{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Formuła 1. Hamilton wygrywa Grand Prix Styrii, kolejny popis Norrisa i horror Ferrari

Lewis Hamilton odniósł 85. zwycięstwo w karierze. Brytyjczyk był najlepszy w Grand Prix Styrii, drugim tegorocznym wyścigu F1. Drugie miejsce zajął Valtteri Bottas, a trzeci był Max Verstappen. Już na pierwszym okrążeniu zderzyli się obaj kierowcy Ferrari i żaden z nich nie ukończył zmagań.
Czytaj też:

Fernando Alonso wraca do Formuły 1. Pojedzie dla zespołu, w którym przeżywał najpiękniejsze chwile
CZYTAJ TEŻ: Kibice wrócą na trybuny? Włosi chcą świętować jubileusz Ferrari z fanami
Poprzedni wyścig na Red Bull Ringu w Spielbergu wysoko zawiesił poprzeczkę, jeśli chodzi o emocje. GP Styrii na tym samym torze może nie było aż tak ekscytujące, ale na nudę nikt nie mógł narzekać. Zaczęło się od mocnego uderzenia i zakończyło pasjonującą walką. Były kolizje, wyprzedzanie, małe i wielkie dramaty. Zwyciężył Hamilton, ale bohaterów, niekoniecznie pozytywnych, było kilku.
Już na pierwszym okrążeniu doszło do trzęsienia ziemi. To, że Lewis Hamilton utrzymał prowadzenie, że Max Verstappen nadal jechał na drugiej pozycji, zeszło na dalszy plan wobec tego, co zrobili kierowcy Ferrari. Jeśli ktoś myślał, że ten weekend gorszy dla włoskiej stajni nie może być, mylił się. Charles Leclerc i Sebastian Vettel zderzyli się. Bolid Niemca był tak mocno uszkodzony, że po zjeździe bo boksu zakończył rywalizację. Monakijczyk też odwiedził mechaników, ale jechał dalej. Tyle że spadł na ostatnią pozycję. Na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa.
Po jego zjeździe w czołówce nic się nie zmieniło. Pierwszy jechał Hamilton przed Verstappenem, Carlosem Sainzem i Valtterim Bottasem. I znów kierowca Ferrari sprawił, że kibice spoglądali na koniec, a nie początek stawki. Po kilku okrążeniach do pit stopu zjechał Leclerc. Monakijczyk nie wrócił już na tor.
Do bratobójczej rywalizacji doszło też w Renault, ale Daniel Ricciardo i Esteban Ocon nie popełnili błędu kierowców Ferrari. Jako pierwszy z czołówki, na 25. okrążeniu, u mechaników zameldował się Verstappen. Tak Red Bull zareagował na dobre tempo Mercedesów. Po wizycie Holendra w pit stopie na czele znalazły się dwa Mercedesy, za nimi jechały dwa Red Bulle, piąty był Sainz, szósty Ricciardo, a za jego plecami jechali dwaj zawodnicy Racing Point.
Hamilton zjechał na zmianę opon trzy okrążenia po Verstappenie. Podobnie jak on zmienił miękkie opony na pośrednie. Liderem wyścigu został w tym momencie Bottas.
Seria pit stopów niewiele zmieniła w czołówce. Z kilkusekundową przewagą nad Verstappenem prowadził Hamilton. Zawodnicy Mercedesa i Red Bulla stworzyli swego rodzaju "przekładaniec". Za ich plecami jechał Ricciardo. Australijczyk został osamotniony w rywalizacji, bo problemy techniczne wyeliminowały ze ścigania drugiego reprezentanta Renault, Estebana Ocona. Najwięcej w stosunku do pozycji startowej z Top 10 stracił Sainz, który spadł na ósme miejsce i dał się wyprzedzić obu kierowcom Racing Point.
Kiedy na czele stawki nastała stagnacja, o emocje zadbali właśnie Sergio Perez i Lance Stroll. Meksykanin i Kanadyjczyk prowadzący charakterystyczne różowe bolidy walczyli o szóste miejsce. Perez, który startował z zaledwie 17. pola, udowodnił, że Racing Point to jeden z bardzo mocnych kandydatów do walki o podium w klasyfikacji konstruktorów. Popularny "Checo" tak się rozpędził, że wyprzedził też piątego Ricciardo.
Ściganie trwało w najlepsze także tuż za czołową "10". Minimalne różnice dzieliły jadących obok siebie Antonio Giovinazziego, Kimiego Raikkonena, Romaina Grosejana i Kevina Magnussena.
Kiedy czołówka dała o sobie zapomnieć, na osiemnaście okrążeń przed metą Bottas usłyszał niepokojący komunikat o uszkodzeniach. Jego strata do drugiego Verstappena się zwiększała. Na czele niezagrożony, z przewagą blisko sześciu sekund, jechał Hamilton. Tymczasem trwał koncert Pereza. "Checo" w ekspresowym tempie odrabiał straty do czwartego Aleksa Albona i na 57. okrążeniu siedział już na ogonie Tajlandczyka.
Kierowca Racing Point nie mógł się uporać z Albonem. To akurat była dobra wiadomość dla Red Bulla. Gorsza nadeszła na kilka minut przed końcem wyścigu. Verstappen jechał z uszkodzonym przednim skrzydłem. Wykorzystał to Bottas, który zniwelował stratę i znalazł się tuż za Holendrem. Na 66. okrążeniu Fin podjął próbę wyprzedzania. Pierwsza zakończyła się niepowodzeniem. Po drugiej Bottas znalazł się przed Verstappenem, ale ten nie odpuszczał i odzyskał drugą pozycję. Wciąż jednak musiał spoglądać w lusterka, bo miał za plecami kierowcę Mercedesa, a ten mógł korzystać z DRS z racji różnicy wynoszącej mniej niż sekundę.
Na 67. okrążeniu Bottas ponownie znalazł się przed Holendrem. Tym razem najmłodszy zwycięzca wyścigu F1 w historii nie miał już argumentów i nie zdołał odpowiedzieć rywalowi. Mercedes jechał po dublet. Hamilton powiększył przewagę do kilkunastu sekund. Verstappen nie miał już szans na drugie miejsce, ale mógł bez straty miejsca zjechać na pit stop po nowe opony i powalczyć o punkt za najszybsze okrążenie. Wyjechał w złym miejscu toru i nie było już na to szans.
Ale nawet na ostatnim kółku nie brakowało emocji. Hamilton dowiózł pewnie zwycięstwo, drugi był Bottas, trzeci właśnie Verstappen. Ciekawie zrobiło się jednak za nimi. Perez uszkodził samochód przy próbie wyprzedzania Albona. Na ostatnich metrach doścignął go bohater poprzedniego wyścigu Lando Norris, który rzutem na taśmę wywalczył piąte miejsce.
Prowadzenie w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata utrzymał Bottas. Fin był najlepszy w pierwszym wyścigu, a w drugim przegrał tylko z zespołowym partnerem, Hamiltonem.