| Piłka nożna / Betclic 2 Liga
Katastrofalnie potoczył się dla Widzewa mecz wyjazdowy z Resovią. Łodzianie byli drużyną nieco lepszą, ale w drugiej połowie popełnili dwa fatalne błędy – w konsekwencji przegrali 0:1, a spotkanie kończyli w dziesięciu.
Trudno powiedzieć wiele dobrego o pierwszej połowie tego spotkania. Właściwie nie było zbyt wielu klarownych okazji do strzelenia gola, oba zespoły długo się "badały", grały ostrożnie. Tak naprawdę prawdziwa karuzela wydarzeń rozkręciła się dopiero po zmianie stron.
Przede wszystkim blisko bramki był Widzew. Dobre dośrodkowanie w pole karne próbował wykorzystać Marcin Robak, który nie dał się upilnować obrońcy, zbiegł z dalszego słupka i głową uderzył w stronę bramki. Znakomitym refleksem popisał się jednak bramkarz, który odbił strzał. W 65. minucie składną akcję przeprowadzili z kolei gospodarze. Długie dośrodkowanie od obrońcy, zgranie na 16. metr, a tam odnalazł się Maksymilian Hebel. Napastnik oszukał obrońcę i precyzyjnym kopnięciem zdobył dla Resovii bramkę.
Widzew gonił wynik, ale skrzydła podciął mu... Wojciech Pawłowski. Doświadczony bramkarz wybiegł na 30. metr, by przeciąć podanie, ale źle obliczył tor lotu piłki i odbił ją ręką. W konsekwencji ujrzał czerwoną kartkę, a że do dyspozycji nie był rezerwowy Patryk Wolański (jedyna możliwa zmiana to ta z udziałem młodzieżowca), to między słupkami stanął obrońca Hubert Wołąkiewicz.
Do ostatnich minut goście starali się doprowadzić do wyrównania, ale im się to nie udało. Tym samym łodzianie bardzo skomplikowali sobie sytuację w drugiej lidze, bo choć wciąż są liderem z punktem przewagi nad trzecim miejscem, to Górnik Łęczna i GKS Katowice dopiero rozegrają swój mecz w tej kolejce. Resovia z kolei awansowała na czwartą pozycję, a tym zwycięstwem przełamała serię 11 spotkań bez trzech punktów.
Następne
Komentarz:
Tomasz Jasina, Artur Łuczyk