| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa zapewniła sobie w sobotę 14. mistrzostwo Polski. Trener Aleksandar Vuković skorzystał w meczach PKO Ekstraklasy z 34 zawodników.
Najwięcej meczów rozegrali Luquinhas i Walerian Gwilia. Obaj wystąpili we wszystkich (35) dotychczasowych spotkaniach Legii. Ale to nie oni spędzili najwięcej minut na boiskach PKO Ekstraklasy. Pierwsze miejsce w tej kategorii należy do tego, którego przy Łazienkowskiej już nie ma. Mowa o Radosławie Majeckim, który grał przez 2970 minut. Zanim znajduje się brazylijski skrzydłowy (2716 minut), a na trzecim miejscu znajduje się Domagoj Antolić, który przebywał na placu gry przez 2689 minut. Na przeciwnym biegunie znajduje się Piotr Pyrdoł. Gracz pozyskany zimą z Łódzkiego Klubu Sportowego zagrał raz – przez kwadrans.
Najlepszym strzelcem Legii w Ekstraklasie został... Jarosław Niezgoda, który zdołał tego dokonać, choć występował przy Łazienkowskiej tylko w rundzie jesiennej. Łącznie bramki zdobywało szesnastu zawodników. Poza Niezgodą, najskuteczniejsi byli Jose Kante (10 goli) oraz Gwilia, który ośmiokrotnie pokonywał bramkarzy rywali. Rekord kartkowy należy za to do kapitana drużyny. Jędrzejczyk był jedenaście razy napominany przez sędziów żółtymi kartkami.
Legia została mistrzem Polski, a my przybliżamy nazwiska tych, którzy zdobyli tytuł dla klubu z Łazienkowskiej.
Bramkarze:
Radosław Majecki (33 mecze, 2970 minut, 31 straconych goli, 12 czystych kont)
Był pewniakiem w walce o miejsce w składzie. Zagrał we wszystkich meczach Legii w PKO Ekstraklasie, póki był jej zawodnikiem. 1 lipca odszedł do AS Monaco, a wcześniej gwarantował solidność. Nie było wiele meczów, które dzięki niemu Legia wygrała lub zremisowała. Pojawiły się też pomyłki, jak w Płocku czy Zabrzu. Rozegrał niezłą rundę, ale w przeszłości Legia musiała radzić sobie z większymi problemami po odejściu bramkarzy.
Wojciech Muzyk (1 mecz, 90 minut, 2 stracone gole)
Zagrał raz – w Poznaniu. Skorzystał wówczas z problemów zdrowotnych Radosława Cierzniaka. Przeciwko Lechowi przepuścił dwa gole, ale w kilku sytuacjach obronił strzały przeciwników.
Radosław Cierzniak (1 mecz, 90 minut, 1 czyste konto)
Wybiegł na boisko w meczu z Cracovią. Wyszło skutecznie, bo zachował czyste konto i pewnie radził sobie ze wszelkimi próbami rywali. Pełen pokory, jest dobrym duchem szatni, który nawet z ławki rezerwowych, regularnie podpowiada zawodnikom znajdującym się na boisku.
Obrońcy:
Artur Jędrzejczyk (29 meczów, 2610 minut, 2 asysty)
Absolutny lider. Jędrzejczyk był przez cały sezon jednym z najlepszych piłkarzy Legii. Rzadko popełniał błędy, za to często je naprawiał. Regularnie doskonale przygotowany pod względem motorycznym, co przekładało się na bardzo dobrą dyspozycję. Dodatkowo dbał o atmosferę w szatni, choć nie jest to nic nowego.
Michał Karbownik (28 meczów, 2370 minut, 7 asyst)
Objawienie rundy jesiennej. Nigdy nie był lewym obrońcą, a jedna runda wystarczyła mu, by stać się najgorętszym towarem na rynku transferowym. Wiosną obniżył loty, ale wciąż jest typowany na najdrożej sprzedanego gracza z PKO Ekstraklasy. Przez cały sezon potrafił imponować ofensywnymi rajdami, podłączaniem się pod akcje w ataku, choć wciąż miewał problemy z bronieniem. Pod koniec sezonu występował także w roli prawego obrońcy.
Igor Lewczuk (26 meczów, 2136 minut, 1 gol)
Doświadczenie i duża klasa na boisku. Często potrzebował kilkunastu minut, by się rozkręcić, a potem na ogół nie popełniał większych błędów. Wrócił latem na Łazienkowską po grze we Francji i stał się dużym wzmocnieniem stołecznej drużyny. Dobrze radził sobie ze zmianą partnerów w środku defensywy. Dobra postawa zaowocowała przedłużeniem kontraktu.
Mateusz Wieteska (26 meczów, 2005 minut, 1 gol, 1 asysta)
Grał dobrze, choć miał największe "szczęście" do przyciągania pechowych sytuacji. Zwłaszcza jesienią zdarzały mu się błędy, które kończyły się golami dla rywali. Pomijając pomyłki, był solidny, a przy tym dobrze radził sobie z dystrybucją piłki. Regularnie budzi zainteresowanie klubów z innych krajów.
Marko Vesović (22 mecze, 1836 minut, 1 gol, 6 asyst)
Przez cały sezon grał na równym, wysokim poziomie, ale po przymusowej przerwie związanej z pandemią był w życiowej formie. Próżno było szukać lepszych graczy w całej lidze. Vesović idealnie wpasował się do taktyki Vukovicia i dobrze czuł się w roli ofensywnego bocznego obrońcy. Lubi mieć wiele miejsca i dzięki temu potrafił pokazać swoje walory. Sezonu nie dokończył z powodu poważnej kontuzji. Teraz czeka go kilka miesięcy przerwy.
Paweł Stolarski (11 meczów, 876 minut, 1 asysta)
Miał bardzo dobry początek sezonu. Miał swoje miejsce w składzie i otrzymał zaufanie sztabu szkoleniowego. Z czasem zaczął pojawiać się w składzie coraz rzadziej, aż zanotował kilka miesięcy bez gry na przełomie roku 2019 i 2020. Stolarski jest pozytywną jednostką w szatni, zapewniał dobry humor. Jesienią grał bardzo solidnie. Pod koniec rozgrywek był w gorszej formie i zdarzały mu się chwile zawieszenia.
Luis Rocha (11 meczów, 625 minut)
Przegrał rywalizację z Michałem Karbownikiem. Portugalczyk odkąd gra w Legii, miewał solidne mecze, ale nigdy nie wyróżniał się ponad innych. W ten sposób jest rezerwowym lewym obrońcą. Paradoksalnie najlepszy mecz w barwach Wojskowych rozegrał, gdy ci zapewniali sobie tytuł z Cracovią. Realny jest scenariusz, w którym zdobył mistrzostwo Polski i po sezonie pożegna się z Legią.
Inaki Astiz (4 mecze, 271 minut)
Hiszpan jest najbardziej doświadczonym defensorem w zespole. Przeżył wiele, ale teraz pokornie przyjmuje swoją rolę w drużynie. Ma służyć doświadczeniem, wspomagać młodzież i od czasu do czasu pojawić się na murawie w pierwszym zespole. Nie zmienia to faktu, że to stuprocentowy profesjonalista, który zawsze będzie gotowy, gdy będzie musiał wystąpić w spotkaniu o stawkę.
William Remy (3 mecze, 105 minut)
Za czasów Romeo Jozaka był kluczowym obrońcą Legii. Potem, z rundy na rundę, tracił pozycję w drużynie, aż przestał grać praktycznie w ogóle. Dodatkowo ma potężną konkurencję wśród środkowych obrońców, a także problemy z kontuzjami regularnie wykluczającymi go z gry. Jego odejście z Legii nie będzie nikogo dziwiło.
Pomocnicy:
Luquinhas (35 meczów, 2716 minut, 5 goli, 8 asyst)
Miał świetne wejście do Ekstraklasy. Jesienią doskonale radził sobie na polskich boiskach: imponował dynamiką, techniką i dryblingiem. To najczęściej faulowany piłkarz ligi. Przez cały sezon dało się dostrzec jego rozwój. Grę na skrzydle potrafił łączyć z potrzebą występów za plecami napastnika. Po pandemii prezentował się nieco gorzej, choć w pierwszej rundzie bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę. Nie można pominąć jego bardzo dobrych statystyk – strzelił pięć goli i miał osiem asyst. Może być wzorem w kontekście zagranicznych transferów do Ekstraklasy. Takich piłkarzy potrzebuje liga!
Walerian Gwilia (35 meczów, 2309 minut, 8 goli, 6 asyst)
Pomocnik, który niezwykle mocno broni się zanotowanymi statystykami. Miewał lepsze i gorsze mecze, ale nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu. Potrafił zapewnić alternatywę w roli "ósemki", "dziesiątki", a nawet na skrzydle. Nieźle wykonywał stałe fragmenty gry, potrafił zaskoczyć niekonwencjonalnym rozwiązaniem. Gwilia był bardzo pożytecznym piłkarzem w walce o mistrzostwo Polski.
Domagoj Antolić (32 mecze, 2689 minut, 3 gole, 5 asyst)
Najważniejszy piłkarz w zamyśle Vukovicia. Jest niczym tempomat, a przy tym potrafi się doskonale ustawić, by zgarnąć drugą piłkę. Chorwat ma wielkie znacznie dla gry Legii. Jeśli prezentuje się dobrze, na ogół cały zespół także notuje solidny występ. Gdy jest gorzej, warszawianie muszą mierzyć się z dziurą w środku pola. Szkoleniowiec Wojskowych regularnie udowadniał, że ma do niego wielkie zaufanie.
Andre Martins (32 mecze, 2321 minut, 1 asysta)
Jego znaczenie dla Legii spadło względem poprzedniego sezonu, gdy był liderem na boisku. Lepsze mecze przeplatał gorszymi, ale wciąż jest czołowym środkowym pomocnikiem w Ekstraklasie. Nadal jest częścią kręgosłupa Legii. Świetnie odnalazł się w duecie z Antoliciem, gdyż obaj dobrze dzielili się zadaniami i często byli w stanie zdominować środek pola. To przekładało się na więcej przestrzeni dla skrzydłowych.
Paweł Wszołek (24 mecze, 1938 minut, 6 goli, 9 asyst)
Wszołek zdobył mistrzostwo Polski mając na koncie świetne statystyki: sześć goli i dziewięć asyst robi duże wrażenie. Jesienią był bardzo ważną postacią Legii, mało kto potrafił go zatrzymać na skrzydle. Runda wiosenna zaczęła się dla niego z utrudnieniem: wracał do pełni sił po chorobie. Po pandemii nieco spuścił z tonu, ale i tak miał pewne miejsce w składzie.
Arvydas Novikovas (17 meczów, 1081 minut, 4 gole, 4 asysty)
Pożyteczny piłkarz, którego Vuković chciał mieć w swoim zespole. Potrafił pomóc drużynie poprzez swoją dynamikę. Rozkręcał się, bo początek sezonu nie był dla niego udany. Opuścił końcówkę rozgrywek z powodu kontuzji. Do tego momentu regularnie znajdował się w planach sztabu szkoleniowego. Przy Łazienkowskiej zrobił swoje: w Ekstraklasie zdobył cztery gole i miał cztery asysty, choć miał chęci na lepsze liczby.
Mateusz Cholewiak (12 meczów, 475 minut, 2 gole, 1 asysta)
Zadaniowiec. Vuković potrzebował piłkarza, który walczy do upadłego i wnosi wiele charakteru w poczynania jego zespołu. Padło na Cholewiaka i wybór był odpowiedni. Pomógł zespołowi, a jego najlepszą reklamą będzie mecz z Wisłą w Krakowie. W razie potrzeby, występował na skrzydle, w ataku, a nawet mógł być alternatywą w defensywie. Swoją postawą szybko zdobył szacunek kibiców.
Dominik Nagy (9 meczów, 421 minut, 1 gol, 1 asysta)
Każdy wie, że Nagy ma talent. I tak jest od ponad trzech lat. Kłopotem Węgra jest to, że nie zawsze chce pokazać swoje możliwości, a do tego nie zawsze jest w pełni skupiony na futbol. Nie inaczej było teraz, co skończyło się zimowym wypożyczeniem do Panathinaikosu. Grywał jesienią, strzelił nawet gola, ale nie był choćby w połowie produktywny jak wtedy, gdy był w najwyższej formie. A to było dawno…
Cafu (6 meczów, 281 minut)
Cafu przygodę z Legią rozpoczął doskonale, był jednym z jej najlepszych piłkarzy. Potem zaczęły się problemy z kartkami i kontuzjami. Zagrał sześć razy, ale nie błyszczał. Odszedł zimą do Olympiakosu i nie dało się mocno odczuć jego straty.
Bartosz Slisz (5 meczów, 231 minut, 1 asysta)
Nie dostał miejsca w składzie za darmo, choć jest najdroższym piłkarzem w historii pozyskanym przez Legię. Kosztował dwa miliony euro i musi czekać na dużą szansę. Trafił do Warszawy tuż przed pandemią koronawirusa, a gdy ta przeminęła, wydawało się, że potrzebuje jeszcze czasu na wkomponowanie się do drużyny.
Mateusz Praszelik (5 meczów, 182 minuty)
Jeden z tych, który korzystał na rotacji z początku sezonu. Grał głównie wtedy i pokazywał, że ma potencjał. Z czasem przestał być brany pod uwagę, a potem czas nie działał na jego korzyść. Młodzieżowców nie brakowało, a jego umowa wygasała z końcem czerwca 2020 roku. Automatyczne przedłużenie było możliwe, gdyby rozegrał ponad tysiąc minut. Tak się nie stało, a sam piłkarz nie był zainteresowany dalszą grą w Warszawie. Interesowało się nim wiele klubów, a ostatecznie będzie starał się pokazać swój potencjał we Wrocławiu.
Tomasz Jodłowiec (4 mecze, 239 minut)
Na początku sezonu szkoleniowiec Legii widział w nim opcję w środku pola. Myśl była tym mocniejsza, że Jodłowiec wracał do Warszawy w glorii mistrzostwa Polski zdobytego z Piastem. Ale sam piłkarz nie był zachwycony perspektywą dłuższego pozostania w stolicy. Nie grał dobrze, rozczarowywał, aż dostał zgodę, by na stałe odejść do Gliwic. Słuszny ruch.
Salvador Agra (2 mecze, 89 minut)
Gracz, który nigdy nie sprawdził się w Legii. Jesienią dostał szansę od Vukovicia. Najbardziej pamiętny jest mecz z ŁKS-em, gdy był aktywny, a jednocześnie sfaulował przeciwnika w polu karnym. Portugalczyk pozostanie jednym z tych, których nazwisko czasem odejdzie w zapomnienie. Na początku 2020 roku został przeniesiony do rezerw, a w maju rozwiązał kontrakt.
Piotr Pyrdoł (1 mecz, 15 minut)
Wciąż jest niewiadomą. Dołączył do Legii zimą, na treningach pokazuje potencjał, ale nie było okazji, by otrzymał poważniejszą szansę. To wciąż melodia przyszłości.
Napastnicy:
Jose Kante (23 mecze, 1268 minut, 10 goli, 3 asysty)
Kante zaczynał jako piąty napastnik. Reprezentant Gwinei wrócił z Pucharu Narodów Afryki, mozolnie się przebijał, aż… stał się jednym z najważniejszych graczy Legii. Dobrze wpasował się do pomysłu stosowanego przez legionistów. Odnajduje się w zamysłach taktycznych, dobrze radzi sobie z pojedynkami z przeciwnikami i potrafi dobrze użyć swojej techniki. To zaowocowało tym, że potrafił być motorem napędowym Legii w ofensywie. Sezonu nie dokończył z powodu kontuzji.
Jarosław Niezgoda (18 meczów, 1065 minut, 14 goli)
Odszedł zimą, a i tak pozostał najskuteczniejszym strzelcem Legii Warszawa. Niezgoda miał w sobie to "coś". Był zabójcą w polu karnym, dobrze uzupełniał się z Kante i był wartością dodaną dla Wojskowych. Ale trudno powiedzieć, by wiosną kibice musieli za nim bardzo tęsknić. Legia dobrze zarobiła sprzedając go zimą do Portland Timbers.
Tomas Pekhart (11 meczów, 643 minuty, 5 goli, 2 asysty)
Był znakiem zapytania. Legia była dla niego kolejnym, jednym z wielu klubów w karierze. W swoim stylu, potrafił odnajdywać się pod bramką rywali. Strzelał ważne gole w Poznaniu oraz Krakowie, co dawało warszawianom zwycięstwa. Zdobył też bramkę z Cracovią, co otworzyło drogę do radości z mistrzostwa Polski. Jest ciekawą alternatywą i jedynym graczem w ataku Legii o takich parametrach. Z pewnością przydał się stołecznej ekipie w walce o tytuł, choć nie jest idealnie kompatybilny ze stylem gry Wojskowych.
Sandro Kulenović (3 mecze, 190 minut, 1 gol)
Chorwat zaczynał sezon jako podstawowy napastnik Legii. Nie robił wrażenia na kibicach Wojskowych, którzy po jednym z meczów wygwizdali go, gdy schodził z boiska. Strzelił gola w meczu z Pogonią Szczecin, a tuż przed końcem letniego okna transferowego odszedł za milion do Dinama Zagrzeb.
Kacper Kostorz (3 mecze, 40 minut)
Rok temu mocno pracował na obozie przygotowawczym i dlatego został w zespole. Ostatecznie nie był w stanie na poważnie rywalizować o miejsce w składzie. Dostał trzy szanse z ławki rezerwowych, ale gdy grał, nie zdziałał wiele. Na rundę wiosenną wypożyczono go do pierwszoligowej Miedzi Legnica.
Carlitos (2 mecze, 51 minut)
W poprzednim sezonie był jednym z najlepszych piłkarzy Legii. Potem zmieniła się filozofia gry stołecznego klubu, a sam Carlitos nie był w stanie dopasować się do nowych zadań. Nie pasował też do zespołu pod względem mentalnym. Rozegrał w lidze dwa mecze, a na początku września stołeczny klub zarobił na nim prawie dwa miliony euro sprzedając do Al-Wahda ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Vamara Sanogo (2 mecze, 48 minut, 1 gol)
Prawdopodobnie największy pechowiec kończącego się sezonu. Rozgrywki zaczął jako pierwszy napastnik, a nie minęło 40 minut meczu na Gibraltarze i zerwał więzadło. Gdyby nie pandemia, nie zdążyłby się wyleczyć. Udało się, wrócił, strzelił pierwszego gola w swojej karierze w Legii, znów wszedł na boisko z ławki i… nabawił się urazu. Francuz doznał kontuzji na treningu wyrównawczym, gdy pojawiły się problemy ze ścięgnem Achillesa. Teraz znów czeka go długa przerwa.