastice Split – najlepszej drużynie XX wieku według FIBA. Co stało za sukcesem tej drużyny?
– Po pierwsze mieliśmy zarządzających z głową do koszykówki. To bardzo istotna kwestia. Część z nich stanowili byli gracze. Ważny był także system szkolenia. Prowadzili nas fachowi trenerzy, no i mieliśmy też szczęście. Trafiła się świetna generacja. Połączyliśmy się w jeden zespół wzmocniony koszykarzami z innych klubów.

– Czy na poziom gry drużyny miała wpływ sytuacja polityczna? Jak w Polsce, tak i u was zawodnicy nie mogli ot tak sobie opuszczać kraju.
– Na początku musiałeś skończyć 28 lat, by wyjechać, a później wystarczyło 23. Teraz możesz odejść mając nawet dwanaście, co według mnie jest… niezbyt dobre. System, który mieliśmy był bardzo dobry. Teraz basketem rządzą pieniądze. Bogaty klub dostaje każdego, kogo sobie życzy.

– Czyli nie jesteś za wyjazdami nastolatków za granicę i wczesnego próbowania sił w NBA?
To zbyt wczesny wiek, by wyjeżdżać.

– A ostatni przykład Luki Doncicia? Już w pierwszym sezonie grał w Stanach bardzo dobrze?
Tak, bardzo dobrze, ale zanim tam trafił przeszedł przez ścieżkę rozwoju w Realu Madryt. Zespoły juniorskie, pierwsza drużyna, mistrzostwo kraju, triumf w Eurolidze – wszystko pomału, po kolei. Spójrz na Mario Hezonję albo Dragana Bendera. Trafili do NBA nie będąc nawet najlepszymi koszykarzami w europejskich klubach. Przyjechali do USA i zatrzymali się w rozwoju. Nie masz doświadczenia i minut w meczach o punkty, to pozostają ci tylko treningi. W końcu wracasz do ojczyzny, bo nie dajesz rady. Zbyt wczesne wyjazdy europejskich talentów to zmora dzisiejszej koszykówki.

NBA: asystenci trenerów Lakers i Pelicans nie pojadą do Orlando

Czytaj też

LeBron James (fot. Getty)

NBA: asystenci trenerów Lakers i Pelicans nie pojadą do Orlando

Tylko Jordan jest bogatszy. Anonimowy koszykarski krezus

Czytaj też

Michael Jordan, Ulysses Bridgeman i Kobe Bryant (fot. Getty Images)

Tylko Jordan jest bogatszy. Anonimowy koszykarski krezus

– Zastanawiałeś się, co by było, gdybyś trafił do NBA wcześniej?
– Tego się nigdy nie dowiem. Być może wyszedłbym na tym lepiej. Grałbym z Larrym Birdem przynajmniej przez rok. To się jednak nie zdarzyło. Istotną kwestią były finanse. Oferta z Włoch była o wiele korzystniejsza od tej z Bostonu. Amerykanie proponowali mi wtedy grosze.

– Możesz wytłumaczyć zawirowanie z transferem w 1989 roku? Nie dostałeś na niego zgody, a mimo to udałeś się do Bostonu, po czym i tak musiałeś wrócić do Splitu, bo Jugoplastika udowodniła w sądzie, że wciąż jesteś jej zawodnikiem.
– Cały czas byłem związany kontraktem w Chorwacji. Oni po prostu nie chcieli mnie wypuścić. Znów znalazłem się w Splicie, ale po roku skończyła się ta umowa. Wtedy ofertę nie do odrzucenia złożył Virtus Roma. Chyba każdy na moim miejscu by ją przyjął.

– Jan Volk, generalny menedżer Celtics próbował udowodnić w sądzie, że w świetle prawa wciąż byłeś amatorem.
– Tak, ale no cóż… sędzia się z nim nie zgodził.

– Do Stanów miałeś się udać tuż po zakończeniu kontraktu z Jugoplastiką. Skąd w takim razie wziął się Virtus i dlaczego Boston nie próbował cię od razu zabrać?
– Wszystko rozbiło się o przepisy. W NBA był zapis, który mówił, że nie możesz rok po roku zatrudnić tego samego zawodnika. Musiał być minimum sezon przerwy. Gdy czekał mnie rok pauzy, to otrzymałem wspomnianą wielką ofertę z Rzymu.

– Jak ci się grało we Włoszech?
– To był dobry czas. W wieku 23 lat pierwszy raz opuściłem rodzinny dom. Musiałem nauczyć się żyć samodzielnie, bez wsparcia najbliższych. Zdobyłem bardzo dużo doświadczenia, zarówno jako człowiek jak i koszykarz.

– Do Bostonu trafiłeś dopiero w 1993 roku. Nie było już tam Birda, rodaka Stojko Vrankovicia i zmarłego kilkanaście dni po twoim przybyciu Reggiego Lewisa.
– Moje życie koszykarskie rozpoczęło się na nowo. Przychodziłem jako jeden z najlepszych zawodników z Europy. W Stanach nikt na to nie zwracał uwagi. Na wszystko musiałem zapracować. Jako "świeżak" nosiłem torby i robiłem to, czym zajmują się u nas juniorzy. Z perspektywy to było dobre doświadczenie. Szybko nauczyłem się żyć w nowym środowisku.

– Nie odczuwałeś przed nikim lęku?
– Nie, bo przeciwko niektórym grałem w turnieju McDonald’s Open albo podczas igrzysk w Barcelonie, gdzie wystąpił "Dream Team". Zawsze wypadałem w tych spotkaniach dobrze. Byłem więc pewien, że mogę grać w Stanach na dobrym poziomie.

– Celtics znajdowali się wówczas w dołku.
– Niespodziewana śmierć Lewisa. Przez nią zamiast walki o mistrzostwo czekał nas kryzys. Zabierz nawet teraz najlepszego koszykarza z jakiejkolwiek drużyny. Każdy widział, co się stało z Golden State Warriors, gdy ich najlepszy był przez cały sezon wyłączony z gry. To się tyczy każdego zespołu. Cleveland bez LeBrona, Oklahoma bez Duranta – wszyscy popadali w marazm. My też musieliśmy się jakoś pozbierać.

Tylko Jordan jest bogatszy. Anonimowy koszykarski krezus

Czytaj też

Michael Jordan, Ulysses Bridgeman i Kobe Bryant (fot. Getty Images)

Tylko Jordan jest bogatszy. Anonimowy koszykarski krezus

NBA: kolejni koszykarze z wykrytym koronawirusem

Czytaj też

Testy wykazały koronawirusa już wśród 25 koszykarzy (fot. Getty Images)

NBA: kolejni koszykarze z wykrytym koronawirusem

– Byłeś przedstawicielem pierwszej generacji europejskich koszykarzy, którym powiodło się w NBA. Dlaczego wtedy nie ufano zawodnikom ze Starego Kontynentu?
– Należałoby zapytać o to Amerykanów, a nie mnie, ale myślę, że głównym powodem był brak informacji. Nie było wówczas Internetu, YouTube i współczesnych nowinek, pozwalających oglądać filmy z całego świata. Wiele słyszałem o Larrym Birdzie, ale nigdy nie miałem okazji, by obejrzeć jego grę. Czasami jakimś cudem przenikały do nas kompilacje zagrań, lecz to nie były pełne mecze. Nie mógłeś zobaczyć, jak przygotowuje się do gry, jak myśli i porusza się na boisku. Dzisiaj wszystko jest łatwe. Oglądasz każdy mecz, jaki chcesz, wtedy kiedy ci wygodnie. Młody trafia do NBA i ma od razu kilkanaście szans rzutów podczas każdego spotkania. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Na każdą okazję ciężko zasuwałeś.

– Czułeś się koszykarzem drugiej kategorii?
– Bez dwóch zdań.

– Jak to wyglądało?
– Był tak, że dostawałeś dwie lub trzy minuty w meczu. A przecież podczas treningów za każdym razem udowadniasz swoją wartość, chcesz by zespół uwzględnił cię w planach i w taktyce. Wolniej więc niż inni budujesz pozycję, aż w końcu dostajesz ciut więcej czasu na parkiecie.

– Jakoś jednak przetarliście ścieżkę do gry w NBA innym z Europy?
– Nie mam wątpliwości. To jednak nie tylko zasługa nas – Chorwatów, ale także między innymi Litwinów – Arvydasa Sabonisa i Sarunasa Marciulionisa.

– A która wersja transferu do Philadelphii 76ers była prawdziwa? Sam chciałeś odejść, czy okłamano cię i bez twojej wiedzy zostałeś wymieniony?
– W Bostonie doszło do wielu zmian w pionie organizacyjnym. Zmienili się decydenci, mogli zrobić ze mną, co tylko chcieli. Byłem najlepszym zawodnikiem zespołu przez ostatnie sezony. Miałem 30 lat i uważałem, że należy mi się szacunek. Dochodziły do mnie plotki, że chcą mnie wymienić. Wybrałem się więc do władz i zapytałem: Jakie macie plany? Chciałbym wiedzieć, na co mam się przygotować. Odpowiedzieli: Nie chcemy cię transferować. Zbudujemy wokół ciebie nowy zespół. Poczułem się miło, że w jakiej roli mnie widzą. Trzy dni później odebrałem telefon o poranku. Usłyszałem: Idziesz do Philadelphii. To był wtedy o wiele gorszy zespół niż Celtics. Nie chciałem tam iść, więc postanowiłem rozwiązać kontrakt z Bostonem i wrócić do Europy.

– Nie wpadłeś w furię? Przecież zostałeś zdradzony o świcie.
– Nigdy nie płakałem w sytuacjach, na które nie miałem wpływu. Zajmowałem się tylko tym, nad czym miałem pełną kontrolę. Robiłem więc wszystko, by Celtics pozwolili mi odejść. Chciałem znaleźć się znów w miejscu, gdzie mogłem o coś walczyć, a to oferowała mi Europa. W NBA przegrywaliśmy mecze, a zawodnicy i fani się tym nie przejmowali. W Stanach jest inaczej niż u nas, sport traktuje się jak zabawę. Na Starym Kontynencie zawodnicy zawsze o coś rywalizują. Jeśli przegrasz – jesteś podłamany. Tam na porażki każdy miał wywalone.

– Słyszałem o takiej historii po przegranym meczu. Wkurzony rezultatem wszedłeś do klubowego autokaru, a w nim rozradowani koledzy grali w karty.
– Tak, to prawda. Jak gdyby nigdy nic żartowali sobie i rozgrywali partię za partią. Bardzo mi się to nie podobało. Dobrze że potem trafiłem do Grecji. Spędziłem tam wspaniałe trzy lata.

NBA: kolejni koszykarze z wykrytym koronawirusem

Czytaj też

Testy wykazały koronawirusa już wśród 25 koszykarzy (fot. Getty Images)

NBA: kolejni koszykarze z wykrytym koronawirusem

"Okiem redakcji". Restart w krainie Disneya. NBA planuje powrót
Powrót NBA (fot. TVP)
"Okiem redakcji". Restart w krainie Disneya. NBA planuje powrót

Znany litewski koszykarz wraca do Barcelony jako trener

Czytaj też

Sarunas Jasikevicius (fot. Getty Images)

Znany litewski koszykarz wraca do Barcelony jako trener

– A jaka była prawda o twoim kolanie? Miało stanowić problem w NBA?
– Miałem operację w styczniu, ale szybko doszedłem do pełnej sprawności. To bardziej przypominało łatwy zabieg. W marcu mogłem już wrócić na boisku, ale nie stawiano na mnie. Boston zaczął "tankować", by zdobyć pierwszy numer w drafcie i wybrać Tima Duncana. Później, gdy grałem już w Europie, kolano nie było tematem dnia.

– Nie żałujesz kłótni z synem właściciela Panathinaikosu? Pewnie mógłbyś pograć dłużej w tej miłej Grecji.
– Mieliśmy bardzo ważne spotkanie, które nie poszło po naszej myśli. Po meczu byłem pełen adrenaliny, a fani nie ukrywali wściekłości. Plucie i krzyki – to było normalne. "Nabuzowany" po spotkaniu nie myślałem więc racjonalnie. Dziś mogę powiedzieć, że z pewnością było to moje niewłaściwe zachowanie.

– Po roku gry w ojczyźnie trafiłeś do odwiecznego rywala Panathinaikosu, czyli Olympiakosu.
– Jestem chyba jedynym zawodnikiem w historii, który grał w obu klubach i wszędzie był szanowany. Oddawałem serce za każdą z drużyn i kibice to doceniali. Nigdy nie spotkało mnie nic złego z tego powodu.

– A trudno było ci podjąć decyzję o zakończeniu kariery w 2003 roku?
– Byłem zmęczony grą. Nie mogłem już znosić obciążeń w profesjonalnej koszykówce. Pobudka z rana, trening przed południem, po południu, podróże – to już stało się zbyt trudne. A jak nie ćwiczysz dobrze, to i w meczu wypadasz słabo. Byłem wyniszczony fizycznie i psychicznie. Potrzebowałem odpoczynku.

– Ciało powiedziało dość.
– Tak, to był odpowiedni czas, by skończyć. Jestem jednym z nielicznych, którzy przez całą karierę bez przerwy występowali w kadrze i w klubie. Wszędzie spędzałem większość minut na parkiecie. Przez 15 lat nie miałem odpoczynku. Życie kręciło się wokół reprezentacji i drużyn klubowych. Do tego dochodziły te nieszczęsne podróże, które bardzo męczyły. Po prostu miałem dosyć wszystkiego i podjąłem decyzję o przerwie. A że mi się tak dobrze żyło, to uznałem: Dobrze, zostaje.

– Nawiązałeś do gry w kadrze, z którą odnosiłeś sukcesy. Zastanawiam się, czy twój dorobek nie byłby większy, gdyby nadal istniała Jugosławia?
– Oczywiście, muszę się z tobą zgodzić. Przez ten rozpad nie mieliśmy już tak silnej ławki, jak wcześniej. W latach 1992–1994 widoczny było brak głębi składu. Nie było to jednak od nas zależne. Na szczęście i tak mieliśmy świetny zespół, ze świętej pamięci Drażenem Petroviciem. Cieszę się, że mogłem być jego częścią. Niestety, z biegiem lat wiek dawał o sobie znać. Czasu nie oszukasz.

– Widziałbyś któregoś z obecnych reprezentantów Chorwacji w waszej drużynie z 1992 roku?
– Bardzo chciałbym mieć wtedy w składzie Bojana Bogdanovicia i Dario Saricia. Mogliby wnieść sporo do tamtej drużyny.

– Dziś europejskie tuzy mają kłopot z reprezentowaniem krajów przez terminarze.
– To musi zostać w końcu uporządkowane. NBA, Euroliga i FIBA powinny wypracować system, dzięki któremu każdy koszykarz będzie mógł pogodzić karierę klubową z reprezentacyjną. Rozgrywki międzypaństwowe bez najlepszych stają się bezsensowne. Oczywiście, każdy ma własny interes, ale w tym konflikcie nikt nie wygra na swoich warunkach. Wszyscy muszą spotkać się po drodze i znaleźć rozwiązanie.

Znany litewski koszykarz wraca do Barcelony jako trener

Czytaj też

Sarunas Jasikevicius (fot. Getty Images)

Znany litewski koszykarz wraca do Barcelony jako trener

Pięciokrotny mistrz świata i ligowcy zachęcają do uprawiania koszykówki
fot. TVP
Pięciokrotny mistrz świata i ligowcy zachęcają do uprawiania koszykówki

NBA: koronawirus może uniemożliwić wznowienie gry

Czytaj też

LeBron James (fot. Getty Images)

NBA: koronawirus może uniemożliwić wznowienie gry

– W 1990 roku nie pojechałeś na mistrzostwa świata do Argentyny, a tam ponoć doszło do konfliktu Petrović – Divac.
– Tuż przed zawodami graliśmy w Igrzyskach Dobrej Woli w Stanach. Wygraliśmy je, lecz w finale doznałem kontuzji. Zamiast lecieć do Argentyny, musiałem wracać do domu. A wspomniany konflikt został sztucznie rozdmuchany przez media. Nie ma w tym nic z prawdy. Nasz region trapiła wojna – to był okropny czas. Państwo się rozpadło. To normalne, że w wyniku takiego konfliktu wielu traci dobry kontakt z innymi. Nie było jednak walki pomiędzy nami, zawodnikami.

– Ale Divaca, niegdyś przyjaciela Petrovicia, zabrakło na jego pogrzebie. Nie sądzisz, że tamta sytuacja z flagą Chorwacji mogła mieć na to wpływ? Po zwycięstwie w finale MŚ kibic wbiegł z nią na boisko, a Vlade wyrwał ją i wyrzucił poza parkiet.
– W mojej opinii to nie miało żadnego związku. Cała afera to "zasługa" mediów.

– Jakim człowiekiem był Drażen?
– Jeśli oglądałeś "The Last Dance" i widziałeś Michaela Jordana to Drażen był taki sam. To facet, od którego wiele się nauczyłem – nie tylko jak trenować, ale także jak postępować w życiu. Jestem mu dozgonnie wdzięczny za wszystko, co mi pokazał.

– Słyszałem, że dzwonił do ciebie codziennie i wypytywał o wyniki.
– To było w czasie, gdy grał już w Stanach, a ja mieszkałem jeszcze w Splicie. Nie było Internetu, więc codziennie miałem telefon. Wypytywał o rezultaty w każdej krajowej lidze. Nieważne czy był to pierwszy, drugi czy trzeci szczebel. Piłka nożna, ręczna, wodna – wszystko go ciekawiło. To niesamowite, jakim był sportowym świrem.

– Znasz teraz kogoś, kto ma podobne podejście jak on?
– Mamy w Chorwacji świetnie zapowiadającego się Roko Prkacina. Może być taki jak Drażen, choć gra na innej pozycji.

– Podczas igrzysk w Barcelonie, gdy Petrović mierzył się z Jordanem, stawałeś naprzeciw Karla Malone'a, Charlesa Barkley’a i Patricka Ewinga. Co pamiętasz?
– To był ten pierwszy raz, gdy zdałem sobie sprawę, że to nie są kosmici. Każdy uważał ich za przybyszów z innej planety. Wydawało się, że nikt nie może ich nawet tknąć. Na parkiecie okazało się, że można z nimi walczyć jak równy z równym.

NBA: koronawirus może uniemożliwić wznowienie gry

Czytaj też

LeBron James (fot. Getty Images)

NBA: koronawirus może uniemożliwić wznowienie gry

Koszykarki Wisły Kraków nie zagrają w najwyższej klasie rozgrywkowej
fot. TVP
Koszykarki Wisły Kraków nie zagrają w najwyższej klasie rozgrywkowej

Koronawirus w Denver Nuggets. Zamykają obiekty treningowe

Czytaj też

Nikola Jokić podczas treningu Denver Nugets (fot. Getty Images)

Koronawirus w Denver Nuggets. Zamykają obiekty treningowe

– Kiedyś podając przykład Malone'a powiedziałeś, że sędziowie więcej wybaczają niektórym...
– On, jak i wielu innych najlepszych, zawsze był chroniony przez arbitrów. Widać to również i dziś. – tak działa NBA. Musisz mieć pozycję, a jeśli ją masz, to wolno ci więcej.

– W kadrze Chorwacji twoim zmiennikiem był Żan Tabak, który dziś dobrze radzi sobie jako trener w Polsce. Co możesz o nim powiedzieć?
– To naprawdę świetny facet z niesamowitą etyką pracy. Był naszym wielkim wzmocnieniem z ławki. Każdy trener mógł na nim polegać, bo gwarantował solidność niezależnie od tego, ile czasu spędzał na boisku. Bardzo dobrze przygotowywał się do roli trenera asystując w Realu Madryt. Jest gotowy, by odnosić sukcesy jako szkoleniowiec.

– Wracając do niedoceniania europejskich koszykarzy w Stanach. Ponoć w Barcelonie Jordan i Pippen robili wszystko, by skompromitować Toniego Kukoca – ich przyszłego rywala w składzie Bulls. Jak to widziałeś?
– To była pewnego rodzaju próba pokazania wyższości nad Europejczykiem przez gwiazdy NBA. Każdy z nas musiał przez to przejść – Drażen, ja oraz Toni. Naszym celem było pokazanie na parkiecie, że nie damy sobą pomiatać (w finale IO 1992 Petrović rzucił 24 punkty, Radja 23, Kukoc 16; Jordan 22, Pippen 12 – przyp. red.).

– Udało wam się to zrealizować. Czujesz satysfakcję z tego co osiągnąłeś?
– Jestem bardzo szczęśliwy. Nie było i nie ma w moim życiu niczego, co chciałbym zmienić. Niczego – mówię ci szczerze!

Koronawirus w Denver Nuggets. Zamykają obiekty treningowe

Czytaj też

Nikola Jokić podczas treningu Denver Nugets (fot. Getty Images)

Koronawirus w Denver Nuggets. Zamykają obiekty treningowe

Następne

df
01:21:11

Dream Team vs Chorwacja. Minęło 30 lat od finału IO w Barcelonie

Zgrupowanie kobiecej reprezentacji Polski w koszykówce (fot. TVP)
00:02:03

Rodzinna atmosfera... dosłownie. Zgrupowanie koszykarek w Gniewinie

Dream Team vs Chorwacja. Minęło 30 lat od finału IO w Barcelonie
df
Dream Team vs Chorwacja. Minęło 30 lat od finału IO w Barcelonie

Zgrupowanie kobiecej reprezentacji Polski w koszykówce (fot. TVP)
Rodzinna atmosfera... dosłownie. Zgrupowanie koszykarek w Gniewinie

Najnowsze
Koniec! Thurnbichler przestanie być trenerem skoczków
pilne
Koniec! Thurnbichler przestanie być trenerem skoczków
| Skoki narciarskie 
Thomas Thurnbichler (fot. Getty)
Przez Ligę Mistrzów mogą mieć krótsze wakacje!
Piłkarze ręczni Orlen Wisły Płock (fot. Jerzy Stankowski / Orlen Wisła Płock)
nowe
Przez Ligę Mistrzów mogą mieć krótsze wakacje!
(fot. TVP)
Damian Pechman
Magazyn sportowy (Polskie Radio RDC) 28.03.
Magazyn sportowy (Polskie Radio RDC) [transmisja na żywo, online, live stream] (28.03.2025)
Magazyn sportowy (Polskie Radio RDC) 28.03.
| Magazyn Sportowy RDC 
Puścił do skoku pijanego Ahonena. Teraz rozlicza konkurs cudów
Janne Ahonen (fot. Getty Images)
polecamy
Puścił do skoku pijanego Ahonena. Teraz rozlicza konkurs cudów
| Skoki narciarskie 
Co z przyszłością Probierza? "Każdy mecz będzie o jego być albo nie być"
Michał Probierz (fot. Getty Images)
tylko u nas
Co z przyszłością Probierza? "Każdy mecz będzie o jego być albo nie być"
fot. TVP
Maciej Rafalski
Kto mógłby zastąpić Probierza? Kulesza nie rozwiał wątpliwości
Paulo Bento, Kasper Hjulmand i Jan Urban (fot. Getty).
polecamy
Kto mógłby zastąpić Probierza? Kulesza nie rozwiał wątpliwości
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
20 niesamowitych sezonów. Padł kolejny rekord NHL
Sidney Crosby (fot. Getty Images)
20 niesamowitych sezonów. Padł kolejny rekord NHL
| Hokej / NHL 
Do góry