Lubię podziwiać i pisać o bramkarzach, bo nie zna gry, kto nie stał między słupkami. Zawodnik z pola może pomylić się kilkanaście razy w meczu i być najlepszym na boisku. A bramkarz jest jak saper. Jeden błąd i staje się jedynym winowajcą w drużynie.
Swego czasu Maciek Szczęsny wymyślił, że Józef Van Dzik jest najlepszym holenderskim bramkarzem polskiego pochodzenia. Minęły dziesięciolecia i do bramki Lecha sprowadzono Mickey'go van der Harta. Może nie najlepszego bramkarza ligowego holenderskiego pochodzenia, ale na pewno fachowca solidnego.
Po restarcie ligi przyszedł jednak "mecz na noże" z Legią i przybysz z Niderlandów stał się najbardziej wykpiwanym graczem kolejki, a "Wiara" Lecha odsądzała go od czci i wiary. Przegrali z liderem przez Holendra, bo wypiąstkował piłkę prosto w plecy swego obrońcy, a Pekhart tylko na to czekał.
Łaska kibica na pstrym rumaku (wiem, że na koniu) jeździ. Kilka tygodni później van der Hart mógł być noszony po Poznaniu na rękach, bo położył kolegom na tacy awans do finału Pucharu Polski. Przy pierwszej obronie karnego doznał urazu barku, ale nie chciał opuścić boiska. Odbił piłkę po jeszcze jednym strzale piłkarza Lechii.
Wykazał się więc hartem ducha, ale koledzy nie mieli szczęścia w strzałach i zmarnowali jego nadludzki wysiłek. Mleczko się rozlało, zanim rezerwowy wszedł do bramki. Lech odpadł, a o Holendrze ucichło, bo przecież pamięta się tylko o tzw. bohaterach meczu.
Według wrażliwych postacią ostatniej kolejki został Łotysz, też o obco brzmiącym nazwisku Steinbors. Niby nic wielkiego na przedpolu nie zrobił, ale obrazek rannego ptaszka znoszonego troskliwie z połowy boiska w rękawicach bramkarza powinien obiec wiele stacji telewizyjnych. I co? Przekazał go za linią boczną komuś z zespołu, a ten, choć nie miał rękawic, najpierw potraktował żywe stworzenie jak niepotrzebny śmieć, potem przekazał kolejnej osobie, która upuściła go za ławką. Znów zmarnowany wysiłek kolegi...
Nieprzypadkowo bramkarze najczęściej mają na koszulkach "jedynki". Życie udowadnia, że to pierwszoplanowe postacie zespołów w wielu wymiarach, nawet jeśli noszą obce nazwiska. Ich postawy niejednokrotnie bywają bowiem bardzo bliskie naszym sercom.